numer XLIII - grudzień 2004
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Repeczko i Kałużyńska Permanentny PMS
<<<strona 08>>>

 

Kobiety fantastyczne,

czyli co autor miał na myśli

 

 

M.K.: To znowu ja. Cieszysz się? I znowu zacznę drążyć. A na początek pokuszę się o małą dywagację. Jakiś mądry człowiek (podkreślam, człowiek, bo nie powiem, czy był to mężczyzna, czy kobieta) powiedział kiedyś, że ładnie byłoby, gdyby pisarz pisał o znanych mu rzeczach. Jeżeli chodzi o fantastykę, to można puścić wodze wyobraźni, oczywiście. Ale takie motywy jak struktura psychologiczna jednostki, powinny mieć jakiekolwiek zakorzenienie w naszej rzeczywistości chyba. Zauważyłam również, że niektórzy twórcy ze szczególną pieczą i dbałością o szczegóły kreują swoich bohaterów. Jakby ich normalnie znali, jakby spotykali na ulicy, czy w sklepie i jakby... No właśnie, jakby owi bohaterowie (vel bohaterki), nieźle zalazły pisarzowi (vel pisarce) za skórę w świecie realnym i do tego stopnia, że owe postaci znalazły swoje odzwierciedlenie na kartach książki w formie bohatera o charakterze mniej więcej czarnym. Zauważyłaś?

D.R.: Zagajasz jakoś tak niegroźnie, aż jestem pełna podejrzeń, co do tego, co mnie za chwilę czeka. Z ostrożnością niejaką powiem więc, że owszem, zauważyłam. I co w związku z tym?

M.K.: Skoro zauważyłaś, to znaczy, że mi się nie przewidziało. I coś w tym jest – nie tylko mojej skromnej uwadze się udzieliło. A co w związku z tym? Mianowicie: w literaturze tak zwanej fantastycznej wiele postaci mniej lub bardziej przewija się przez mniej lub bardziej zagmatwaną fabułę. I nie byłoby w tym nic dziwnego. Normalna rzecz. Jest akcja-reakcja, jest również zaplątany w nią bohater (lub bohaterowie – nazwa jest nazwą, na razie nie rozgraniczam na płci). I prędzej czy później na spotkaniu z Autorem (nazwa jest nazwą, na razie nie rozgraniczam na płci, żeby nie było na mnie...) publiczność zada pytanie: który z bohaterów jest rzeczywisty. To znaczy, czy gdzieś oraz pod ludzką postacią łazi pierwowzór. Z tego, co zdążyłam zaobserwować, wszędzie łażą takie pierwowzory. I pół biedy, jeżeli wpychają się do książki pod postacią pozytywu. Bohater (vel bohaterka) pozytywna nie wzbudza emocji. Ot, jest ona i wiadomo, że na pewno oberwie. Za to negatyw charakteru. Ho, ho, ho – naśladując zadowolonego Mikołaja. Wskakuje do książki i robi tam, co się mu rzewnie podoba i z kim. Dosłownie. Jakoś tak się również złożyło, że „zły” rodzaju męskiego śmiało może mieć pierwowzór łażący po ulicach (lub siedzący w więzieniu, nie wnikam) i nie będzie to wzbudzało takich kontrowersji jak... No właśnie, jak negatywna postać kobieca. Bierzesz książkę, czytasz i stwierdzasz (z gęsią skórką na całym ciele): „ta sucz gdzieś łazi po świecie. Jak ją spotkam, normalnie to... to... !!!”. Rozumiesz, o co mi chodzi?

D.R.: Nooo... poniekąd. Znaczy staram się. W pierwszym rzędzie zastanawiam się, czy masz coś naprzeciwko pierwowzorowaniu? Nadal jakoś niegroźnie brzmisz, więc postanowiłam się sama dopytać w tym względzie. W drugim rzędzie już się nie zgadzam z tym, że bohaterka pozytywna emocji nie wzbudza. Jak to nie wzbudza? Ja w swojej karierze czytelnika pamiętam przynajmniej kilka takich, co wzbudzały. W tym bohaterki pozytywne z założenia, które we mnie budziły chęci negatywne, też pewnie z założenia. A w trzecim rzędzie znowu pytanie: będziemy rozmawiać o „złych kobietach’?

