numer XLIII - grudzień 2004
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Dariusz Spychalski Na co wydać kasę
<<<strona 30>>>

 

Krzyżacki poker vol.1 (fragment)

 

 

O KSIĄŻCE I AUTORZE

Połowa XX wieku. Wielki mistrz Zakonu Krzyżackiego musi corocznie składać hołd Rzeczpospolitej Trojga Narodów. Zakon stara się jednak uniezależnić od Polski – i jeszcze nigdy nie był tak bliski celu. Uprowadzenie profesora Wiliama Hopkinsa ma pomóc w spełnieniu ambitnych planów.

Czy Polacy wraz z pruską partyzantką zdołają odkryć spisek? Jak zareagują muzułmanie, władający zachodnią Europą? Czy wykorzystają spór polsko-krzyżacki, by powiększyć swoje imperium?

Lwów. Stolica Rzeczypospolitej. 3 maja 1957 roku

 

W kabinie niewielkiego śmigłowca Dniestr-3 panował trudny do zniesienia hałas. Bogumił Stuk, dowódca mazowieckiej delegatury Wydziału Drugiego, siedział w przedziale pasażerskim i wpatrywał się zrezygnowanym wzrokiem w plecy pilota. Dwugodzinny lot sprawił, że nie słyszał już nawet własnych myśli. W skroniach czuł świdrujący ból. Przymknął oczy w całkiem irracjonalnej nadziei odgrodzenia się od wszechobecnego huku, a poszarzałą twarz wykrzywił grymas cierpienia. Było coraz gorzej. Zerknął w stronę schowka, w którym trzymał lekarstwo na swoje dolegliwości. Zawahał się, wreszcie westchnął ciężko.

– Jeszcze jeden nie zaszkodzi.

Otworzył schowek, wyjął butelkę ulubionej „Woroneskiej” i podniósł ją do ust. Od raz poczuł się lepiej. Odetchnął z ulgą i skierował wzrok ku ziemi. W dole pokazały się już przedmieścia Lwowa. Ogromna, pięciomilionowa metropolia tonęła w promieniach porannego słońca. Śmigłowiec przelatywał właśnie nad fabryką „Jan Żubr i syn”, produkującą najlepsze ciężarówki na świecie. Kompleks fabryczny, położony w przemysłowej dzielnicy Rogatki, przytłaczał swym ogromem. Po kilku minutach śmigłowiec znalazł się nad starym miastem. Przeleciał nad rynkiem i obrał kurs na Cebulkowo – dzielnicę wysokościowców. Górująca nad miastem, wyspa drapaczy chmur wyrastała wprost w morza kamienic śródmieścia. Śmigłowiec obniżył gwałtownie lot. Przed nosem maszyny pojawiła się przysadzista sylwetka siedziby Wydziału Drugiego. Gmach rósł w oczach. Pilot osadził śmigłowiec na dachu budynku.

– O której wracamy, pułkowniku? – Spojrzał pytająco na Stuka.

– Nigdzie nie łaź. Zabawię niedługo. – Stuk wygramolił się z kabiny i ruszył w stronę schodów, prowadzących na położony w dole dziedziniec.

Janusz Sapieha, nazywany przed podwładnych niedźwiedziem, z racji swojej potężnej budowy, przeglądał stertę dokumentów, zajmującą niemal połowę biurka. W gabinecie panowała cisza, mącona jedynie szumem wentylatora. Szef wywiadu wojskowego Rzeczypospolitej sięgał po kolejny raport, gdy rozległo się pukanie.

– Wejść! – rzucił krótko.

Skrzypnęły drzwi i do gabinetu wkroczył Bogumił Stuk. Sapieha zmierzył go uważnym spojrzeniem i wskazał na fotel stojący pod oknem.

– Siadaj.

Pułkownik zajął wskazane miejsce.

– Nie przeszkadzam?

– Przeszkadzasz, ale skoro masz sprawę nie cierpiącą zwłoki, znajdę chwilę. – Sapieha odsunął dokumenty i zerknął na swojego gościa badawczo. – Co przygnało cię tak nagle? Comiesięczne spotkanie już za tydzień. Nie mogłeś poczekać?

– Czasami tydzień to cała wieczność – odparł Stuk.

