strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Paweł Laudański Publicystyka
<<<strona 20>>>

 

Kto zamawiał ruskie?!

 

A teraz będzie o kobietach

 

Dziesiąte, jubileuszowe danie, a zatem, pomyślałem sobie, to musi być coś ekstra. A cóż – poza fantastyką, rzecz jasna – może być lepszego od kobiet?

Próbowałem ostatnio ustalić, jak wygląda sprawa z tłumaczeniami na polski rosyjskiej fantastyki pisanej przez kobiety. Pierwszą autorką, której nazwisko przyszło mi do głowy, była Olga Łarionowa, określana niekiedy, nieco na wyrost, mianem rosyjskiej Le Guin; jej najlepsze utwory wciąż pozostają nieznane polskim czytelnikom. Potem przypomniałem sobie jeszcze o Ariadnie Gromowej, Walentynie Żurawlowej (to z lat 60-80 ubiegłego stulecia), Jelenie Pierwuszynie i, przede wszystkim, Marinie Diaczenko (to już ostatnie dziesięciolecie). I na tym się właściwie skończyło korzystanie z zawodnej pamięci. Po to, by móc nadto wymienić w tym miejscu Marię Czudakową (jedno opowiadanie), Lilianę Rozanową (to samo), Irinę Winnik (dwa opowiadania), Margaritę Bubnową (jedno opowiadanie, i to do spółki), Julię Iwanową (mikropowieść, za to samodzielny tomik!), Ludmiłę Koziniec (dwa opowiadania) czy wreszcie Dalię Truskinowską (jedno opowiadanie), musiałem odwołać się do mojej bibliograficznej bazy danych. Z wymienionych pań wciąż piszą Diaczenko, Pierwuszyna i Truskinowskaja, z czego ta pierwsza – wyłącznie w duecie z mężem; Koziniec, po kilku latach milczenia, wydała ostatnio bodaj dwa zbiory dobrze przyjętych nowych tekstów – niestety, w kwietniu tego roku ta interesująca pisarka zmarła.

Rodzi się naturalne pytanie: czy to Rosjanki stronią od pisania fantastyki, czy też po prostu nie miały dotąd szczęścia do polskich wydawców?

Zdecydowanie to drugie. Spoglądam na nazwiska widniejące na grzbietach książek z mej prywatnej, jakże przecież niepełnej biblioteczki: Ira Andronati, Jekaterina Niekrasowa, Anna Li, Natalia Ipatowa, Jelena Chajeckaja, Swietłana Prokopczik, Wiera Kamsza, Ludmiła Biełasz, Wiktoria Ugriumowa, Jana Bocman (to zdecydowanie ładniejsza połowa małżeńskiego duetu podpisującego swe utwory pseudonimem Aleksander Zoricz), przy czym ograniczam się tylko do tych wcześniej nie wymienionych.

No i jest jeszcze Maria Galina, bohaterka dzisiejszego odcinka.

Maria Galina. W wieku 35 lat porzuciła nieźle zapowiadającą się karierę naukową w specjalności biologia morza i zabrała się za przekłady anglosaskiej sf, poezję, krytykę. I tak jakoś się dzieje, że czego się nie tknie, to całkiem nieźle jej wychodzi. A że zabrała się również za prozę – to i tu dobrze jej poszło.

W ramach nadrabiania zeszłorocznych zaległości zabrałem się za zbiorek dwóch mikropowieści Marii Galiny, Proszczaj, moj angieł. Podchodziłem doń z pewną taką nieśmiałością, choć wcześniejsza lektura dwóch opowiadań tej autorki napawała umiarkowanym optymizmem. Im dalej jednak zagłębiałem się w stronice wspomnianego zbiorku, tym trudniej było mi się od nich oderwać. Nie, nie jest to jakaś odkrywcza, rewolucyjna twórczość; ale i pomysły ma Galina interesujące (choć co i rusz gdzieś na granicy świadomości przemykała mi myśl, że gdzieś, kiedyś coś podobnego chyba czytałem; coś nie tak musiało być z tą myślą, bo częstokroć za diabła nie mogłem sobie przypomnieć, gdzie, kiedy i co), i interesująco potrafi je sprzedać. Akcja jej utworów toczy się wartko, ale bez przesady; wszystko zdaje się być poukładane, w idealnie dobranych proporcjach.

