strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Repeczko & Kałużyńska Permanentny PMS
<<<strona 11>>>

 

Nu, dawaj princessu

 

 

Dominika Repeczko: Chciałaś kiedyś zostać królewną? Jak już dorośniesz na przykład?

Magdalena Kałużyńska: No pewnie, że chciałam. Taką piękną królewną w równie pięknej sukieneczce. Miałabym zamek, sztab służących, przepastny skarbiec, książę na białym koniu by się pojawiał... I zdanie: żyli długo i szczęśliwie. Być królewną to jest to! A Ty chciałaś zostać królewną?

D.R.: Wiesz... jakby Ci to powiedzieć w miarę oględnie. Chciałam. Chciałam też iść koniecznie asystować przy sekcji zwłok. Człowiek jak młody, to i głupi – ma różne pomysły. Pocieszam się tym, że nie chciałam zostać strażakiem, czyli jakoś tam mieściłam się w granicach ogólnie przyjętej normy dla dziewczynek. Poza tym dla takiego smarkacza z warkoczykami bycie królewną oznacza głównie, że nie trzeba sprzątać własnego pokoju i zabawki dostaje się w ilościach nieograniczonych. Potem teoretycznie wypadałoby z takich pragnień wyrosnąć. Jak się okazuje, tylko teoretycznie. Bo coś mi się tak ostatnio wydaje, że choć zmienia się nieco konotacja, to jednak pozostają i mit, i pragnienie.

M.K.: No to mnie zgasiłaś. Ja już nie jestem małą dziewczynką, a jednak chciałabym zostać królewną. Podsycam istniejący mit oraz kultywowane pragnienie. Rozejrzyj się, popytaj... Większość kobiet, gdzieś w głębi duszy hołubi pragnienie królewieństwa. Wiem, że się narażę wojującym feministkom, ale twierdzę, że królewny mają najlepiej. Mimo wszystko.

D.R.: Hm.. zgasiłam powiadasz. Przypadkowo zapewniam. Zaraz płomyczek podsycę na nowo. Bo widzisz, we mnie chyba też gdzieś pokutuje pragnienie, bo królewny mają nie "mimo wszystko" tylko zwyczajnie wszystko. Problem w tym, że takich królewien po prostu nie ma. I tu mnie ogarnia irytacja w związku z pragnieniem i kultywacją. Bo zasadność nijaka. Tym czasem z co drugiej książki wyłazi taka królewna. Na co to komu?

M.K.: Widocznie po coś, skoro wyskakują. A skoro wyskakują, to znaczy, że jest na takie królewny zapotrzebowanie niezmienne. Masz jakieś konkretne książki na myśli?

D.R.: Zapotrzebowanie? No dobrze, za chwilę zadam Ci to pytanie raz jeszcze, a najpierw odpowiem. Jak się zastanowić, to taka królewna tym się różni od gęsiarki, że ma bardziej. Ładniejsza jest i mądrzejsza. Zazwyczaj się nie myli, nawet jak się wydaje, że się myli, to ona się jednak nie myli. I bardziej, to znaczy lepiej, wie, co należy uczynić. A co najważniejsze, jest oczywiście obiektem westchnień, uczuć, pragnień i pożądania. Nawet wszyscy chcą się z nią przyjaźnić i czują się zaszczyceni jak mogą. Bardziej. Od tego jest królewną i chodząca niezwykłością. A tytuły? Daleko szukać nie będę, bo i nie trzeba, Achaja chociażby, jak już sobie życzysz konkretów. Mogę i więcej, ale za chwilę. Wytłumacz mi najpierw, skąd zapotrzebowanie na takie królewny?

 M.K.: A proszę bardzo. Sama powiedziałaś. Królewna to niezwykłość. Zjawisko niecodzienne, gładkolice, piękne i wysublimowane. Na to wszystko zawsze był, jest i będzie popyt. Zapotrzebowanie na rzeczy i osoby ponadprzeciętne. Nie powiem, że inne. Bo słowo "inne" kojarzy się na przykład z czymś nieznanym, obcym i przez to od razu strasznym. A królewna przecież nie jest straszna. Jest cudowna, grzeczna, dobra, mądra i z reguły stanowi postać pozytywną. Właśnie dlatego jest zawsze przyjmowana z otwartymi ramionami. Zaczęłabym analizować bajki, teoretycznie dla dzieci, pod względem królewien właśnie, ale zaraz padnie podejrzenie, że skłaniam się w stronę infantylności. No to pasuję. Pisałaś coś o tytułach, prawda?