– Domyślam się więc, że to naprawdę coś ważnego. – Sapieha zapalił papierosa. – Mów, co się stało.

– Pamiętasz, o czym rozmawialiśmy ostatnim razem?

– Oczywiście. Twierdziłeś, że w protektoracie dzieje się coś niepokojącego. Żadnych konkretów, same przypuszczenia. Co zmieniło się od tamtego czasu?

– Przypuszczenia były tylko w ocenie tych durniów z wydziału analiz – powiedział ze złością Stuk. – Dla nich, póki niebo nie zawali się im na głowę, wszystko jest tylko niepotwierdzoną hipotezą.

– Analiza dostaw ropy od protektoratu nie wykazała niczego niepokojącego – odpowiedział spokojnie Sapieha. – Twoje domysły okazały się chybione.

– Ich interpretacja faktów to przykład skrajnej bezmyślności – mruknął Stuk. – Krzyżacy w ciągu ośmiu ostatnich miesięcy zwiększyli import ropy niemal dwukrotnie. Czy ci durnie nie zauważyli, że w ten sposób protektorat może obyć się bez dostaw przez niemal rok? Wygląda to, jakby szykowali się do oblężenia. To właściwe słowo.

– Wykorzystują koniunkturę – odparł Sapieha. – Przy obecnych cenach ropy koszt zwiększenia zapasów strategicznych jest po prostu znacznie mniejszy.

– A import z Norwegii? Cena norweskiej ropy nie jest zbyt korzystna.

– To margines dostaw. – Sapieha wzruszył ramionami. – Taka jest opinia specjalistów.

Stuk zmrużył oczy i odezwał się, z trudem hamując narastającą wściekłość.

– Mam kilka nowych informacji, o których pewnie już słyszałeś. Dwudziestego szóstego kwietnia doszło do napaści na posiadłość przywódcy największego klanu pruskiego. Następnego dnia zaczęły się masowe aresztowania. W ciągu tygodnia zdemontowali niemal całą pruską siatkę wywiadowczą. Ta afera z karabinami, to zaplanowana, dobrze przygotowana akcja. Zadbali o każdy szczegół. Jestem pewien, że czekali na tylko na okazję by uderzyć. Wiem, co zaraz powiesz. Sąd Najwyższy zajmie się sprawą. Nim jednak to się stanie, miną miesiące. Zanim zareagują delegatury, zanim zjadą się komisje rozjemcze, nasza możliwości penetracji protektoratu spadną do zera. Czy nie rozumiesz, że im o to właśnie chodzi? Krzyżacy znają doskonale procedury i wiedzą, że działając zgodnie z prawem, mogą zyskać pół roku swobodnego działania, bez narażania się na sankcje ze strony Rzeczypospolitej.

– Krzyżacy mieli mocne podstawy do aresztowań. – Sapieha wzruszył ramionami, cała ta rozmowa zaczynała go irytować. – Wiesz zapewne, że złożyli już protest, a dowody rzeczowe, w postaci sześćdziesięciu karabinów snajperskich, dostarczyli do jednej z delegatur. Prusowie sami są sobie winni. Powinni wiedzieć, że Rzeczpospolita nie może tolerować takiego postępowania.

– Skoro Krzyżacy wiedzieli którędy płynie broń dla Prusów, dlaczego dokonali przejęcia właśnie teraz? Nie dziwi cię to, że zwlekali? Przecież, na logikę, powinni uciąć proceder w chwili, gdy się o nim dowiedzieli! – Sięgnął do teczki i wyjął z niej kilka krzyżackich gazet. – Obejrzyj to. Zrozumiesz, o czym mówię.

Sapieha przyglądał się przez chwilę zdjęciu, umieszczonemu na tytułowej stronie polskojęzycznego wydania „Zeit” – jedynej ogólnozakonnej gazety. Fotografia, wcale niezłej jakości, przedstawiała spalony posterunek policji w okolicach wsi Altedorf.

– Twierdzisz, że Prusowie nie mają z tym nic wspólnego? – zapytał wreszcie, choć domyślał się już jaka będzie odpowiedź. Przy takim nastawieniu Stuka nie można było spodziewać się innej.

