strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Adam Cebula Publicystyka
<<<strona 19>>>

 

Bliskie spotkanie z Lemem

 

 

Pamiętam, jak na którymś z pierwszych LOF-ów rzucono hasło, oczywiście jako doskonały absurd, że można by zaprosić Stanisława Lema. No i słowo stało się ciałem. Co prawda wirtualnie, ale bardzo skutecznie, Lem był obecny we Wrocławiu na spotkaniu, które udało się zorganizować doc. dr hab. Andrzejowi Zaleskiemu (warto było zostać docentem!). Dzięki społecznej pracy i nieustępliwości miałem okazję zamienić kilka słów z naszym wielkim pisarzem. Może się tu narażę, ale powtórzę, Lem, długo nic, próżnia doskonała, potem reszta.

Ten bałwochwalczy stosunek może być usprawiedliwieniem, że dopiero teraz wyjaśnię, iż spotkanie odbyło się w ramach Wrocławskiego Festiwalu Nauki w Instytucie Niskich Temperatur i Badań Strukturalnych PAN, oraz że było to tak naprawdę spotkanie z profesorem Janem Klamutem i Stanisławem Lemem. Poprowadził je Andrzej Drzewiński, węższemu gronu znany także jako doc. dr hab., a szerszemu jako pisarz SF . Był to rodzaj publicznej dyskusji, zorganizowanej techniką telekonferencji. Stanisław Lem siedział sobie spokojnie w swoim domu w Krakowie pośród fury książek, my zaś mogliśmy go obserwować za pomocą rzutnika multimedialnego na ekranie. Kontakt wirtualny, lecz jak najbardziej skuteczny. Lem reagował natychmiast, najwyraźniej znajdował się w odległości nie przekraczającej ułamka sekundy świetnej.

Muszę przyznać, że obawiałem się o to, iż spotkanie zmieni się w imprezę ku czci dostojnego weterana. Nic z tych rzeczy. Lem objawił się w znakomitej formie, daj Boże taki rozum każdemu w najlepszych latach. Co więcej, jak zawsze objawił się Lem buzujący pomysłami, poglądami informacjami, obczytany do nieprzyzwoitości, żonglujący nazwiskami i faktami, wreszcie sypiący własnymi przemyśleniami i ich uzasadnieniami. Lem jak zwykle, jakiego zapamiętałem z dzieciństwa.

Oczywiście (i jak zwykle) z Lemem niekoniecznie trzeba się zgadzać. Ma swoje koniki, swoje zafiksowane poglądy, które znamy od lat. Lecz dobrze posłuchać, jak ich broni. Jego interlokutor, "twardy fizyk" okazał się bardziej humanistycznie nastawiony od Lema, który od samego wstępu zadeklarował, że gdy mówimy o nauce, to on ma zamiar mówić tylko o naukach ścisłych.

Skoro nie po kolei, co jest wynikiem emocji, to dopiero w tym miejscu dodam – tematem spotkania były "DyLEMaty przyszłości nauki" (tak to zostało zapisane w programie festiwalu). Przyznam szczerze, że mocno się zastanawiałem co też można powiedzieć na temat czegoś, czego jeszcze nie ma, i Lem w pierwszych zadaniach powiedział właśnie to, że najbardziej fascynująca jest w nauce zupełna nieprzewidywalność. Po prostu: pojęcia nie mamy, co w przyszłości może zostać wyjaśnione. Przyznam, że takie podejście wywołało u mnie prawdziwy entuzjazm zazwyczaj bowiem na pytanie: "i co tam, panie, może być jeszcze w nauce"– pozwany zaczyna wymyślać przeróżne dziwaczne hipotezy, że pewnie wymyślą a to latający dywan, a to samozjadający się chlebek. Lem postawił na rzetelność: cholera wie, co wymyślą, i to jest właśnie fascynujące.