D.R.: Oj zaraz tam infantylności. Ja się przyznaję do bajek, jak najbardziej. Nawet zbieram. W żadnym razie od bajek się nie odżegnuję, zastanawia mnie tylko dlaczego schematy bajkowe zdają się dominować w fantastyce, ze szczególnym wskazaniem na fantasy. Na zdrowy rozum wydawałoby się, że powinniśmy odejść od prostych koncepcji i prostych podziałów. Tymczasem schemat królewny wydaje się być nie do pokonania. Zatrzymajmy się przez chwilę przy wspomnianej już Achai. Pierwsza scena: dobra księżniczka i niedobra macocha. Ta druga upokarza pierwszą z czystej złośliwości. Czy to Ci czegoś nie przypomina? Przecież to w sam raz Kopciuszek! Dalej jest mniej więcej w tym samym guście. Bez względu na to, jakie terminy stają się udziałem Achai, zawsze wychodzi z nich obronną ręką. Piękna, mądra, pożądana. Bardziej. Królewna w każdym calu. Skrólewniała do cna jest seria Dawida Webera o królewnie Honor Harrington. Specjalnie wymieniam akurat postaci stworzone przez mężczyzn, żeby nie było, że to kołysane na dnie serca pragnienie zostania królewną. Ale proza pań też obfituje w królewny, a jakże. Mówisz o zapotrzebowaniu na bohaterki pozytywne. To oczywiste. Jestem gotowa dodać nawet bohaterki niezwykłe, nieprzeciętne, ale niech to ma chociaż jakieś odniesienia do normalnych rzeczywistych relacji międzyludzkich. Bo o to właściwie mi chodzi najbardziej. Te królewny nie są ani specjalnie miłe, ani wyjątkowo oddane w przyjaźni, ani troskliwe. Nie muszą się nawet starać, ot otaczane są a priori uwielbieniem otoczenia. Niech będzie i przykład z damskiego podwórka. Szarka. Kwintesencja królewny z cyklu o Zbóju Twardokęsku. Uparta jak kozioł, równie miła co garść ostu w gaciach, do tego szalona, a gdzie nie pójdzie, zdobywa serce za sercem. Jaki sens w tym pytam?

M.K.: Już, już, biegnę-lecę z wyjaśnieniem. Albo nie... wytnij każdą królewnę z wymienionej przez Ciebie literatury. Była, nie ma. Poza tym wyobraź sobie również siedmiu krasnoludków bez królewny Śnieżki, bajkę o Kopciuszku bez Kopciuszka, pojedyncze ziarno grochu bez dziewczyny do testowania, puste łoże bez śpiącej królewny... I co zostało? Nuda.

Dobrze, zgadzam się, postawa większości królewien nie stanowi odbicia rzeczywistych relacji międzyludzkich. A nawet, jeżeli ktoś przełoży takie odbicie na postać królewny i wykreuje babę wredną, złośliwą, z permanentnym szalejem hormonów, to i tak będzie ciekawie. Bo o to chodzi, chyba...

D.R.: Ależ o czy my tu... jakie ciekawie? Bohaterka z permanentnym PMS-em – fajnie jest i ciekawie. Ale jak się w tą szalejąca babę otoczenie wgapia z uwielbieniem to jest głupio! Ot co. I tyle. Bo szczerze mówiąc, już czytelnik ma ochotę w ten łeb walnąć, choć się tylko mu na papierze takie coś pałęta. Czytasz i zgrzytasz zębami. Bo gdyby Ci taka królewna wlazła pod rękę w prawdziwym świecie, popędziłabyś do diabła po piętnastu minutach. A udało Ci się spotkać takiego McGayvera? Niekoniecznie nawet w spódnicy?