– To prowokacja – potwierdził tamten. – Sześciu zabitych żołnierzy, dwudziestu rannych, pięć napadów na wioski i siedmiu schwytanych napastników, którzy rzekomo należeli do Legionu Pruskiego. Moi ludzie i sami Prusowie potwierdzili, że to kryminaliści, którzy jeszcze miesiąc temu siedzieli w twierdzy w Ostródzie. Wyrok na nich wydano przedwczoraj, a następnego dnia zostali straceni. Inspektorzy nie zdążyli nawet zareagować. Czy to nic nie znaczy? W protektoracie nienawiść do Prusów wzrosła do nienotowanego od lat poziomu...- Skąd pewność, że Prusowie nie próbują wprowadzić nas w błąd? Nie zapomniałeś chyba o wpadce twojego wydziału sprzed dwóch lat? Twierdziłeś, że to Krzyżacy napadli na delegaturę w Ełku.

– To była pomyłka! Jednorazowa, a nie reguła! – Zirytował się Stuk. – Wszystkie klany potępiły ludzi Trokajły. Teraz informacje są pewne.

– Powiedz mi w takim razie, co ma się niby tam wydarzyć? – spytał Sapieha. – Chcesz powiedzieć, że Krzyżacy zamierzają się zbuntować?

– Tego nie powiedziałem – zaprzeczył gwałtownie Stuk. – Mam jednak przeczucie, że to wszystko łączy się ze sobą...

– Wiesz dobrze, że bunt w protektoracie to abstrakcja – przerwał mu Sapieha. – Jak miałoby to wyglądać? Ich armia liczy dwadzieścia tysięcy żołnierzy. Sądzisz, że odważą się wypowiedzieć posłuszeństwo? Myślisz, że nie zdają sobie sprawy, że na Litwie i w Koronie stoją dziesięciokrotnie liczniejsze siły, zdolne dotrzeć do Królewca w ciągu tygodnia?

– Wszystkie doniesienia wskazują... – zaczął Stuk.

– Posłuchaj mnie uważnie. – Sapieha już nie ukrywał zniecierpliwienia. – Odnoszę wrażenie, że nie potrafisz zachować dystansu wobec całej sprawy. Wiem, że z bliska wszystko może wyglądać nieco inaczej, jednak nie masz nic na potwierdzenie swoich podejrzeń. Kilka faktów, które można interpretować na wiele sposobów. Jeśli Krzyżacy próbują za naszymi plecami zrobić porządek z Prusami, podejmiemy stosowne kroki. Najpierw jednak niech sprawą zajmie się Sąd Najwyższy. Na razie nie będziemy się wtrącać.

– Takie są twoje polecenia? – spytał chłodno Stuk. – Mam pozwolić, by Krzyżacy spokojnie, krok po kroku, rozdeptali Prusów?

– Nie bądź cyniczny. Rozumiem twój niepokój, lecz nie widzę tu nic, co zagrażałoby Rzeczypospolitej. Na razie obserwuj rozwój wydarzeń. Za tydzień czekam na kolejny raport. – Sapieha ujął w ręce teczkę z dokumentami, dając poznać, ze rozmowę uważa za zakończoną.

Pułkownik westchnął ciężko, podniósł się z fotela i bez słowa opuścił pokój. Sapieha podniósł głowę znad dokumentów i zerknął na pozostawione przez Stuka gazety. Przebiegł wzrokiem treść jednego z artykułów. Na jego czole pojawiła się głęboka bruzda. Przez chwilę przyglądał się zdjęciu przedstawiającemu spalony budynek policji.

– To niedorzeczność – mruknął wreszcie. – Ten człowiek jest przewrażliwiony.

 

Okładka
Spis Treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam(ientnika)
Permanentny PMS
Ludzie listy piszą
Andrzej Zimniak
Adam Cebula
Piotr K. Schmidtke
Andrzej Pilipiuk
W.Świdziniewski
K. Night Coleman
M.Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
M.Koczańska
Adam Cebula
Tadeusz Oszubski
Toroj
Tomasz Franik
Stanisław Truchan
Joanna Łukowska
Andrzej Sawicki
GW
Feliks W. Kres
Tomasz Pacyński
Dariusz Spychalski
Marcin Mortka
 
< 30 >