strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Recenzje
<<<strona 06>>>

 

Recenzje

 

 


Książka

Made in Germany

 

Potentatami w "produkcji" literatury fantastycznej na świecie są Anglosasi, oni również dzierżą palmę pierwszeństwa jeśli chodzi o wielkość eksportu. Wynika to zapewne z dominacji amerykańskiej popkultury na wszystkich polach od filmu, poprzez muzykę, na literaturze kończąc. Drugą poważną siłę stanowią pisarze rosyjskojęzyczni. A co z resztą świata? Nie mam tu na myśli egzotycznej Malezji czy Ekwadoru, ale przecież w Europie muszą istnieć pisarze literatury fantastycznej, którzy nie ustępują chociażby naszym rodzimym autorom. Czyżby w takich krajach jak Niemcy, Francja, Włochy albo Hiszpania nie istnieli pisarze na miarę Sapkowskiego lub Dukaja? Czy może winą należy obarczyć polskich wydawców? Przecież gdyby nie ostatnio wydane książki Łukjanienki (Amber, KiW) czy innych rosyjskojęzycznych autorów (Solaris) – również fantastyka ze wschodniej Europy kończyłaby się dla nas na Strugackich i Bułyczowie. Wspomniane wyżej wydawnictwo Solaris postanowiło chociaż w części załatać tę dziurę, wydając w ubiegłym roku Krople światła hiszpańskiego autora Rafaela Marina, a w tym Gobeliniarzy Andreasa Eschbacha.

Na okładce wydawca zapewnia, że Gobeliniarze są najlepszą powieścią niemieckiej fantastyki. Nie wiadomo, na ile jest to stwierdzenie prawdziwe, a na ile standardowy chwyt reklamowy, ale moim zdaniem warto się z powieścią Eschbacha zapoznać.

W książce nie ma klasycznej fabuły, nie ma głównych bohaterów, właściwie nie ma ciągu przyczynowo-skutkowego. W siedemnastu odsłonach ukazane jest Imperium, rządzone przez nieśmiertelnego Cesarza, który kontroluje cały skolonizowany wszechświat. Każdy z rozdziałów stanowi właściwie osobne opowiadanie i, oprócz kilku z nich, mógłby funkcjonować samodzielnie. Paradoksalnie, o sile książki stanowią sportretowani w niej ludzie, ich losy, rozterki i dramaty. Eschbach ma niesamowity talent do budowania postaci za pomocą zaledwie kilku akapitów. Właściwie rzec można, że wszystkie role w tej sztuce są drugoplanowe, a jednak są one odmalowane z taką pieczołowitością, że często poszczególni bohaterowie stają się nam bliżsi niż niejeden z herosów kilkusetstronicowych powieści. Opowiadania te tworzą niejako tytułowy gobelin, który przedstawia Imperium, gobelin utkany z losów ludzi. Losów, które splatają się ze sobą, raz stanowiąc główny element kompozycji, a raz jedynie tło. Osią, wokół której koncentrują się poszczególne epizody, jest motyw tytułowych gobeliniarzy, czyli ludzi, którzy całe swoje życie poświęcają tkaniu gobelinów. Nie byłoby w tym może nic dziwnego, gdyby nie surowiec, który służy im za tworzywo, a są nim włosy ich żon i córek. Podstawowym pytaniem, jakie nurtuje czytelnika jest "w jakim celu to robią?"

Powieść ta rozmachem zbliżona jest trochę do Fundacji Isaaca Asimova. Mamy tu Imperium chylące się ku upadkowi, mamy zakulisowe rozgrywki mające pchnąć losy ludzi, zamieszkujących całe galaktyki, w pożądanym kierunku. Rodzą się jednak pytania, czy jedna osoba jest w stanie kontrolować miliardy światów? Jak to się dzieje, że możliwa jest komunikacja między poszczególnymi planetami czy galaktykami? Eschbach nie poświęca tym dylematom zbyt wiele miejsca. Nie jest to więc powieść dla miłośników hard sf, mogą oni w pewnym momencie stwierdzić, że nie bardzo to wszystko trzyma się kupy. Z drugiej strony książka jest napisana na tyle dobrze, że wspomniane elementy nie rażą podczas lektury. Skupiamy się na losach tych bohaterów, którzy grają pierwsze skrzypce w konkretnym epizodzie, nie zastanawiając się nad tym, czy podróż z jednej galaktyki do drugiej zabierze tysiąc lat świetlnych, czy może tylko dziesięć. Gorąco polecam lekturę Gobeliniarzy, po pierwsze dlatego, że stanowi próbkę dokonań naszych sąsiadów zza Odry na niwie literatury fantastycznej, a po drugie dlatego, że to... dobra książka jest.

