strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Fahrenheit Crew Permanentny PMS
<<<strona 11>>>

 

Gramy w rozbieranego

 

 

Magdalena Kałużyńska: Właśnie obejrzałam Excalibur Boormana. I na jednej scenie się wzruszyłam można powiedzieć boleśnie. Zgadniesz, na której?

Dominika Repeczko: Jak zobaczyłaś hełm Mordreda?

M.K.: Też. To znaczy, posikałam się ze śmiechu, kiedy zobaczyłam hełm Mordreda. Wiem, nie powinnam. Ale ja już tak mam, reaguję zupełnie nieprzewidywalnie oraz nieadekwatnie do podniosłej sytuacji w różnych równie podniosłych momentach dzieła filmowego. Chodziło mi o scenę, kiedy osobnik w pełnej zbroi płytowej czarnej konsumował sypialnie niewiastę swoją-żonę. A ona niewiasta-żona goła była i drżąca jak osika pod nim... I nie wnikam w szczegóły fabuły, jak również w nazwy własne nie wnikam. Sam fakt się liczy. On uzbrojon po przysłowiowe zęby, a ona kompletnie bez ubrania. Zastanawiające, nieprawdaż?

D.R.: Hełm Mordreda był definitywnie najlepszy, choć to prawda, że mniej odpornym mógł się śnić po nocach długo i uporczywie. Jeśli zaś konsumpcję chodzi... Który to jej aspekt uważasz za zastanawiający najbardziej? Fakt, że on zdołał konsumować w tej zbroi? Czy może, że niewiasta chętna i drążąca była, zamiast durnia grubym słowem pogonić, za sam pomysł włażenia do łoża w takim wdzianku?

M.K.: Najbardziej mnie zastanawia fakt kontrastu. Panna goła, facet odziany stalowo. Może i nie byłoby w tym nic dziwnego. Preferencje seksualne to bardzo indywidualna sprawa. Kto co lubi. Nie przeczę. Jednakowoż scena owa dała mi dużo do myślenia. Jak niedawno przeczytałam, Excalibur został zaliczony do klasyki filmowej fantasy. A skoro klasyka, to znaczy, że pewne elementy prędzej czy później, w mniejszym lub większym stopniu, zostaną powielone. I rzeczywiście. To znaczy, nie spotkałam się z motywem seksu w zbroi, ale fantasy-nagość (ewentualnie odzież zupełnie niekompletna) damska się szerzy. Nie zauważyłaś?

D.R.: Masz rację. Coś w tym jest. Wprawdzie ja jednak z nosem w książkach głównie siedzę i temacie obrazu mam niejakie zaległości, ale raz czy dwa udało mi się jednak co nieco obejrzeć. I panny były roznegliżowane. Czasem się nawet zastanawiałam, czy im nie zimno jest. Masz coś przeciwko?

M.K.: Nie mam nic przeciwko. Tylko się głośno zastanawiam nad sensem niekompletnego ubioru bohaterek fantasy. Jeżeli chodzi o mnie, to panienki owe mogą nawet biegać po lesie, wysmarowane malinową galaretką. Co w większości przypadków robią, tylko bez galaretki. Powtórzę: nie mam nic przeciwko. Niech sobie pląsają. Z tym, że fantasy (książka, film, grafika, nawet gry komputerowe) dotyczy specyficznych warunków środowiskowych oraz czasów trochę brutalnych. Zauważ, że co druga panienka jest aktywnie wojująca. Macha mieczykiem, skacze, krzyczy i zadaje ciosy. Skoro tak, to zdrowy rozsądek nakazuje ubrać dziewczynę, a przynajmniej osłonić jej niektóre części składowe najbardziej narażone na uszczerbek. Czyż nie?

D.R.: Teoretycznie całkiem, to Ty masz i rację. Jak takiej kuso odzianej wojowniczce pokrzywiska po tych nagich udach pociągną, to w zasadzie powinno jej się całej walki odechcieć. Ale z drugiej strony... Słyszałam, że Szkoci byli takimi dzielnymi wojami, bo jak w tych kiltach biegli przez wrzosowiska, to te wrzosy... Bo jak wiesz zapewne, pod tymi kiltami to już nic nie nosili... W każdym razie budziło w nich to sporą agresję. I wygrywali koniec końców. Pokrzywy mogą być w temacie jeszcze lepsze. A właściwie dlaczego protestujesz przeciwko goliźnie?

