numer XLIV - styczeń-luty 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
On Cornish Spam(ientnika)
<<<strona 08>>>

 

Spam(ientnika)

 

 

MagMaxIV mnie zadziwia.

Otwarty przez niego punkt usług funkcjonuje znakomicie.

Zarabia na Maksa, cały dom i jeszcze na cholerne pismo, któremu Max oddaje się z przyjemnością wielką.

Jedyna nadzieja, że go wkurzą petenci, zamknie świadczenie usług, i wtedy panie i pisemko, nie wiadomo komu potrzebne.

Co ja mam do świadczenia usług? No, mam. Bo MagMaxIV mnie ubrał w wypełnianie pitów, zeznań i monitów. Że niby mam sobie znaleźć zaklęcie, a on je uruchomi. Znalazłam, ale najbliższe było o podatku od córek z XIII wieku, za cholerę nie pasuje. Musiałam nabyć płytę, do płyty komp, do kompa soft... A on się na wszystko zgadza, byle mieć to z głowy.

I jeszcze grozi, że otworzy drugi punkt: prowadzenia księgowości drobnej wytwórczości.

No, szlag mnie trafi!

Szlag, szlag, szlag!, jak mawiał Azer.

Dobra, muszę się uspokoić, za chwilę siadam do Pita ósmego.

Miałam to zrobić wczoraj, ale wczoraj...

Otwierają się drzwi i włazi do biura dziewczę.

Bure kudły z pasemkami i kilkoma warkoczykami. Gruby makija-a-a-aż z dymnej brzoskwini, lepperage, że tak z francuska powiem. Baleja-a-aż na głowinie, jak już wspomniałam. Po sześć knypów w uszach, dwa na języku, co nie omieszkała pokazać, dumna z siebie. Na szyi tatuaaaage... Oczywiście, pas sinego ciała wylewający się spomiędzy bluzki i spodni, spod których wyłażą gumki stringów. Klasyka.

– Dziń dobry – mówi ona. – Podobno pan wszystko może załatwić, nie?

Obraca gumą, w manierze aktorek kręconych za stodołą pornosów, z omdlewającym i kuszącym spojrzeniem oczu.

MagMaxem nieco wstrząsnęło. On jest chłop delikatny, jednak.

– Wiele potrafię – mówi. – A co, konkretnie, miałbym umieć?

– Bym chciała z kumpelą pojechać do Kijowa, nie? Tam na ten festiwal Interwizji, nie?

– A ja mam co? Zarezerwować pani bilet? – podjadał się trochę Maksio.

– Nie, nie? My mamy kapelę, co nie? Nazywamy się Iwonka i Karp, nie? I mamy hita, i perkusję. Co prawda, mówią nam, że lepszy żywy pałkarz niż grać z trupa, ale co tam, i elektroniczna obejdzie, co nie? No i żeśmy startowały w konkursie, ale nas jakieś dupki nie przyjęły. I byśmy chciały, żeby pan ich wyjebał, co nie, a nas włożył do ekipy.

– Nie – stanowczo rzucił MagMaxIV. – Mam taką zasadę, że nigdy nie pomagam komuś, z krzywdą dla innej osoby czy osób, panno... Iwonko.

– Nie, ja jestem Karp, co nie? Bo umiem tak robić. – I Karp zrobiła to, co umie robić.

Moje domysły, co do stodoły, były trafne...

– No, szkoda, co nie. Bo myżeśmy myślały, że pan zapierdoli tym cwelom i jeszcze Margarynie, też nas wkurza, co nie.

Zastanawiała się chwilę. Radośnie poderwała głowę. Wyjęła gumę i bez cienia skrępowania przykleiła ją do spodu blatu stołu.

– A może pan zrobić, żeby miała mocniejszy głos, bo mam miły i szkolony, ale za słaby. Nie mogę antykapello śpiewać. Co nie?

– A może pani coś zaśpiewać, panno Karp?

– Tak bez niczego?

– No właśnie a ca... Bez niczego

Zrzuciła kurtałkę, wstrząsnęła włoskami i zawyła:

 

Ciebie już nie ma, widzę to-o-o!

A tak niekiepsko nam już szło-o-o...

 

MagMaxIV podniósł ręce, żeby zatkać uszy, ale byłam szybsza – podrzuciłam mu zaklęcie głuchoty. Zastosował na sobie, bo panna Karp, najwyraźniej, już je gdzieś podłapała.

Odczekał, wpatrzony w jej ruchy potłuczonej kałamarnicy, potem zapytał:

– Czy panie macie już jakąś płytę?

– No, demulca, co nie. I będziemy nagrywały cały projekt, we Warszawie. Z bojami z kapeli Bedchet.

Mag myślał chwilę. Tak wyraźnie myślał, że aż to widziałam.

– Dobrze – powiedział. – Panno Karp. Co do głosu, nie wiem, czy warto się wtrącać, tu już sprawa jest ustawiona tak a nie inaczej, i niech tak zostanie. Mogę pani podliftować inne elementy, potrzebne na scenie, może nawet bardzo potrzebne. Za dwa tysiące.

– Dwa tysiące czego?

– Złotych...? – bąknął zdetonowany nieco Maks.

– Dobra. Liftuj pan, co nie.

MagMaxIV podszedł do mnie, powetował mnie trochę, aż znalazł to, czego szukał. Bez mojej pomocy, ja uważałam, że przesadza! Wygłosił zaklęcie.

Karp chwyciła się za gardło, potem za tors na wysokości piersi, brzucha, popatrzyła w dół. Zapłaciła i w podskokach wyszła.

To nie było dobre pociągnięcie MagMaxaIV. Co nie? O nie!

Jak mamy włączony telewizor, to co i rusz jakiś wyżelowany dupek warczy:

– A teraz przed nami pierwsze miejsce na liście przebojów! Bar-r-r-r-raku-u-da! Dziewięćdziesiąt sześć – sześćdziesiąt – dziewięćdziesiąt dwa!

I – jak znam życie – wszyscy wyłączają dźwięk, bo tego się słuchać nie da, co nie?

No i nikt nie słucha, ale chłopcy z żelem we włosach lubią takie gibające się blondyny.

Max przesadził, tak jej podliftował, że karierę i tak zrobiła. Bez Iwonki.

Czekam na wizytę tej drugiej.

Kartkę z zaklęciem liftującym zaklęłam na dwa lata.

Okładka
Spis Treści
Tomasz Pacyński
Literatura
Bookiet
Recenzje
On Cornish
Permanentny PMS
Galeria
Andrzej Zimniak
W.Świdziniewski
Adam Cebula
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
M.Kałużyńska
Andrzej Pilipiuk
Grzegorz Musiał
J.Świętochowski
Magdalena Kozak
M.Koczańska
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Monika Sokół
Magdalena Kozak
Aleksandra Janusz
S.Twardoch
Jewgienij Łukin
Piekara i Kucharski
Andrzej Pilipiuk
S.Twardoch
Miroslav Žamboch
Robin Hobb
Paul Kearney
Christopher Paolini
Michał Orzechowski
 
< 08 >