strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Tomasz Pacyński Publicystyka
<<<strona 20>>>

 

crypto@home

 

 

Miał około metra wzrostu, w miarę owłosione nogi. Zbudowany proporcjonalnie, bez żadnych zniekształceń, charakterystycznych dla karłów, ot, człowiek, tylko mniejszy. Mieszkał w jaskiniach, które można wszak nazwać norami.

Hobbit. Ale nie ten ze Śródziemia, a z indonezyjskiej wyspy Flores. Nie wymyślony, lecz realnie istniejący.

Miło jest, kiedy życzenia się sprawdzają, jeszcze lepiej, gdy sprawdzają się przewidywania. A najprzyjemniej chyba, kiedy sprawdzi się i jedno, i drugie. A mnie się, proszę, sprawdziło...

Zdarzyło mi się parę razy pisać o Starszych Ludach. Tych wymienianych w niezliczonych mitach i klechdach, skąd zawędrowały do całkiem współczesnej fantasy. O humanoidalnych rasach, które, być może, towarzyszyły nam przez wieki i tysiąclecia, kiedy to nie byliśmy jedynym rozumnym, człekokształtnym gatunkiem na świecie. Do tej pory znaliśmy tylko jeden taki przykład – człowieka neandertalskiego, z którym dzieliliśmy dole i niedole Europy epoki lodowcowej. Przekonaliśmy się niedawno, że był on odrębnym gatunkiem, genetycznie bliżej nam do szympansa. I z ulgą – przynajmniej sam tak to odebrałem – dowiedzieliśmy się, iż nie jesteśmy winni jego gatunkowej zagładzie, nie walczyliśmy maczugami i kamiennymi ostrzami o Lebensraum na zlodowaciałym kontynencie. Ten sam lodowiec, który przyniósł im śmierć, nas też o mało nie wykończył. Mieliśmy więcej szczęścia.

Ale pisałem też, jak uboga w znaleziska materialne jest antropologia. Na jak nielicznych osobnikach opierają się klasyfikacje wymarłych gatunków hominidów, w tym i naszych bezpośrednich przodków. I zapewne nie wiemy wszystkiego, a raczej wręcz przeciwnie, nasza wiedza jest wręcz żałośnie fragmentaryczna.

Tylko mitologia fragmentaryczna nie jest. Przeciwnie, jest kompletna i, jak powiedziałby biolog, zaludnione są wszelkie nisze ekologiczne. I natrętnie przewija się motyw hominidów – człekokształtnych ras. Zbyt natrętnie, by mógłby być przypadkiem. Owszem, można to tłumaczyć wręcz ludzką psychiką. Być może po prostu mamy taką potrzebę, by antropomorfizować to, co nieznane. Do wszystkiego, co niewyjaśnione, przykładać naszą własną, ludzką miarę.

Ciężki jest żywot kryptozoologa. To dziedzina, która w dość dwuznaczny sposób porusza się na krawędzi pomiędzy uznaną nauką, wszystkimi okazami zakonserwowanymi w spirytusie i formalinie, między zakurzonymi, muzealnymi szufladami pełnymi kości a czymś niepochwytnym, jak relacje świadków, ślady w błocie i na śniegu, czasem – jak w przypadku okapi – skrawkami skóry. I jakże często sięga do mitologii właśnie, do opowieści starców siedzących przed chatkami z trzciny, do malowideł naskalnych, do bajęd zapijaczonych plantatorów. To też mitologia, ale uznawana za jeszcze gorszą – nie dość, że legendy, to jeszcze autorstwa jakichś dzikusów.

I tak kryptozoolog, w powszechnej opinii, lokuje się gdzieś pomiędzy facetami badającymi zbożowe kręgi a poszukiwaczami yeti. Rzadko kojarzy się z nauką, tą uniwersytecką, poważną.

Nawet fakt, że wiele gatunków – oprócz konia, który jaki jest, każdy widzi – było kiedyś kryptydami, bo najpierw znaliśmy tylko relacje, potem samo zwierzę, niewiele tu zmienia. Uznaliśmy, że w dobie satelitów, które załatwiły ostatecznie problem białych plam na mapie, w czasach, kiedy w dżungli łatwiej spotkać rebelianta z kałachem niż nieznaną bestię, czas odkryć się skończył. Okazuje się, że błędnie.