M.K.: Ja nie protestuję, tylko niucham powody. Czytałam kiedyś opowiadanie o tym, jak narodziła się bogini. I ona była nagusieńka. To znaczy nie walczyła, ale to była bogini. Miała jakieś światełka w oczach, pstryknięciem palców wywoływała wichurę, przytulała się do drzew i takie tam. Wiem, że cała fantasy rządzi się swoimi prawami i próżno doszukiwać jakiejś reguły. Ale... chciałabym wiedzieć, co sprawia, że twórcy tak chętnie rozbierają swoje bohaterki. Wiem, że wizje artystyczne są niepodważalne dla mnie, zwykłej śmiertelniczki. Wiem, że nie powinnam zadawać trudnych pytań, ponieważ golizna w nieokreślonym świecie fantazji jest nie tyle oczywista, co wymagalna. Wiem, również, że ów świat rządzi się instynktami bardziej niż pierwotnymi. Otchłań czasu... odwieczne prawa natury... rodzimy się nadzy i... Poczekaj, coś zamotałam. Aha... ja to wszystko powyższe wiem, jak najbardziej wiem, ale może coś przegapiłam i niepotrzebnie upieram się, żeby Xena założyła spodnie, koszulę i kolczugę, bo w takim stroju będzie wyglądała trochę bardziej wiarygodnie. Po walce, proszę bardzo, niech się rozbiera i pokazuje smukłe nogi, twardy, płaski brzuch i wydatne piersi. Poczekaj, zrobię sobie przerwę, bo mi w gardle zaschło.

D.R.: To ja nie rozumiem, ma walczyć na golasa czy nie ma walczyć na golasa?! Bo sama uznajesz wartość artystyczną owych nóg i piersi.

M.K.: A jakże, uznaję. Piersi, nogi, biodra, pośladki, wzgórek łonowy... mają jak najbardziej wartość artystyczną. Ja nie posiadam skłonności homoseksualnych, aczkolwiek nagie ciało kobiece jest, moim zdaniem, piękne i godne oglądania. Ale nie o tym przecież mowa. To znaczy, jeżeli tworzymy fantasy artystyczne i jesteśmy takim na przykład Borisem Vallejo... Proszę bardzo, malujemy obrazy: nagie kobiety w objęciach błoniastoskrzydłych, zielonych, łysych demonów... Nagie kobiety o wężowej skórze, siedzące na pniu, prawie naga kobieta stoi sobie przy ogromnym gryfonie, naga kobieta tutaj... naga kobieta tam... I to jest piękna wizja, artystyczna właśnie, obrazowa, poetycka. Tego się nie czepiam. Piję do czegoś innego. Dlaczego prawie każda bohaterka powieści z gatunku fantasy, zaznaczam bohaterka walcząca aktywnie i krwawo, zostaje pozbawiona odzieży. A jeżeli nawet posiada jakieś elementy zasłaniające jej piękne, powabne, gibkie ciało, to są elementy stroju zupełnie nieprzydatne w walce. Ani nie chronią przed ciosami, ani nie chronią pewnych części ciała przed, na przykład otarciem w trakcie jazdy na przykład konnej... Rozumiesz, w czym problem? Bardzo poważnie traktuję powieści z gatunku fantasy, ale jak mam poważnie traktować scenę, w której półnagie dziewczę staje przed armią uzbrojonych po zęby wojowników. Walki kobiet na golasa kojarzą mi się z walkami w kisielu albo błocie. Zabawa, przepychanka, uciecha oglądających. I tyle. Uciecha i klaskanie w łapki. Dodatkowo tanie podniety. No przepraszam, ale wolałabym, żeby nie robiono sobie jaj (za przeproszeniem) z walczących kobiet i wolałabym czytać o wojowniczkach, których głowy, pachwiny, brzuchy oraz uda były odpowiednio zabezpieczone przed urazami. A po zwycięskiej walce kobitka zrzuca przyodziewek, elementy zbroi zrzuca, rozpuszcza włosy i nagusieńka biegnie do wody. Robi chlup i pływa, żeby zmyć pot, ślady krwi... Proste?

