strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Piotr Zwierzchowski Publicystyka
<<<strona 16>>>

 

Konwent komiksów San Diego 1999 (2)

 

 

W poprzednim odcinku pisałem, jak poznałem twórcę Spawna – McFarlane’a i zacząłem z nim rozmowę:

 

– OK. Widzę, że trochę rysujesz – mówi, patrząc na moje szkice. – No, trochę postacie dziwne... Ale to wszystko twoje? Rysujesz na tyle różnych tematów?

Tłumaczę mu, że jako ilustrator w Polsce muszę podejmować prawie każdy temat, raz dinozaury, raz przekrój przez łódź podwodną, innym znowu razem architektura historyczna, a następnego dnia myszki i zajączki dla dzieci. Poza tym wciąż poszukuję tego, co najbardziej mnie interesuje.

Mister McFarlane łapie się za głowę.

– U nas wszyscy raczej się w czymś specjalizują. Na przykład w bohaterach albo statkach gwiezdnych, albo tylko w dinozaurach.

– U nas nie wyżyłbym z rysowania tylko jednego typu rysunków.

– Dlatego raczej trudno będzie osiągnąć perfekcję w jednym typie prac. Ale najważniejsze jest to, aby się nie poddawać. Wiesz, Kevin Walker – ten od ABC Warriors, świetne, co nie? – najpierw malował karty okolicznościowe... Nazywał swą pracę po prostu piekłem. Ale nieźle nauczył się dzięki temu posługiwać akrylem... Teraz szaleje i nieźle zarabia. Wszędzie go pełno, i w AD 2000, i Warhammer Monthly.

– Możemy sobie pstryknąć pamiątkową fotkę? – wtrąca się Hania

– Pewnie, że tak. A dostanę jakieś ksero z twojej teczki?– pyta się McFarlane.

Obejmujemy razem gumową postać Spawna i pstrykamy kilka zdjęć do albumu.

Urzeka nas atmosfera konwentu. Wszyscy bardzo przyjaźni, wyluzowani, uśmiechnięci. Na każdym stoisku obecni są nie tylko sprzedawcy, są również rysownicy, scenarzyści, wydawcy. Wszyscy chętni do pogawędek, do rozdawania autografów i odręcznych szkiców. Zero dystansu, zero zadzierania nosa. Niektórzy w swych ekspozycjach, obok pięknych plakatów i powiększonych stron komisów, pokazują prace, które im nie wyszły...

Prawie każdy zagadnięty rysownik chętnie przygląda się pracom amatorów. Czasami weźmie flamaster i naszkicuje poprawioną wersję takiego amatorskiego rysunku.

Niektórzy lubią się przy tym popisać, wtedy nagle wokół stolika rozrasta się tłumek gapiów.

Kolejny dzień konwentu był głównie przeznaczony dla amatorów szukających pracy. Jedne wydawnictwa szukały tylko storybordzistów, inkerów czy pencilerów, inne – twórców okładek. Na swych stanowiskach pojawili się wszelkiej maści agenci i łowcy talentów.

To dosyć dobrze rozwinięty przemysł w USA, rocznie powstaje tam kilkaset komiksów, niezliczone wydawnictwa poszukują rysowników specjalizujących się we wszelkich dziedzinach. Można śmiało założyć, że jeżeli chcesz i umiesz rysować tylko samoloty albo tylko nisze biologiczne – znajdziesz pracę. Oczywiście agenci zedrą z ciebie skórę (na przykład czterdzieści procent dochodów), ale żaden rysownik nie odejdzie od stolika agenta bez nadziei na sukces.

Aha, cenna uwaga dla kogoś, kto chciałby spróbować swych sił w tych zawodach. Otóż agenci najbardziej poszukują twórców używających technik tradycyjnych. Ołówek, flamaster, akwarele, akryle – to musisz mieć w swym portfolio. Z prac tworzonych komputerem najbardziej ceni się te, które powstały jako free hand przy użyciu tabletów.

Do stolików, gdzie przeglądano portfolia, ustawiły się potężne kolejki. Trudno było określić, czy amatorów pracy są setki, czy tysiące. Wielu z nich przybywa tu co roku z coraz lepszymi pracami, są profesjonalnie przygotowani.

Taki zresztą jest tam rynek i jego wymogi. W wielu stanach są szkoły średnie zajmujące się tylko kształceniem ilustratorów i rysowników komiksów.

O dziwo, i ja ze swą skromną teczką wymiętoszonych rysunków znalazłem pracę. Zaproponowano mi posadę pencilera w jednej z niewielkich pracowni na Florydzie. Cholera, wszystko okazało się nieaktualne, gdy się dowiedzieli, że nie mieszkam w USA.

