Nowy Frankenstein
Książki tego nurtu polecam, jak to się mówi, z pewną nieśmiałością. Rzecz bowiem w tym, że zdaję sobie sprawę ze stanu kalendarza. Teraz się tak jeszcze pisze... czasami. Książka sensacyjna jak należy zaczyna się od zapewnienia, że bynajmniej nie jest to jakaś mistyfikacja, ale autentyczna historia, przynajmniej w części, jaką autor miał możliwość sprawdzić. Jak najbardziej Rękopis Znaleziony – tym razem na śmietniku, wykradziony wbrew ostrzeżeniom bardzo poważnych prawników, z naruszeniem prawa i popełnieniem przestępstwa. Tenże właśnie, pozyskany w niezwykłych okolicznościach (ekscytujących samych w sobie) manuskrypt jest treścią książki. Tak winna się zaczynać porządna literatura sensacyjna. Niestety, na dzisiejsze czasy może się to okazać za skomplikowane. Dziś na dobry początek potrzebne są ze trzy trupy, strzelanina prosta, a nie jakieś tam tajemnice wykradane prawnikom sprzed nosa. Zwłaszcza, jak tajemnica nie promieniuje niebieskim światłem i nie ma wyraźnie pozaziemskiego pochodzenia.
Sama książka, to można powiedzieć jeszcze jeden "Pigmalion", albo, jakby kto chciał, "Przygody doktora Frankensteina". Rzecz dzieje się w odpowiednich czasach rozkwitu wieku pary i elektryczności, i aseptyki. Ta ostatnia święci wówczas zapomniane już dziś tryumfy. Wydaje się, że zwyciężenie wszelkich nieszczęść ludzkości zależy właśnie od aseptyki. Można powiedzieć z dzisiejszej perspektywy, że niemal racja. W takich okolicznościach, pewien lekarz z ludzkich zwłok składa i ożywia kobietę, lat 25. Dalszego ciągu w zasadzie trudno się nie domyślić, lecz właśnie: dla jednych to będzie banał, drudzy porozkoszują się finezją gry, jaka się rozpocznie. Jest jeszcze jedna warstwa tej książki: poznawcza, kontekstowa, odniesienia do historii do sztuki. Dlatego polecam to coś z pewną nieśmiałością, gdyż zdaję sobie sprawę z tego, że aby odczytać te wszystkie barwy, aluzje, przebić się przez przypisy nieomal, trzeba być czytelniczym twardzielem. Dziełko bynajmniej nie zostało napisane z myślą zabawiania na wszelkie sposoby, to raczej wynik potrzeby podzielenia się wynikiem rozmyślań na różne tematy. Autor zrobił to "na przykładzie", który w konwencji jest SF.
Swoim zwyczajem, solidny tomik (374 strony) nabyłem za niewielkie pieniądze. Koneserów ucieszy w tym wydaniu twarda okładka, solidne szycie i obwoluta w wykonaniu Waldemara Świerzego. Wewnątrz znajdziemy też kilka niebanalnych grafik (trudno powiedzieć ilustracji), które znakomicie wspomagają odbiór. No cóż... Oprawa książek – osobny temat. Jakże często na skutek niezwykłej łatwości dzisiejszej techniki drukarskiej wzdragam się przed zakupem czegoś naprawdę dobrego, ale wsadzonego w taką okładkę, że wstyd postawić na półce. Albo to-to ma jakieś arcykolorowe, wyrenderowane na tak zwanym profesjonalnym programie do wizualizacji inżynierskich wizji 3D Maxie, bohomazy, albo czerwone, pseudoskórzane okładeczki w złote napisy i pozłacane rogi kartek, że nikt nie uwierzy, że w środku nie ma stosownych wymiarów piersióweczki. Na koniec z żalem powiem, że nie znalazłem tej perełki na półce z fantastyką, lecz pomiędzy tak zwanymi normalnymi książkami. Najwyraźniej doświadczeni pracownicy Składnicy Księgarskiej wzdragają się mieszać literaturę z fantastyką. Chlip żałośnie, bo cóż więcej powiedzieć?
Baron
Alasdair Gray
Biedne istoty, Sceny z wczesnych lat życia doktora Archibalda McCandlessa, inspektora szkockiej służby zdrowia.
Przełożyła Ewa Horodyska
PIW 1997
reklama
Wysyłkowa księgarnia internetowa www.fantastyka.now.pl
Szukasz książek z gatunków science-fiction, fantasy i horror lub komiksów? Gier figurkowych, fabularnych i karcianych? Zajrzyj do nas, znajdziesz prawie trzy tysiace pozycji, w tym trudnodostępne.
Na stronie księgarni oprócz tego konkursy, informacje o nowościach i zapowiedziach wydawniczych. I, co ważne, sprawdź nasze ceny, nie zawiedziesz się :-)
Zapraszamy do zakupów.