 

Tomasz Kopyra

Andreas Eschbach

Gobeliniarze

Tłum: Joanna Filipek

Solaris, 2004

Stron: 252

Cena: 29,90

 

 


Książka

Wojna światowa 1 i 1/2

 

Kolejna pozycja cyklu Generał bez Raja Whitehalla? Bez obaw, w szóstym tomie Raj jest wciąż obecny. Wprawdzie tylko duchem, czy raczej "programem komputerowym", osobowością zamkniętą w komputerze Centrum. I, mimo tych ograniczeń – o których sam wspomina na kartach książki z pewną melancholią – jest wciąż kluczową postacią.

Raj Whitehall dokonał już wielkiego dzieła. Doprowadził do zjednoczenia narodów swej ojczystej planety, nie bez niejakich trudności – bo zajęło to aż pięć poprzednich tomów. Nic dziwnego, bo plemion tak wojowniczych sukinsynów jak mieszkańcy Bellevue ze świecą szukać w całej, postkatastroficznej galaktyce. Ale teraz przed Rajem i Centrum staje kolejne wyzwanie – przygotowanie zamieszkałych przez ludzi, cofniętych w rozwoju światów do zjednoczenia galaktyki.

Nie sposób ustrzec się skojarzeń, że w najnowszej powieści S.M Stirlinga i Davida Drake’a pobrzmiewają, prócz ech naszej własnej, ziemskiej wojennej historii, także echa imperium Drakan. Oto na planecie Visager naród Wybrańców, przypominający nieco pruskich militarystów szykuje się do podboju i podporządkowania sobie całej planety. Jeśli ten plan się powiedzie, a technologia Wybrańców będzie się rozwijać dalej, następnym celem może stać się wszechświat. Mogą zanieść na inne planety wojnę, rasizm, totalitarny system społeczny i nienawiść.

Tym razem Raj Whitehall i Centrum muszą zapobiec jedności planety, dokonanej przez podbój. Ich sprzymierzeńcami i wykonawcami planu stają się dwaj młodzi mężczyźni. John Hosten jest wyrzutkiem, synem generała Wybrańców i kaleką, który nie miałby szans na zostanie pełnoprawnym obywatelem. Jeffrey Farr pochodzi z Republiki Santander, jedynego kraju na planecie, który ma szanse przeciwstawić się najeźdźcom.

Treścią powieści Wybraniec jest wojna. To są realia, w których spółka Stirling-Drake czuje się najlepiej. Tym razem to konflikt bliższy naszym czasom, w którym technologie – rozwój których umiejętnie stymulowany jest przez Centrum – odgrywają ogromną rolę. Przy tym wojna pokazana jest z całym, brutalnym realizmem. Okrutna i paskudna. To konflikt totalny.

Wybrańcy budzą jednoznaczne skojarzenia. Nawet ich język, wykoślawiony niemiecki jest celowym zabiegiem autorów. To super-naziści, tak wyglądałyby zapewne hitlerowskie Niemcy, gdyby tysiącletnia Rzesza rzeczywiście dożyła swych lat. Przeciwko nim stają alianci, potomkowie Anglików, Francuzów i Hiszpanów. I tak jak w naszej historii początkowo przegrywają.

Wiele jest w Wybrańcu pomrugiwania do czytelników. Odniesienia do naszej rzeczywistości są liczne, co więcej, usprawiedliwione przez ingerencje Centrum, które tejże rzeczywistości, naszej historii, pozwala czerpać doświadczenia i inspiracje bohaterom. Dzięki tym ingerencjom nie razi też dokonujący się, przyspieszony postęp technologiczny.