D.R.: Teoretycznie proste. Praktycznie? Z praktyką bywa różnie. Możemy rozpatrywać gołą walczącą babę w kategoriach estetyczno – artystycznych. Ale jak sama twierdzisz, one nie mają wiele wspólnego z czymkolwiek, o rzeczywistości nawet nie wspominając. I tu jestem skłonna się z Tobą zgodzić, bo jak popatrzę na te artystyczne metalowe gatki... to mnie dreszcz przechodzi – czystej zgrozy! I szczerze przyznam, że zastanawiam się, czy wizja artysty obejmuje też koncepcję siadania w czymś takim. A jednak... jednak eksponowanie kobiecego ciała ma z pewnością pewne zalety, nie tylko estetyczne. Marketingowe też. Ale ponieważ ja niewiele wiem o marketingu, odpuszczę dywagacje w temacie. Skupmy się na fantastyce. Otóż jeden autor, wyobraź sobie, wymyślił jazdę, taką kawalerię, tylko, że nie kawalerię (etymologicznie się nie zgadza) bo to kobitki na tych koniach jeździły. I imaginuj sobie, jeździły w krótkich spódniczkach i bez gatek. Efekt zaś był, według samego autora, nie marketingowy, a strategiczny. Bo jak te kobitki, na tych koniach, stanęły naprzeciw sił wrażych, to wróg niemiał i gapił się w takim niemy zachwycie. I bynajmniej za miecze i lance nie chwytał. I co Ty na to? Jest wynik? Jest.

M.K.: Moja Droga... Ja nie będę grzebała się w wizji literackiej. To problem autora, żeby udowodnić zasadność galopowania bez gaci. Jego wizja, jego świat, jego powieść. Tylko... ja taka małpa jestem, że zadaję pytania. Czasami trudne, ale nic to, lubię. Zastanawia mnie jedno. W jaki sposób wróg zobaczył, to co zobaczył. Jak to było możliwe technicznie. Okulary wróg nosił? A może dziewczątka nie myły się dwa tygodnie i wróg oniemiał, bo specyficzny zapach poczuł? Przezornie ustawiły się z wiatrem? Stanęły końmi na równi z konnym szeregiem wroga? Mało przekonujący jest fakt, że wojownik w szale bitewnym oniemieje na widok nieosłoniętej kuciapki. Raczej wróg wykorzysta fakt odsłoniętego miejsca słabego i w takowe właśnie miecz swój wbije. Zabić! Zniszczyć! Wyeliminować! Wiesz... gdybym to ja była wrogiem (a jestem kobietą...) i wraże siły męskie odsłoniłyby swoje tyłki przecudne (wzorem Szkotów przed bitwą i na znak zbuntowania), to od razu wydałabym rozkaz wypuszczenia deszczu strzał w kierunku błyskania pośladków. Bo tak bym zrobiła. Bez mrugnięcia okiem rozkaz taki bym wydała. Co do niewiast jeżdżących bez majtek... Cóż... można i tak. Ale moim zdaniem efekt byłby bardziej, gdyby panie szanowne na raz i wszystkie swoje piersi odsłoniły. Ewentualnie mogłyby stawić się na polu bitewnym całkowicie nagie. Chociaż... nie wiem... nadal mnie to nie przekonuje. Oczywiście, żeby zaskoczyć wroga, nagość może być nawet usprawiedliwiona. I efekt możliwy o wiele lepszy. Poza tym dywagacje poprę niestety historycznie. Piktowie, Celtowie oraz wcześni Wikingowie wyskakiwali nadzy do walki. Mężczyźni i tylko mężczyźni. Pomalowani, wrzeszczący i spienieni. Agresywni, podnieceni, gotowi na wszystko. Efekt był, wróg się dziwił i był wróg zaskoczon. Co dawało przewagę czasową oraz ułatwiało atak na owego wroga. Jednakowoż to nie zmienia mojego zdania, że gotowość bojowa, polegająca na nie noszeniu gaci przez kobiety, jest mało zasadna. I jak najbardziej mało przekonująca. Wiem, że się narażę, lecz zdania nie zmienię. Brak gaci mnie nie przekonuje. Żadna strategia bojowa. Przepraszam, ale żadna.

D.R.: Ech... muszę, niestety, rację Ci przyznać, choć niechętnie, jak się domyślasz. Ale fakt, jak się taka panna bez majtek usadowi na koniu, niech będzie że i okrakiem, to faktycznie od strony konia i z pewnej odległości widać niewiele. Ale w starciu bezpośrednim już jakiś efekt strategiczny może być, prawda? Xena, która byłaś uprzejma wymienić, konno się nie udzielała w nadmiarze. Raczej malowniczo wywijała wszystkimi kończynami, prawda? No i mógł ten wróg niemieć? Mógł. Zagapić się, pofolgować zdrożnym myślom, czy już nawet pomyśleć, że niekoniecznie trzeba tak ubijać od razu agresywną pannę. Jak to szło? Sex appeal to nasz broń kobieca... Coś w tym jednak jest...