Wróćmy do bajek na chwileczkę. Bajki są zasadniczo i w naturze swojej schematyczne. Taka ich natura. Proste podziały, proste morały. Tu dobro, a tu zło. Dobro jest nagradzane, zło ukarane. Cześć i czołem, koniec pieśni. Ale jak wyjdziemy poza te ramki i zrobimy kroczek ku tekstom ciut bardziej ambitnym, to już powinniśmy i schematy zostawić za sobą.

Przykład, żeby nie być gołosłowną. Jest taka bajka spisana przez Grimmów, w której zła macocha ucina pasierbowi główkę wiekiem od skrzyni. Bo go nie lubi i zła jest. Potem wmawia własnej córce, że to ona odpowiada za urwanie braciszkowi głowy, a potem gotuje z chłopaczka pyszną potrawkę dla męża i ojca zarazem. Makabra co? Ale nie martw się, chłopczyna zamienia się w ptaszynę, a koniec końców, ukarawszy kogo trzeba, wraca do ludzkiej postaci. Zło przegrywa, dobro nawet śmierć przezwycięża – schemat. Teraz wyobraź sobie retelling tej historyjki. Już? Świetnie. I powiedz mi teraz, na ile zachowujemy oryginalne rysy postaci? Z bajki? Nie zachowujemy, bo trzeba oddać tę makabrę, dylematy morderczyni chociażby i inne takie. Jeśli będziesz chciała trafić do czytelnika, to postarasz się urealnić, prawda? I słusznie. Tymczasem królewny się temu procesowi wymykają. Hyc! Z bajki na kart powieści i są nienaruszalne i piękne. Coś tu jest chyba nie tak, prawda? Czy to znowu ja się czepiam?

M.K.: Zaraz, bo się pogubiłam. Chodzi Ci o to, że królewny są schematyczne, przewidywalne, odrealnione i przez to dalekie od możliwości zreformowania? Chodzi Ci o to, żeby panienki lepiej siedziały w bajkach dla dzieci, tam sobie królewienkowały i nie wystawiały słodko zadartych nosków w stronę poważnej, ambitnej i jak najbardziej życiowej literatury? Czy chodzi o to, żeby znalazł się jakowyś śmiałek, co zamiast podziwiania walorów zewnętrznych oraz duchowych królewny, zetnie jej piękną główkę i udowodni tym, że panienka jednak również z krwi i kości? A następnie heroj ów weźmie białego płótna kawałek, w krwi królewny zamoczy patyczek i w taki oto sposób naskrobie śmiałek hasło jednoznaczne: żadnych królewien! Które to hasło podchwycą tłumy i na sztandarach umieszczą. Wszystkie możliwe królewny zostaną wyłapane i konsekwentnie wyrżnięte w przysłowiowy pień. Zapanuje spokój i nareszcie żadna królewna znikąd nie wyskoczy. O to chodzi?

D.R.: No owszem... Przyznam cichutko i nieśmiało. O to właśnie. Bo mnie się tak marzy, jeszcze ciszej nawet, bohaterka, co z krwi i kości jest. Co się czasem musi pomartwić o akceptację otoczenia, albo o to, jak wyjść na swoje. Albo niechby choć raz na kamieniu siadła i rozpłakała się z bezradności, bo faktycznie sama nijak wyjścia nie znajdzie. Albo żeby była dla kogoś miła i sympatyczna, bo ten ktoś wart tego... Ot wiesz, zwykle jednak tak bywa, że nikt do Cię z wyrazami uznania nie leci, jak masz minę kwaśną i nosa zadzierasz. I żeby się cieszyć, że ktoś jest w Twoim życiu, to musi ta osoba życie in plus zmieniać jednak. I wtedy by było prawdziwej. Źle mi się marzy, co? Pewnie nie w kanonie i do tego jeszcze mało feministycznie.