M.K.: Dobra, przyznaję, źle sformułowałam. Bohaterka pozytywna nie wzbudza emocji we mnie i moim wnętrzu. No, nie wzbudza i już. Żeby była normalnie chodzącą świętością, to nie wzbudza. Nic na to nie poradzę. Ten rzeczy stan ma się nijak do mojej rzeczywistości, ponieważ w rzeczywistości właśnie człowiek tak zwany dobry „z założenia” niekiedy wzbudza u mnie większe emocje niż seryjny morderca małych świnek. Dlaczego? Ponieważ o elementy z Milczenia owiec jakoś łatwiej. Nie wiem, jak to się dzieje, ale wystarczy włączyć telewizor albo poświęcić kilka minut dziennie na „prasówkę”. Tutaj ktoś komuś jakiś szpikulec wbije w oko przypadkowo siedemnaście razy, albo w ucho. Tam epidemia pedofilii, co pięć sekund gdzieś na świecie wybucha konflikt zbrojny, panuje głód, atakują nowe nieuleczalne choroby, do Ziemi zbliża się niewyobrażalnie wielki meteor i tylko Bruce Willis może zapobiec katastrofie... Nie, czekaj, bo się zagalopowałam. Miało być o złych kobietach, przecież. Tak, tak, już prostuję wątek. Czy mam coś naprzeciwko pierwowzorowaniu? Nie, chyba nie. No bo jakbym mogła mieć. Sama pierwowzoruję, więc mój potencjalny protest nie miałby sensu, chyba... Chciałam jedynie powiedzieć, że nie wiem, dlaczego literacka bohaterka negatywna zawsze wzbudzi emocje. Teoretycznie nie powinna, ponieważ w życiu codziennym o podobne żmije nie jest trudno. I skoro „wredne małpy” znane są ogółowi i skoro „permanentny peemes” dotyka coraz większą ilość kobiet, i skoro zjawisko agresji vel waleczności vel zwykłego rozstroju nastroju jest wszechobecne oraz udowodnione naukowo. I skoro już do kanonu powiedzeń codziennych weszło powiedzenie codzienne „bo to zła kofieta była” (nie wiem, jak fonetycznie oddać brzmienie nosowe litery „b”), to wyjaśnij mi proszę, dlaczego tak się dzieje, że mimo tego wszystkiego, bohaterki negatywne nadal wzbudzają kontrowersje. No, dlaczego?

D.R.: Bo są złe? Zastanów się chwilę, zła kobieta to przecież coś, co przeczy od dawien dawna ustalonym normom, stereotypom wygodnym jak stare kapcie, archetypom i czemu tam jeszcze chcesz. Strażniczka domowego ogniska. Matka Polka. Penelopa. Matka, żona, kochanka. Bezpieczna ostoja. I czego tam jeszcze nie wymyślisz. Jak sama widzisz, wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że kobieta zła nie jest z natury. A ta natura predestynuje kobietę do gotowania obiadów, tulenia dzieci i bohatera, który zmęczony wraca wreszcie do domu. W takiej roli pojawia się też w dziesiątkach utworów literackich, łącznie z tymi najwcześniejszymi. I nie, nie macham tutaj feministycznym transparentem. Po prostu jeśli myślisz o kobiecie, czy o kobiecości, w takich najgeneralniejszych terminach, to raczej pierwszym skojarzeniem nie będzie szurnięta wiedźma, uzbrojona po zęby, która pożera serca wrogów (to jest metafora, jakby kto pytał). Nie mówię, że takich kobiet nie ma i nie było. Są. Ale nijak nie pretendują do miana typowych przedstawicielek płci. No niestety, a może stety w tym przypadku, bo o dobro i zło chodzi, ten nie do końca może uświadomiony stereotyp przeważa, i zła kobieta budzi odruchowy sprzeciw. Nawet innych bab, co sama byłaś uprzejma zauważyć. Nie lubimy odstępstw od tej normy, oj nie lubimy. A w trakcie wędrówek literackich noże, te przysłowiowe z kieszeni, otwierają się nam już na etapie Kopciuszka i złej macochy, że o bardziej skomplikowanych bohaterkach nie wspomnę. Chwilowo nie wspomnę.

