strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Alexander Brajdak Na co wydać kasę?
<<<strona 34>>>

 

Paradoks Leibniza (fragment)

 

 

ROZDZIAŁ 10

O KSIAŻCE
W ostatnich dniach, nim na Ziemię spadnie deszcz ognia i siarki, rozpoczyna się dramatyczna walka o przeżycie.
Naprzeciw siebie stają: dyrektor Instytutu ds. Walki z Fanatyzmem Religijnym, Peter van der Weert, i Jezus Chrystus.
Żeby ocalić kilka miliardów ludzkich istnień Peter van der Weert musi, tak jak kiedyś Jezus Chrystus, zejść do piekła i wrócić stamtąd cało.
Czy to mu się uda?
I czy oznacza to, że Peter musi naśladować Chrystusa? Kto kogo przechytrzy? I kto jest dobry, a kto zły?
Co jest prawdą, a co tylko urojeniem?

PRZESŁUCHANIE I PIERWSZY TROP

 

Peter van der Weert nie zamierzał się patyczkować. Zabrał się ostro za Wolińskiego. Podesłał na Brouwera 137/4 dwóch osiłków, którzy mieli zaprosić znanego interpretatora snów na spotkanie ze znanym pogromcą fanatyków.

Woliński solidnie się wkurwił. Bardzo nie spodobało mu się postępowanie van der Weerta.

 

– Nie podoba mi się takie traktowanie – powiedział Woliński, kiedy tylko stanął oko w oko z van der Weertem. – Znam swoje prawa. Nie można mnie tak wyrywać z domu, bez słowa wyjaśnienia. To naruszenie swobód obywatelskich.

– A planować anihilację kilku miliardów ziemian to niby można? Ja też znam prawo. Wiem, na ile mogę sobie pozwolić, żeby chronić Królestwo przed sfrustrowanymi wywrotowcami. Na znacznie więcej niż dużo.

To była prawda. Peter van der Weert mógł sobie pozwolić na bardzo dużo.

– Co za sfrustrowanymi wywrotowcami? – zdenerwował się Woliński. – Ja mam być sfrustrowanym wywrotowcem? Nie jestem żadnym wywrotowcem i w dodatku nie jestem sfrustrowany.

– Sam wiem najlepiej, czy jest pan sfrustrowanym wywrotowcem, czy nie – oczy Petera zwęziły się niebezpiecznie.

A zaraz potem nastąpiła niespodziewana odmiana. Ni z tego, ni z owego, pogromca fanatyków uśmiechnął się przyjaźnie.

– Grajmy w otwarte karty – powiedział. – Przejrzałem pana.

Peter van der Weert powiedział to pozornie niedbale, ale w rzeczywistości liczył na jakąś reakcję Wolińskiego. Reakcję, która w jego ocenie miała fundamentalne znaczenie dla rozszyfrowania interpretatora snów.

Tu się przeliczył. Wielki Woliński ani drgnął.

– Przejrzałem pana – kontynuował z udawanym spokojem Peter. – A wie pan, co pana zgubiło? Zgubiło pana to całe gadanie o przykazaniach i o tym, jak to trzeba ich przestrzegać. Nie trzeba było tego mówić. W dodatku zauważyłem, że wyraźnie zależy panu, żeby trafić do królestwa niebieskiego. Aż dwa razy powtórzył pan, jaka to cenna czeka tam nagroda. I wszystko stało się jasne. Ale to koniec.

Peter chwycił słuchawkę telefonu i rzucił krótko:

– Już.

 

Tymczasem Woliński słuchał tego wszystkiego oniemiały. Zrozumiał tylko tyle, że Peter to jednak wariat. I to niebezpieczny wariat, bo będący wysoko postawionym funkcjonariuszem Królestwa Holandii. Najgorsze zaś w tym wszystkim było to, że van der Weert był przekonany, że to właśnie Woliński jest gorliwym wykonawcą boskich praw.

