strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Adam Cebula Publicystyka
<<<strona 19>>>

 

Nasza szkoła óczy

 

 

Ponieważ mogę przywalić całkiem konkretnemu człowiekowi, a nie chcę, zacznę od tego, że tylko ten się nie myli, co nic nie robi. Moja koleżanka z pracy weszła na stronę pewnej szkoły w Turku. Bliższych danych nie podam. Ktoś się narobił jak wszyscy diabli. Zrobił naprawdę dobrą robotę, wartościową i popełnił jeden mały hmm... Błędu, ściśle rzecz biorąc, nie ma. Jest nie nieścisłość. Coś co nazwałbym nadmierną ścisłością. Strona jest poświęcona nauce fizyki. Mamy tam sporo ciekawych animacji i przykładów.

No i są te nieszczęsne, łatwe pytania. Na przykład mamy taką zabawę: prezentujemy uczniowi kilka zdań i niech znajdzie to fałszywe. W dziale "ciepło" znaleźliśmy taką mniej więcej zagadkę: "Czy temperatura ciała może się podnieść bez dostarczenia do niego Ciepła?" Drobiazg: ciepła. Z jakiegoś powodu natychmiast się zjeżyłem. Zadajmy inne pytanie: "Czy temperatura ciała może wzrosnąć na skutek ODBIERANIA od niego ciepła?" Pewnie może, skoro pytam. Wiele razy to studentom prezentowałem. Wystarczy nalać do naczynia niewielką ilość wody i zacząć je chłodzić. Temperatura zjedzie do minus na ten przykład ośmiu stopni, woda pozostanie cieczą. Potem nagle, podczas ciągłego OBIERANIA od próbki ciepła, następuje gwałtowny skok temperatury do zera stopni Celsjusza. Taka sztuczka: ciało ochładzamy, a ono w wyniku przemiany fazowej się ogrzewa. Otóż zjeżyłem się niepotrzebnie, ponieważ jeśli kliknąć w to zdanie, to program poinformuje nas, że wybraliśmy zdanie prawdziwe, a nie fałszywe: mieliśmy odnaleźć fałszywe. Dlaczego się zjeżyłem? Bo choć umiałem naukę o cieple, nie umiałem rozwiązywać testu. Nie chodzi merytoryczną jego zawartość, ale musiałem z głębi swej tępoty pomedytować, o co mianowicie, kurna, autorowi chodziło. Jakie wygibasy mam wykonać, żeby było dobrze. Szczęka mi ciut opadła, gdy przeczytałem podpowiedź do zadania. A mianowicie, że przecież można potrzeć ręce lub sprężyć gaz pompką.

Okazało się, że o ile zawarty w zagadce materiał jest dość dramatycznie elementarny, to powiedzmy sobie szczerze, przebicie się poprzez zawiłości testu, za trudne dla pracownika może i dołowego, ale jednak uniwerku.

Dość długo musiałem główkować: o co tak naprawdę chodzi. Sęk w tym, że w codziennej praktyce fizycznej nie bardzo rozróżniamy pomiędzy dostarczaniem energii cieplnej a jakiejś innej energii. Jest to zakonotowane w doświadczalnych głowach, że wynikiem każdego procesu jest rozpraszanie różnych form energii w energię cieplną. Odpowiedź brzmi mniej więcej tak, że nie musisz czajnika z wodą ogrzewać, żeby się zagotowała, wystarczy, że włączysz grzałkę. Do prądu. Prąd przecież to nie ciepło. Prawda? Prawda! Gdyby ktoś miał jeszcze jakieś wątpliwości, informuję, że sułtan dlatego nosi spodnie na zielonych szelkach, żeby mu nie spadły. Choć pełnej analogii nie ma, choć wyłazi tu cała moja frustracja, że nie rozwiązałem testu z liceum, to nie chodzi o nic więcej niż o to, żeby portki nie spadły i że jest zabawne, gdy ludzie się głowią, dlaczego te szelki zielone. Prawie tak śmieszne, jak wtedy, gdy komuś podstawić nogę, a ten przyrżnie, najlepiej jak łysy i o beton.

Kiedyś mój świętej pamięci tatuś nauczał mnie, jak powinienem się uczyć języka polskiego. Na przykład nie chodzi o to, żebym umiał samodzielnie dokonać analizy dzieła pod tytułem Moralność pani Dulskiej. Nie, jest to oczywiście dopuszczalne, a nawet mało szkodliwe. Chodzi o to, żeby umieć przytoczyć opinie, które panują. Nie jest to całkiem łatwe, albowiem wymaga opanowania słownictwa bynajmniej nie na poziomie, jak to się chyba uczenie nazywa semantycznym, ale semiotycznym. Nie bardzo rozróżniam pomiędzy semiotyką a semantyką, ale mogę wytłumaczyć, że nie chodzi o rozumienie zakresu pojęciowego używanych słówek, ale o umiejętność ich prawidłowego umieszczenia w zdaniu. Inaczej mówiąc, nie chodzi o to, żeby rozumieć, co się mówi, tylko o to, żeby zostały zachowane prawidłowe związki pomiędzy wyrazami, tak, że wypowiadane teksty dobrze brzmią.