M.K.: Może i coś w tym jest, aczkolwiek na dłuższą metę motyw niemienia wroga z powodu kobiecej golizny międzynożnej raczej się robi nudny i mało skuteczny. Jak przeciwnik jest zdeterminowany walecznie, buzują przeciwnikowi chemiczne związki w organizmie, pieni się i jest agresywny, to raczej nastawienie mu się nie odmieni ot tak, na widok gołej baby, ewentualnie części ciała gołej baby. A co jeżeli przeciwnik to również baba? I gdzie w szale bitewnym jest czas pozwalający folgować zdrożnym myślom, no gdzie? Na zdrowy rozum biorąc i wysnuwając teorię, można napisać: Prawdopodobieństwo uszkodzenia ciała wystawionego na pole walki, wzrasta proporcjonalnie do ilości powierzchni nieosłoniętej na ciele owym. No chyba, że analizuję pod złym kontem. I jeszcze jedno: Xena majtki nosiła. Ha!

D.R.: Ja Ci się do czegoś po cichu przyznam. Na mężczyznach to się nijak nie wyznaję, tak naprawdę. Obca logika. Tak, że nie krzycz na mnie za bardzo, dobrze? Ale nie wiem, czy masz rację, mówiąc, że temat golizny miedzynożnej oklepany się staje, znaczy nudny. Bo zwróć uwagę, że jednak jest on na topie jakieś przytłaczające ilości lat. Zaryzykowałabym stwierdzenie "od zawsze". Z bliżej nieokreślonych powodów to się facetom nie nudzi! Kobitka jako taka ma mniejszą kubaturę w zasadzie i nieco siły mniej, więc można założyć, że wyrównuje cokolwiek szansę w bezpośrednim starciu. Tak, tak, wiem zgadzam się, bezmajtczana jazda to głupota jest i tyle. W sumie nawet moje dywagacje na temat wygrywania starć za pomocą wciskania przeciwnikowi w objęcia nagiego jędrnego uda (vide Xena) też są jakby trochę na wyrost. Chociażby dlatego, żem sama baba. I jak sama napisałaś, nagie i jędrne udo drugiej baby nie wprawi mnie w oniemienie i raczej się do intensywnego macania nie zabiorę. A jednak w owej powszechnej skąpości odzienia skłonnam się dopatrywać sensu jakiego, choćby z uwagi na powszechność. Bo wiesz co? Tak błąkając się za Twoją przyczyną po tych serialowych odmętach, uświadomiłam sobie, że taki, uważasz sobie, Herkulesio, też nie jest specjalnie odziany. Zachęcająco łyska nagim torsem, bo tylko w skromną kamizelczynę ubrany. I Sindbad też! I co Ty na to?

M.K.: No powiem, Ci szczerze... zatkało mnie. Toś mnie podeszłaś z drugiej strony. Zaskoczonam. Poczekaj, poczekaj, już myślę intensywnie... Poza tym odbiegłaś trochę od głównego nurtu rozważań, ale nic to. Myślę jeszcze bardziej intensywnie... Nic mądrego mi do głowy nie przychodzi. Herkulesio jest cudny i kiedy oglądam serial, to piszczę jak przysłowiowa nastolatka. Sindbad też... Ale nie o tym chciałam... Widzisz, zmyliłaś mnie, a siłą wrażą nie jestem. Heh, całe osobiste rozważania chyba zaraz wezmą w łeb, ponieważ roznegliżowany Kevin Sorbo właśnie mi się ukazał przed oczami. Masz, co chciałaś. Jestem rozmydlona, na twarz wpłynął uśmiech głupawy i już zaczęłam się ślinić. Cała filozofia na nic. Masz chusteczkę?

Żartowałam!

Tak, masz rację, golizna przyciąga odbiorcę. Im bardziej namiętna, opalona i muskularna (w przypadku faceta) owa golizna, tym mniej liczy się treść przekazywana przez obraz, słowa lub coś tam pokrewnego. Poza tym, jeżeli wyeksponowana golizna zaczyna mądrze gadać, ma szlachetne zamiary ocalenia świata i w ogóle jest samą chodzącą (aczkolwiek) gołą doskonałością, to efekt murowany. To znaczy, chcesz powiedzieć, że umiejętne wykreowanie golizny w dziełach z gatunku fantasy obroni się przed atakami konserwatystów? Powali argumenty niedopasowania sytuacyjnego oraz militarnego? I czy chcesz powiedzieć, że wykreowanie odpowiedniego bohatera-nagusa mniej lub bardziej, ale zawsze bardziej, gwarantuje sukces komercyjny dzieła? Hę?

