strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Pilipiuk Publicystyka
<<<strona 20>>>

 

Piszemy bestsellera 12

 

 

"To nie talent lecz chęć szczera produkuje bestsellera" (red. M. Parowski)

 

W dzisiejszym odcinku chciałem poruszyć temat związków frazeologicznych – ale niestety, otworzywszy Science Fiction, spostrzegłem, że ubiegł mnie mój konkurent, Feliks W. Kres. Pust bywajet, jak mawiali Lenin z Puszkinem. No to będzie o gramatyce.

Polski system edukacji, stanowiący stek kompletnych idiotyzmów pedagogicznych zakłada także naukę gramatyki języka polskiego. Nie wiem, jak jest w tej chwili, za moich czasów gramatyką zaczynano katować dzieci już w trzeciej klasie podstawówki. Po co? Cholera wie. Prawdopodobnie, żeby nauczyciele się specjalnie nie namęczyli – łatwiej sprawdzać ćwiczenia niż omawiać większą liczbę lektur czy uczyć dzieciarnię prawidłowego pisania wypracowań... Mieliście więc wszyscy naukę gramatyki. Oczywiście, zdecydowana większość z was podeszła do problemu zdroworozsądkowo – "mądrości" te wpuściliście jednym uchem, a wypuściliście drugim, po czym o problemie zapomnieliście natychmiast po egzaminach wstępnych do liceum. Zdrowy odruch.

Dlaczego szczerze nienawidzimy gramatyki? Ano, do czego sprowadza się jej nauka w szkole? Trzeba się: a) wykuć na blachę kilkuset głupich formułek, b) zrobić kilkaset durnych ćwiczeń pozbawianych większego sensu...

Normalnemu człowiekowi gramatyka jest o kant d... potrzebna. Albo umie mówić po polsku albo nie umie – i wykucie setek formułek nie da mu absolutnie nic. A nawet jak je zapamięta, do niczego mu się nie przydadzą. I to jest główny powód naszej niechęci – nie dość, że musimy to wykuć, to jeszcze jest to pseudowiedza obciążająca tylko niepotrzebnie pamięć.

Niestety, aby wyjaśnić tu kilka rzeczy, będę musiał się odwołać do tej głęboko znienawidzonej nauki. Macie więc niepowtarzalną szansę. Po raz pierwszy (i ostatni) w życiu gramatyka do czegoś wam się przyda! Zdumiewające prawda? Spokojnie, to tylko ten jeden raz.

No to pajechali... – jak słusznie zauważył Jurij Gagarin, siedząc w Wostoku. Zrobimy sobie skrócony kurs gramatyki dla początkujących grafomanów.

Błąd następstwa podmiotów, co to jest? Jeśli sięgniecie do zapomnianych szczęśliwie informacji szkolnych, przypomnicie siebie, że w ramach ćwiczeń zajmowaliście się rozbiorem zdania. Co więcej, zdanie można było rozmontować na elementy składowe wedle dwu metod: na części mowy (rozbiór gramatyczny) lub części zdania (rozbiór logiczny). Jak zapewne mętnie wam się przypomina, gdy analizujemy pod kątem części mowy, okazuje się, że w zdaniu występują rzeczowniki. Jeśli teraz wykonamy rozbiór logiczny, okazuje się, że jeden z tych rzeczowników jest najczęściej podmiotem, a pozostałe nim nie są. (Pal diabli, czym są, to nie jest teraz ważne). Muszę, niestety przypomnieć wam jeszcze jedną definicję. W zadaniach występują zaimki – są to takie słowa, które generalnie zachowują się jak rzeczowniki (ona, ją) lub inne części mowy: przymiotniki (jego), liczebniki (któryś) etc.

W szkole niestety ograniczaliście się do rozbierania jednego zdania – co skutecznie uniemożliwiło wam zrozumienie, jaka właściwie jest rola podmiotu w całym tym interesie.

Błąd, który nazywam błędem następstwa podmiotów, polega z grubsza na tym, że mając kilka zdań, tworzących ciąg logiczny, błędnie interpretujemy, co w danym zdaniu było podmiotem i stąd kiełbaszą nam się zdania kolejne. Zrozumieliście? Hm, ok. Było do przewidzenia. No to może pokażę wam to na przykładach.