Peter Brown, australijski paleoantropolog, poszedł drogą nieco zmodyfikowaną. Owszem, oparł się na relacjach o "małych włochatych ludziach", których to opowieści krąży sporo – po Malajach i po wyspach indonezyjskich. Powtarzają się wręcz natrętnie, podania o nittewao, zaginionym ludzie Cejlonu, czy orang pendek – dziwnej, owłosionej istocie, która nawiedza (a przynajmniej nawiedzała) lasy i plantacje Sumatry. Ale Brown, zamiast zbierać klechdy dzikusów, i samemu zebrać stosowne, pełne politowania popukiwania się w czoło, zaczął kopać. I wykopał.

Wykopał na tyle dobrze, że sam Chris Stringer z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, niekwestionowany autorytet i autor paru własnych, rewolucyjnych i obrazoburczych w swoim czasie teorii, uznał jego odkrycie za epokowe. Za takie, które radykalnie zmienia nasze spojrzenia na historię ludzi i hominidów.

Przyznam, że Stringer jest moim idolem wśród paleoantropologów. I niewiele wiadomości sprawiło mi taką radość, jak jego potwierdzenie (na szacownych łamach Nature), że znaleziono krasnoluda jaskiniowego. No, może nie krasnoluda, ale hobbita, ale zawsze.

Co więcej – wnioski z tegoż odkrycia Stringer stawia bardzo daleko idące. Otóż nie byliśmy sami. I to nie w zamierzchłych czasach zlodowacenia, kiedy koegzystowaliśmy z neandertalczykami, a kilkanaście tysięcy lat temu. Bo o tym możemy mówić na pewno – wiek szkieletu hobbita (a raczej hobbitki), to 18 tysięcy lat przed naszą erą. Jednak teraz naukowcy uważniej przyglądają się legendom i opowieściom dzikusów – o małych, włochatych ludzikach, których spotykali jeszcze w czasach, w które sięga plemienna pamięć. Nie tysiące, a dziesiątki lat wstecz, w epokę, w której pojawili się już biali kolonizatorzy.

Przyjrzyjmy się bliżej hobbitowi z wyspy Flores. A raczej, skoro my, Polacy nie gęsi, swój język mamy (a także tłumacza Łozińskiego) – niziołkowi.

Jak twierdzi Peter Brown, to następca homo erectus, na tyle odmienny morfologicznie, by sklasyfikować go jako odrębny gatunek. Warto zaznaczyć, że ten pierwszy nie był naszym przodkiem – egzystował równolegle, aż do mniej więcej stu tysięcy lat p.n.e., kiedy to wygasł bezpotomnie. My w tym czasie byliśmy już homo sapiens.

Nie miejsce tutaj na opisywanie wyników dotychczasowych badań, zainteresowani mogą znaleźć liczne artykuły, przede wszystkim na łamach Nature, a także ryciny, przedstawiające wygląd naszego niziołka. Tym warto się bliżej przyjrzeć.

Już na pierwszy rzut oka widać, dlaczego niziołków nie wpuszczano do Passiflory, aby mogły się uspokoić na widok rudych włosków na damskim łonie. Ale też, choć gęba dość paskudna, to jak najbardziej ludzka. A przecież to nie człowiek, w potocznym tego słowa znaczeniu – potocznym w sensie, w jakim używali go mieszkańcy Wiedźminlandu. To jak najbardziej nieludź, ewentualnie, poprawniej politycznie, Starszy Ludź. Ktoś, kto miał z nami wspólnych przodków. Ale tylko przodków, bo drogi naszej ewolucji rozeszły się już dawno. Więc jednak nie byliśmy sami. Mamy oto kolejny dowód, że nie wszystkie legendy to opium dla mas.

Konsekwencje, jak pisał Chris Stringer, są niezwykle istotne. Dla antropologii, ale też znaczenie szersze. Powinniśmy zmienić swoje spojrzenie na świat. Powinniśmy szukać.