M.K.: Czyli wszystko ładnie-pięknie. Ale, jak byłaś skłonna zauważyć, one – te bohaterki – nie występują w literaturze od wczoraj. Tym bardziej w życiu. I skoro Autor życiową „złą” przerabia na teoretycznie fikcyjną, dorabia fabułę i coś tam jeszcze (co potrzebne jest, aby dłuższa forma prozatorska powstała), to cały ten zabieg jest prawdopodobnie premedytacyjny, a co za tym idzie – świadomy. I na pytanie o pierwowzór „złej” Autor powie: oczywiście, że istnieje, zawsze istniał i tak właśnie widzę obraz kobiety jakiekolwiek, bo ja po prostu innych kobiet nie znałem, nie znam i najprawdopodobniej znać nie będę!” I to się chwali. Kobita nie wymyślona jest, ale ma (brzydko mówiąc) korzenie w realu. Czyli norma jakaś, prawda? Czyli może świadczyć, że kobiety są skomplikowane. A nawet może świadczyć o czymś więcej. One, te kobiety „z krwi i kości”, czyli realne, są tak bardzo skomplikowane, tak niesamowicie wielokrotnie skomplikowane... Do tego stopnia, że nie trzeba wymyślać nowych wzorów osobowościowych. No nie trzeba, skoro można sobie cechy nabierać garściami i tworzyć „jakiesobieżyczysz” bohaterki literackie. A skoro jest tendencja do tworzenia postaci „złych” kobiet, to może oznaczać ni mniej, ni więcej: archetyp kobiety jest nieaktualny!

D.R.: Nieaktualny archetyp?! Archetyp nie może się zdezaktualizować. Archetyp jest jak grzyb, obrasta mroczne głębie naszej podświadomości, strzelając zarodnikami w najmniej oczekiwanym momencie. Nie możesz, Moja Droga, potraktować naszego dziedzictwa khem... kulturowego środkiem grzybobójczym. Zanim jednak zaczniesz podejmować jakiekolwiek próby w tym względzie i zanim dam Ci stosowny odpór, rzucę sobie jeszcze uwag kilka. Po pierwsze, archetypiczne wcale nie znaczy nieskomplikowane. Jak stawiasz znak równości, to robisz błąd. Znowu idziesz za ciosem i powszechnym przekonaniem, że dobro jest nudne. Nie jest. Tylko jak staje się bohaterem literackim, to jakoś od razu staje się i mniej interesujące. Niewątpliwie dotyczy to też pozytywnych bohaterek. Nie wiedzieć czemu, pozytywy stają się łzawe i mają skłonności do noszenia włosiennicy. Że tak cichcem wspomnę o Siłaczce, Oleńce Bilewiczównie, czy już bardziej z naszego fantastycznego podwórka, o Sierotce Marysi. No dobrze, może trochę się wyzłośliwiam, ale nie do końca. Myślisz, że kobieta taka realna i jak najbardziej żywa, która jest dobrym człowiekiem, jest tym samym człowiekiem nudnym? Nie sądzę. Po drugie, a ta konkluzja jest tylko pozornie oderwana od pierwszej, zwróć baczniejszą uwagę, kto z największym zapałem takie kobiety opisuje. Ano mężczyźni. Kwestia: „bo to zła kobieta była” to partia typowo męska, nie da się tego nosowego „b” wygłosić damskim altem. Kobiety dokładają zawsze ideologie do złych uczynków. Spójrz chociażby na Mgły Avalonu Marion Zimmer Bradley. Tam zły jest Mordred. Czego się dotknie, to zniszczy, bo nie potrafi kochać. Ale kobiety? Kobiety mają swoje powody. Swoje ideały, jakąś przeszłość i jakąś przyszłość. Oszczędzę nam obu mnożenia przykładów w tym względzie. Na razie spytam, co Ci wychodzi z moich dywagacji. Czy może koncepcja, że mimo wciąż obecnych archetypów, kobieta widzi w drugiej kobiecie całe spektrum szarości, logiczny ciąg przyczyn i skutków, których efektem są konkretne wybory i sytuacje, natomiast mężczyzna kiwa się smętnie nad niedopitym piwem, składając wszystko na karb zła wcielonego?

