numer XLIII - grudzień 2004
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Adam Cebula Publicystyka
<<<strona 18>>>

 

Cyrulik

 

 

Sprawa jest tajemnicza, jak się tylko nad nią zastanowić, jak śledztwa w kolejnych odcinkach Archiwum X. Wszelako wykazując się ignorancją i bezczelnością, można podejść do niej z całkiem innej strony.

Jest takie serdeczne wezwanie do Pana Boga, żeby chronił nas przed przyjaciółmi. Bo z wrogami, to już jakoś sobie radę damy. Wyrwało mi się ono z ust, gdy oglądałem bardzo politycznie poprawny program, w pewnej tiwi, której zawdzięczam zrzucenie z ambony za organizację satanistycznych zamieszek w Ząbkowicach Śląskich. Program poświęcony był pewnemu bardzo ważnemu społecznemu problemowi: narkomani. Jak powszechnie wiadomo, moralność upada, a narkomania się szerzy.

Czy przyszło Ci, Kochany Czytelniku, do głowy zastanawiać się, czy narkomania jest społecznym problemem? Pewnie nie przyszło, bo jak Słowacki Wielkim Pisarzem Jest, tak narkotyki Wielkim Problemem Społecznym są. No przecież gołym okiem widać! Nie? Samo rozważanie takiej kwestii, niesie w sobie coś z obrazoburczej arogancji, to niemalże bluźnierstwo, jak kiedyś kwestionowanie Przewodniej Roli Partii. Te płaczące mamusie za swoimi pociechami, co zamiast chodzić do szkół i nauki pobierać, zaćpały się na śmierć, ci wychudzeni odrzuceni przez społeczeństwo niemalże jak trędowaci, co raczą się szprycować wywarem z popsutego siana, wreszcie politycznie poprawna solidarność z chorymi na AIDS. Wszystko to razem tworzy taki kompot, że samo postawienie takiego pytania grozi gromem a nawet GROMEM z jasnego nieba. W sam czubek bezczelnej łepetyny. Tak, tak, samo zajmowanie się taką sprawą, ba, nieśmiałe zapytanie jest dowodem wyjątkowej bezczelności, społecznej znieczulicy, braku kultury, wreszcie skrzywienia kręgosłupa społeczno-moralnego, kwalifikującego do trzech lat swobodnej resocjalizacji w kamieniołomach.

Niestety. Jakem typ zdegenerowany, tak myślę aspołecznie i ów problem postawię. Czy narkomani to problem społeczny? Badania statystyczne odpowiadają, że tak. O tych badaniach statystycznych już sporo pisaliśmy na łamach naszego dzielnego sieciowca. O nich właśnie mógł myśleć Richard Reynman, gdy pisał słynny wykład O naukach cargo. Trzeba tę kwestię przypominać. Oto po II wojnie światowej, na wyspach, na których Amerykanie mieli swoje wojskowe bazy, tubylcy po ich opuszczeniu zaczęli budować szałasy, które przypominały namioty kontroli naziemnej lotniska i przesiadywali w nich z gałązkami nadzianymi na głowę udającymi słuchawki. Czekali, że znowu przylecą samoloty z czekoladą i coca-colą. Dla zachęty na byłych lotniskach z gałęzi budowali makiety samolotów.

Amerykanie nie przylecieli. Tymczasem w cywilizowanych krajach, gdzie doskonale wiadomo, co zrobić, żeby dostać puszkę coca-coli, uprawia się to samo. Co? Ponieważ przedstawiciele nauk ścisłych odnieśli sukcesy, to buduje się makiety ich urządzeń i stawia na własnych poletkach badawczych w oczekiwaniu, że przyleci... No, niekoniecznie PRAWDA. Prawda nie jest nikomu potrzebna. Oczekuje się, że walnie co najmniej tak mocno, jak dupnęło fizykom, kiedy zbudowali sobie bombkę atomową. Te wszystkie metody „naukowe”, te podliczanie wartości średniej, wyliczanie reprezentatywnych próbek, błędów średnich kwadratowych i średnich błędów kwadratowych wartości średniej, tyleż są warte, co owe patyczki na uszach. To kult cargo.

