strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Literaturoznawca Literatura
<<<strona 03>>>

 

Literatura

 

 

Przyjechali koledzy, a jakże. Zrobili odpowiednie wrażenie, to też prawda. Jednak nie wszystko poszło po mojej myśli. Właściwie to nic nie działo się tak, jak zamyśliłem. Wszystko zaczęło się od tego, że Naczelny umyślił sobie, że ten numer będzie o Wrocławiu. To takie miasto, dziura na południu Polski. Nie znacie? Ja też nie znałem, dopóki mi nie powiedzieli, że takie coś jak Wrocław istnieje. Nic dziwnego, leży daleko od morza, a ja z kolegami mamy wąską specjalizację, łupimy wybrzeża, więc niby skąd miałem wiedzieć o istnieniu Wrocławia?

Pewnego dnia Naczelny jak zawsze gorliwie pracował, czyli popijał piwko, oglądając kanał sportowy. A że pracował tak usilnie od samego rana (zbliżał się już wieczór), to miał problemy z ostrością obrazu. Wydawało mu się, że szachiści grają w koszykówkę. Odstawił więc dwunasty browar i zaczął majstrować przy pilocie. Prawie udało mu się dostosować obraz z ekranu do swojej ogniskowej, kiedy zauważył, że Rzecznik podpierdzielił mu owego odstawionego browczyka. Strasznie się zdenerwował, zresztą cała redakcja się zdenerwowała. Przyszła długo oczekiwana wiosna, a wraz z nią nasiliła się tęsknota Rzecznika za utraconą sprzątaczką, swoją jedyną i największą miłością. A Rzecznik jak tęskni to pije. A jak pije to recytuje Kapitał Marksa. A ja dzięki niemu znam już na pamięć pierwszy rozdział. Tak więc Naczelny zdenerwował się i jął okładać biednego Rzecznika wyżej wspomnianym pilotem. I chyba Rzecznik ma coś nie tak z oczami, bo za każdym razem jak dostawał w oczodół, to zmieniał się kanał w TV, albo ustawienia telewizora. Za którymś razem, telewizor zawył: WROCŁAW WCHODZI DO EUROPY. Wampir spadł z żyrandola. GINowi wypadł magazynek. Akurat mrugająca do mnie Sekretarz dostała tik...tika...tiku i zaczęła mrugać do wszystkich. Rzecznik wypił do końca piwo Naczelnego. Szefowa przerzuciła moim stylem ze dwa teksty, a Pierwszy poszedł po nowy monitor.

Za to Naczelnego zamurowało. "Ja nigdzie nie idę" powiedział. "Co oni plotą? Breslau cały czas był w Europie, to gdzie ta cholera teraz polazła, że trzeba do niej znowu wchodzić?" Trzeba przyznać, że Naczelny naprawdę chodzić nie lubi. Nawet po piwo wysyłał Rzecznika... To znaczy już teraz nie wysyła, bo, wiecie, wiosna. Teraz ja chodzę. W końcu litraznawca musi zarobić na swoją skromniutką pensję.