W tym wszystkim, jak rodzynki siedzą smakowite aluzje. Oto atak komandosów na fort, jako żywo przypominają zdobycie twierdzy Eban-Emael. Profesor, który jest głównym innowatorem machiny wojennej Wybrańców nosi swojsko się kojarzące nazwisko Porschmidt. W potyczkach morskich padają wiekopomne słowa admirała Farraguta o minach, a dowódca, który widzi jak z krążownika liniowego w bitwie podobnej do jutlandzkiej zostaje jedynie duża chmura dymu stwierdza, niczym admirał Beatty – "coś niedobrze dziś z naszymi zasranymi okrętami".

W każdym razie tak powinna zabrzmieć ta kwestia. Brzmi nieco inaczej, bo i w tej beczce miodu dla militarystów znalazła się łyżka dziegciu – tłumaczenie. Marta Koniarek tym razem zaczyna się gubić w technikaliach, widać nie jej epoka. O ile tłumaczenia poprzednich tomów były w tej warstwie poprawne, tym razem przestają być. Szczególnie przykre jest mylenie okrętów ze statkami, i sporo innych kwiatków. Przydałaby się redakcja merytoryczna, w tym gatunku powieści szczegóły techniczne są bardzo istotne.

Jednak, mimo tych niedostatków edytorskich Wybraniec jest, z mojego całkiem subiektywnego punktu widzenia, najlepszym tomem cyklu. Może dlatego, że realia historyczne są mi bliższe. Ale też autorom udało się uniknąć pewnej monotonii, cechującej poprzednie tomy, tu akcja rozwija się ciekawiej, jest bardziej zróżnicowana.

Zaś krytykantom, którzy chcieliby, by wszystko było wiarygodne – czytaj: tak samo jak było w naszej historii – można tym razem odpowiedzieć krótko. Interwencja Centrum wyjaśnia

wszystko.

 

Tomasz Pacyński

S.M. Stirling, David Drake

Wybraniec

Tłum: Marta Koniarek

ISA 2004

Stron: 492

Cena: 29,90

 

 


Książka

Geny Chrystusa

 

Najbardziej boimy się tego, co może dotknąć nas samych. Nie zielonych glutów z kosmosu, upiorów czy zombie, ale strachów, które wylewają się z ekranów telewizyjnych, czy doniesień prasowych. Spowszedniały już zabójcze maszyny i sztuczna inteligencja, powielone w dziesiątkach fabuł, strasznych i śmiesznych. Mamy za to coś nowego – biotechnologię. Coś, czego obawiamy się, a owe obawy podsycane są z każdej strony, przez polityków i autorytety moralne, przez dziennikarzy i szeptaną plotkę. A jednocześnie, jakże perwersyjnie biotechnologii pożądamy. Bo daje nadzieję, perfidną zresztą i jakby grzeszną. Bo jeśli odrzucimy wpojoną moralność, zakaz zabijania nienarodzonych, czymkolwiek by oni byli (embrionami chociażby), jeśli przyzwolimy na "manipulacje dziełem boskim" – być może sami będziemy żyli dłużej. Będziemy zdrowsi i szczęśliwsi. Wielka pokusa...

Robin Cook, autor thrillerów medycznych, który zadebiutował przed laty głośną powieścią Coma, znakomicie wie, jak wykorzystać nasze obawy i marzenia. Od pewnego już czasu specjalizuje się w tym, co najnowsze i najbardziej aktualne. Kiedyś były to przeszczepy, spiski firm farmaceutycznych, zatrucie środowiska. Teraz w najnowszej powieści Napad to biotechnologia i inżynieria genetyczna.

Doktor Daniel Lowell doskonali opracowaną przez siebie metodę leczenia choroby Parkinsona przez implantację komórek macierzystych. Stawia na jedną kartę swą przyszłość, rezygnuje z pracy uniwersyteckiej i zakłada własną firmę. Jednak rychło napotyka na przeszkodę. Wróg biotechnologii i zwolennik "tradycyjnych wartości", senator Butler, zamierza przeforsować ustawę zakazująca takich praktyk – oczywiście w imię wyższej moralności i prawa naturalnego. Jednak, jak się okazuje, sam cierpi na chorobę Parkinsona...