M.K.: O, o właśnie. Zło wcielone. Brakowało mi tego określenia. Poza tym nadal twierdzę, że archetyp kobiety jest nieaktualny. Przynajmniej dla mnie. I wybacz, że usiłuję obalić wciąż obecny wzorzec, że podważam łomem, że wiercę dziurę, wpycham laskę dynamitu i podpalam lont. Wiesz... muszę spróbować. I zobaczyć, co z tego wyniknie. Czy może pójdzie jakaś rysa po niezmiennym, stabilnym i jak dotychczas niemożliwym do obalenia wizerunku. A jeszcze sobie zadaję pytanie: dlaczego w ogóle istnieje podział na kobiety „dobre” i kobiety „złe”. Moim skromnym zdaniem nie ma takiego podziału. Kobieta to kobieta, po prostu. I w zależności od okoliczności przybiera różne oblicza. I na tym polega właśnie to całe skomplikowanie. Sama napisałaś. Kobiety mają swoje powody. Swoje ideały, jakąś przeszłość i jakąś przyszłość. Nie tylko w Mgłach Avalonu. I faktycznie „to zła kobieta była” jest kwestią męską. Tak samo jak: „wszystkie kobiety są złe”. Bo są. Bo nie są. Wszystko na raz. Tylko wiesz, taka „wszelakość” jest bardzo trudna do ogarnięcia i dlatego bierze się z niej potrzebne fragmenty: kochającą Matkę, strażniczkę Ognia, pożeraczkę serc (w sensie dosłownym i przenośnym), Ostoję, itepe, itede, et caetera. Trochę mnie denerwuje fakt, że jakaś bohaterka literacka zyskuje miano „złej”, ponieważ Autor określił ją zupełnie odwrotnie niż wskazuje na to całe dziedzictwo kulturowe. Moim zdaniem ona nie jest zła. Inna – tak, ale nie zła. To jest nowe oblicze kobiety. Wciąż kobiety. Po prostu. Chyba czas najwyższy to zaakceptować i dopić piwo...

D.R.: Po kolei, po kolei... Dynamitem?! W archetypa?! I co Ci z tego przyjdzie?! Nie obalisz i nie pognębisz. Archetypy to część nas samych, a już z pewnością część społecznej podświadomości, metaforycznie mówiąc. Możesz sobie najwyżej stanąć do walki ze stereotypem, w jednym rzędzie z sufrażystkami i feministkami. Tylko się za mocno nie namachaj, bo stereotypu też w tym wszystkim niewiele. To zło wcielone, to wygodne hasło o złej kobiecie, to przecież nie stereotyp. To jest ni mniej, ni więcej, a zwykła różnica płci. Bo zwróć uwagę, tylko baczniejszą, jaka jest ta zła kobieta, co była? Seryjna zabójczyni? Zła matka? Nie, to zawsze kobieta, która z niezrozumiałych powodów porzuca kochającego ją mężczyznę. Prawda? Jak słyszysz: bo to zła kobieta była, to zaraz wiesz, o co chodzi. Przy czym te powody nie są bynajmniej niezrozumiałe dla niej samej, rzadko pozostają niezrozumiałe dla innych, złych czy dobrych, kobiet, natomiast regularnie dla facetów. Czy słusznie owi faceci szafują etykietą z jednoznacznym określeniem „zła”? Zapewne i tak, i nie. Pominę wzgardliwym milczeniem szowinistów wszelakiej maści, cudacznych macho, których w ich mniemaniu porzucić nie można, i wszystkich innych nieprzystosowanych. Zatrzymam się natomiast na chwilę przy różnicy płci. A właściwie zapytam podstępnie, naprawdę myślisz, że te motywacje i inne takie, są dla obu stron perfekcyjnie jasne i zrozumiałe? To ja chyba jakaś dziwna jestem, bo nad książką, w której każda bohaterka ma imponujący biust, dostaję napadów chichotu. Jak czytam sobie o kobiecie, która, patrząc na usmarkaną i zarzyganą twarz faceta, uważa, że to najpiękniejszy widok na świecie, i aż ją uczucie w dołku ściska, to się krzywię z niesmakiem. I choć ten niesmak budzi facet, to nawet niekoniecznie ten zarzygany i usmarkany. Zapewne twórca tej niewątpliwie dobrej bohaterki, której się łza w oku kręci ze wzruszenia, bo jej ukochany tak się właśnie pięknie w spodnie sfajdał, uznałby za skończenie złą taką babę, która by zasrańca z alkowy na zbity pysk wyrzuciła. Jednemu się marzy kobita na wzór dojnej krowy, drugiemu taka, co będzie go kochać bezwarunkowo, nawet jak jej na gors narzyga. I te są dobre, porywające, piękne, kochane. Niekoniecznie ta, co by jednego z drugim porwała na ręce i poniosła do sypialni. Sama widzisz, różnica płci i pragnień. Co do dętego dziedzictwa kulturowego, to mnie akurat nie przeszkadza, że kobieta archetypicznie jakoś, kojarzy się z dobrem i ciepłem. Wręcz przeciwnie. A zanim jeszcze zaczniesz namawiać do picia warzonego piwa, to Ci przypomnę, że złe kobiety też są. Złe tak prawdziwie. I w życiu, i w książkach. Nie inne, a złe właśnie.