D.R.: Ależ niewątpliwie! W jakiejś części. Inaczej po co by było rozbierać wszystkich jak leci? Zastanów się, chętniej zatrzymasz się na chwilkę gdy taki Kevin Sorbo wygłasza swoje szlachetne zamiary ocalania czego popadnie, czy jak będą one dochodzić z wnętrza stalowej puchy, co? A echo i pogłos uniemożliwią Ci stwierdzenie, kto tak właściwie będzie ocalać, chłop to czy baba? A może gumiś, tak w ogóle, a sprawna maszyneria starożytnych gumisiów wprawia puchę w ruch? Sama przyznasz, że w książkach jakoś tej golizny mniej. Ale działanie poprzez obraz oznacza działanie poprzez obraz. I jakiś wspólny mianownik atrakcyjności tego obrazu trzeba przyjąć, prawda? Wiesz, ja się osobiście nie upieram przy nagim i do tego wygolonym na gładko torsie, ale jest to jakiś kanon. Jak anoreksja – też ostatnio na czasie. Pokazuje się to, co jest ładne "oficjalnie", bo hasło o specyfice gustów znają wszyscy. No i w te sposób ma się szansę na dotarcie do jakiegoś szerszego kręgu odbiorców, bo skądś się te kanony jednak biorą. Jednych bierze taki Kevin Sorbo, innych Xena i oglądalność rośnie – w tym samym utrwala się kolejny kanon. Fantasy to facet z nagim torsem i laska z gołymi udami. Popularne fantasy, niech już będzie. Dla szerokiego, cokolwiek to nie znaczy, odbiorcy. Bo dla wielbicieli gatunku nie trzeba nikogo rozdziewać. Owszem można, ale dla rozdziewania jako takiego, nie ku zachęcie. Dlatego jednak wolę książki. Bo w książkach jednak nie ma potrzeby prezentowania wydepilowanej klaty. W książce bohater ma czasem siwy łeb, czasem paskudny uśmiech, a czasem jeszcze bliznę biegnącą od policzka do oczodołu, ale za to jak popatrzy... to nogi miękną w kolanach. A jak już staje do walki, to, wierz mi, nie zastanawiam się, jak ładnie wyglądają jego bicepsy w tym oświetleniu. Zgadza się trafiam od czasu do czasu na bitwy kuciapką rozgrywane, ale... jak sama napisałaś, gwarantuje to sukces komercyjny, nawet jeśli nie oznacza, że jest cokolwiek warte.

M.K.: Obtarłam już ślinę, co na widok torsu Herkulesa-Sorbo mi wyciekła i mogę swobodnie odpowiedzieć. To znaczy będę wypowiadała się swobodnie, dopóki jakiś przystojny golas przez ekran nie przebiegnie... Albo golas częściowy, cokolwiek to znaczy. I w ogóle przyznam Ci rację całokształtową. Zarówno w kwestii golizny-kanonu w tematyce fantasy, jak również, że ów kanon praktycznie nigdy i nikomu się nie znudzi. Niezależnie od płci czytelnika/odbiorcy vel oglądającego... Oczywiście bez przesady, bo co za dużo, to i świnia nie zje... I powiem jeszcze jedno, do tego stopnia otworzyłaś mi oczy na pewne sprawy, że w buty sobie już wsadziłam mój naciągany konserwatyzm. Dla wyjaśnienia dodam, że gdybym miała zdolności plastyczne, to od razu namalowałabym serię fantasy-obrazów z samymi golasami obu płci. Oczywiście w odpowiedniej scenerii, między drzewami, nad wierzchołkami których właśnie przeleciał smok. Albo całe stado smoków. Widzisz. Wygląda na to, że mój permanentny peemes ustępuje i jakieś argumenty jestem skłonna jednak zaakceptować w charakterze prawdy niepodważalnej. Tak, dziękuję, już mi lepiej. Pewnie się zdziwiłaś, co?

