strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Pat O'Gen Spam(ientnika)
<<<strona 08>>>

 

Spam(ientnika)

 

 

Dziwnie się czułam, kiedy tak prorokowałam MagMaxowiIV rychły upadek jego szalonego pomysłu na magicznie rozsyłany Magazin.

Ja byłam pewna, że dupnie.

On był pewien, że nie.

Zawsze wychodziło na moje.

A tu – bęc.

Pomyślałam sobie, że starość, nie magość...

Nierychliwie, ale racja przyszła jednak do mnie. Łaskę robi? – pomyślałam poniewczasie. Nie trzeba się było denerwować, tylko czekać.

Głupie pomysły prędzej czy później ściągają na twórców karę.

MagMaxIV kombinował właśnie, jak usprawnić rozsyłanie magazinu. Co gorsza, nazwał go jakoś po niemiecku, więc nikt nie wiedział, jak to się pisze, ale może i lepiej? W każdym razie leżałam na jego kolanach i spokojnie dawałam się wertować, a Maksio szukał zaklęcia na sprawne wysyłanie quelmilli z wieściami i baśniami. Pomrukiwał i pocmokiwał, trafiając co i rusz na zapomniane zaklęcia, odkrywał takie, jakie mogą mu się przydać. Idylla, jednym słowem. Wierna Wielka Księga Magiczna (to ja!) i jej Mag pracują razem nad poprawianiem świata, deska, tempera, wczesny okres biały, cena – nie do określenia.

Co ważne – MagMaxIV, chcąc usprawnić obieg wiadomości między sobą i swoimi admiratorami (nazwał ich adminami w skrócie), wywiesił potężne zaklęcie, które pozwalało każdemu, kto odebrał jego magazin, przekazać wiadomość zwrotną, czy to wierszyk przysłać, czy to opowieść jakąś magiczną i wdzięczną, a to coś innego... I to coś innego przyszło, niestety...

Już wcześniej, kiedy jakiś napaleniec przysłał tą drogą księgę całą "Bełkotołak i jego świszcze", proponowałam MagMaxowi, żeby przyprawił zaklęcie impostonalne jakąś bramką, jakimś ryglem, skoblem, kapslem... Uzyskałam tylko tyle, że kazał sobie piwa podać, bo mu się z kapslem skojarzyło. No dobra, ten Bełkotołak to jeszcze pół biedy, upierduchliwa lektura, i nic więcej.

Gorsze nadeszło niespodziewanie, jak zawsze. Magdziek sobie czyta, czyta, mruczy pod nosem, a ja nagle czuję, że puchnę. Takie dziwne uczucie – jakby mnie rozdymało od środka, ale nie rozdymało, bo przecież znam swoje gabaryty. Zamiast tego słyszę nagle taki głuchy głos, co to mamroce:

"Kobity nie puszczają bonków, nie rzygajom, nie bekajom, no to muszom pieprzyć bez sensu, żeby nie penkły od środka! Cha-cha!"

Zgłupiałam. Ja się do bab nie piszę, ale jednakem księga, a nie ksiądz, na przykład.

Zerkam na MagMaxa, ale on nic.

Jakby nie słyszał, albo nie chciał usłyszeć.

Inny głos nagle się odzywa:

"Przychodzi facet do weterynarza i każe mu obciąć psu ogon. Weterynarz mówi: – Owczarkom się nie tnie! Facet: – Płacę i chcę! Weterynarz obcina, ale ciekawski jest, więc pyta: – Ale dlaczego pan obciął zwierzowi ogon? Klient: – Jutro przyjeżdża moja ukochana teściowa, i żadnych mi tu oznak miłości!!!"

Podskoczyłam na kolanach MMIV. Pytam go:

– Nie słyszysz nic?

– Nie. – Machnął ręką. I znowu swoje: – czar perypatetyczny... pieprzyć... czar peytomago... nie... też nie... klątwa Zarmudy? Kurde, kto to był Zamruda? Ten kucharz, który zmieszał jaja z ma...

– Magu! – wrzasnęłam. – Dzieje się coś niedobrego!

– Co, mianowicie, kurdezajętyjestem!

– Wsłuchaj się, póki nie za późno!

Nie wiem, dlaczego tak się jakoś nastawiłam, że coś nad nami zawisło. W końcu głupie dowcipy, stare głupie dowcipy, to nic złego?