Andrzej Drzewiński postawił pytanie, czy nauka i filozofia przechodzą obecnie kryzys? Tu właśnie profesor Klamut okazał się o wiele łaskawszy dla królowej nauk, zaś Lem od razu zadeklarował nieobecność na polu bitwy filozofii, która – jak to później wiele razy określano – "zjadła samą siebie". Ujął mnie też bezpośrednią oceną Horgana, którego książkę ("Koniec nauki") mimo wszystko w bookiecie polecam do przeczytania, choć właśnie z zastrzeżeniem do kompetencji autora. Jak się Lem wyraził, pogrzebano w niej naukę, która tymczasem, nic sobie z tego nie robiąc, w najlepsze trwa dalej.

Obaj dyskutanci zresztą zgodzili się co do tego, że o ile jest kryzys nauki (jak twierdził prof. Klamut), to nie ma on charakteru pesymistycznego: wręcz przeciwnie, stanęliśmy przed serią kolejnych zasadniczych pytań i z niecierpliwością poszukujemy odpowiedzi na nie. Jeśli więc jest jakiś kryzys, to tylko w pewnym wąskim, to nie w powszechnie pojmowanym sensie tego słowa.

Lem potraktował tę kwestię w moim odczuciu z dystansem. To znaczy, szkoda czasu na zastanawianie się nad kryzysem w nauce. Owszem, filozofowie mogą się zastanawiać nad pojęciem prawdy, lecz dla biologa, chemika, czy fizyka eksperymentatora, człowieka, który zajmuje się wąską, specjalizowaną dziedziną wiedzy, ten problem nie istnieje: on ma bardzo dobrze sformułowane pytania, dobrze wie, jakich odpowiedzi się spodziewa.

Kolejnym tematem było pytanie, czy społeczeństwo powinno akceptować kosztowne badania problemów podstawowych. Pytanie moim zdaniem retoryczne. Bez badań podstawowych nie byłoby wspaniałej techniki nas otaczającej, bez Turinga i jego maszyny, która działała tylko na papierze, nie byłoby naszych komputerów. Obaj dyskutanci zgodnie oświadczyli, że badania podstawowe są konieczne. Sęk oczywiście w tym, jak sprzedać społeczeństwu ich wyniki. Tak na marginesie, to bardzo ważną rolą tego typu spotkań okazuje się ostatnio przypominanie rzeczy oczywistych. Ludzie, obserwując świat poprzez pryzmat własnych kłopotów, czasami poprzez propagandę partii, czy grup nacisku, często zaczynają kwestionować właśnie oczywistości, jak konieczność rozwijania nauki i niestety łożenia na nią pieniędzy. Są skłonni zgadzać się na to, dopóki to nie o ich pieniądze chodzi.

Ujęło mnie poruszenie przez Lema typowo "pingwiniarskiego" wątku patentów i zagrożenia, jakie niosą. Tej sprawie trzeba poświęcić osobny sążnisty artykuł, dość powiedzieć, że znany z imienia i nazwiska Australijczyk uzyskał patent na koło, opatentowano jedno kliknięcie myszą. Kolejną sprawą o jakiej Lem mówił, to kwestia amerykańskiej dominacji w nauce. O ile rzeczą oczywistą i chwalebną jest import naukowców przez USA, bo dostają tam lepsze warunki pracy, gdyż w sumie dzielą się swoimi wynikami z resztą całego świata, to tylko w ciemnych zakątkach poruszany jest problem propagandowego traktowania wizerunku nauki w Stanach Zjednoczonych. Jednym z bardzo skutecznych instrumentów jest selektywne cytowanie prac, oczywiście powstałych w kraju z pominięciem europejskich. Skutki owej polityki są niestety całkiem wymierne w połączeniu z polityką patentową, wychodzi na to, że świat wszystko zawdzięcza Ameryce. W związku tym trzeba wnosić opłaty licencyjne. Ta ostatnia uwaga jest już moja własna.

Tu kolejna refleksja, że silna intelektualna osobowość stanowi zazwyczaj nie tyle zbiornicę wiedzy wszelakiej, która daje konkretne i bardzo precyzyjne odpowiedzi na pytania, co raczej jest rodzajem racy rozsypującej iskry. Jest zaczynem do dalszych dywagacji i poszukiwań. Lem iskrzy i podpala przez ponad czterdzieści lat. Ma przez to wielu przeciwników, także wrogów, lecz także oni właśnie jemu zawdzięczają, że są przeciwnikami nie byle kogo.