D.R.: Zatkało mnie, szczerze mówiąc. Jak to tak?! Chcesz się zgodzić?! Tak bez ostrzeżenia?! To jest wbrew wszelkim zasadom i konwencjom! Ot co. Tym bardziej, że wcale sensownie Ci szło zbijanie mnie z pantałyku i półnagiego Herkulesa. Wystarczy, jak sobie pomyślę o tych pokrzywach.. albo o siedzeniu w siodle bez gatek, to jakoś tak... Ten Twój punkt widzenia wcale nie jest taki całkiem i z gruntu błędny, wiesz? Poza tym wiesz, jakby tych golców w lesie pożarły komary?! Zgroza bierze! Ustalmy więc, że wyjątkowo, jak nigdy, obie mamy rację, co? Albo obie jej nie mamy, jak wolisz. Mogę nawet, w dowód swojej niecodziennej spolegliwości, obejrzeć z Tobą jakiś odcinek Herkulesa. W zasadzie zawsze zakochuję się w bohaterach drugoplanowych, ale Jolaos wyjątkowo mi nie pasuje do roli obiektu westchnień, więc zgodnie sobie powzdychamy do tego głównego. Masz ochotę na pierniczki? W czekoladzie. Ponoć świetnie robią na PMS...

M.K.: Nie, no co jest? Ja się dopiero rozkręcam. A, że bez ostrzeżenia. Cóż... nagle zmieniłam zdanie i możesz sobie pogratulować. To wszystko przez Ciebie! Zresztą, popatrz i sobie wyobraź: pokrzywy smagające gołe damskie lub męskie uda (ewentualnie jakoweś części ciała do owych ud przylegające...) oraz (potocznie mówiąc) laska z (równie potocznie mówiąc) kuciapką równie nie osłoniętą, która (laska a nie sama kuciapka) konno sobie wesoło pomyka, trzepiąc regularnym rytmem i przy okazji równie gołą dupą w twarde, skórzane siodło... Odsłonięte klaty męskie jak najbardziej opalone i gładkie... Dokładnie (oprócz głowy) zakuty rycerz, który właśnie wrócił z boju i jest on spocon i lezie taki do alkowy, aby rzucić się na swoją kobietę namiętnie... a kobiety podobno spoconych preferują bardziej, ze względu na feromony, czy cuś... Pal licho zbroję. Pal licho szczegóły. Liczy się efekt! Doszłam do wniosku, że fantasy bez golizny obejść się nie może i golizna bez fantasy również. Cokolwiek to znaczy. I poproszę o dużo pierniczków. Najlepiej z pieprzem, żeby były te pierniczki. Bo ja, coś ostatnio lubię sobie popierniczyć na ostro. Też kocham Herkulesa-Sorbo, a Jolaos niech spada...

D.R.: Rozgryzłam Cię, jesteś absolutnie totalnie i skończenie złośliwa – najnormalniej w świecie mącisz mi w głowie! Ale się nie dam! I nawet odpowiem niezależnie od Twojego mącenia. Wiesz, w sumie tę goliznę to w większości przypadków daje się na kołku obwiesić. Szczególnie zaś w przypadku ruchomych obrazków. To taki "evergreen" – nigdy się w zasadzie nie nudzi patrzenie na jakiś kanon atrakcyjności. Mówię jakiś, bo w każdej epoce zachwyca co innego jednak, ale w każdej bezwzględnie coś. Dlatego w pewnym sensie potrafię usprawiedliwić do połowy odsłonięty biust Xeny, czy łyskającą łyso klatę półboga na ekranie. Już w swych podstawowych założeniach przecież film ma oddziaływać poprzez obraz – ergo bodźce wzrokowe mamy na topie. Coś w tym jest. Jakiś marketing albo inna reklama, ale jest. I sprawdza się. Mam taką współpracowniczkę, co nie poznałaby fantastyki nawet jakby ją w zadek ugryzła, a pieszczoszka Herkulesia ma na tapecie w służbowym komputerze... bodźce wzrokowe, jak wspomniałam. Niech nam więc wisi ta golizna na kołeczku i nie przeszkadza, bo dzięki niej jednak taki Sorbo ma co zjeść na obiad, prawda? A "szeroki" odbiorca, ma swoją rozrywkę, niekoniecznie intelektualną. W książkach, przyznaję Ci rację, jest z tym gorzej. Książka jako taka nie pada na oczy, chyba że literki są małe, ale to się nie liczy. I jak sama przyznasz w książkach nie ma tyle gołych biustów i klat, bo nie ma dla nich uzasadnienia. I dlatego też w pisanej fantasy golizny używa się z umiarem – w alkowie na przykład. W dobrego sortu fantasy, w fantasy dla miłośników gatunku w fantasy dla fantastów – bo zakładam (doświadczeń brak w temacie) że w fantasy typu Harlequin też panienki za dużo na sobie nie mają., a panowie, to nie tylko łysą klatą łyskają i pięknie się prezentują w takiej walce wręcz z niedźwiedziem na ten przykład – specyfika quasi – subgatunku. Jednak gdy chodzi o książki na poziomie kołek do golizny, nie jest nam specjalnie potrzebny. Taki wiedźmin nigdy z goła dupą tfu.. klatą po placu nie biega. Albo taki Match, czy inny Robin Hood. A bezmajtkowa armia? No cóż, powiedzmy, że to akurat nie jest reprezentatywny przykład. Zresztą w innych książkach, nawet tego samego autora noszą ludzie majtki jak Pan Bócek przykazał i gołymi dupami po próżnicy nie świecą. A żeby przypieczętować nasze porozumienie w temacie braku gatek, tudzież innych części bielizny powiem Ci dwie rzeczy.