A tu już inaczej słychać:

"Jeden gostek złapał złotą rybkę. Mówi jej, że jak tylko spełni jego życzenia, to ją wypuści. – Wal! – mówi rybka. – Chcę, żeby się mnie wszyscy bali. – To proste – odparła złota rybka i sprawiła, że stał się najsilniejszy na świecie. – A teraz drugie – rzuca gostek. – Chcę, żebym ja się nikogo nie bał. – Och, to tylko niewielka korekta – powiedziała rybka i sprawiła, że stał się głupi."

– Co to jest? – ryknął MagMaxIV.

A ja już wiedziałam.

– To jest magiczny robak, magu – powiedziałam nieco spokojniejsza.

Spokój u mnie wynikał z faktu, że wiedziałam, jak się bronić.

– Jaki, kurdestan, robak?!

– A taki, że jakiś piździelec, co to skończył kilka kursów magii stosowanej, i wydaje mu się, że jest fachowy i dowcipny, wypuszcza w eter małe magwormole. Różne mogą być, mogą kwasić wodę w wódce, mogą wzdymać brzuchy ludziom, mogą psuć testery ciążowe, tak że pokazują co innego niż...

– Wiem, jak się psuje testery! – wrzasnął MMIV. – Sam... sam... o tym czytałem, czyli słyszałem... Nieważne. Gadaj?!

– No więc taki pierdoluch wypuszcza magwormola, ten – w zależności od siły magicznej – albo się snuje po świecie i szkodzi, albo zdycha na pierwszym fajerworlu. Tu, jak widzimy, mamy do czynienia z magwormolem, który pobiera dowcipy z najbliższej aury i leci z nimi dalej. Zaraz wychwyci to, coście tu wczoraj opowiadali, na tym, tak zwanym dyspucie redakcyjnym, i wyrzuci to dalej. Zresztą ten dowcip o kobietach, co to nie pier...

– Dobra-dobra! Pamiętam, ale nie ja go opowiadałem.

– Ale ty rechotałeś jak szalony, a twój śmiech wzmocnił aurę dowcipu. Dlatego osiadł tu, jak tłuszcz na ścianach masarni i każdy magwormol go stąd będzie pobierał.

MagMaxIV zamyślił się.

"Kanibale gotują dwóch turystów, jeden z nich płacze w kotle, drugi – chichocze. Pierwszy ociera łzy i pyta: – Czemu się śmiejesz, durniu, przecież nas gotują? – A bo ja im naszczałem do zupy! – odpowiada drugi".

– Pośpiesz się – poprosiłam. – Wiesz, co się stanie, jak magwormol dotrze do niejakiego Zbyńki i pobierze od niego dowcipy?

– Ale co mogę... A fajerworl!...

Szybko otworzyłam mu odpowiednią stronę. Pomruczał, podumał, pomyślał, pocmokał.

Wypowiedział. Zainkantował. Kilka ruchów rękami.

– To nie było trudne – powiedział dziwnym tonem.

– Nie było – zgodziłam się.

– Czyli nie będzie trwałe – podsumował.

– Trzeba coś mocniejszego.

– Trzeba – zgodził się ponuro.

Następny numer, Chwała Bogom, tego niemieckiego MagZinu poszedł się... kąpać.

MagMaxIV stawia kolczasty fajerworl.

Niech jakaś franca się przysunie ze swoim magwormlem – dostanie takiego jebasa, że w powietrzu głowa z tyłkiem mu się zderzą.

Na razie w domu śmierdzi, bo przyszły czadowce. Jest mokro, bo nadeszły waterclossy.

Jest głodno – nadleciały wykruchy. Jest zimno, dwa razy mieliśmy wizyty temperatki.

Jest tylko nadzieja, że jak już się MMIV skoncentruje, a ma do tego powody, ulepi zaklęcie, które kopem poczęstuje każdego pierdzielca, który postanowi śmiesznie okazać swoją moc magiczną.

Trzymam za niego kciuki.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Hormonoskop
Paweł Laudański
W. Świdziniewski
Adam Cebula
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Piotr K. Schmidtke
Adam Cebula
Marcin Wroński
M. M. Kałużyńska
Dawid Kain
Tomasz Witczak
W. Świdziniewski
PO
Gustav von Urhebers
David Drake, Eric Flint
Pat Cadigan
Tomasz Piątek
Alastair Reynolds
 
< 08 >