 

Drzwi pokoju otworzyły się. Woliński skulił się obawiając się powrotu dwóch osiłków, którzy pokażą mu, na jak wiele może sobie pozwolić van der Weert. Wielki interpretator podejrzewał, że oznacza to zmiażdżone żebra i zmasakrowaną twarz.

Na pewno nie spodziewał się, że oznacza to małą orgię.

Do pokoju weszły dwie niewiasty, ekstraordynaryjnie urodziwe i przyodziane tak, że zapierało dech w piersiach. W każdym razie Wolińskiemu zabrakło powietrza.

– Co to, mam cierpieć męki Tantala? – zapytał.

Peter nie wiedział, kim może być cały ten Tantal, dlatego uśmiechnął się wykrętnie i powiedział:

– Być może. Jedno jest pewne: koniec ze świętym życiem. Teraz będzie alkohol, narkotyki i panienki. Wszystko dla pana.

– Dzięki, stary... – Woliński był zachwycony.

Niewiasty sprawnie zajęły się interpretatorem. Trzeba przyznać, że miały do tego spore kwalifikacje. Woliński poddał się bez słowa protestu. Ochłonął tylko na chwilę, żeby zapytać:

– Hej, a gdzie jest alkohol i narkotyki?

 

Niewiasty i Woliński zachowywali się coraz swobodniej i było jasne, że za chwilę szóste przykazanie zostanie złamane. Ale Peter wcale nie był zadowolony. Zrozumiał, że się pomylił. Woliński nie był świętym mężem. Nawet się nie opierał. Van der Weert niepotrzebnie wydał sporo niegodziwej mamony na luksusowe dziwki i alkohol. Tylko narkotyki były za darmo – pożyczył je od kolegów ze zwykłej policji.

Okazało się, że Wielki Woliński nie był ostatnim sprawiedliwym. Trzeba było szukać dalej.

Peter smętnie przyglądał się, jak Woliński ochoczo łamał szóste przykazanie. Nie da się ukryć, że tego właśnie chciał. Ale myślał przecież, że to właśnie Woliński jest tym ostatnim sprawiedliwym.

Woliński, kiedy skończył, oświadczył, że cholernie podoba mu się cały ten Instytut i jeszcze, że były to dwie najlepsze dziewczyny, jakie miał okazję tak blisko poznać.

Van der Weert odprawił niewiasty i powiedział z nieukrywanym wyrzutem:

– To nie ty.

Senny interpretator zaśmiał się.

– Pewnie, że nie ja.

– To dlaczego tak opowiadałeś o tych przykazaniach? – Peter miał pretensje. – Myślałem, że wierzysz w to, co mówisz. Co z ciebie za człowiek? Nie jest ci wstyd?

– To już chyba przesada. Ja miałbym się wstydzić? Czy to ja zaprosiłem się tutaj i zachęcałem do nierządu?

– Wykręcanie kota ogonem...

– Wierzę w to, co mówiłem. Bóg wymaga bezwzględnego posłuszeństwa. Inaczej można się pożegnać z królestwem niebieskim – powiedział poważnie Woliński.

– To w czym rzecz? Czemu uległeś tak łatwo?

– A może ja po prostu nie wierzę w tę całą boską obietnicę? Nie pomyślałeś o tym?

– Nic z tego nie rozumiem. Jak można jednocześnie wierzyć i nie wierzyć w Boga? Bo przecież do tego się to sprowadza?

Woliński wzruszył ramionami.

 

– I co teraz? – zapytał interpretator.

– Możesz już iść.

Obaj nawet nie zauważyli, jak przestali używać w stosunku do siebie form grzecznościowych.

– Zaprosisz teraz na małe party kogoś innego?

– Nie twoja sprawa.

– Przyznaj się, nie wiesz, jak szukać.

– Poradzę sobie.

Woliński wyraźnie nie chciał iść.