M.K.: No to może ja zapełnię ten wielokropek na końcu mojej poprzedniej wypowiedzi. Chyba czas najwyższy to zaakceptować i dopić piwo... A po tego piwa dopiciu najprawdopodobniej zrobi się lekko niedobrze. Co za tym idzie, należałoby się pozbyć ciężaru na żołądku i sobie rzygnąć właśnie. A to było w kontekście tego faceta, co kiwa głową nad niedopitym kuflem. Przecież napisałam, że kobieca wszelakość jest właśnie trudna do ogarnięcia – stąd bardzo częsta niezrozumiałość motywacji dla strony przeciwpołożnej. I skoro jakiś Wielki Pisarz naskrobie postać kobiety, co porzuca kochających ją mężczyzn... Sama napisałaś: różnica płci. Jak najbardziej, i niech sobie będzie ta różnica. Tylko żeby, do jasnej cholery, nie wytykać jej – tej różnicy – paluchami i nie określać: zła. Nietolerancyjna, niedostosowana, nie kochająca, nie posiadająca odczuć głębszych, czarownica, albo mocniej: wściekła wiedźma, kąsająca żmija, bez tak poszukiwanych elementów dobra i ciepła właśnie, nie lubi dzieci, zjada koty, uprawia seks grupowy, bawi się mężczyznami – co gorsza, czerpiąc z tego niesamowite wręcz zadowolenie i wszystko, co się z tym wiąże. Oj... bo się zdenerwuję. Chciałabym po prostu się jasno i węzłowato dowiedzieć, co to znaczy „zła kobieta”. To określenie nic mi nie mówi. No nic. Co innego, kiedy padają określenia typu: silna, odporna, konsekwentna (a przez to zdecydowana). Od razu dobrze się kojarzy, prawda? Nawet, jeżeli bohaterka jakiejś książki jest zawodową morderczynią i ma na swoim koncie więcej istnień ludzkich niż Ponury Kosiarz. Motywację poproszę, argumenty... A może jest zwyczajnie inna od stereotypowych kobiet, po prostu inna. Odstaje od szablonu. Zupełnie się w nim nie mieści. Ale dobrze wykonuje swoją profesję: istny Leon zawodowiec. Właśnie, oglądałaś film? Czy Leon był zły? Dobra, wiem, to temat nie z tej półki. Przykład, kiedy facet wraca do domu w tak zwane trzy dupy pijany, rzyga od progu i fajda w gacie? A proszę bardzo. Widzę dwie możliwości postrzegania postaci kobiecej. Pierwsza: niewiasta biegnie, co sił w nogach biegnie i z włosem rozwianym, do swojego wybranka i resztką sił ciągnie go za nogi do sypialni, gdzie cierpliwie wyprowadza go ze zwarzenia i do snu układa. Druga: kobieta nie reaguje i zostawia faceta w rosnącej plamie jego sosu własnego. I co? I która kobieta jest zła? Która źle postępuje? Moim zdaniem nie da się tak jasno tego określić. Już słyszę gremialne: druga jest zła, ponieważ zostawiła biedaka przy drzwiach i się owym nie zaopiekowała. Jak mogła? Jak ona mogła? Ano mogła, zadzwoniła po ekipę, zabrali delikwenta do izby wytrzeźwień, oblali lodowatą wodą prosto z ogrodowego węża i czyściutki spał do białego rana na betonowej podłodze nieogrzewanego pokoju. Może się czegoś nauczy. Facet, nie podłoga. Proste, konsekwentne i niestety bolesne. Zła kobieta, zła. Tylko, dlaczego? „Następnym razem jak się zdoję, to pójdę sobie do takiej, co mnie przyjmie z ramionami otwartymi”. Jeszcze jedno. Ja też od uśmiechu powstrzymać się nie mogę, kiedy czytam książki, w których każda bohaterka imponującym biustem świat przesłania. Ech... Ale to inny temat, chyba.