Najczęstszy wynik drogich i skomplikowanych do przeprowadzenia badań, a także ogromnie pracochłonnych, jest tylko taki, że respondenci w danym badaniu odpowiedzieli i oznacza on dokładnie tyleż samo. Że w danym badaniu tak ludzie skreślali coś na kartce. Czasami ma to coś wspólnego z rzeczywistością, ale do prawdy, gdy wspomnę, ile razy wpuściła mnie w maliny martwa materia, czy aparatura, to moja nieufność nie pozwoli mi uwierzyć nawet w wynik zliczania pracowników na polu truskawek. Raczej będą wszyscy zatrudnieni, choć przy odrobinie szczęścia kilku można spotkać w pobliskiej knajpie na piwie. Byle tylko zgłupieć i zatrudnić ich na godziny, a taki efekt murowany.

Powiedzmy więc sobie szczerze, że tego, ile uczniów w szkołach zaczyna brać, ilu dorosłych ćpa regularnie, po prostu nie wiemy. Badania statystyczne lepiej wywalić z odpowiednim nabożeństwem do kosza, albowiem są one elementem szerzącego się kultu cargo. Nie służą niczemu więcej niż temu, żeby w tak zwanej publikacji móc użyć zaklęć, które czytelnika wprawią w osłupienie, bo też każdy rozsądny zamyka oczy na widok dużej greckiej sigmy, a w wypadku przeczytania „średnia ważona” spluwa na wszelki wypadek przez lewe ramię. Tylko o to chodzi, o przywołanie scenografii kurewsko poważnej nauki. Żeby nikt nie ważył się podskoczyć i zapytać, „jak to szanowny pan ZMIERZYŁ ?!” Niestety, nie chodzi o nic więcej, choć każdy powie, że chodzi o PRAWDĘ. Dlatego możemy, co najwyżej reagować na to, co widzimy sami, gdy rozglądamy się wokół.

Czy widzieliśmy kiedyś policjanta z urządzeniem, które najwyżej możemy obdarzyć hipotetyczną nazwą „narkomat”? Zapewne nigdy, bo takowego nie ma. Jest natomiast legendarna skrzyneczka o nazwie alkomat. Jest też taka prawda, że promili i narkotyków można się chemicznymi metodami doszukać we krwi. Jednak, z jakichś powodów policjanci muszą mieć przenośną, szybką w użyciu maszynę. Dlaczego? Bo mają najczęściej do czynienia z pijanymi. Nie wiem, jak często za kierownicą siadają narkomani. Podejrzewam, że rzadko, z dość banalnej przyczyny, dokładnie z tej samej, dla której narkoman na kierowniczym stanowisku w wieku dyrektorskim, to także nader rzadkie zjawisko. Bo narkomani szybko umierają. Narkomania w ostrej formie, gdy ktoś już „bierze”, występuje częściej niż alkoholizm i kosi znacznie szybciej. Jakoś tak to widać. Trudno spotkać takiego, co bierze i ma pod czterdziestkę. A może się mylę? I znów chciałoby się zerknąć do statystyk... Co w nich znajdziemy? Coś, co prawdą może być. Ale z wielkim prawdopodobieństwem coś, co jest zgodne z wyobrażeniami działaczy. Nie wiem, jak długo przeciętnie żyje narkoman. Wiadomo natomiast, co potwierdzają wszyscy lekarze, że alkohol nie robi wielkich szkód, byle przestać pić po pięćdziesiątce. Oczywiście pod warunkiem nie przekraczania iluś tam promili, ale generalnie opinia jest zgodna, że naprawdę diabelskim wynalazkiem są papierosy. Tak, niebieski dymek, niewinne sztachy, są dla zdrowia groźniejsze niż zalanie robaka. Dlatego alkohol uważa się za źródło społecznej patologii. Społecznej, a nie zdrowotnej. Bo pić można prawie przez całe życie, to nie ebola, co zetnie w ciągu dni. Da się żyć. Pijak najczęściej zakłada jakąś rodzinę. Narkoman, nie wiem. Po prostu nigdy się nie spotkałem narkomanów z rodziną. Tak czy owak, w praktyce potrzebna okazała się maszyna do łapania wypitych, a nie nadźganych, czy nakręconych. Tak czy owak, gdy mówi się o wypadkach na drodze, to mało kiedy słychać o wypadkach „po dragach”, natomiast jazda po pijaku jest elementem kultury, doczekała się słownikowych poetyckich określeń.