– Mogę ci pomóc. Jestem w końcu najlepszym w całej Europie interpretatorem snów. Może trochę niedocenianym, ale to akurat nic nie zmienia. Jeśli Chrystus rzucił ci wyzwanie, to zostawił odpowiednią ilość wskazówek we śnie. Mógłbym je znaleźć.

– Dlaczego miałbyś to robić? Nie zorganizuję ci kolejnej takiej niespodzianki jak dzisiaj.

– Mam swoje cele. Powiedzmy, że chciałbym wiedzieć, jak przedstawia się sprawa z Bogiem. Generalnie, chodzi mi o to, czy jest, czy Go nie ma.

Peter przyglądał się uważnie Wolińskiemu. Po chwili wyciągnął w jego kierunku rękę i powiedział:

– No dobra. Nie mam specjalnego wyjścia. Jesteś w drużynie.

 

Wielki Woliński jeszcze raz wysłuchał relacji Petera ze snu.

– Istotna jest tylko ryba – zaczął.

– Halibut – wtrącił Peter.

– Halibut.

– Co to mogło znaczyć, że Chrystus uderzył mnie rybą?

– To nie ma znaczenia. Nie chodzi tu o uderzenie, tylko o rybę. Pomyślmy... Pojawia się, kiedy pytasz Chrystusa, po czym poznasz ostatniego – i Woliński zmarszczył czoło, intensywnie rozmyślając.

– Jezus rzekł do Szymona: <<Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił>>. Dość oczywiste wobec tego jest, że ryba wyobraża sprawiedliwego – myślał głośno Woliński. – Ryba jest atrybutem płci męskiej, co by wskazywało na to, że ostatni sprawiedliwy jest mężczyzną. Dalej, ryba oznacza oziębłość płciową, zatem jest on ze 144 tysięcy tych, którzy z kobietami się nie splamili...

– Już wiem! – poderwał się nagle Van der Weert. – Tak! Tak! To nie był halibut! To była miruna!

– No i co?

– Jak to co?! Nie rozumiesz?! Miruna!!!

– No, miruna... – Woliński ciągle nie mógł zrozumieć nagłego wybuchu entuzjazmu u Petera.

– Miruna to ryba-kobieta. To znaczy, nie jest to pan ryba, tylko...

– No, rozumiem. I co z tego?

– Kobieta-ryba! Syrena! Wiem, kogo szukamy!

– Syreny? – niepewnie zapytał Woliński.

– Jakiej tam syreny... – zirytował się Peter. – Marynarza z tatuażem, ze statku rybackiego!

– Nie rozumiem...

– Byłeś kiedyś w tawernie? – gorączkował się Peter.

– Nie.

– Każdy prawdziwy marynarz ma jakiś tatuaż. Najbardziej popularny motyw to goła baba z kotwicą. A precyzyjniej: goła baba z rybim ogonem, czyli syrena. Sprawiedliwy ma taki tatuaż. Niewykluczone, że miał małą firmę morską. Jak święty Piotr i inni. Porzucił to, by żyć dla Boga. I co ty na to? – zapytał Peter z dumą w głosie.

– Myślę, że to prawdziwy cud, że w ogóle macie tu jakieś efekty swojej pracy. Jestem po prostu porażony twoim tokiem rozumowania. Powalająca logika.

– Śmiej się, śmiej. Sam zobaczysz. Zaraz zaczynamy poszukiwania.

 

 

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...?
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
HOR-MONO-SKOP
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
W. Świdziniewski
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Łukasz Małecki
Łukasz Orbitowski
Konrad Bańkowski
Paweł Laudański
Adam Cebula
T. Zbigniew Dworak
Łukasz Orbitowski
Magdalena Kozak
Krzysztof Kochański
Tomasz Duszyński
Konrad Bańkowski
Bartuss
XXX
Tomasz Pacyński
Robert J. Szmidt
Agnieszka Hałas
Jacek Piekara
Alexander Brajdak
 
< 34 >