M.K.: Zaraz... przecież wśród królewien bajkowych masz bohaterki z krwi i kości, co łatwego życia nie zaznały i musiały walczyć o swoje, albo czekać na zlitowanie, wybawienie... Niedaleko szukać. Królewna Śnieżka, na przykład. Miała być otruta i a jej potencjalne serce macocha podała ojcu w potrawce. Dziewczęciu cudem udało się zbiec, bo uśmiechnęła się ładnie do łowczego-asasyna. Banicja, siedmiu małych facetów, śmiertelne problemy gastryczne związane z głupim jabłkiem. Dlaczego? Bo jakaś baba omotała jej ojca i ta baba miała jakiś kompleks. W dzisiejszych czasach Śnieżka zostałaby w domciu, a jej macocha zafundowałaby sobie zastrzyki z botoksu, mały face-lifting, silikony i takie lustereczko, co kit wciska. A Kopciuszek? Szmaty zamiast super ciuchów, osmolone gary, szorowanie podłogi na kolanach i terror psychiczny ze strony przyszywanych siostrzyczek oraz macochy. Normalnie kanał, gdyby nie pomoc wróżki. Dzisiaj ta ciotka miałaby firmę ze sztabem wizażystów, co każdego Kopciuszka robiliby na permanentne bóstwo. Kto jeszcze? Śpiąca Królewna. Też padła ofiarą knowania, bo ojciec nie zaprosił na chrzciny takiej jednej ciotki-małpy. I zemsta. I śpij sobie sto lat, dziewczyno. A co królewna winna, że ojciec uparty albo że miał sklerozę? (W zależności od wersji bajki) No, co dziewczę winne? Chwała temu księciu, co się przez kolczaste krzewy przedostał i jeszcze ponad stuletnią kobitę pocałował. Normalnie bohater i do tego romantyczny. Dzisiaj takich niet. Raczej wątpię, czy w dzisiejszych czasach śpiąca królewna zostałaby obudzona cmoknięciem. Odnalazłby ją jakiś pseudobiznesmen zachodni, wykorzystał na śpiocha, zwinął kasę ze skarbca, a samą śpiącą sprzedał do domu publicznego. Wystarczy na obronę królewien, czy nie? Czy mam wyliczać dalej?

D.R.: Wyliczasz ślicznie i tak, że nawet mnie ogłuszyło i zawahałam się na momencik w niechęci do stanu królewieńskiego. Ale, ale się nie dam! Terminy terminami, opresje opresjami, a i tak mi nie udowodnisz, że królewna prawo bytu ma. Weźmy tę Twoją Śnieżkę. Po pierwsze, jakbyś trafiła na takiego asasyna, to spróbuj go uśmiechem otumanić, no spróbuj. Ja Ci oczywiście po przeprowadzonych testach ten kurhanik usypię, bo w życiu nie dasz rady. Nie ma mowy! Taki asasyn to na Twój uśmiech może nawet większej uwagi nie zwrócić, chociaż nie da się ukryć, że i włosy masz czarne jak heban i usteczka jako te krople krwi, a płeć.. zgadza się opis, czyż nie? Albo jak nie znajdziesz asasyna do przeprowadzania prób, weź udaj się na wygnanie, zamieszkaj z siedmioma facetami i umyj im naczynia. Posprzątaj i ugotuj. A o praniu nie zapomnij. A potem przyjdź i powiedz mi, ilu z nich wlepiało w Ciebie oczy z nabożnym zachwytem, boś cudu dokonała! Halo, tu Ziemia! Może byś tak z tych obłoków wreszcie... Bo mi samej nudno nieco i już się zaczęłam zastanawiać, czy za to mycie naczyń też mi ktoś fundnie szklaną trumnę...

