strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Zimniak Publicystyka
<<<strona 14>>>

 

Flirt zaczepno-obronny (1)

WĄCHANIE SZKARŁATU

 

Zaczepnie flirtują: protagoniści, troglodyci, mizantropi i filateliści

Broni się: Andrzej Zimniak

 

Piotr: Czy mógłbyś opowiedzieć o swojej nowej książce Śmierć ma zapach szkarłatu?

AZ: Nie! Moja rola jest już zakończona: wymyśliłem, napisałem, wydałem. Waszą rolą jest kupić, przeczytać, skomentować.

Piotr: Dlaczego? Huberath opowiada o alabastrze i szkatułkach, Pilipiuk w najlepsze wędrowyczy na swoich spotkaniach autorskich...

AZ: Moim zdaniem jest to zwyczaj urągający ich własnemu pisarskiemu geniuszowi, bo komentujący autor jest w stanie straszliwie sponiewierać swoje dzieło. Na przykład Romek Pawlak tłumaczył na spotkaniu autorskim, skąd wziął tytuł Inne okręty – chodziło o to, że Hiszpanie kiedyś wymyślili inny typ kadłuba, jakiś rodzaj upgrade’u do starego kształtu łajby. A ja podczas wcześniejszej lektury już zdążyłem sobie podłożyć pod ten tytuł alegorię do historii alternatywnej, do innego oglądu konkwisty, innej literatury wreszcie, lokującej fabułę na białych plamach mapy historii, na których poznanie jest równoznaczne z ekstrapolacją i pracą wyobraźni. Naprawdę lubię tego autora, ale mam do niego pretensję, bo po inżyniersku rozwalił mi poetycką wizję. Po prostu, pisarz nawet nieświadomie potrafi zbudować dostatecznie bogaty świat, aby każdy czytelnik odszyfrował go na swój sposób. Mówię o pisarzu, który doznał Łaski, i o czytelniku, który jest inteligentny.

MaGo: A ty? Załóżmy, że czasem doznajesz Łaski. Jak się to dzieje?

AZ: Kiedyś wyłożyłem rzecz w opowiadaniu o Krystalitach. Ta kosmiczna inteligencja buduje sobie superkomputer, hodując ziemskie życie, bo połączone ludzkie mózgi będą dla nich kiedyś pracować w jednym zespole. Ale przedtem ludzkość musi osiągnąć odpowiednio wysoki poziom rozwoju, a więc ci Obcy co raz ładują błyskawicę iluminacji w cywilizacyjną biosferę, i właśnie dzięki temu powstają wynalazki, rodzą się kawały, a twórcy wpadają na pomysły nowych utworów. To najprostsze wyjaśnienie, łatwiejsze niż jakieś tam ględzenie o sumie wiedzy i doświadczeń życiowych, o ciśnieniu cywilizacyjnych wpływów, o sytuacjach wyzwalających skojarzenia. Prawda?

Agnieszka: No nie wiem. Jak na naukowca chyba nadmiernie bujasz poza brzytwą Ockhama.

AZ: Podczas pisania literatury uciekam od nauki, bo lubię urozmaicenie. Poza tym na moim poziomie uprawiania nauki, przyznajmy, że ciut odległym od noblowskiego, robi się głównie analizę, kolekcjonuje drobne obrazki, natomiast w pisarstwie mogę do woli próbować syntezy, uogólniać, zabawiać się w kreatora światów. Ale nauka, a dokładniej biorąc wykształcenie ścisłe, umożliwia mi zachowanie właściwej perspektywy – gdy wkraczam na tereny odcięte przez Ockhama, dokładnie wiem, kiedy to robię, a także jak głęboko wypuściłem się na dziewicze terytorium. To jest ważne, bo czytelnik, bystra bestia, natychmiast wyczuwa, jeśli autor błądzi niby nawiedzony ślepiec po tak grząskim terenie.

MaGo: Wspomniałeś o syntezie, daj trochę konkretów.

AZ: Interesuje mnie człowiek, postawiony w sytuacjach ekstremalnych, taki zwykły Jaś Kowalski albo Mańka Wiśniewska. Wzięty wprost z ulicy i przerzucony do świata równoległego, zwykły ludzik może stać się kimś wielkim, wspaniałym, zadziwiającym, albo podłym czy okrutnym. Okoliczności potrafią odmienić, wymusić działania, odsłonić cechy ukryte, bo na co dzień niepotrzebne, wyzwolić inną osobowość. Ponadto, fascynują mnie relacje między dwiema super-rasami człowieka: kobietą i mężczyzną, odmienne sposoby percepcji, wynikające z płci mózgu. Co by było, gdyby ustało działanie narkotyków miłości, tak obficie wytwarzanych w naszych ciałach? Wolę o tym nawet nie myśleć.

Tiger: Jednak także piszesz o nauce, o genetyce, sprzedajesz poszufladkowaną wiedzę. Czego w końcu próbujesz, odlotu czy dydaktyki?

AZ: Owszem, nauka często stanowi tło, choć nie jest u mnie głównym bohaterem. Spośród naukowych problemów szczególnie interesują mnie reperkusje inżynierii genetycznej. Uważam, że nie damy rady terraformować planet, za to tanio i prosto już wkrótce zaczniemy kosmoformować własne organizmy. Odpowiednio przetworzony Marsoludź mógłby biegać po Czerwonej Planecie bez skarpetek! Zawsze, nawet pisząc o genetyce, próbuję pisarskiego odlotu, po którym u czytelnika pozostaną zaczątki nieuładzonych myśli. Każdy musi je sam dokończyć.

Agnieszka: Wolałabym jednak nie spotkać takiego Marsoczłeka.

AZ: Dlaczego? Gdybyś przedtem przeszła małą kurację, wydałby ci się cholernie przystojną partią i dalibyście początek społeczności Marsoludków, z którymi za sto lat Ziemianie będą handlować i wojować. To właśnie jest historia antycypacyjna, czyli futurologia. Ale nie martwcie się, z proroczenia futurologów dotychczas naprawdę niewiele się sprawdziło.

 

Grudzień 2003

 

===============

Wiodące pytania zostały tematycznie wyselekcjonowane z kolekcji. Imiona, ksywy i etykiety są zmienione lub nadane przez AZ.

Jeśli chcesz dołączyć do Flirtu, prześlij pytanie(a) na adres redakcja@fahrenheit.net.pl, wtedy jest szansa, że zostanie ono włączone do dyskursu.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
Spam(ientnika)
Wywiad numeru
Hormonoskop
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Konrad Bańkowski
Andrzej Sawicki
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
Piotr Zwierzchowski
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Raven
Iwona Surmik
Michał Gacek
Jozef Girovsky
MPK
Anna Brzezińska
Feliks W.Kres
Ben Bova
Kir Bułyczow
Andreas Eschbach
Andrzej Pilipiuk
Eryk Algo
 
< 14 >