strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Piotr K. Schmidtke Publicystyka
<<<strona 15>>>

 

PeKaeSem 05

 

Jak to na wojence ładnie...

 

Motto:

W iskier krzesaniu żywem

Materiał to rzecz główna:

Trudno najtęższym krzesiwem

Iskry wydobyć z materii miękkiej i podatnej...

"Pytają mnie się ludzie..." ("Słówka")

Tadeusz Boy-Żeleński

 

Powszechnie wszystkim wiadomo, że nasz fantastyczny światek to bagno. Jedni nie lubią drugich, ale razem konsekwentnie gardzą trzecimi, ludzie skupieni wokół poszczególnych pism czy serwisów atakują się wzajemnie, tocząc nierzadko prawdziwe wojny. Wypadałoby również zaznaczyć obecność "wolnych strzelców", fandomowego Salonu Odrzuconych, nienawidzących całego środowiska hurtem i detalem. Przeświadczonych przy tym, że wszystkich pozostałych drukuje się i zamieszcza jedynie za sprawą kontaktów i znajomości, nagrody dostaje za picie z rzekomymi decydentami, a nie ze względu na talent. Którego Odrzuconym, broń Boże, nie brakuje, po prostu nie chcą wchodzić w układy, a w ogóle to są ponad fandomem i jego nagrodami. Co nie przeszkadza im wypowiadać się na ten temat wszędzie, gdzie to tylko możliwe. A że na wszelkiej maści forach ich działalność jest szeroko dyskutowana i komentowana – i naturalnie wyśmiewana – ich "sława" nie przemija, a szkoda. Choć z drugiej strony, pewien folklor też jest potrzebny.

Jeśli jednak chcemy mówić o prawdziwej fandomowej wojnie, to możemy pominąć Odrzuconych, ponieważ ex definitione nie mają zaplecza niezbędnego do rozpętania takowej. Co najwyżej mogą ją wykorzystać do podbudowania własnego poczucia wyższości wobec środowiska. Żeby rozpocząć wojnę, wcale nie potrzeba pieniędzy, pieniędzy i jeszcze raz pieniędzy; ważniejsze jest co innego – żołnierze. A żołnierzami, jak łatwo się domyślić, będą czytelnicy. A konkretniej, czytelnicy – wyznawcy. To oni w ciemno poprą stanowisko ukochanego redaktora naczelnego, murem staną za skrzywdzonym a krzykliwym autorem, wreszcie najadą na oponenta w dyskusji za pomocą wszelkiego rodzaju argumentów – od tych całkiem rozsądnych do wręcz idiotycznych.

Dlaczego o tym piszę? Otóż niedawno miałem wątpliwą przyjemność oglądania jednej z takich wojenek na żywo i w technikolorze. Na dużą mniejszą niż ogólnofandomową skalę, oczywiście, i to w dodatku toczącej się wewnątrz środowiska erpegowców – ale przepięknie ilustrującą klasyczne mechanizmy takich konfliktów.

Kłótnia wybuchła pomiędzy dwoma portalami poświęconymi RPG właśnie, a zaczęło się dość niewinnie, bo od koszulki. Firmowej koszulki portalu A, lekko zmodyfikowanej przez właścicielkę, skądinąd byłą redaktorkę tego serwisu. Modyfikacja ta polegała na tym, że logo portalu zamknięto w przekreślonym, czerwonym kółeczku, doskonale znanym miłośnikom filmu Ghostbusters. Powód dość błahy, zwłaszcza, że feralny T-shirt był noszony tylko na jednym konwencie, jednego dnia i tylko przez pół godziny. I tylko przez jedną osobę, w dodatku niespecjalnie znaną. I na tym jednostkowym manifeście pewnie by się skończyło, gdyby nie to, że zdjęcie przedstawiające koszulkę na właścicielce pojawiło się w fotorelacji z konwentu w galerii portalu B, konkurencyjnym wobec demonstracyjnie skreślonego, a następnie tendencyjnie skomentowane przez jego redaktorów (później, w trakcie dyskusji, tłumaczyli się, że występowali oni w tym przypadku jako osoby prywatne).

Jak łatwo się domyślić, link do tej fotki szybko trafił do redaktora naczelnego serwisu A, który nie omieszkał ogłosić tego faktu wszem i wobec na forum dyskusyjnym, skądinąd uderzając w dość płaczliwy ton.

I wtedy rozpętało się piekło.