Choć wiek hobbitki z wyspy Flores to 18 tysięcy lat, to świadectwa materialne są znacznie młodsze. Około dwunastu tysięcy lat liczą ślady utrwalone w popiele wulkanicznym, też na wyspie Flores. Byś może drużyna hobbitów zamiast spieprzać w obliczu erupcji, spieszyła, swoim zwyczajem, wrzucać pierścień do dziury? Jeszcze młodsze są artefakty, kamienna broń, znajdowana w jaskiniach. Dlatego też pisząc o poszukiwaniach, mam na myśli nie tylko wykopaliska. Bo być może wciąż nie jesteśmy sami?

Jeden z "wielkich" kryptozoologii, Bernard Heuvelmans opisuje podania o hominidach dosłownie z każdego zakątku globu. To agogwe w Afryce, klasyczny już bigfoot i ałmas, wyśmiany już, zda się, do imentu, yeti. I wszystkie te stwory pasują do legend. Podejrzanie dobrze pasują.

Owszem, były i "weryfikacje negatywne". Słynni Psiogłowcy okazali się zwykłymi pawianami o czerwonych zadkach. Pigmeje, owszem, istnieją, ale za cholerę nie chcą walczyć z żurawiami. Ale popuśćmy wodze wyobraźni. Mamy już kopalnego hobbita. W kolejce czeka krasnolud jaskiniowy i elf wyprostowany. I poszukiwania ich nie są tak śmieszne, jak wydawały się kiedyś. W tym znaczeniu Chris Stringer miał rację – odkrycie Petera Browna musi zmienić nasze spojrzenie.

W roku 1908 profesor Stołyhwo z Akademii Krakowskiej podczas wykopalisk we wsi Nowosiółka dokonał ciekawego odkrycia. Wydobył mianowicie dobrze zachowany szkielet o cechach wyraźnie neandertalskich – czego dowiodły badania porównawcze z najnowszymi wówczas znaleziskami neandertalskimi z Bałkanów. Okaz był wręcz podręcznikowy. Pozostawał tylko jeden, drobny problem – ów homo neanderthalensis odziany był w kolczą zbroję. Nic dziwnego, jako że pochowano go w scytyjskim kurhanie. Ale wtedy nie był to klimat dla kryptoantropologii. Odkrycie, być może równie epokowe, jak publikacje Petera Browna minęło bez wielkiego echa. Teraz pewnie byłoby inaczej.

Być może nadchodzą lepsze czasy dla Starszych Ludów. I, może wzorem programu ceti@home, spróbujmy się choć trochę przyczynić. Nawet zwykłej cywilizacji pozaziemskiej nie da się wszak znaleźć siłami tylko załogi radioteleskopu, trzeba było pracę podzielić pomiędzy rzesze ochotników i ich domowych komputerków.

Może więc i w tej dziedzinie spróbować? Otóż, jak wiadomo, istotnym dowodem na istnienie przynajmniej jednej Starszej Rasy jest kwaśnienie mleka. Niech więc każdy, komu zależy na wyjaśnieniu nurtujących ludzkość od wieków tajemnic, stawia przy naczyniach z mlekiem pułapkę na myszy. Jeśli będzie nas dostatecznie dużo, to wreszcie, zgodnie z prawem wielkich liczb, złapie się jakiś sikający skrzat. Wydobytą z zatrzaśniętych pułapek żywinę (a raczej zdechlinę) prosimy przysyłać na adres redakcji, w celu dalszych badań i klasyfikacji. Pomyślnych łowów!

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Permanentny PMS
Wywiad
Ludzie listy piszą
Konkurs
Galeria
K. Night Coleman
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
Piotr K. Schmidtke
Idaho
W. Świdziniewski
Tomasz Pacyński
M. Koczańska
J. Świętochowski
J. Świętochowski
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Adam Cebula
M. Koczańska
Krzysztof Kochański
Altea Leszczyńska
Anna Kańtoch
Anna Marcewicz
Aleksandra Zielińska
Richard A. Antonius
Paul Kearney
Jaqueline Carey
Jacek Piekara
J. Grzędowicz
 
< 20 >