M.K.: Dobra, masz prawo się wściekać. Dobra, wiem, że bajki nie spełniają kryteriów naszej rzeczywistości i w ogóle wiem, że tak naprawdę bajek nie powinno się czytać, ponieważ po słowie "koniec", znaczy zakończeniu standardowo szczęśliwym, człowiek wraca do szarej rzeczywistości i klnie w niebogłosy, że żaden książę się nie pojawił i nie zabrał do swojego cudownego zamku na cudownej górze. I żyli długo i szczęśliwie... Opieprzyłaś za całokształt i to jest tak zwanej okej. Ale przecież całe nasze rozważania dotyczą królewien bajkowych i tego, że jednak one nie miały tak cudownie w bajkowym życiu. Bo nie miały. I jakoś tak się mówi: życie to nie jest bajka. No i dobrze, że się mówi. Bo życie to nie jest bajka. A z tego, co pisałam, to nawet w bajkach królewny nie mają tak słodko. Czepnęłaś się Śnieżki. Dobra, już wyjaśniam, co bym zrobiła na jej miejscu. Nie podjęłabym się otumanienia asasyna uśmiechem. Osobiście bym gościowi mordę obiła na klasycznie fioletowo, związała rączyny z tyłu pleców, nóżki bym mu również z tyłu pleców związała (bom silna kobita) i gębą obitą wrzuciła bym asasyna w mrowisko. Następnie bym wsiadła na rumaka i pogalopowała w dal siną, oby najdalej. Bo ja mam wybór i mogę sobie olać królewieństwo, olać konwenanse i kopnąć w dupę siedmiu małych facetów. Chodzi mi głównie o to, że bohaterki-królewny tego wyboru właśnie nie mają i muszą wbrew swojej woli odnaleźć się w zupełnie obcej, wiejącej grozą sytuacji. Nie mają wyboru. Ktoś je rzuca w jakieś porąbane sytuacje, jakieś porąbane relacje międzyludzkie, jakieś knowania... Do pewnego momentu bajkowe królewny są w sytuacji kobiet żyjących współcześnie. Nie mają wyboru właśnie. Nie mają nic do gadania. A to presja społeczeństwa, a to stereotypy zachowania, a to wypada królewnie/kobiecie zrobić, a to nie wypada... I wiesz co? Zastanawia mnie jedno. Zastanawia mnie ciąg dalszy bajek. "Żyli długo i szczęśliwie" niewiele mówi. Szczęśliwie, dla kogo? I daję sobie kawałek włosa uciąć, że autorzy nie dopisali ciągu dalszego bajek, ponieważ ten ciąg dalszy jest tak bardzo przewidywalny, że aż straszny. Książę dowiózł królewnę do swojego zamku, pokazał domostwo i rozsiadł się przed kominkiem. Chałupa zasyfiała, bo książę prowadził życie tak zwane kawalerskie, służby nie ma, bo dawno się sama kadra zwolniła (nie uiścił...), zwierzęta domowe zabiedzone, dwucentymetrowy kurz na meblach, zapleśniała kuchnia i stos śmierdzącej bielizny w łazience. Bo książę sobie wykoncypował, że skoro królewna taka doświadczona traumatycznie i życiowo, to poradzi sobie z kolejną trudną sytuacją, podwinie rękawy sukieneczki i weźmie się do roboty. Z wdzięczności, że ją ów pieprzony arystokrata uratował. I tutaj się zaczyna wybór królewny. Olać księcia i zacząć nowe życie jako wyzwolona królewna, czy zostać i powielać znane sytuacje. Czy teraz widzisz związek z rzeczywistością, czy mam wyliczać dalej?

D.R.: Zatchło mnie. Kompletnie... Słuchaj, myśmy już chyba to królestwo opuściły i teraz stoimy na przedmieściach feminizmu? Zawracaj rumaka. Wpadniemy tu kiedy indziej pogadać o paleniu staników. Możemy nawet spalić własne. Ale zanim nastąpi ten wiekopomny moment... Przekonaj mnie, że taka królewna się sprawdza w życiu, a nie że istnieje możliwość, że wkroczy ono do świata królewny. Bo nawet i teraz czasem wkracza. Tylko że królewnie wychodzi zbałamucenie tego życia mruganiem oczkami, urodą, cudownym szczęściem i całym tym swoim królewieństwem. Zero większego wysiłku. Zero realnego wysiłku, ot chociażby włożonego w przekonywanie ludzi w to, że warto za taką królewną pójść. I znowu pokiwam Ci egzemplarzem Żmijowej harfy. I wiesz, co Ci jeszcze powiem? Ten amator kobiet dojrzałych, co ponad stuletnią pannę obściskiwał i cmokał. Powiedz mi Złotko, na co on polazł do tego zamku, co? Walczyć o prawa śpiących? Dla charakteru samej panny? Z wdzięczności? Z czego, co? A nie przypadkiem całkiem, tylko dlatego że to po prostu była królewna????