Biorąc pod uwagę realia pseudo antyczne.. to elementem składowym owej cudaczniej jazdy był nie tylko goły damski zadek, ale i kulbaka – drewno obciągnięte skórą... I wiesz, jak ma być realistycznie, to to się nawet nie mieści w granicach masochizmu. Masz rację więc. No masz.

Jeśli zaś chodzi o faceta w zbroi, co konsumował, to czego się spodziewać po reżyserze, który miał wizję zawierającą taki hełm Mordreda?

Pierniczka?

M.K.: Jako kobieta z permanentnym peemesem powinnam być złośliwa, czepiać się drobiazgów, robić z igły widły, zmieniać zdanie co pięć minut i w ogólnym mniemaniu powinnam uchodzić za lekko niepoczytalną. Jak widać mało się staram. Ale nic to, popracuję nad wizerunkiem. Z Twojej wypowiedzi wnioskuję, że nie udało mi się zamydlić pięknych oczu oponenta. Przyznam również rację, że przyznajesz mi rację. A pewnie, poproszę pierniczka, nawet dwa i bezdenną filiżankę herbatki. Poza tym ładnie nazwałaś wszechobecną goliznę, evergreen... Ładnie. Tak w ogóle to już dawno machnęłam ręką na "nagą prawdę" w fantasy sfilmowanej. Do kanonu weszło, że goła dupa lub inna nie okryta część ciała się w filmie pojawi, nawet jeżeli oryginał książkowy takowych momentów nie zawiera, albo zawiera niewiele. X Muza rządzi się innymi prawami, niech jej będzie. Jeżeli chodzi o literaturę fantastyczną... Cóż. Fantasy "dobrego sortu" (zauważ, kolejny raz Ciebie cytuję) używa golizny z umiarem. Ale niestety, również w książkach z "górnej półki" można znaleźć przykłady roznegliżowania, które czytelnika lekko zadziwią... Przyznam, bezmajtkowa armia mnie lekko zbiła z tak zwanego pantałyku. Ponownie użyłam Twojego określenia, jak widzisz. Poza tym odbiorca słowa pisanego interpretuje to sobie po swojemu. Na to już autor nie ma wpływu. Znam ludzi, którzy po lekturze przygód wiedźmina tlenili włosy i wieszali sobie na szyi podobiznę wilczego łba. Znam ludzi, którym puszcza Sherwood już nie kojarzy się z Robin Hoodem, tylko z Matchem właśnie... Przykłady mogę mnożyć, ale nie będę. Chodzi mi głównie o to, że wątpię, czy jakakolwiek amazonka w tym kraju potraktuje poważnie możliwość klepania gołym tyłkiem o twarde siodło. Dlaczego? Ponieważ nie jest to zbytnio wiarygodne, a do tego prawdopodobnie bolesne. Do czego zmierzam. Niezależnie od gatunku literackiego czytelnik oczekuje, że zostanie potraktowany z pewnym szacunkiem. Dla siebie i do szuflady można pisać niestworzone bzdury. Dla odbiorcy, nie. Dążymy do sytuacji, w której człowiek w księgarni bez wahania zdejmie naszą książkę z półki i również bez wahania wyda na nią swoje ciężko zarobione pieniądze (na książkę, a nie półkę). Taka sytuacja oznacza, że osiągnęliśmy pewien poziom, w tym zaskarbiliśmy sobie zaufanie odbiorców. I lepiej z niego nie rezygnować. Lepiej, żeby palma twórcza nie odbijała. Czytelnik nie jest głupi, a raz utracone zaufanie naprawdę ciężko odzyskać. To tyle. Koniec wykładu. Zapcham się teraz pierniczkami.