W ciągu niecałego dnia w wątku poświęconym tej fotce pojawiło się niemal dwieście wypowiedzi, a w komentarzach pod fotografią – jeszcze z pięćdziesiąt. Redakcja portalu B została zaatakowana na wszystkich frontach – tak przez fanatycznych zwolenników "znieważonego" serwisu, wrzeszczących, porównujących skreślenie symbolu A do przekreślenia, na przykład, Gwiazdy Dawida, wyzywających grubymi słowy, wreszcie nawołujących do zrównania B z ziemią, słowem – nie mających nic do powiedzenia, ale nakręcających spiralę nienawiści (posuwali się nawet do atakowania tych spośród "swoich", którzy ośmielili się prosić o odrobinę rozsądku i zakończenie kłótni), jak i przez osoby nieco bardziej zorientowane i rozsądne, nie ziejące nienawiścią, ale prezentujące konkretne argumenty i wywlekające wszelkie spory i zgrzyty pomiędzy A i B mające miejsce od początku czasu. Zaatakowana redakcja nie pozostała dłużna, wyśmiewając zarówno twórców, jak i użytkowników "skreślonego" portalu, nierzadko nawet dość celnie. Pewien użytkownik, który swego czasu z hukiem opuścił progi A, obiecując, że nigdy nie wróci, a później związał się z B, pojawił się ponownie, tym razem pod pseudonimem, twardo broniąc nowych kolegów. Atmosfera zwarzyła się dokumentnie, po czym kłótnia wypaliła się i wygasła, a wątek, który przez tydzień nie schodził z pierwszej piątki aktualizowanych, nagle wypadł z pierwszej pięćdziesiątki. Tak po prostu.

Ciężko powiedzieć, jakie są teraz stosunki pomiędzy A i B, ponieważ od tego czasu (cała afera miała miejsce na przełomie października i listopada) nie podejmowano żadnych prób porozumienia się pomiędzy obiema redakcjami. Najbliższe konwenty pokażą, jak się sprawy mają – czy pokaże się więcej koszulek z przekreślonym logo A, nowe T-shirty ze skreślonym B, czy też jednorazowy wygłup nie przełoży się na nową modę. Najgorszy scenariusz jest taki, że powróci znane ze starych, dobrych czasów "WoD Free Zone", tyle że w odniesieniu do A lub B. Ja osobiście mam nadzieję, że rozejdzie się po kościach. I choć ponoć nadzieja jest matką głupich, to, jak mawiał Edward Dziewoński, lepiej być głupim z nadzieją, niż beznadziejnie mądrym.

Jakie są implikacje wojen fandomowych dla przeciętnego miłośnika fantastyki? Prawie żadne, ponieważ jest on tylko odbiorcą – więc i tak dalej będzie czytał tylko to, na co będzie miał ochotę, ewentualnie, w porywie patriotyzmu, stanie w obronie tej czy innej redakcji. O wiele gorzej mają ci, którzy w ten czy inny sposób postanowili aktywnie uczestniczyć w życiu fandomu – czy to należąc do jakiegoś klubu, czy też pisząc, recenzując, robiąc wywiady albo i tworząc jakiś serwis bądź pismo. Gorzej, bo publikując gdziekolwiek, chcąc nie chcąc, przypisują się do tej czy innej redakcji lub organizacji. A później, gdy wybuchnie konflikt, atakowani są na równi z całą resztą grupy, choćby nawet czniali serdecznie zarówno przyczyny, jak i skutki kłótni.

Co więc robić ma ktoś, kto chciałby udzielać się w fantastycznym światku, a przy tym nie ma ochoty na jakiekolwiek konflikty (szczególnie uciążliwe, gdy kłócą się jego dobrzy znajomi)? Wyjść jest kilka – można usiąść cichutko w kąciku i poczekać, aż chęć przejdzie; można, jak znajomy pisarz, solidarnie olewać A, B, C i całą resztę alfabetu i po prostu robić swoje, nie przejmując się fandomowymi potyczkami; można wreszcie, jak pewien zapoznany grafoman, postawić się w opozycji wobec całego środowiska, wyśmiewać je i obrażać przy każdej okazji (oprócz pisarskich tuzów; tym bowiem należy włazić w dupę bez mydła), ostentacyjnie stawiać się ponad nagrodami i redakcjami, by potem potajemnie wielokrotnie głosować na własny utwór w plebiscycie na najlepsze opowiadanie.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 15 >