Tatuś mi jeszcze uświadomił, jaka jest prawdziwa funkcja szkoły podstawowej: przygotowanie do egzaminów do szkoły średniej. Bo wówczas nie było gimnazjów, szło się od razu do liceum. W liceum zaś nasza pani profesor od fizyki od razu od pierwszej klasy zaczęła nas przygotowywać do egzaminów na studia wyższe. Nie uczyć fizyki, ale przygotowywać do egzaminów. Taka drobna różnica. Chodzi nie o to, żeby wiedzieć, jakimi metodami, urządzeniami, lub wykorzystując jakie zjawiska można ogrzać wodę. Nie, trzeba dzieciarnię nauczyć rozwiązywania takich właśnie dziwnych zagadek. Zapewne za tym wszystkim jest szlachetna intencja, na przykład, żeby dzieciarnia nabyła intuicji, że każda forma energii ma coś wspólnego z ciepłem. A przynajmniej jak się ktoś przyczepi, to można tak mu odpowiedzieć.

Metody formalne bywają wydajne i owszem. To znowu nie jest tak, że zawsze i we wszystkim mam rację. Nagadałem tu, wyzłośliwiłem się, a tymczasem toczyłem kiedyś spór z pewnym znanym pisarzem z naszej wspaniałej działki fantastycznej. Dotyczył on oceny twórczości niejakiego Stefana Żeromskiego. Tenże popełnił dzieło po powszechnie znanym tytułem Przedwiośnie. Spór dotyczył tego, czy nasz wspaniały pisarz potępia kapitalizm w swym dziele i czy w związku z tym należy uznać go za zdrajcę. Otóż, o ile nie mam pojęcia, co to znaczy "zdrajca", pojęcie zdewaluowano skutecznie dzięki przypisywaniu tego epitetu w różnych okolicznościach, które zdecydowanie odbiegają od tego, co się kryje na przykład pod słówkiem "kapuś" czy skrótem TW. Nie rozstrzygniemy tego, czy Żeromski był zdrajcą, skoro dzięki ciężkiej pracy ów wyraz otrzymał tak szeroki zakres znaczeniowy, że pokrył się on z rzeczownikiem "człowiek", ewentualnie taki, którego nie lubimy. Natomiast można przytoczyć popularną opinię krytyków na przesłanie Przedwiośnia. Jest ono niestety bardzo banalne: nie jest wyjściem dla świata ani kapitalizm w wersji XIX wieku, ani rewolucja. Będąc w swoim dzielnym liceum, musiałem umieć jeszcze wyrecytować uzasadnienie, że sceny takie to właśnie ilustracja części pierwszej, zaś sceny takie to część tamta. Nie było obowiązkowe, lecz za wcześniejszą poradą tatusia nauczyłem się jeszcze, kto i kiedy opinię wydał. Tak czy owak, znając ten paciorek na pamięć, musiałem przyznać, że tak właśnie się sprawy mają. Powiedzmy jak zwykle, racja nie leży po żadnej ze stron, tylko gdzieś po środku. Formalna znajomość paciorka "co pisarz chciał powiedzieć" uchroniła mnie od wygadywania głupot, że Żeromski to komunista (czyli, funkcjonalnie, że popierał komunistów), albo, że kapitalista (znowu w funkcjonalnym lub, jak mnie się bardziej podoba, eksperymentalnym sensie) bo musiałbym coś zrobić z jedną lub z drugą częścią wyuczonego na pamięć wierszyka. Tylko, że jak się przekonałem, wierszyki można recytować ze zrozumieniem lub wręcz przeciwnie.

Czego szkoła óczy? Jak już kiedyś pisałem, przede wszystkim dobrego wychowania. To nie jest moje stwierdzenie, nie mój pomysł. Kiedyś jeden pan doktor dzielnie walczył na rozprawie habilitacyjnej, a pod drzwiami żona mdlała, że na jakiejś głupocie go złapią. Wyszedł jeden profesor i uspokoił panią, że przecież to nie jest egzamin z fizyki. Nie, to egzamin z DOBREGO WYCHOWANIA. Szkoła uczy (óczy?) dobrego wychowania. Umiejętności zachowania się w towarzystwie. Tego, żeby na pytanie dlaczego Żeromski wielkim pisarzem jest, nie zacząć wypominać mu grafomańskich kawałków, w których godnie szedł w zawody z Helenką M. oraz nieznanymi nam z nazwisk autorami powieści podówczas pornograficznych, a dziś zwanymi skandalizującymi, lecz właśnie przytoczyć z nazwiskami opinię panów krytyków. Nie naucza szkoła fizyki lecz rozwiązywania wszelkiego rodzaju zagadek, testów, zadań, które to pozwolą osobnika zaliczyć do grona swoich.

Jest jednak pewien szkopuł: na przykład na rozdzielni wysokiego napięcia na nic dobre wychowanie, można nawet puszczać bąki przy paniach, nie ma to zasadniczego znaczenia. Aby przeżyć, trzeba wiedzieć, gdzie ile woltów, oraz co się stanie, jak w te wolty wsadzić łapę. I pewnie dlatego na rozdzielnie WN nikogo nie wpuszczają.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Hormonoskop
Ludzie listy piszą
Galeria
Idaho
Andrzej Pilipiuk
Andrzej Zimniak
Romuald Pawlak
Piotr K. Schmidtke
Eryk Remiezowicz
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Adam Cebula
Iwona Surmik
Magdalena Kozak
Marcin Mortka
Alastair Reynolds
P. Nowakowski
Kaim
XXX
Steven Erikson
Neil Gaiman
Paul Kearney
Romuald Pawlak
 
< 19 >