W powieści tytułowej widzimy alternatywną Ziemię. W zamierzchłych czasach na kontynencie australijskim ewolucja poszła w zupełnie innym kierunku, dzięki czemu na niewielkiej przecież planecie muszą egzystować dwie inteligentne rasy; niestety, ludzie przez długi czas przegrywali tę rywalizację, poddając się dominacji zdolniejszych, inteligentniejszych, bardziej przedsiębiorczych przeciwników. Przegrywali, ale do czasu. Pomimo ścisłej kontroli sprawowanej przez przypominających nieco anioły majorów ludzkość zaczyna prześcigać ich nie tylko w liczbie urodzeń, ale nawet w dziedzinach, w których, jak się zdawało, nie ma najmniejszych szans – przede wszystkim w nauce. To już nie ludzie korzystają z ochłapów rzucanych łaskawie przez dobre paniska, okazuje się, to przede wszystkim dzięki wykradanym im pomysłom postęp naukowy jeszcze jakoś się toczy. Majorowie, czując, że kres stworzonej przez nich cywilizacji zbliża się wielkimi krokami, podejmują dramatyczną próbę ratowania mocno zachwianego status quo. Może się jednak okazać, że na wszelkie tego rodzaju działania jest już mocno za późno.

Sporo tu klimatów a’la Strugaccy – kłaniają się Pora deszczów (przede wszystkim) i Miasto skazane. Nawet jeśli jednak Galina szukała inspiracji u wielkich mistrzów, to jest to inspiracja bardzo twórcza; nie ma mowy o plagiacie.

W drugiej opowieści, noszącej tytuł Ekspiedicija, nieodmiennie pobrzmiewały mi echa Alei potępienia Rogera Zelaznego; a bo mamy i misję kurierską do spełnienia, szaleńczą, w zasadzie z góry skazaną na niepowodzenie, i świat w agonii, i ludzkość w upadku... Ale są i różnice – akcja bez wątpienia toczy się w Rosji, a raczej w tym, co z owej Rosji pozostało. A pozostało wspomnienie dawnej potęgi: ogromne państwo rozpadło się na wiele mikroskopijnych, udzielnych państewek, rządzonych przez dawnych wojskowych, dowodzących dawnymi okręgami. Jesteśmy świadkami powolnej, acz nieubłaganej agonii dawnego świata; są jednak siły, które próbują uratować co się da z beznadziejnej, zdawałoby się, sytuacji. No i bohaterka – żadna tam superwoman, ale zwykła kobieta, tchórz, konformistka. Rzec by należało: antybohaterka. Gdzie jej tam do Czarta Tannera...

W sumie – bardzo dobra rzecz. Jeśli kolejna książka Galiny, która przycupnęła sobie skromnie na mej półce w oczekiwaniu na przeczytanie – mam na myśli powieść Wołcz’ja zwiedza – okaże się równie interesująca, nie będę miał wyjścia: przyjdzie dopisać kolejne nazwisko do listy mych ulubionych autorów. Listy, na którą wcale nie tak łatwo się dostać.

 

 

ROSYJSKOJĘZYCZNA FANTASTYKA W POLSCE

PRÓBA BIBLIOGRAFII

CZĘŚĆ IX: LATA 1989-1990

 