Pomiędzy narkomanią i piciem jest jeszcze jedna bardzo poważna różnica: picie posiada legitymację tak zwanego społecznego przyzwolenia. Pijany jest świętą krową, pijanego ratujemy środkami domowymi, tradycyjnymi, przekazywanymi z ojca na syna. Pijanemu oferujemy firmowe tabletki na kaca. Pijanych spotykamy na każdym kroku. Przebywanie w towarzystwie w stanie lekkiego napicia należy nawet do dobrego tonu.

Narkoman jest nam ideologicznie obcy. Nakręconych dragami z dobrego towarzystwa się wyprowadza, nikt nie traktuje naszprycowania się, jako czynu popełnionego dla publicznego dobra, dla podniesienia dobrego nastroju społecznie (wyżej) użytecznego towarzystwa.

Dlatego w moim prywatnym, cynicznym odczuciu, w spojrzeniu poprzez pryzmat tak zwanego narodowego, a nie społecznego interesu wojować należy z chlaniem, zaś z narkomanią, jak nam wystarczy czasu, po zrobieniu jeszcze paru innych rzeczy. Wówczas, gdy się okaże, że spora część alkomatów leży od dłuższego czasu odłogiem.

Oto i podaję moje wątpliwości. Z mojego okna widać pijanych, nie widać nadźganych. Owszem spotykałem takowych, widywałem z daleka. Nigdy jednak narkoman nie próbował mi nic zrobić, zazwyczaj ledwo się na nogach trzymał. Pijani tradycyjnie piorą po pyskach i to także należy do dobrego tonu.

Nie bardzo dostrzegam ten problem społeczny pod nazwą narkomania. Owszem, jest, ale wielokrotnie mniejszy od innych narodowych kłopotów. Natomiast problemem zaczyna być walka z narkomanią. Krótko i bez chodzenia opłotkami. Gdy słyszę o tym, że w szkołach robi się dzieciakom kipicze, gdy widzę owych działaczy, którzy pouczają i mają realną wielką władzę... Tak, moi kochani. Problemem społecznym zaczyna być nie tylko narkomania, ale walka z nią. Albowiem, na przykład, gdy nic nie umiesz, możesz spróbować zostać wybitnym specjalistą od zwalczania narkomanii.

Nie uda się taka sztuczka na przykład na polu walki z rakiem. Dlaczego? Bo, niestety w walce z rakiem ludzkość pomału, ale coś wygrywa. Na przykład pojawiają się leki, które odmiany do tej pory beznadziejne wycinają niczym penicylina stany zapalne. Na przykład jest dramatyczny postęp w diagnozowaniu, dzięki któremu udaje się chorobę złapać za łeb jeszcze przed magiczną liczbą miliona komórek, przed utworzeniem się sieci chorobliwych naczyń krwionośnych. Jeśli nie masz kiepeły, jak sklep, jeśli nie potrafisz wykazać się jakimś eksperymentalnym, tak EKSPERYMENTALNYM sukcesem, to w specem od onkologii nie zostaniesz obwołany.

Lepiej zająć się narkomanią. Tu, spokojnie. Wszyscy zgodnie potwierdzają, że plaga się rozwija rozszerza, że zdobywa kolejne przyczółki. Od lat specjaliści od gangów narkotykowych łapią dilerów, od lat nic to nie daje. Owszem, gdy czasami udaje się faktycznie odciąć dopływ narkotyków, spotyka się podobno gości na głodzie. Wszyscy zgodnie potwierdzają, że taki delikwent jest zdolny do wszystkiego, na przykład do zarżnięcia. I wszyscy z wielkim nakładem sił i środków chcą sprowadzić na społeczeństwo takie zagrożenie.

Wniosek? Jako spec od narkomanii możesz zrobić każdą durnotę. Możesz narobić szkód, pod hasłem że chciałeś dobrze. Zostanie ci wybaczone, pod warunkiem, że wpiszesz się dobrze w obraz innych speców, że nie nastąpisz im na pióra. Nie za pyta cię nikt, ilu narkomanów na ten przykład oduczyłeś. Nie, spokojna twoja łysa. Owszem, dobrze jest pokazać jakiegoś chudego osobnika, co stwierdzi, że brał i nie bierze. Najlepiej, żeby nie mówił, że od trzech godzin. Niech tylko powie, że nie bierze dzięki tobie. Zaś ewentualny sukces zależeć będzie tylko od ciebie. Jak będziesz mało gadał i mądrze się gapił, tak spode łba spojrzeniem pełnym dobroci, to możesz liczyć na to, że będą cię chcieli w tiwi. I o to chodzi.