Zaraz też Naczelny posłał mnie po rozum do głowy. Przyniosłem dwie butelki i właśnie mu je wręczałem, gdy wpadli moi koledzy. Niektórzy przez okno. Inni przez drzwi, a część dokonała ataku internetowego. I właśnie ten atak internetowy stał się ich zgubą. Zanim do Szefowej dotarło, że ktoś zgrabnie przerzucił jej wszystkie teksty, nawet te dobre, to Sekretarz skutecznie powstrzymywała hordy barbarzyńców, czekając, aż GIN znajdzie magazynek. Moi koledzy, początkowo butni i pełni werwy, spojrzeli na Sekretarz i stanęli zdeprymowani. Oto mieli przed sobą walkirię z przodozgryzem, dzidą, a w dodatku w bojowej postawie, mrugającą przy tym zachęcająco okiem. To może wytrącić z równowagi nawet największych barbarzyńców. I wytrąciło. Niektórym nawet broń wytrąciło. Wtedy od strony biurka Szefowej rozległo się zwierzęce wycie. Nie spodziewałem się, że w tej małej czarnej może być tyle energii. I że potrafi toczyć pianę. Szefowa ze swoim żądłem stanęła u boku Sekretarz. "Berserk, berserk!" – rozległ się szept wśród moich kolegów. GIN tylko na nie spojrzał, ciężko przełknął ślinę i przesunął swój rejon poszukiwań magazynka pod biurko. Ja uczyniłem podobnie – skryłem się w szafie, pozostawiając sobie małą szparkę na obserwację dalszego rozwoju wydarzeń. Rzecznik, z boleścią w sercu, skrył się w kanciapie sprzątaczki, Pierwszy chyłkiem przemknął do łazienki, a Naczelny... Naczelny to ma nerwy, nie powiem – spokojnie odbił butelkę wódki i nalał do dwóch kieliszków. To jeszcze bardziej zdezorientowało moich kolegów. Ich przywódca, a zarazem spec od Internetu, Thorbajt Amigason, zaczął nagle twierdzić, że są mędrcami, którzy przychodzą złożyć pokłon i dary wielkiej redakcji Fajerharta. Tylko Naczelny dał się nabrać na ten znany od dwóch tysięcy lat numer. Przyjął ich z otwartymi ramionami, w każdej ręce dzierżąc kieliszek wódki. Szefowa i Sekretarz dalej trwały w bojowych postawach. I to chyba wymusiło na Thorbajcie przyjęcie kieliszka i wychylenie go jednym łykiem. I teraz moi koledzy nie mogli już łupić, gwałcić i palić – obowiązywało ich prawo gościnności. Amigason z westchnięciem kazał swoim ludziom przytoczyć beczki z piwem, po czym obiecał Szefowej, że osobiście odzyska przerzucone teksty. Nastąpił odprężenie i wszyscy powyłazili ze swoich skrytek. Zaczęły się powitania, pierwsze wymiany doświadczeń związanych z alkoholem, niemrawe uśmiechy. Dalej tylko moi koledzy omijali dwie redakcyjne bojowniczki szerokim łukiem. Dopiero po kilku beczkach piwa paru z nich odważyło się zagadać z Sekretarz, Szefową zostawiając w spokoju. Impreza rozkręciła się na całego i już po chwili Rzecznik deklamował Marksa. Moi koledzy uznali, że to przepiękna saga i nagrodzili go brawami. Amigason, po przejrzeniu zawartości komputera Szefowej stwierdził, że to poważniejsza sprawa niż myślał i trochę zajmie czasu, w związku z tym zawiesza wszystkie wyprawy na okres trzech miesięcy – poza nim nikt nie potrafił przeprowadzać ataku z Internetu. Bardzo to zasmuciło moich kolegów, jak i GINa, któremu zaimponowała wojskowa karność ludzi Thorbajta, miał więc zamiar wyruszyć z nimi na następną wyprawę. Wtedy Pierwszy zadeklarował się, że zastąpi Thorbajta. Podniosła się gromka wrzawa i po krótkiej dyskusji przystano na ten układ. Beczki szybko opróżniono, tak jak i dwie butelki Naczelnego, a moi koledzy zabierali się do wyjścia. Naczelny, na odchodne, z łzami wzruszenia w oczach obdarował wszystkich gości honorowym tytułem obywateli Wrocławia. Oni, równie wzruszeni, w zamian za to obiecali, że nie złupią Wrocławia, a nawet ustanowią placówkę do ochrony żywotnych interesów miasta Breslau. Redakcja pożegnała GINa i Pierwszego, którzy wyruszyli razem z moimi kolegami, i nagle zrobiło się cicho i pusto. Wszyscy siedzieliśmy osowiali, a Szefowa chlipała w kącie, bo okazało się, że Wampir również nas opuścił przez wybite okno. Pocieszałem ją, że na pewno wróci, tak jak nasi, co pojechali z moimi kolegami. Poza tym jest przecież teraz z nami Amigason.

Nie wiem, jak GIN sobie poradzi na tych wyprawach. Jest całkiem bezbronny – jego magazynek właśnie przed chwilą znalazłem po dywanikiem.

A w bieżącym numerze poczytamy sobie: Ceglarskiego, Dębskiego, Orbitowskiego, Cebulę, Drzewińskiego, Grzędowicza, v. Mannsky'ego, Inglota, Szmidta i Karetę Wrocławskiego.

 

Litraznawca

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika )
Hormonoskop
Andrzej Sawicki
M. Koczańska
EuGeniusz Dębski
Grzegorz Żak
Andrzej Ziemiański
Adam Cebula
Jacek Inglot
Adam Cebula
Zbigniew Ceglarski
EuGeniusz Dębski
Łukasz Orbitowski
Kareta Wrocławski
Adam Cebula
Andrzej Drzewiński
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
T. Graf v. Mannsky
J. Grzędowicz
Robert J. Szmidt
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Michał Studniarek
Drzewiński, Inglot
Marcin Przybyłek
 
< 03 >