strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Romuald Pawlak Publicystyka
<<<strona 15>>>

 

Wyczytane ze skorupy żółwia (6)

O drzewach i osłach

 

Do drzew stosunek mam mocno sentymentalny. Przyznaję się bez bicia, w pierwszych słowach składając samokrytykę: to ja, dziecięciem będąc, zabiłem jedną wiśnię, chcąc zerwać słodki, aczkolwiek zakazany owoc z samego czubka. Źle się to skończyło dla mojej pupy, ale jeszcze gorzej dla drzewa, które pękło i uschło.

W rewanżu jakaś podła topola – wiele, wiele lat później – próbowała mnie zlikwidować za sprawą solidnej gałęzi, która runęła na mnie znienacka. Uciec zdążyłem, jednak trauma pozostała... Do dziś zresztą topole wkurzają mnie niemiłosiernie, bo gdy to-to kwitnie, rozrzucając dokoła wstrętne białe kłaczki, moje miasto zamienia się w poligon doświadczalny dla alergików oraz zwykłych, nieszczęsnych obywateli.

Nie jest więc lekka koegzystencja ludzi z drzewami, oj, nie... Zresztą, dla obu stron, co pięknie opisała Ursula K. Le Guin w opowiadaniu Kierunek drogi, pochodzącym z tomu Wszystkie strony świata. Jego bohaterem jest majestatyczny dąb, który w przeciwieństwie do udomowionych jabłoni w sadzie, prędzej da się złamać, niż ugiąć, a większą przyjemność sprawiają mu konie w krótkim galopie niż ludzie przechodzący obok. Mimo to, cierpliwie znosi ludzkie poczynania aż do chwili, kiedy ktoś próbuje uczynić go nieśmiertelnym. "Jestem życiem, jestem śmiertelny" – mówi ów dąb w proteście.

Bywa inaczej. Strony zawierają kompromis, który skutkuje wymierną korzyścią, czego doświadczył Francis Drake, znany angielski żeglarz i pirat. Pomińmy całą barwną historię, która doprowadziła go w okolice Panamy. Dosyć, że prawdopodobnie to właśnie jedno z tamtejszych drzew zmieniło bieg życia Drake’a, wpłynęło na dzieje świata. Otóż, kiedy w towarzystwie cimmarones, uciekinierów z hiszpańskich plantacji, wędrował przez dżunglę, ci wskazali mu najwyższe w okolicy drzewo. Z niego można było zobaczyć zarówno Atlantyk, który Drake wówczas już nieźle znał, jak i Pacyfik. Czy to wtedy, stojąc na tamtej platformie pośród oceanu zieleni, z widokiem na oba oceany, zamarzyła się piratowi Jej Królewskiej Mości ta niezwykła wyprawa? Nigdy się tego nie dowiemy, ale faktem pozostaje, że od tamtej chwili rozmyślał o przedostaniu się na Morza Południowe, jak wtedy nazywano wody Pacyfiku oblewające wybrzeże Ameryki Łacińskiej. I w osiem lat później dokonał wyczynu o wiele większego niż złupienie paru miast czy statków: jako pierwszy człowiek opłynął kulę ziemską. Pomimo że w powszechnej świadomości przypisuje się to osiągnięcie Magellanowi, prawda jest taka, iż znakomity żeglarz portugalski zginął na Filipinach, podczas powrotu, a wyprawę zakończył inny statek z jego ekspedycji. Drake zaś z Plymouth wypłynął i do portu tego po dwóch i pół roku powrócił.

Życie ludzi i dębów splata się zresztą w wielu historiach. Jedna z nich dotyczy Nelsona, słynnego jednookiego admirała. Oto, co wyczytałem z internetowej skorupy:

"Trzy potężne dęby, zasadzone osobiście przez admirała Horatio Nelsona, posłużą do renowacji jego flagowego okrętu ‘Victory’. Słynny okręt zostanie odnowiony przed obchodami 200 rocznicy bitwy pod Trafalgarem w październiku 2005 r. – poinformowała brytyjska marynarka wojenna.

W 1802 r. Nelson zasadził drzewa, bo uznał, że stoczniom brakuje budulca wysokiej jakości. Admirał okazał się przewidujący. Teraz prawie 200-letnie drzewa, które posłużą do remontu pokładu artyleryjskiego ‘Victory’, zostaną przetransportowane z królewskich lasów w Dean na południu Anglii do stoczni w Portsmouth. Do budowy ‘Victory’, na którego pokładzie w 1805 r. zginął admirał Nelson, zużyto ok. 6 tys. pni (odpowiednik 40 hektarów lasu). Okręt, zacumowany w Portsmouth, przyciąga tłumy turystów.

-Wykorzystanie tych dębów, to dowód uznania dla okrętu, który brał udział w bitwie pod Trafalgarem – powiedział Frank Nowosielski, obecny kapitan okrętu."

Jak dla mnie, to piękna historia. Anglicy naprawdę umieją szanować tradycję. I myślę sobie, że owe dęby Nelsona wcale nie będą protestować przeciw takiemu ich wykorzystaniu.

Coś mi się natomiast wydaje, że niektórzy ludzie powinni mieć zakaz nie tylko rozmów, ale wszelkich kontaktów z całym światem ożywionym, nie tylko z dębami. Oto bowiem, na innej skorupie, czytam sobie, co następuje:

"Coraz częstszym prezentem komunijnym – w miejsce roweru, rolek czy komputera – staje się obecnie kucyk. Jeden z hodowców potwierdził, że coraz częściej zwierzęta te kupowane są u niego z okazji pierwszej komunii. – Komunijne zakupy kucyków trwają od kilku lat, teraz się jednak nasiliły – powiedział hodowca Mieczysław Lipiński. – Cena jednego zwierzęcia waha się od 1 tys. do ponad 2 tys. złotych. Zdaniem hodowcy, łagodny i mało wymagający kucyk może być dobrym prezentem dla dziecka. – To są zwierzęta bardzo odporne na niskie temperatury, więc wystarczy mu wiata, by mógł się ochronić przed deszczem i słońcem. Mrozu się nie boi, bo zimowa sierść jest bardzo gęsta; żywi się trawą, a lepsze jedzenie może mu wręcz zaszkodzić – wyjaśnił."

No i tu mnie szlag trafia. Większe mam poczucie przynależności do klanu dębowego, niż do wspólnoty gatunkowej z panem Lipińskim. I chętnie bym go wystawił w zimie, przy minus trzydzieści, w miejsce osłonięte tylko wiatą.

Ale może przesadzam? Może obraz przesłania mi szacunek do dębów oraz wczesnej twórczości Ursuli Le Guin?

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Ludzie listy piszą
Galeria
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
Piotr K. Schmidtke
Eryk Remiezowicz
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Adam Cebula
Iwona Surmik
Magdalena Kozak
Marcin Mortka
Alastair Reynolds
P. Nowakowski
Kaim
XXX
Steven Erikson
Neil Gaiman
Paul Kearney
Romuald Pawlak
 
< 15 >