Czarownica płonęła pośrodku wioski. Wszyscy jej żałowali.

W zdaniu pierwszym mamy dwa rzeczowniki: czarownicawioska. W zdaniu kolejnym mamy tylko zaimek jej. Intuicyjnie wiemy, że chodzi o czarownicę. Niestety przy szybkim czytaniu, mózg automatycznie odnosi zaimek do najbliższego rzeczownika, odpowiadającego mu rodzajem, liczbą etc. Czytając, mamy chwilę potknięcia. Może ćwierć sekundy, kiedy nasz umysł musi dokonać operacji logicznej, ustalić, co w poprzednim zdaniu jest podmiotem i podporządkować mu zaimek. Innymi słowy, o co do cholery chodziło autorowi.

Jest to chwila, prawie niezauważalna – ale spowalniająca czytającego Jeśli akcja go wciągnęła i czyta swobodnie, przelatując całe akapity, jest to przykry przystanek na jego drodze. Porównajcie to z nagłym przyhamowaniem rozpędzonego samochodu. Wszystko po chwili wraca do normy, ale nerwy już nadszarpnięte. Im więcej będzie takich potknięć tym niestety gorzej – dla was i dla czytającego. Dla was, bo każdy redaktor z radością uwali tekst za coś takiego, dla czytającego, bo jeśli uda wam się wepchnąć to gdzieś do druku, to ten biedak będzie się katował przy lekturze...

Jak zatem poprawić ten kawałek? Bardzo łatwo. Należy usunąć ze zdania tę niejednoznaczność – przetasować rzeczowniki tak, aby podmiot znalazł się bliżej zaimka.

Pośrodku wioski płonęła czarownica. Wszyscy jej żałowali.

I po problemie.

Inny przykład tego samego błędu:

W tej puszczy włada tylko przyroda i nikt, tak człowiek jak i krasnolud, elf bądź inna istota, uważająca się za rozumną, nie ma prawa zmienić jej postaci.

Tu mamy rzeczowników jak nasiał... Jak widzicie, zaliczają się do dwu rodzajów, a na końcu zdanie, niczym klamrą, spięte jest zaimkiem jej. Najbliższy odpowiadającym zaimkowi rzeczownikiem jest istota. Ale nie do istoty odnosi się zaimek, więc może do podmiotu? No właśnie, co tu u licha ciężkiego jest podmiotem!? Przyroda. Skoro nie zmienia się postaci czegoś – to raczej puszczy, gdyż przyroda postaci jako takiej nie ma. Zdanie jest poza tym zbyt długie i zbyt zapętlone. Kilka takich i nie będzie trzeba redaktora – czytelnik sam siepnie waszym tekstem o ścianę.

Po przygotowaniu posłania dla nowego gościa i starannym zamaskowaniu miejsca jego ukrycia, grupa rozdzieliła się.

Zamaskowali posłanie czy gościa – do czego odnosi się zaimek jego? Taka niejednoznaczność też powoduje u czytelnika potknięcie się w biegu... Choć w tym przypadku nie jest to tak gruby błąd jak poprzednio – też należy unikać podobnych problemów...

I jeszcze coś podobnego na koniec.

Okazywali swoją wściekłość przy pomocy toporów i batów, którymi rąbali płoty.

Oczywiście można spróbować rąbać płot batem. Mamy tu odrobinę inną sytuację. Tu musimy powiązać już nie zaimek, ale czasownik z odpowiednim rzeczownikiem...

Drugi błąd, który chciałbym omówić – to następstwo czasów. Ciężko jednak znaleźć odpowiednie przykłady – zatem omówimy go za miesiąc.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Zatańczysz pan...
Spam(ientnika)
Wywiad numeru
Hormonoskop
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Konrad Bańkowski
Andrzej Sawicki
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Andrzej Pilipiuk
Piotr Zwierzchowski
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Raven
Iwona Surmik
Michał Gacek
Jozef Girovsky
MPK
Anna Brzezińska
Feliks W.Kres
Ben Bova
Kir Bułyczow
Andreas Eschbach
Andrzej Pilipiuk
Eryk Algo
 
< 20 >