Wydawałoby się, że dalej akcja potoczy się w sposób przewidywalny do bólu. I tak z pozoru jest, senator składa doktorowi potajemną propozycję – w zamian za wyleczenie, gotów jest odstąpić od obrony porządku moralnego. Doktor, wiadomo, przyparty do muru musi się zgodzić, mimo iż oznacza to naruszenie zasad etyki lekarskiej.

Ale to jeszcze nie wszystko. Senator, rzeczywiście niezły, prawicowy bigot, stawia jeden warunek. Komórki macierzyste, które zostaną umieszczone w jego mózgu muszą zawierać geny pochodzące, ni mniej ni więcej, tylko z plam krwi z Całunu Turyńskiego.

Cook znakomicie radzi sobie ze skomplikowaną, wielowątkową kryminalną intrygą. Bo też bohaterów czeka wiele przeciwności i niebezpieczeństw, cała operacja jest naturalnie nielegalna, już samo zdobycie próbek Całunu wymagać będzie od nich wiele wysiłku i ryzyka. Reszty problemów nie warto zdradzać, mogę powiedzieć tylko, że i czytelnika, i nieszczęsnego doktora czeka wiele niespodzianek, na ogół niebezpiecznych i niemiłych.

Napad jest dynamicznie i sprawnie napisaną powieścią, nie niosącą wprawdzie – mimo aktualności tematu – głębszych treści i wzruszeń, ale za to porcję niezłej rozrywki. Autorowi udaje się przy tym uniknąć taniego dydaktyzmu, ustawiania się po którejś ze stron sporu o biotechnologię i genetykę. Niebezpieczeństwa i zagrożenia, jakie niosą ze sobą pionierskie techniki medyczne i naukowe, pokazane są przez działania bohaterów, zaskakująco skomplikowanych i niejednoznacznych, jak na książkę w końcu sensacyjną.

Jednak powieść pozostawia pewien niedosyt. W ogólnym zamęcie, w fajerwerkach fabuły ginie główny wątek, w zasadzie to, co najważniejsze, pojawia się dopiero pod koniec. I, jak już w książkach Robina Cooka się zdarzało, w pewnym momencie wydarzenia zaczynają galopować na łeb na szyję, co gorsza, stają się przewidywalne. Za to niewątpliwie ciekawy, kto wie, czy nie najciekawszy, jest sam motyw tajemnicy Całunu Turyńskiego, relikwii, jak wierzą jedni, bądź falsyfikatu, jak chcą drudzy.

Mimo tych niedostatków Napad warto przeczytać. Cook jest sprawnym rzemieślnikiem, dowiódł tego już wcześniej. Mimo iż ma za sobą ponad dwadzieścia książek, wciąż udaje mu się czytelnika zaskoczyć i zaintrygować fabułą. A o to w tym gatunku chodzi najbardziej.

 

Tomasz Pacyński

Robin Cook

Napad

Tłum. Norbert Radomski

Rebis 2004

Stron: 476

Cena: 29,00

 


Książka

Coraz więcej tajemnic

 

Jak to zwykle w środkowych tomach trylogii bywa, sprawy się komplikują. Paksenarrion Dorhansdotter, najemniczka wolnej kompani księcia Phelana wyrusza na poszukiwanie własnej tożsamości i przeznaczenia. Pragnie odnaleźć prawdę o samej sobie, przyczyny, które sprawiają, że zwykła, wiejska dziewucha, córka owczarza z Trzech Jodeł zamiast zwykłą wojowniczką, jak sobie wymarzyła, staje się kimś innym. I, też jak to zwykle bywa i w powieściach, i w życiu, ta prawda okazuje się nieco inna niż oczekiwała. Paks dowiaduje się o sobie czegoś, czego zapewne nikt nie chciałby wiedzieć.

Pierwszy tom cyklu Elizabeth Moon pokazywał jedynie zarysy świata, w którym przyszło żyć i walczyć bohaterom. Panteon bogów, starsze rasy, magia i kapłani – to wszystko stanowiło tło dla właściwej opowieści o młodej dziewczynie, która uciekła z domu, by zostać najemniczką. Właściwą treścią była wojaczka, na którą składały się długie przemarsze, uciążliwe ćwiczenia i od czasu do czasu gorączka prawdziwej walki. Kształtowanie charakteru młodej, choć twardej z natury dziewczyny, jej przeistoczenie z rekruta w doświadczonego żołnierza. Tajemnica z nią związana, jej nadnaturalne możliwości zostały ledwie zasygnalizowane.