Oczywiście, że chodzi o kasę. Jako spec od narkomanii możesz się załapać na jakąś uczelnię. To już dobrze. Możesz napisać trochę uczonych artykułów. To da ci pozycję i zawodową, i towarzyską. W naszym polskim bagienku piszącym pozwalają się trochę wyżej wynurzyć. Możesz zacząć wydawać książki. Jeśli trafisz na kogoś, kto napisze ci poradnik dla rodziców, masz szansę na to, o co ci chodziło: kasę. Ja wiem, każdy to powie, że lepiej zająć się handlowaniem cebulką, szczypiorkiem i ziemniaczkami, ale nie lepiej. Oj, te czasy już dawno minęły. Zresztą, żeby robić handelek, trzeba mieć coś łepetynie. Tym bardziej, kochany, nie ściemniaj rodzinie, że mógłbyś zostać biznesem, a nie poświęcać się dla społeczeństwa. Takie teksty wyćwicz dla tiwi. Tam to przejdzie. Ty zaś musisz sobie szczerze powiedzieć, że właśnie zostałeś zawodowym działaczem społecznym. Więc kup sobie kapelusz z dużym rondem, albo coś temu podobnego, jakiś znak firmowy zawieś na szyi, na stalowym łańcuszku .

Poradniki dla dzieci narkomanów może pisać chyba każdy. Miałem okazję posłuchać w tym programie eksperta i takiego, co się znał, czyli brał. Porównano listę charakterystycznych znaków, po których możemy rozpoznać narkomana. Coś się zgadzało, a sporo nie. Ekspert opieprzył narkomana za lekkomyślność i do publiczności nie dotarł fakt, że połowa, czy jedna trzecia podanych przez niego objawów była błędna, czy powiedzmy precyzyjniej „niespecyficzna”. Niestety, banalna prawda, że tak chętnie cytowane organiczne objawy, choćby zwężenie źrenic, występują przy ostrym nawaleniu się. Niestety, łatwo nie poznamy, co potomek sobie wprowadza. Gdyby było łatwo, nie byłoby całej toksykologii, nie potrzebne byłoby badanie chemiczne dla ratowania takich, co sobie zaaplikowali etanol z fuzlem, zeżarli muchomorki, albo popili coś bardzo dobrym rozpuszczalnikiem o handlowej nazwie tri. Jak mówił mi kiedyś nieszczęśliwy, bo chory na żółtaczkę doktor chirurg, zdarzyło się, że mieli poważny problem z nastolatką, która wpadła do szklarni w zgniłą kapustę i, dokumentnie porżnięta, wykazywała jednak nieproporcjonalną do obrażeń obojętność na świat. Dopiero badanie krwi wykazało, że zasadniczo powinna być już martwa z powodu ilości promili. Tak więc w pewnych okolicznościach nawet doktory miały problem z rozpoznaniem podstawowego dla Polaka stanu. Niespodzianka druga, to, że dzięki tak zwanej osobniczej odporności, w nocy pacjentka zwiała ze szpitala na powiązanych prześcieradłach, choć średnio powinna leżeć trzy dni rażona kacem. Nie zrażaj się jednak, drogi kandydacie na działacza społecznego, i napisz w swoim poradniku, żeby obserwować dziecko i reagować na zmiany w zachowaniu. Nie? Więc jak do tej pory potomek mógł pić równo z tatusiem, to gdy rzyga po pierwszym półlitrze: albo chory, albo narkoman. Albo zakąska.

Oczywiście skręca mnie żółć. Jest taka opowieść, wiele razy już przytaczana o barciach Piraniach (dobrze odmieniam?) wg Cyrku Monthy Phytona. Więc bracia zostali wybitnymi rozbójnikami. A stało się to dlatego, że gdy zastosowali zawołanie „weźcie pieniądze, albo dajcie nam w pysk” po kilku obiciach twarzy, zorientowali się, że coś jest nie tak. Metodą kolejnych przybliżeń doszli do właściwego tekstu. Z walką z narkomanią jest jednak tak, że bierzemy po pysku, oddajemy pieniądze i udajemy, żeśmy wielkimi rozbójnikami.