M.K.: No co Ty, że Ciebie zatchło... nie przesadzaj. Feministki swoją drogą, a królewny swoją. Bo jest różnica, królewny nie noszą staników, hehe. A tak na poważnie. Królewna nie sprawdza się w życiu, ponieważ nie jest z tegoż życia właśnie. Można sobie dywagować i domniemywać możliwości. Można sobie wyobrażać, jak to by było wysłać królewnę na zakupy do supermarketu. Nie ma najmniejszego sensu. Ponieważ królewna jest bajkowa i taką ma pozostać. Nie ma również najmniejszego sensu dopasowywać królewny do naszej rzeczywistości. Dlaczego? Ponieważ się królewny nie sprawdzą, zawsze pójdą drogą bajkową i bajkowymi możliwościami. Takie zostały stworzone i takie lepiej niech pozostaną. Zauważ, że nie tylko królewny są obecnie i powszechnie poszukiwane. Jednorożca się szuka, potwora z Loch Ness się szuka, na krasnoludki się pułapki zastawia, każdy klepie na pamięć język elficki, żeby jakiegoś Elfa przywabić, o Wielkiej Stopie nie wspomnę, ani nie wspomnę smokach... Co smoków każdy zapaleniec fantasy na horyzoncie wypatruje. A książę, co przeciskał się do śpiącej od stu lat królewny? Robił to, co mu jego powołanie nakazywało. Szukał prawdziwej królewny. Tak, królewny. My, realni, widzimy w tym wszystkim wady, niedoróbki, nawet bezsens. I dobrze, bo to nasz punkt odniesienia. Ale przy okazji każdy, a przynajmniej większość ludzi, zaczytuje się w bajkach, historiach z pogranicza baśni, opowieściach fantasy. Dlaczego? Ponieważ znajdujemy w tych opowieściach siebie... po części. Znajdujemy swoje ukryte pragnienia (nie piję teraz do filmu Bertolucciego), niespełnione marzenia, inny świat. Zupełnie inny. Może ten znaleziony świat nie jest lepszy, może nawet jest bardziej brutalny od naszego, krew się leje strumieniami, potwory napotykamy na każdym kroku, złośliwe czarodziejki rzucają na niewinnych równie złośliwe czary, krasnoludki sikają w buty, wredne boginki plączą włosy, królewny są zawsze piękne i na ogół znienawidzone, a smoki standardowo są zielone... Ale właśnie o to chodzi. Rozumiesz teraz?

D.R.: Wiesz zróbmy kompromis, chcesz? Bo kłócić to się możemy do rana, jak nas obie znam, a tu się kawa skończyła i herbatniczki... Ja schowam transparent i przestanę nawoływać do odkrólewniania kart naszych powieści, a ty mi napiszesz powieść, na jaką czekam, z bohaterką, która nawet jeśli gdzieś ma bardziej to pod innymi względami na pewno mniej...

M.K.: Oj, ale mnie podeszłaś ambicjonalnie. Wyzwanie przyjęte. Siadam do pisania. A jeżeli chodzi o transparent... nie chowaj go głęboko. Jak skończę powieść, to będziesz mogła zanalizować moją bohaterkę pod względem królewieństwa. Teraz taka mądra jestem, silna w teorii. A co wyjdzie w praktyce...

Jak to kawa się skończyła?! Kto pił z mojego kubeczka?! Kto zeżarł wszystkie herbatniczki?!

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Joanna Kułakowska
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
J. W. Świętochowski
Tomasz Pacyński
Idaho
Agnieszka Kawula
W. Świdziniewski
Romuald Pawlak
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
M. Koczańska
Tadeusz Oszubski
Magdalena Kozak
Magdalena Kozak
Jolanta Kitowska
Miłosz Brzeziński
K. A. Pilipiukowie
Andrzej Filipczak
Tomasz Witczak
PanTerka
Andrzej Ziemiański
EuGeniusz Dębski
Richard A. Antonius
Zbigniew Batko
 
< 11 >