Tym razem jest inaczej. Paksenarrion zostaje sama, nie ma już oparcia w towarzyszach z kompanii, musi zdać się na mniej lub bardziej przygodnych sprzymierzeńców. Niewiele wie o świecie, oglądanym dotąd z ojcowskiej farmy, potem zaś z marszu. Wkrótce porywają ją wydarzenia, którym musi stawić czoła sama, i mroczne tajemnice.

W Podzielonej wierności zaczynamy doceniać świat wykreowany przez Elizabeth Moon. Do tej pory mógł zdawać się pretekstowy, jakby miał służyć jedynie wprowadzeniu szczypty egzotyki do opowieści o dziewczynie-żołnierzu. Teraz przestaje być tylko dekoracją.

Paksenarrion na pierwszy rzut oka wydaje się typową bohaterką heroic fantasy. Kobieta-wojowniczka, która walczy magicznym mieczem, w dodatku czerpie moc z cudownych artefaktów. Walczy naturalnie ze złem, ucieleśnionym przez wyjątkowo paskudną boginię-pajęczycę i jej równie paskudne sługi. Zdawałoby się sztampa i banał. Dodajmy do tego konstrukcję świata, która czerpie pełnymi garściami z archetypów gatunku – długowieczne elfy, krasnoludy, walczące toporami, magia, która może uzdrawiać lub zniewalać, w zależności od tego, którą stronę Mocy wybrał posługujący się nią.

Ale, choć elementy mogą wydawać się zgrane, autorka potrafi zbudować z nich wiarygodny świat, często mroczny i przerażający. Zaś bohaterowie, którym kazała w tym świecie żyć i walczyć, na pewno sztampowi nie są. Są ludzcy. Elizabeth Moon nie wyjmuje królika z kapelusza, potrafi pokazać motywacje i namiętności, podbudować charaktery sporą dozą psychologii.

Magia, zjawiska nadprzyrodzone, wpływ bogów zaczynają odgrywać w Podzielonej wierności coraz większą rolę. Ale nie one determinują fabułę – to działania bohaterów, ich siła i słabości, ich zwycięstwa i porażki mają decydujący wpływ na ich losy. Ludzie, elfy, krasnoludy, których możemy spotkać na kartach powieści, są zaskakująco prawdziwi. I też, jak w pierwszej części, nie należy zbytnio się przyzwyczajać do sympatycznych bohaterów. Zdarza się, że szybko giną. Ci niesympatyczni zresztą też. To fantasy, w którym nawet magiczna kolczuga nie zawsze zatrzymuje ciosy, a blizny i siniaki wynosi się również z treningowych potyczek.

Co ważne, cykl nie traci tempa. Akcja pełna jest zaskakujących zwrotów i niespodzianek, mimo iż, jak to w środkowych tomach trylogii bywa, autorka musiała sporo poświęcić wyjaśnieniom intrygi, rozbudować wątki, które wydawały się poboczne, a które teraz splatają się mocno z losami Paksenarrion. Wciąż na pierwszy plan wybija się walka, bo w końcu Paksenarrion, niezwykła nawet w świecie, w którym przyszło jej żyć, pozostaje wojowniczką. Mimo że nie zawsze jest to łatwe, a cena bywa czasem niezwykle wysoka.

Podzielona wierność jest znakomitą kontynuacją Córki owczarza. Pozostaje czekać na Przysięgę złota, ostatni tom cyklu o czynach Paksenarrion.

 

Tomasz Pacyński

 

Elizabeth Moon

Podzielona wierność

Czyny Paksenarrion księga II

Tłum. Jerzy Marcinkowski

ISA 2004

Stron: 539

Cena: 29,90

 

 



Czytaj dalej...




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Hormonoskop
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Marcin Wroński
M. M. Kałużyńska
Dawid Kain
Tomasz Witczak
W. Świdziniewski
PO
Gustav von Urhebers
David Drake, Eric Flint
Pat Cadigan
Tomasz Piątek
Alastair Reynolds
 
< 06 >