Lwią część dyskusji zjadł problem kryzysu w nauce. Znalazło się kilku odważnych, którzy zadali pytania. Jednym z nich była teoria pogranicza, kolejna teoria rozwoju nauki. Jeszcze ktoś oponował przeciw deprecjonowaniu roli filozofii, przypominając o tym, że w XIX wieku studia zaczynały się od poznawania filozofii. Rezultatem takiej organizacji miała być większa moralność absolwentów.

Z poruszonych tematów najbardziej wyraziście utkwił mi w pamięci problem moralności w nauce. Lem ten jeden z najbardziej ostatnio dyskutowanych dylematów rozstrzygnął bardzo sprytnie: rzecz w tym, że nauka stawia nas przed faktami dokonanymi. Bardzo rzadko jest tak, że wiemy, co mianowicie chce się odkryć. Z tego powodu naukowiec nie może ponosić odpowiedzialności za swoje badania. Nie można Curie– Skłodowskiej oskarżać za zrzucenie bomby atomowej.

Muszę się raz kolejny pogodzić, że kiepski ze mnie sprawozdawca, nie sposób przekazać atmosfery owego spotkania, nastroju w jakim Drzewiński witał Lema. Tu na zasadzie "skończ waść, wstydu oszczędź", porzucę nieudolne próby kronikarskie. Konkluzja jest jedna: pomimo entuzjazmu chyba całkiem uczciwie można powiedzieć, że polska fantastyka, od której zresztą Lem się odcina, nie dorobiła się jeszcze nikogo, kto choćby nawet w drobnej części Lemowi dorównywał. Wydaje się też, że można podać bardzo prostą przyczynę dlaczego. A zwyczajnie z lenistwa. Lem zapewne w ciągu ostatniego roku przeczytał tyle, ile ja w ciągu całego życia. Uczenie nazywa się to śledzeniem bieżącej literatury i zasadniczo jest obowiązkiem każdego człowieka zajmującego się nauką. Można oczywiście być zwyczajnie głupszym, mieć kłopoty z kojarzeniem faktów, lecz w kontakcie z Lemem najwyraźniej daje się we znaki banalne lenistwo. I to wydaje mi się najważniejsza, może prywatna konkluzja ze spotkania.

Na koniec z zupełnie innej beczki. Jest to moja, jak najbardziej osobista refleksja. Oto z tak zwanych przyczyn niezależnych na spotkanie przyszło około stu siedemdziesięciu osób. Zaledwie, bo w tak zwanych mediach zabrakło informacji. Można tylko wyrazić nadzieję, że to nie było celowe działanie. Jak widać nasze polskie bagienko nie oszczędzi żadnej osobistości. Można tylko mieć nadzieję, że się bardzo mylę, że był to tylko fatalny zbieg okoliczności.

 

 

Od lewej prof Jan Klamut, doc. dr hab. Andrzej Drzewiński, doc. dr hab. Andrzej Zaleski.

 

 

Prof Jan Klamut i Andrzj Drzewiński słuchają co mówi Lem.

 

 

Sala z wirualnie obecnym Lemem (widocznym nieco na ścianie). Autorem zdjęć jest (mam nadzieję) Tomasz Zaleski

 




 
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
(Spam) ientnika
Zapytaj GINa
Komiks
HOR-MONO-SKOP
Ludzie listy piszą
Konkursy
Andrzej Pilipiuk
Paweł Laudański
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
Konrad Bańkowski
Paweł Leszczyński
Idaho
Adam Cebula
Krzysztof Kochański
Łukasz Kulewski
Piotr Schmidtke
Konrad Bańkowski
Alexandra Janusz
Marta Sadowska
KRÓTKIE SPODENKI
Dawid Brykalski
Krzysztof Sochal
Andrzej Ziemiański
Romuald Pawlak
Elisabeth Moon
Elisabeth A. Lynn
Harlan Ellison
Robert Silverberg
Tomasz Piątek
XXL
 
< 19 >