strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Andrzej Zimniak Publicystyka
<<<strona 16>>>

 

Flirt zaczepno-obronny

 

 

Wszechświat szalonego pirotechnika

 

Zaczepnie flirtują: Kasjopeja, Pantera, Sir Edzio i Kwatur

Broni się: Andrzej Zimniak

 

Kasjopeja: Kiedy będzie koniec świata?

AZ: Wcale go nie będzie! Widzę, że uwierzyłaś wróżkom, kasandrystom, ekoterrorystom i podobnej maści malkontentom.

Kwatur: Chyba nie chcesz powiedzieć, że zagrożenie nie istnieje. Nawet jeśli pominiemy skażenie środowiska, eksperymenty na genomie czy niebezpieczeństwo wojny jądrowej, pozostają problemy przeludnienia i wyczerpywania się surowców.

AZ: Życie, także rozumne, ewoluuje stale w takim kierunku, by coraz lepiej dawać sobie radę z rozmaitego rodzaju zagrożeniami. Co oczywiście nie znaczy, że nie będziemy popełniać błędów, wybijać się w wojnach i ginąć w katastrofach czy epidemiach. Weźcie pod uwagę, że żaden ziemski futurolog, może oprócz Marksa, nie obiecywał totalnej szczęśliwości. Większości z was jeszcze nie było ma świecie, gdy w latach 70-tych XX wieku powstał tzw. Raport Rzymski, w którym przepowiadano katastrofalne przeludnienie i wyczerpanie się surowców naturalnych już u progu obecnego stulecia. Błąd tkwił w tym, że dokonywano ekstrapolacji liniowej, co jest bez sensu. Dziś symulacje są zupełnie inne, co wcale nie znaczy, że się sprawdzą.

Kasjopeja: Więc co przewidujesz? Powrót na drzewa?

AZ: Chyba żartujesz, Kaśka. Nie jest wykluczone, że na pewnym etapie wzrost zostanie zahamowany, być może w wyniku globalnej katastrofy. Niewielu poza mediewistami wie, że w średniowieczu stagnacja, którą można również nazywać równowagą, trwała tysiąc lat, i gatunkowi ludzkiemu to jakoś specjalnie nie zaszkodziło. Ale tego rodzaju wahnięcia w trendzie wzrostowym przecież nie oznaczają trwałej degeneracji, czyli nieodwracalnego powrotu do statusu małpoludów. Jeśli chodzi o surowce, to nauczymy się gospodarować racjonalniej, a może zaczniemy wytwarzać je z tego, czego na Ziemi jest dostatek? Potrzebną do tego energię będziemy czerpać ze Słońca, grawitacji, obrotowego ruchu Ziemi, fuzji jądrowej czy innego źródła, którego dziś jeszcze nie znamy. Z nadmierną prokreacją też damy sobie radę, już dziś wiele rozwiniętych krajów ma ujemny przyrost naturalny. W innych krajach działają inne regulatory, jak AIDS, głód czy lokalne endemiczne wojny. Wiem, że brzmi to okrutnie, ale nie twierdzę, że życie w przyszłości będzie sielanką, twierdzę tylko, że będzie trwało wiecznie, tak długo, jak długo będzie istniał kosmos.

Pantera: Śmiało sobie poczynasz, w naszych czasach tego rodzaju hurra-optymizm nie jest w cenie, wydaje się nawet niepoprawny ekopolitycznie. Poza tym jest śmieszny – przecież życie jest takie delikatne, kruche, tak łatwo je zniszczyć. Aż ciarki przechodzą, jak się pomyśli, że jesteśmy sami w ogromnym, zimnym wszechświecie...

AZ: To prawda, w modzie jest biadolenie nad szkodliwą działalnością człowieka. Fakt, że łatwo dostać fundusze np. na badania efektu cieplarnianego, powodowanego, jak się a priori zakłada, przez rozwój przemysłowy. Następny problem – uważam, ze slogan na temat kruchości życia właśnie jest śmieszny. Życie opanowało w zasadzie wszystkie nisze ekologiczne, gnieździ się zarówno 10 km pod powierzchnią Ziemi (bakterie Archea, odżywiające się metanem i oddychające związkami żelaza), na dnie oceanów, jak i w źródłach o temperaturze 130 stopni C oraz w solankach, gdzie stężenie soli sięga 30%. Życie jest nie do zdarcia! Wcale bym się nie zdziwił, gdyby przynajmniej dziesięć globów w Układzie Słonecznym, włączając w tę liczbę księżyce planet-gigantów, miało podpowierzchniowe biosfery, złożone z bakterii podobnych do naszych Archea. Jeśli jeszcze ich tam nie ma, niedługo będą, bo ludzie je tam zaniosą albo zawleką – zresztą być może, że już tak się stało. Inna możliwość: życie właśnie stamtąd do nas zawędrowało, i niebywale rozpleniło się na Ziemi, bo trafiło na dogodne warunki, także na powierzchni.