D.R.: Ja chyba przesadziłam z tym przykładem o rzyganiu... Inaczej, nie ja przesadziłam tylko autor (słowo, że o takim i o takiej, co go kochała czytałam całkiem niedawno), ale przytaczanie tego przykładu chyba nam zaciemniło sytuacje. Wyraźnie zaciemniło, a już z pewnością zamoczyło, bo nie wiedzieć po co, skoczyłaś po węża ogrodowego. Moja Droga, zamiast się dawać porwać z prądem, chciałam Ci uwagę zwrócić, że widać tak to już jest, że pisarze piszą, co im w duszy gra. O pragnieniach piszą również. A każdemu człowiekowi, wydaje się, że najbardziej istotne jest to, czego pożąda osobiście. I tu masz chyba odpowiedź na swoje pytanie. Zła kobieta to za każdym razem taka, która nie spełnia wymagań tego, co ją opisał. Sama zobacz, jakie to proste. A najprostsze rozwiązania zazwyczaj okazują się słuszne. I wróćmy do naszego zapitego i niezbyt czystego bohatera, co teraz wstrząsany dreszczami leży na betonowej podłodze. Przestań biedaka lać wodą przez chwilę, i zastanówmy się, jak Ciebie oceni. Załóżmy, że osiągnął wiek męski i niekoniecznie potrzebuje świergotania nad głową w stylu: siam psisiedłeś? Oj do domećku, siam? Ale dzielny chłopcik! A telaz wyciemy buziunie, pozigał się naś śkarbulek. Oj, i kupeńkę źlobił.. No dobra wystarczy, bo aż mnie zemdliło. Powiem może językiem mniej paskudnym, załóżmy, że nasz biedny bohater, któremu w tej chwili grozi galopująca pneumonia, chce partnerki, kobiety mającej swoje wymagania, dążenia i tak dalej. Zapewne uznałby jej prawo do takiej reakcji, a przynajmniej do zostawienia go w sosie własnym, w przedpokoju. Zakładając dalej, że coś by napisał, książkę, dajmy na to, zapewne taką kobietę by odmalował. Jeśli jednak marzy mu się, wiemy już, co, to zapewne polewanie wężem uznałby za szczyt okrucieństwa. Również w ewentualnie stworzonym tekście, tak? Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. W życiu. Bo, niestety w literaturze jest nieco inaczej. Autor, demiurg, może zechcieć przedstawiać świat z punktu widzenia świra jakowego. Może chcieć pokazać pragnienia wariata, mordercy, dziwaka, ba! kosmity nawet! Jego wola. Może zaludnić świat potworami lepszymi od ludzi. Może stworzyć wiedźmę, która będzie kochać nad życie, potwora skłonnego do największych poświęceń, lojalnego demona, wiernego sukkuba. Może odtworzyć historię Genene Jones i dać jej, zgodnie z Twoim życzeniem, motywacje i argumenty, a wierz mi, to zła kobieta była. Z pewnością bardzo inna. A jeśli to przypadkiem będzie drugi z bohaterów Twojej wypowiedzi, czyli Wielki Pisarz, to wierz mi, zapłaczesz nad wiedźmą, będziesz życzyła szczęścia potworom, a może nawet zrozumiesz Genene Jones (było nie było, sama trzymałam stronę czternastoletniej Caril Fugate w dobrze opowiedzianej historii... No, momentami trzymałam). Bo wielkich pisarzy cechuje właśnie to, że umieją nadać literaturze przymioty życia. A w życiu jak jest wiadomo: punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Tym razem czytelniczego.