Rok 1989 w zasadzie nie zapowiadał zbliżającej się posuchy. Choć był mniej obfity niż lata bezpośrednio go poprzedzające, to liczba wydanych książek (w sumie, ze zbiorem opowiadań Władimira Sawczenki, było ich 6) rekompensowała mniejszą niż poprzednio liczbę opowiadań opublikowanych w prasie (tylko tam, bo antologii tym razem nie było ani jednej). To ostatni rok istnienia wydawnictwa Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej "Współpraca"; niestety, razem z nim do piachu poszła również wydawana przezeń seria rosyjskiej fantastyki. Nim znikło, zdążyło jeszcze rzutem na taśmę opublikować rozwinięcie znakomitej noweli Kira Bułyczowa Przełęcz, czyli Osadę (już nie tak udaną) oraz raczej słabe powieści Olega Korabielnikowa i Alberta Walentinowa. Do tego doszła mikropowieść Julii Iwanowej, wydana w ramach dogorywającej już, nie potrafiącej zejść z tego padołu z honorem czytelnikowskiej serii "z kosmonautą"; niestety, gniot niemożebny. I odgrzebana z zamierzchłych czasów interesująca antyutopia klasyka radzieckiej fantastyki naukowej, Jewgienija Zamiatina, powieść My. Do tego zbiór opowiadań Retronauci Władimira Sawczenki, autora znanego już u nas z lat wcześniejszych. Miesięcznik Fantastyka opublikowała w odcinkach zakazaną do niedawna powieść braci Strugackich Pora deszczów oraz opowiadania Bacziły, spółki Kriwicz&Olgin oraz Kubatijewa. Problemy zhańbiły się całym jednym opowiadaniem Szczerbakowa...

Ale to i tak było nieźle w porównaniu z kolejnym rokiem, kiedy to wydane zostały raptem dwie cieniutkie książeczki, a i to przez jakieś tajemnicze wydawnictwo, którego pełna nazwa brzmiała w sposób następujący: Wydawnictwa Czasopism i Książek Technicznych SIGMA NOT Sp. z o.o. Do tego doszło jedno krótkie opowiadanie w Fantastyce.

Nadchodziły niełatwe czasy dla rosyjskojęzycznej fantastyki w Polsce. Mnie było szczególnie ciężko, bo z końcem 1990 roku ruszczyzna znikła z empików bez śladu na blisko dziesięciolecie. Radziecka księgarnia z warszawskiego Nowego Światu przeniosła się do holu Instytutu Kultury Rosyjskiej, a następnie do zagrzybionej piwnicy przy ul. Gałczyńskiego. Zresztą, fantastykę i tam coraz trudniej było znaleźć. Bazar na Stadionie Stadionie-lecia dopiero się rozkręcał...

Polecanki? Koniecznie Pora deszczów Strugackich i Zegar z wariantami Żitińskiego. Ewentualnie Osadę Bułyczowa i My Zamiatina. Resztę można spokojnie sobie odpuścić.

 

 

1989

 

POWIEŚCI:

461. Bułyczow K. – Osada

462. Iwanowa J. – Ostatni eksperyment

463. Korabielnikow O. – Muśnięcie skrzydeł

464. Strugaccy A. i B. – Pora deszczów (F 1-3’89)

465. Walentinow A. – Planeta harpii

466. Zamiatin J. – My

 

OPOWIADANIA:

467. Bacziło A. – Spodziewajcie się niezwykłych wydarzeń (F 3/89)

468. Kriwicz M., Olgin O. – Niemożliwe (F 9/89)

469. Kubatijew A. – Sprzedawca książek (F 7/89)

470. Sawczenko W. – Retronauci (Rt)

471. Sawczenko W. – W ślepym zaułku

(Filozoficzna powieść kryminalna w czterech trupach) (Rt)

472. Sawczenko W. – Był sobie chłopczyk (Rt)

473. Sawczenko W. – Algorytm sukcesu (Rt)

474. Szczerbakow W. – Bareiar Adaggio zamiast Scherza (P 4/89)

 

 

1990

 

POWIEŚCI:

475. Żitinskij A. – Zegar z wariantami (F-S)

 

OPOWIADANIA:

476. Koziniec L. – Pazury anioła (F 4-5/90)

478. Praszkiewicz G. – Ogniska światów (F-S)

479. Sztern B. – Szalony król (F-S)

 

 

 

 

Użyte skróty:

F – miesięcznik Fantastyka

F-S – seria "Fantastyka"

Wydawnictwa Czasopism i Książek Technicznych SIGMA NOT Sp. z o.o.

P – miesięcznik Problemy

Rt – W. Sawczenko – Retronauci

(Wyd. Literackie, seria "Fantastyka i Groza")

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 20 >