D.R.: Najsampierw to Ci powiem, że jeśli kobieta z peemesem jest podstępna i przewrotna, to nawet bez specjalnego starania się doskonale wpisujesz się w założenia. Dyskutujemy zawzięcie, dzięki Tobie właśnie, a w sumie cały czas zdania jesteśmy tożsamego. Podstępne i przewrotne to wielce. Bo jak się zastanowić to nawet hełm Mordreda obie uważamy, za... niebanalny, prawda? Goliznę ekranową obie uznajemy za co najmniej dopuszczalną – co najmniej, bo czasem obie mamy jakąś rozrywkę, nawet jeśli jest to ubaw po pachy. A jeśli chodzi o książki... Pominę kwestię cytowania się wzajemnego (co też, nawiasem mówiąc, podstępne jest i przewrotne) i dopowiem Ci tak:
Po pierwsze w swojej wypowiedzi zawarłaś prawdę nadrzędną, bezsprzeczną i ogólną, przed którą trzeba by czapkę z głowy, ale ponieważ, nie mam czapki, to oddam Ci talerz z pierniczkami. Bo to słuszność nad słusznościami: niezależnie od gatunku czytelnika szanować należy i traktować serio jak najbardziej. Oto pierniczki – należą Ci się niezaprzeczalnie.

Po drugie, w ramach tej racji, co ją sobie nawzajem przyznajemy, zadzwoniłam sobie do znajomej amazonki. Takiej współczesnej, ale doświadczonej, co to i konie trenuje i inne amazonki. Jej cytować nie będę, jako że wypowiedź mocno kolokwialna była, ale eufemistycznie powiem, że rację Tobie, a i mnie zarazem, przyznała bez zdań dwóch.

Po trzecie zaś i na zakończenie: możemy sobie tu nawzajem oddawać sprawiedliwość i ciasteczka, możemy dyskutować zawzięcie, włosy z głowy drzeć i bieliznę z książkowych bohaterów, dywagować, jak to wojowniczka dzielna w las na zwiady poszła, bez gatek i w krótkiej spódniczce (ze skóry oczywiście) i nic sobie nie robiła z pokrzyw i ostów, a nawet jej się udało nie krzyknąć, gdy ją mrówki kąsały albo gdy ów zadek na sosnowych igłach posadziła. Możemy tak bez końca. A jednak mimo naszych dywagacji, mimo kłótni i racji, to zawsze od autora zależeć będzie jaką historię zechce opowiedzieć czytelnikowi, jak do czytelnika podejdzie. I pozostanie to jego, autora sprawą, bowiem on właśnie ponosić będzie konsekwencje. Prędzej czy później każdego czytelnika, nawet tego najmniej wymagającego, z kołkiem do zawieszania niewiary wielkości mamuciej piszczeli, trzeba do czytania zachęcić czymś więcej niż strategicznie odsłoniętą d... tylną częścią ciała. Ba!, owo odsłanianie może, jak to wspólnie (!!!) ustaliłyśmy, bardzo zniechęcać. A raz utracone zaufanie ciężko odzyskać, tak samo jak wynikającą z niego popularność i... i tak dalej – bo to "dalej" jest raczej oczywiste. Zostawmy więc kwestię golizny zasadnej i niezasadnej autorom, nie ośmielę się napisać pod rozwagę, ale zostawmy, tym bardziej, że zbyt dalece się ze sobą zgadzamy, by wykłócać się dalej.

M.K.: Piękna, rozbudowana, mądra, a tym samym przekonująca puenta Ci wyszła. Słuchałam z uwagą tak głęboką, że zapchałam się wszystkimi pierniczkami i z wiadomego względu zapchania nie mam już nic więcej do powiedzenia.

D.R.: Zjadłaś wszystkie pierniczki?! To chyba czas na dyskusję off the record.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Galeria
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
Idaho
W. Świdziniewski
Łukasz Małecki
Joanna Kułakowska
J.W. Świętochowski
J.W. Świętochowski
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Koczańska
Adam Cebula
Natalia Garczyńska
K.A. Pilipiukowie
M. Kałużyńska
Eryk Ragus
Grzegorz Czerniak
Jeresabel
Christopher Paolini
Paul Kearney
Robin Hobb
Witold Jabłoński
Andrzej Ziemiański
 
< 11 >