451 Fahrenheita
Stało się, jak przewidywaliśmy. Nie potrzeba już wiedźminów, na potwory wystarczą dziennikarze. Zaraz po nieszczęsnej Nessie, której nie ma, nigdy nie było, a co więcej: nie będzie, przyszła kolej na człowieka śniegu. Jego też, biedaczka, nie ma, kilkaset lat tradycji poszło się chędożyć. Ślady bosych stóp na śniegu zostawiał niewątpliwie jakiś brytyjski himalaista, nadużywszy GINu, może nawet sam Mallory – jak wiadomo wszyscy Angole mają platfusa, a Angolki dodatkowo krzywy zgryz i nogi takoż. I Tony’ego Blaira, ale temu ewidentnie są sami winni, nie można zwalić wszystkiego tylko na igraszki genów. O ile jednak Nessie żurnaliści we współpracy z jakimiś pogiętymi naukawcami pogrzebali kompletnie, to jeśli chodzi o yeti jest jeszcze jakaś iskierka nadziei. Jak można było przeczytać, yeti to nie dźwiedź. To się pytam, skoro nie jest to dźwiedź, to co? Może toperz? Albo wręcz yeti to perz? Wampir powinien coś na ten temat wiedzieć. Albo Literaturoznawca, w końcu jego w Katmandu zna już każdy żebrak. Niestety, z nienajlepszej strony. Chyba zmienimy mu wizytówki, żeby więcej wstydu nie robił. Wydrukujemy logo konkurencji, jak chodzi najarany to mu wszystko jedno. Szerpowie i tak nie odróżniają jednego periodyku od drugiego. Ale nikt nie spyta Literaturoznawcy, w końcu eksperta, tylko tak od razu napiszą o dźwiedziach. I uznają sprawę za załatwioną. Gdzie tu dziennikarska rzetelność? Sorry, nieco ten głupawy tekst zaczyna przypominać popołudniową gonitwę myśli, ale jakoś osobiście źle znoszę takie bezmyślne niszczenie legend. To co, może i chędożonych krasnoludków też nie ma? Skrzaty do mleka nie szczają? Ano chyba nie szczają, może dlatego, że trudno nasikać w kartonik. Jeśli tak dalej pójdzie, to z torbami pójdą nie tylko wiedźmini, ale i dziennikarze w końcu. A z potworów zostanie jedynie Fandomas... Tfu, Fantomas, czyli upiór Luwru, wujaszek Freud się kłania, jemu też wszystko z jednym się kojarzyło i dzięki temu zrobił karierę. Wszystko jedno, oba straszliwe oraz niezniszczalne. Coś jednak zostanie, to dość optymistyczne. Skoro już przy Fantomasie, tfu, tym razem fandomie jesteśmy, to okazuje się, że na Słowacji też grasuje takowy. Wampir wie, bo poleciał i sprawdził. Jest i ma się dobrze, fandom, nie wampir, bo tego byle co nie bierze. Zadowolony jakiś wrócił, pewnie co załatwił, dla Fahrenheita oczywiście. W prywatne sprawy wampira nie będziemy się zagłębiać, bo to i nieciekawe, i family filter mógłby odciąć sporej części populacji dostęp do naszego periodyku. Zaś problem niedokrwistości i anemii, dręczącej panny o łabędzich szyjach jest kłopotem odpowiednich służb naszych południowych sąsiadów. Zresztą wampir napisał relację, można przeczytać w publicystyce. Nie warto się ślinić zawczasu, to relacja oficjalna. Za to warto ślinić się na coś innego, niebawem powinny pojawić się nowe teksty Czechów i Słowaków. Tam wampira jeszcze nie znają, to i załatwił. Ciekawe, jeśli tendencja się utrzyma, to kiedy wreszcie załatwią wampira?
Tomasz Pacyński
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||