451 Fahrenheita
Fakt, że nagle oficjalnie staliśmy się Europą, powinien coś zmienić. Nie do pomyślenia, żeby takie wydarzenie przeszło bez echa, choćby najmniejszego – sama myśl o tym wydaje się wręcz nieprzyzwoita. No więc zmienia się – gdzie może i kto może. Ten pisać zaczął, a tamten przestał. Jeden wyszedł i nie wrócił, a drugi z kolei wrócił, choć się go nikt nie spodziewał. Temu obowiązków ujęto, a ów z kolei skarży się na nadmiar dodatkowych. I tak dalej, i tak dalej. Efektem oczywiście jest totalny chaos, ale wszyscy wokół mają poczucie dobrze spełnionego obowiązku, bo skoro wszystko teraz ma być inaczej, to i jest. Stanęliśmy na wysokości zadania. Chyba... bo jak się tak głębiej zastanowić, to w zasadzie nie wiadomo dokładnie, jak to zrobić, żeby być bardziej w Europie niż dotąd. Nie wiadomo. I tak, nie do końca nieoczekiwanie, te dwa słowa stały się motywem przewodnim wszelkiej działalności. Mantrą powtarzaną przy okazji wszelkiej wyjątkowo chaotycznej, za to intensywnej aktywności. Kto ma to zrobić? Nie wiadomo. Kto odpowiedzialny? Nie wiadomo. Kto nie uiścił? Nie wiadomo. Nic nie wiadomo – poza, oczywiście, wykładnią ogólną – ma być absolutnie po europejsku i inaczej niż dotąd. Trzeba przyznać, że w części ową wykładnię zrealizować się udało. Chyba nawet za dobrze momentami, bo w słowo "inaczej" niektórzy członkowie Fahrenheit Crew zinterpretowali jednak zbyt... no zbyt. Niewiele było głosów, że przecież dotychczas też nie w Azji, ani w Afryce powstawało nasze ukochane pismo, więc po europejsku to dokładnie tak, jak dotychczas je robiliśmy. Zwolennicy zmian zakrzyczeli podłych konserwatystów – przecież teraz ma być inaczej. Na szczęście nikt się nie wyrywał z synonimem "lepiej", bo przynajmniej to jedno wszyscy wiedzą, że lepiej jest po prostu niemożliwe. Ale przeklęte "inaczej" zawisło nad głowami redaktorów niczym miecz Damoklesa. Zawirowały w powietrzu, powyciągane z szuflad, pomięte podziały obowiązków, stare regulaminy z plamami po wylanej herbacie. Ktoś optował za starą, sprawdzoną metodą pracy u podstaw, inny krzyczał o wykładniach i poszanowaniu zasad, a jeszcze inni, że jak zmieniać, to najpierw własne życie, a dopiero potem resztę świata. Każdy w sumie chciał zmieniać co innego i pod innym kątem. Aż wreszcie ktoś wylał kawę na zakresy obowiązków i regulaminy, grzebiąc bezpowrotnie czytelność wszelkich dotychczasowych wykładani w brązowej mazi. Oczywiście, nie wiadomo kto. No i stało się. Nie jest tak samo. Jeśli nawet ktoś przetrwał zawieruchę zmian i będzie robił to, co dotychczas, to z pewnością w inny sposób. Ale chwilowo nie wiadomo jeszcze kto i co. Chaos. Mówiłam przecież. I nic nie wiadomo. Nie wiadomo też, kto ma napisać wstępniak do tego ze wszech miar europejskiego numeru. Bo skoro wszystko się pozmieniało, to i to powinno. Bezwzględnie. Więc koniec końców wiadomo jedynie, że w tym miesiącu wstępniaka nie będzie. No co? Miało być przecież inaczej, prawda? To i jest!
Dominika Repeczko
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||