Zapraszamy właścicieli serwisów i stron internetowych (nie tylko fantastycznych) do naszego Programu Partnerskiego. Szczegóły na stronach księgarni fantastyka.now.pl
|
|
Kraina marzeń
Można wieść życie wśród masek i kukiełek. Można robić swoje, dzień po dniu tak samo, a wieczory psuć jednym, nierozważnym słowem. Można też rzucić to wszystko i podążyć za mrzonką, do miejsca, w którym właśnie ona stanowi o wszystkim. Do miasteczka, gdzie fatum wykreślił człowiek, mający za kompana własną wyobraźnię.
My dzięki temu dostajemy do ręki "Krainę Chichów".
Jedno trzeba Jonathanowi Carrollowi przyznać, niezależnie od tego, jak ocenia się jego twórczość – potrafi napisać tak, że słowa rozmywają się przed oczami. Lektura tej powieści, pierwszej w pisarskiej karierze Carrolla, to nie przedzieranie się przez zdania i akapity. To się czyta, prawie jak Martina, choć Martin to nie jest. Krok za mało, ale w dobrą stronę. Jeśli zza szeregu liter wyłania się obraz, byłoby nierozsądne nie skorzystać z okazji.
A wyłania się i to nie byle jaki. Senna mieścina, poczciwi mieszkańcy i coś, co trudno ogarnąć rozumem. Wszystko takie milutkie, cieplutkie i sympatyczne. A do tego nuta goryczy.
ro
Jonathan Carroll
Kraina Chichów
tłum. Jolanta Kozak
Prószyński i S-ka, Warszawa 1999
Rozmowy z planetami
Książkę "Rozmowy z planetami" Anthony Aveniego swoim zwyczajem nabyłem gdzieś na wyprzedaży. Wydana w roku pańskim 2000, w ekspresowym tempie – jak na moje kryteria – zjechała na najniższe półki w kategorii atrakcyjnego towaru. Tak najwyraźniej ocenili ją sprzedawcy. Tymczasem, z zawartością powinien zapoznać się nie tylko każdy miłośnik s-f i fantasy, ale chyba każdy człowiek, który chciałby cokolwiek – jak ów mieszczanin, co został szlachcicem – wiedzieć. Rzecz bowiem o powstawaniu naszej cywilizacji i jej kosmicznym kontekście.
Temat ten jest poruszany rzadko i jeszcze rzadziej fachowo, bowiem w autorze musi się spotkać wiedza historyczna z archeologiczną, co jest dosyć naturalne, ale jeszcze niezbędna jest znajomość astronomii. A to już całkiem inna parafia. Książka uświadomiła mi, w jakim stopniu właśnie brak owej fachowej wiedzy jest generatorem niezwykłych mitów i kosmicznych teorii dotyczących przepadłych cywilizacji. Skądś się bierze takie przekonanie, że jak jestem przedstawicielem Cywilizacji Zachodu, przyjechałem z Hameryki, to mi te indyjce, czy inne jakieś, to do pięt nie doskoczą. Nie jestem, co prawda, budowniczym, inżynierem, ani jakimś astronomem, ale na pewno moja wiedza, którą zdobyłem w naszych genialnych szkołach, aż nadto wystarcza do tego, by zgłębiać i oceniać wszystko, co ci tubylcy zrobili.
Inne doświadczenia mówią, co prawda, że astronomia jest trudna: ale... No i czasami okazuje się, że nawet za trudne jest to, co wymyślili faceci sprzed setek czy nawet tysięcy lat. Tak powstają różnego rodzaju pomysły o nadzwyczajnej dokładności obserwacji, wiedzy, której bez interwencji obcych, nabyć nie było można. Moim zdaniem, to, co najważniejsze w tej książce, wygląda na pierwszy rzut oka na bardzo banalne: widzimy zupełnie inaczej świat niż nasi przodkowie. Ale nie jest banalne stwierdzenie, że widzimy go zupełnie inaczej niż go widać. My nie widzimy go własnymi oczami. Bodaj najbardziej drastycznie sprawy się mają w astronomii: bo na Układ Słoneczny spoglądamy gdzieś z niebotycznego kosmosu, z innych gwiazd. Z Ziemi absolutnie nie widać prostego ruchu po gładkich prawie okręgach. Planety kreślą po niebie przedziwne pętle, trzeba całych lat obserwacji, by dopatrzyć się w nich jakiejś regularności.
Aveni sprowadza nas na ziemię i, trzymając się tego obserwacyjnego kontekstu, zaczyna nam detalicznie wyjaśniać bez publicystycznych, zamazujących wszystko uproszczeń, o co chodziło z tym kalendarzem wenusjańskim Majów, co widzieli astronomowie chińscy i hinduscy. Wreszcie możemy, na własnej niejako skórze, doznać, jak to było z tymi dokładnościami, teoriami, wreszcie przekonać się, jak bardzo jesteśmy przywiązani do wyobrażeń, które powinny przepaść razem z cywilizacjami, po których już śladu nie ma.
Książkę polecam wszystkim, których sprawy powstania cywilizacji interesują, tym, którzy wierzą, i tym, co serdecznie nie wierzą w UFO.
Baron
Anthony Aveni
Rozmowy z planetami
Zysk i S-ka, 2000
|