Mogłoby się wydawać, że w kraju, gdzie jest około trzystu wydawnictw komiksowych, środowisko twórców wie wszystko o wszystkim, co związane jest z komiksem. I owszem wiedzą! Ale głównie o twórcach amerykańskich lub tworzących w USA. Gdy dowiadywali się, że jestem from Poland, not Holland, dopytywali się o nazwiska naszych mistrzów komiksu.

Wymieniałem Bogusława Polcha, którego albumy z serii Ekspedycja podobno były słynne na całym świecie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych.... – nie słyszeli.

– Rosiński... Thorgal – tłumaczyłem dobitnie, nie wspominając przy tym, że Rosiński nie mieszka w Polsce. Odpowiedziały mi zdziwione spojrzenia.

Tylko jeden z rysowników z wydawnictwa karcianych gier Wizards of the Coast kojarzył Szninkla ale był pewien, że Rosiński urodził się w Belgii.

Zauważyłem, że przy ogromnej obfitości komiksów o herosach, galaktycznych wojnach, historycznych sagach, bibliach, szatanach i erotyce, nie ma prawie w ogóle komiksów tak kochanym i popularnych u nas typu Jeż Jerzy czy Wilq – odjechanych i zabójczo śmiesznych.

No cóż, widać takie społeczeństwo i tacy są odbiorcy.

Na amerykańskim rynku dominują komiksy trudne technicznie i dopracowane edytorsko. Podział pracy jest standardem prawie we wszystkich wydawnictwach-fabrykach. Jeden twórca rysuje storybordy, drugi szkice ołówkowe, trzeci pracuje tuszem, kolejni kolorują. Bywa też, że niektórzy specjalizują się tylko w okładkach i plakatach. Oczywiście, scenariusze piszą kolejni specjalizujący się w tym twórcy i to często parami.

Dowiedziałem się, że w pracowniach-fabrykach są czasami zatrudnieni rysownicy specjalizujący się tylko np. w samochodach albo architekturze – w rezultacie strona komiksu jest często tworem wspólnym kilku artystów.

W naszych, polskich, warunkach jest to raczej nie do pomyślenia.

Oddzielnym tematem jest erotyka i jej powiązania ze sztuką komiksu w USA.

Otóż należy nadmienić, że erotyka jest prawie nieobecna w księgarniach czy sklepach z gazetami. Znane z naszych księgarń i kiosków tytuły, typu Playboy, Penthause, Hustler, albo są sprzedawane w czarnych, nieprzezroczystych opakowaniach, albo w oddzielnych Adult shops.

Nic więc dziwnego, że komiks erotyczny jest bardzo popularny (ja osobiście tego nie rozumiem, ale trudno, pewnie dlatego, że jestem stary) Dominują komiksy typu soft ale i najostrzejszych porno jest niemało. Najchętniej kupowane są te, które są rysowane hiperrealistycznie.

Znany u nas magazyn Heavy Metal to raczej mniej niż soft.

Obok części ekspozycji poświeconej erotykom odbywały się pokazy playmate. Liczne modelki rozdawały lub sprzedawały swoje zdjęcia, plakaty i albumy... A ubrane w bikini hostessy były prawie wszędzie i chętne pozowały do zdjęć.

No cóż, byłem z żoną – więc o tej części targów mam tylko ogólne pojęcie.

Kolejny upalny dzień spędziliśmy w miłych, klimatyzowanych salach kinowych na maratonie filmów SF. Wszystkich, około pięćdziesięciu, nie sposób było obejrzeć, zresztą trzeba było umieć wybrać, gdyż jednocześnie odbywało się kilka projekcji.

Z pewnością, gdy kolejny raz odwiedzę Kalifornię, zaniesie mnie do San Diego na kolejny konwent komiksów.

Fajnie by było spotkać tam również kilku polskich rysowników młodego pokolenia, przygotowanych do rozmów o pracę, z profesjonalnymi portfolio i własnymi komiksami wydanymi w Polsce.

Do zobaczenia!

 

 

Plakietka wejściowa

 

Rysunek Christophera Moellera - jednego z rysowników. Możecie nawet do niego mailować, jak rozczytacie adres. To bardzo miły artysta.




 
Spis treścii
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Wywiad
Kirył Jes'kow
Andrzej Pilipiuk
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
P. Zwierzchowski
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
M. Koczańska
Ł. Orbitowski
W. Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
M. Koczańska
Joanna Łukowska
T. Zbigniew Dworak
Magdalena Kozak
Anna Marcewicz
XXX
Elizabeth Moon
Elizabeth Moon
D. Drake, S.M. Stirling
Fabrice Colin
Clive Barker
Steven Erikson
Eugeniusz Dębski
Marcin Wolski
 
< 16 >