M.K.: A może wszystko dlatego, że ona była złym człowiekiem? Widzisz, jak zupełnie inaczej zabrzmiało? Zły człowiek, to daje od razu do myślenia. Przynajmniej mi daje. Potrafię sobie wyobrazić i nie szukam żadnego usprawiedliwienia. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że słowo „człowiek” kojarzy się z przedstawicielami płci męskiej. Przykre, ale prawdziwe. Z drugiej strony nadal próbuję jakoś przełknąć określenie „zła kobieta”. Może na każdym kroku trzeba podkreślać, że kobieta to też człowiek? No chyba, że jakaś bohaterka nie jest przedstawicielką gatunku homo sapiens sapiens. W fantastyce wszystko jest możliwe przecież. I doszłam do pewnego wniosku. Cytując Twoje słowa: Zła kobieta to za każdym razem taka, która nie spełnia wymagań tego, co ją opisał. A skoro kobiety i ich motywacje są bardziej skomplikowane i nieprzewidywalne, to raczej nie zdarza się, żeby, ot tak, znajdowały aprobatę w oczach Autora. A skoro nie znajdują, to skala natężenia emocjonalnego (związanego z bohaterką) przesuwa się na ujemne pole. A i przy okazji Autor twierdzi, że opisuje „złe kobiety” ponieważ i w świecie realnym nie zna innych wzorców zachowania. Co oczywiście rzuca określonej barwy światło na płeć słabszą, równając statystycznie pod jedną kreskę. Koniec końców wychodzi na to, że wszystkie kobiety są złe. Cokolwiek to znaczy. Chociaż... może to i dobre określenie. Bo przecież z dwojga złego, chyba lepiej być „złą kobietą” niż złym człowiekiem, prawda? Przepraszam za powtórzenia. Niektórych rzeczy nie da się uniknąć.

D.R.: Ja sobie myślę, że generalizujesz... Że są autorzy, dla których kobieta to coś więcej niż biust i coś więcej niż cielęce uwielbienie. I ci właśnie opisują ludzi, płci obojga, ich dylematy, domowe wojny, prywatne krucjaty, poświęcenie, wybory. Co ja tu będę wymieniać, przecież sama wiesz. I czytelnik też wie, bez podkreśleń I jeśli się któryś z bohaterów nad piwem pokiwa, i smętnie coś mruknie o złej kobiecie, to przecież tylko smaczek. W dobrej książce. Bo zawsze obok znajdzie się taki bohater, co będzie umiał zaakceptować, czasem zrozumieć, a czasem otwarcie przyznać, że za cholerę nie wie, co jest grane. Normalnie, jak to między ludźmi bywa. I tymi dobrymi, i tymi złymi. A tych, co nad tym niedopitym piwem, zostawmy ich smutkom. W tajemnicy Ci powiem, że ja mężczyzn też nie rozumiem... Może nie żeby zaraz źli byli, ale obca rasa to jest na pewno. Ale to już jest temat na zupełnie inną rozmowę.

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
K. Night Coleman
M.Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
M.Koczańska
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Toroj
Tomasz Franik
Stanisław Truchan
Joanna Łukowska
Andrzej Sawicki
GW
Feliks W. Kres
Tomasz Pacyński
Dariusz Spychalski
Marcin Mortka
 
< 08 >