451 Fahrenheita
Wakacje mają to do siebie, że człowiek regularnie dochodzi do wniosku, że lenistwo jest cnotą. Koniec wakacji zaś ma do siebie to, że ten sam człowiek pragnie żywota swojego w cnocie dokonać. Niewątpliwie bowiem: virtus ad beate vivendum sufficit. Niestety, dla załogi Fahrenheita sentencja ta jedynie sentencją pozostaje, ponieważ mimo naszych najszczerszych wysiłków, elektroniczne wydawanie pisma jakoś wcale lenistwu nie sprzyja. To nawet może być i powód, dla którego po każdych wakacjach nie możemy się redaktorów doliczyć. Przepadł gdzieś Generał. Nawet pocztówki nie przysłał, więc nie wiadomo gdzie szukać. Zapewne wędruje gdzieś przez prerie lenistwa. Koniec wakacji i nadziei na przepędzanie życia w błogim nieróbstwie nastraja nieco melancholijnie, a wcześniejsze wieczory wciąż przy tym ciepłe, zachęcają do podróży sentymentalnych. W końcu czas tych bardziej realnych już przecież minął. Trzeba jednak przyznać, że w smuteczku złotojesiennym sporo jest pogody ducha. Wydawałoby się, że niemożliwym jest jedno i drugie, smutek i pogodę, zamknąć w jednym zdaniu, a jednak o tej porze roku da się to zrobić bez wysiłku. Być może dlatego, że choć kolorowe liście nieodmiennie wieszczą rozstanie z cnotliwym lenistwem, to nimb jakowyś, a może duch tegoż, wciąż unosi się nad redakcyjnymi biurkami. Zapewne bierze się on z wciąż intensywnie błękitnego nieba i niewątpliwie ogrzewają go wciąż intensywne promienie słońca. Może być też i dlatego tyle uśmiechu w nostalgii, że wraz z babim latem przywiało do redakcji kilku starych przyjaciół. A we wszelkich podróżach, szczególnie tych sentymentalnych, najważniejsza jest właściwie dobrana kompania. Dlatego też, choć westchnienie z tęsknoty za dawnymi czasami, tudzież utraconą możliwością przepędzania dni cnotliwie zawiruje czasem kartkami tekstów, tak jak jesienny wietrzyk żółtymi liśćmi, to teraźniejszość też się najgorszą nie wydaje. Ktoś nawet nieśmiało o przyszłości napomknął. O planach. Że są i żeby realizować. Przytaknięto mu oczywiście. Tylko że niezbyt spiesznie, ale na pośpiech będzie jeszcze czas. Później. Kiedy już będą deszcze i znicze, kiedy poprzebierane dzieciaki będą domagać się cukierków, a na szczycie listy potrzeb ogólnych znajdzie się przepis na stuprocentowo sprawdzalną wróżbę, kiedy znowu trzeba będzie uciekać przed społeczną presją robienia porządków. Wtedy praca znów stanie się interesującą alternatywą. Ale teraz? Wciąż jeszcze ciepły wiatr prze otwarte okno wrzucił do redakcji kilka złotych liści i przerażonego pająka, kurczowo trzymającego się strzępków swojej sieci, i dmuchnął prosto w kupkę tekstów. Łobuz. Zapewne w ramach aluzji, że czas już. Nieco racji w tym jest. Mądre sentencje, choćby i najprawdziwsze były, trzeba będzie odłożyć ad acta, do następnego lata. Proszę, jak to czasem człowiek nie wie, co dla niego dobre. Nie chcieliśmy wziąć tego wypoczynku, teraz zaś rozstać się z nim nijak. Jest szansa, że i z pracą tak będzie. Może nawet Generał się znajdzie. A co do wstępniaka... To już chyba sami wiecie. Postaramy się lepiej w przyszłym miesiącu.
Dominika Repeczko
|
|
|||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||||