Sir Edzio: Są jednak granice trwałości białek i DNA. Twarde promieniowanie, temperatura, fala uderzeniowa. Nie sądzisz, że takie niebezpieczeństwa są realne?

AZ: Poruszyłeś ważne kwestie. Jeśli w pobliżu wybuchnie supernowa, a prędzej czy później się to wydarzy, biosfera i wszystko, co jest na powierzchni, zostanie zmiecione w przestrzeń kosmiczną. Gdy Ziemia zderzy się z inną planetą, skały roztopią się i zagotują, a z obu planet powstanie wrzący bąbel magmowy. Nasze Słońce za 5 miliardów lat stanie się czerwonym olbrzymem, rozedmie się i pochłonie Ziemię, natomiast za 10 miliardów lat Droga Mleczna zderzy się z inną galaktyką i lepiej nie myśleć, co wtedy pozostanie z Układu Słonecznego. Ale człowiek nie frajer i kiedyś wyjdzie z pieluch, w których wciąż jeszcze siedzi. Jeśli będziemy żyć długo jako gatunek, musimy nauczyć się grać w kosmiczną grę. Wszechświat jest chaotycznie potrząsanym workiem szalonego pirotechnika, w którym wymieszano gruz, płonące żagwie, bąble gorącego gazu, odpryski plazmy, bryły lodu, pecyny ciemnej materii i czarne dziury, a także inne formy istnienia materii i energii, których jeszcze nie znamy. To wszystko zderza się, eksploduje, reaguje, anihiluje i ponownie ulega odtwarzaniu. Życie zaś jest nalotem pleśni, która błyskawicznie narosła na jednym z odłamków gruzu, w przerwie między kolejnymi katastrofami. Czas procesów ewolucyjnych organizmów białkowych, a także czas kontemplacyjnych uniesień Homo sapiens, jest niezwykle krótki wobec skali zjawisk kosmicznych, jest jak mgnienie oka lub drgnienie atomu, i dlatego uznajemy widok nieba za zjawisko statyczne. To pozory! Gdy pożyjemy jako gatunek nieco dłużej, zobaczymy, jak szaleńczo kotłuje się wszystko wokół nas. Nie pozostanie więc nic innego, jak reagować elastycznie, w zależności od sytuacji na drodze, na której nie obowiązują żadne zasady ruchu, a wszyscy kierowcy są pijani w sztok.

Kwatur: Jakie działania masz na myśli? Inżynierię w skali układów gwiezdnych?

AZ: Może. Nie da się przewidzieć kierunku rozwoju nauki, a więc i technologii, więc trudno powiedzieć, czy nauczymy się zapalać i gasić gwiazdy, sterując zachodzącymi w nich procesami. Według dzisiejszego stanu techniki bardziej prawdopodobne wydaje się budowanie statków kosmicznych w rodzaju wielkich, samowystarczalnych habitatów, w których można byłoby stale przemieszczać się w spokojniejsze regiony kosmosu. A więc ludzkość stałaby się plemieniem wędrownych, kosmicznych nomadów. Sporych rozmiarów, gotowym habitatem jest cały Układ Słoneczny, który gna przez przestrzeń na spotkanie nieznanego. Dobrze by było, gdybyśmy mogli wpływać na jego kurs, ale przedtem musimy mieć możliwości przewidywania zdarzeń na drodze przed nami.

Sir Edzio: A co z kolapsem Wszechświata? Czy uda się nam przeżyć?

AZ: Teraz już spekulujemy w obszarach czystej fantastyki, bo wciąż nie wiemy, czy Wszechświat kiedyś przestanie się rozszerzać i ulegnie kolapsowi, czy jest więcej wszechświatów, co jest pomiędzy nimi i czy można wydostać się poza Wszechświat. Jeśli można, to uciekniemy przed kolapsem, jak przed młotem pneumatycznym. Może jednak już wtedy będziemy w stanie posterować tym całym kosmicznym bałaganem. Jeśli istnieje wiele wszechświatów, kto wie, czy taki właśnie finał nie stanowi prawidłowości w każdym z nich? Byłaby to antropomorficzna i filozoficznie elegancka odpowiedź na pytanie o przyszłość naszego Wszechświata.

 

Wrzesień 2004

 

Wiodące pytania zostały tematycznie wyselekcjonowane z kolekcji. Imiona, ksywy i etykiety są zmienione lub nadane przez AZ.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Wywiad
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Galeria
M. Kałużyńska
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
Idaho
W. Świdziniewski
Łukasz Małecki
Joanna Kułakowska
J.W. Świętochowski
J.W. Świętochowski
Adam Cebula
Adam Cebula
M. Koczańska
Adam Cebula
Natalia Garczyńska
K.A. Pilipiukowie
M. Kałużyńska
Eryk Ragus
Grzegorz Czerniak
Jeresabel
Christopher Paolini
Paul Kearney
Robin Hobb
Witold Jabłoński
Andrzej Ziemiański
 
< 16 >