numer XLIV - styczeń-luty 2005
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
A.Mason Publicystyka
<<<strona 14>>>

 

Okiem wiecznego malkontenta

Saperką na Ogry

 

 

Żyjemy coraz szybciej i zaczyna brakować nam czasu na cokolwiek. Pośpieszne życie przenosi się także na literaturę. Aby zaistnieć na rynku, wystarczy jedna książka, ale żeby się utrzymać, potrzeba co najmniej jednej rocznie (a i to czasem bywa mało). Skończyły się czasy, kiedy autor mógł wydawać książkę co kilka lat.

Nie byłoby w tym nic złego, gdyby zwiększona ilość nie przekładała się na spadek jakości. Na rynku pojawiają się „niedopieszczone” książki. Jak ocenić niedopracowane, wręcz niedokończone powieści, często sztucznie pompowane (nie przez skład, ale przez autora idącego na ilość...)? Nie ma nic bardziej przykrego niż świetny pomysł i zupełnie spieprzone wykonanie, bo twórca napisał i tak zostało wydrukowane. A przecież wystarczyło trochę odczekać i popracować. Szkoda świetnych pomysłów, z którymi widać, że autor mierzył się dłuższy czas. Mierzył się, ale brakło ich połączenia w spójną całość.

Tym bardziej szkoda debiutantów, których podzieliłbym na cztery grupy:

1. Debiutant ze słabym pomysłem i słabym wykonaniem,

2. Debiutant ze „średnio-ciekawym” pomysłem i przyzwoitym wykonaniem,

3. Debiutant z dobrym pomysłem i marnym wykonaniem,

4. Debiutant z bardzo dobrym pomysłem i wykonaniem.

Pierwsza grupa to typowe pomyłki wydawnicze, nie warto nawet o nich wspominać.

Debiutant nr 2 będzie pisał dalej, poprawnie, wręcz przyzwoicie. Być może kiedyś uda mu się jakiś pomysł.

Debiutant nr 3 najprawdopodobniej popadnie w stan depresyjny. Dobrze, jeśli się z niego po jakimś czasie wykaraska. Niedobrze, jeśli będzie próbował „zrehabilitować” się za pomocą kolejnej książki zanim uda mu się wyjść z dołu. Niedobrze, bo to autorzy-frustraci, niezdolni do stworzenia niczego dobrego. Tacy nie zdobędą się na nic ponad niezrozumiały bełkot, skowyt i gryzienie w pięty świata.

Ostatni z gatunków ma się najlepiej. Do czasu napisania kolejnej książki. Debiutancka powieść powstaje w wyniku zebrania wszystkich doświadczeń i pomysłów życiowych autora. O ile na napisanie pierwszej pisarz miał całe swoje dotychczasowe życie, o tyle w przypadku drugiej czasu jest naprawdę niewiele. Nawet jeśli pomysłów było na wiele książek, nietrudno zauważyć, że książki wydawane w krótkich odstępach czasu stają się wtórne, coraz słabsze. I co z tego, że warsztat pisarski się rozwija, jak pomysłów brak?

Kto jest temu wszystkiemu winien? Autorzy? Nie, bo ci chcą pisać, i skoro ich się publikuje, to piszą (i zarabiają pieniądze). Najprościej byłoby zrzucić całą winę na wydawców, ale byłaby to niesprawiedliwość. Wydawcy rządzą się zwykłą ekonomią, chcą zarobić. Robią oszczędności, na korekcie, na redakcji, na składzie... Skoro jest popyt, czytelnicy domagają się kolejnych książek (nawet niedorobionych), to czemu nie mają wydawać? Czyli wychodziłoby na to, że to czytelnicy są winni! I, podobnie jak w „Kto jest wszystkiemu winien?” kabaretu „Długi”, idziemy dalej – przecież gusta czytelnicze kreowane są także przez recenzentów i krytyków literackich (tych ostatnich już chyba nie ma). Recenzenci wszystkiemu winni! Przyjdzie taki, odpieprzy recenzję na kolanie, albo nawet na podłodze, i pisze albo copy-paste robi... Ten wydawca daje książki – dobra recenzja, tamten się ociąga – gorsza, a ten wcale nie daje – zje.ać!... Znów wracamy do wydawców.

Nastąpiła komercjalizacja literatury. I choć nie można zarzucić nic samej idei, nie da się ukryć jej negatywnego wpływu na rynek. Już choćby dlatego, że wydawcy, zmuszeni liczyć każdą złotówkę, idą na kompromis: czas wydawania – cena – jakość. Szkoda, bo w świecie, gdzie rządzi pieniądz coraz trudniej o niekomercyjne przedsięwzięcia. Dobrze pod tym względem ma się jeszcze Internet (z Fahrenheitem), ale i tutaj staje się to coraz trudniejsze. Ludzie przestają mieć czas na cokolwiek innego niż praca i dom.

Takie czasy.

Czasy, gdy w kiosku można kupić widokówkę „Zajebiste walentynki”.

 

 

Kiedyś byłoby to dla mnie nie do pomyślenia... A dziś?

Dziś zastanawiam się, czy mimo młodego wieku, nie jestem dinozaurem zamierzchłych czasów. I wygląda na to, że jestem. A jeśli jeszcze dodam do tego zwariowany pomysł, jaki strzelił mi do głowy wczoraj...

Otóż pomyślałem sobie stworzyć prywatną nagrodę. Chociaż tak naprawdę bardziej trafne będzie „stworzyć coś w rodzaju mecenatu”. Wielkim mecenasem sztuki nie zostanę, ale myślę, że sto złotych, jakie zamierzam zafundować autorowi, który zrobi na mnie największe wrażenie, w jakiś sposób wynagrodzi trud pisania dla niekomercyjnego periodyku jakim jest Fahrenheit. Tak, wiem, te sto złotych przyznawane co kwartał, nie jest oszałamiające, ale mam nadzieję, że będzie traktowane jako symboliczna nagroda. Być może, jeśli będę miał dobry miesiąc, powiększę trochę tę kwotę, albo przyznam więcej niż jedną nagrodę. Nie wiem. Nie będę też ustanawiał żadnego regulaminu, bo myślę, że nie jest potrzebny. Nagrodę dostanie tekst publicystyczny albo opowiadanie, które uznam za warte wyróżnienia. Nie mam jeszcze pojęcia, kto wygra. Zwycięzcę za pierwszy kwartał roku 2005 ogłoszę dopiero pod koniec marca lub na początku kwietnia.

Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć powodzenia potencjalnym zwycięzcom, a czytelnikom i sobie – dobrych i dopracowanych tekstów.

 

Okładka
Spis Treści
Tomasz Pacyński
Literatura
Bookiet
Recenzje
On Cornish
Permanentny PMS
Galeria
Andrzej Zimniak
W.Świdziniewski
Adam Cebula
A.Mason
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
M.Kałużyńska
Andrzej Pilipiuk
Grzegorz Musiał
J.Świętochowski
Magdalena Kozak
M.Koczańska
Tomasz Zieliński
Adam Cebula
Adam Cebula
Adam Cebula
Monika Sokół
Magdalena Kozak
Aleksandra Janusz
S.Twardoch
Jewgienij Łukin
Piekara i Kucharski
Andrzej Pilipiuk
S.Twardoch
Miroslav Žamboch
Robin Hobb
Paul Kearney
Christopher Paolini
Michał Orzechowski
 
< 14 >