Nie daj Boże, żeby komuś się w kwestii walki z narkomanią coś udało. Może się okazać, że nasze poradniki, nasz autorytet, a więc i perspektywy na wydarcie pieniążków na kolejną ankietę wśród gimnazjalistów, co mianowicie myślą o narkomanii, diabli wezmą. Dlatego takie niebezpieczeństwo trzeba zdusić w zarodku. Jak ktoś coś zaczyna robić inaczej, to właśnie grozi, że mu się uda. Może nie całkowicie, może pozbędzie się choć części problemów. Na to nie wolno pozwolić. Musimy oddawać kasę i brać po ryju.

Od lat chyba już około pięćdziesięciu walczy się z narkomanią w ten sam sposób. Obrót narkotykami jest nielegalny. Dzięki temu mamy wysokie ceny w podziemiu i mafie narkotykowe mają kupę szmalu, i na łapówy, i na pistolety maszynowe, i na ludzi. Gdyby produkcja była państwowa, to cena byłaby na poziomie podlejszych preparatów witaminowych. Nie byłoby kasy, nie byłoby wpływów, producenci narkotyków byliby mniej więcej takim problemem, jak dziś bimbrownicy. Tak wróżę poprzez analogię. Czyli mielibyśmy narkomanię, ale nie byłoby problemu przestępczości zorganizowanej. Drobiazg?

Nie byłoby problemów z wyskokami narkomanów na głodzie. Byłoby bezpieczniej. Byłoby zapewne mniej chętnych do dostarczania dzieciakom dragów do szkoły. To jedno można spokojnie obwarować ćwiarą bez zawiasów. Myślę, że uzyskałoby to społeczne przyzwolenie. A zostałeś, brachu, pełnoletni, możesz się zaćpać. Otóż domniemam, że chętnych do załapania wyroku za bezdurne, bo wielkiej kasy z małolatów się nie zdejmie, byłoby znacznie mniej, gdy cena działek poleciałaby z dziesięć razy w dół. Pewnie by było znacznie mniej narkomanów wśród dzieciaków. A potem wśród dorosłych.

Nie wiem, czy mam dobry pomysł, ale widzi mi się, że po kilkudziesięciu latach dostawania po twarzy, po kilkudziesięciu latach bez wyników czas, by zmienić lek, na przykład z rycyny na węgiel. Trzeba wykonać jakiś ruch, coś zmienić, niekoniecznie tak, niekoniecznie dobrze, ale gdy będzie inaczej może metodą słynnych Braci Rozbójników dojdziemy do właściwego zawołania? Tak na przykład „pieniądze albo w pysk!” Mniej więcej ten stopień komplikacji, a ruszyć z miejsca się nie daje.

Ma ta cała historia cos tajemniczego, coś z Archiwum X. Jakieś ufoludki mieszają. Skąd takie podejrzenie? Bo na przykład moda na walkę z paleniem na Zachodzie przynosi rezultaty. Dziwne, bo motywacja jest wiele razy mniejsza. Przynosi skutki moda na walkę z otyłością. Obżeranie się zabija, ale już po pięćdziesięciu latach. Narkomania jest plagą tabu. Wielkie kampanie, wielkie środki i kompletnie nic. Kolejne pokolenia biorą, tak samo, albo nawet i lepiej jak tatusiowie. Nie wierzę w ufolodków. Wierzę w interes działaczy, nie wierzę w światowy spisek, wierzę w stadne solidarne psucie. Tak więc sobie myślę, że gdyby tych magików od społecznego zdrowia nie usadzić, albo co lepsze, nie zagnać do jakiej uczciwej roboty... Nie uda się. Cyrulicy puszczali krew całkiem bez sensu i żyli z tego interesu dobre kilka stuleci.

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
K. Night Coleman
M.Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
M.Koczańska
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Toroj
Tomasz Franik
Stanisław Truchan
Joanna Łukowska
Andrzej Sawicki
GW
Feliks W. Kres
Tomasz Pacyński
Dariusz Spychalski
Marcin Mortka
 
< 18 >