strona główna     -     okładka numeru     -     spis treści     -     archiwum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Natalia Garczyńska Literatura
<<<strona 28>>>

 

Idealny

 

 

Wymyśliłam go w chłodną, listopadową noc. Jedną z tych, kiedy deszcz ciężko zacina o szyby, aby miękko wylądować w stosie zeschłych liści. Melancholia wisiała w powietrzu. Wspomnienia nieudanych związków budziły się w zakamarkach pamięci, boleśnie przypominając o nieułożonym życiu osobistym i nieubłaganym upływie czasu.

Zrodził się z mojej tęsknoty za szczęściem i pogoni za ideałem. Wysoki, dobrze zbudowany, brunet o niebieskich oczach i nienagannych manierach angielskiego dżentelmena. Inteligentny, oczytany, dowcipny, czuły, opiekuńczy... – lista zalet wydłużała się szybko – hojny, szlachetny, dobry... Pod przymkniętymi powiekami jego wizerunek stawał się coraz wyraźniejszy. Już dostrzegałam lekkie drgnięcie prawego kącika ust, świadczące o zadowoleniu, i na poły lekceważące machnięcie ręką na rzeczy, które uważał za niegodne uwagi. Szczególnie podobał mi się sposób, w jaki się poruszał. Gdy szedł, wyprężony niczym struna, czuło się emanującą wokół siłę.

Chciałam zatrzymać go na dłużej, a aura mi sprzyjała. Listopad, wyjątkowo brzydki w tym roku, zachęcał do spędzania długich godzin z nosem przyklejonym do szyby, gdy wpatrzona w ciemność składałam w doskonałą całość moje pragnienia.

Kiedy był już prawie gotów, przekonałam się, że za bardzo przypomina współczesnych mężczyzn, od których pragnęłam uciec, umieściłam go więc w nieistniejącej krainie, w nieprawdziwym zamku i w nierzeczywistym czasie. Na koniec nadałam mu imię. Gotard. Brzmiało potężnie. Za każdym razem, gdy je wymawiałam, pojawiał mi się przed oczyma rycerz, przemierzający pewnym krokiem zamkowe korytarze, i czułam na twarzy ten sam podmuch wiatru, który igrał z jego płaszczem.

Świat, w którym istniał Gotard, był doskonały w swojej samowystarczalności. Ten wybieg pozwolił mi uniknąć tworzenia innych mieszkańców, na co moje zaborcze ego nie wyrażało zgody. Gotard żył więc samotnie, zupełnie nie zdając sobie z tego sprawy. Był wspaniały. Karmiłam go swoją wyobraźnią, a on stawał się coraz bardziej fizyczny i prawdziwy.

Listopad powoli zbliżał się ku końcowi, a moja melancholia tylko się pogłębiała. Powrót do realnego świata, którego tak nienawidziłam, przychodził mi z coraz większym trudem. Prędzej czy później popadłabym w obłęd, gdyby nie podarunek od losu...

Nieważne, kim była i skąd się wzięła. Dość, że zaproponowała mi możliwość przeniesienia się do stworzonego przeze mnie świata. Warunek był jeden, ale dla mnie nie miał najmniejszego znaczenia: była to droga bez powrotu. Nie musiałam długo się zastanawiać – ucieczka w ramiona ukochanego, w wyśnione miejsce, była oczywistym wyborem. Wreszcie moje życie miało nabrać sensu. Zgodnie ze wskazówkami przymknęłam powieki i wyobraziłam sobie Gotarda. Gdy otworzyłam oczy, ujrzałam przed sobą morze błękitu. Jego oczy były jeszcze piękniejsze niż w mej wyobraźni. Malowało się w nich zdumienie, ale jak na idealnego mężczyznę przystało, opanował się natychmiast. Nie pytał, skąd się wzięłam, ani po co przybywam – po prostu zaakceptował moją nieoczekiwaną obecność.

Z każdym dniem poznawałam go lepiej i widziałam, że rzeczywiście posiadał wszystkie przymioty, w jakie wyposażyła go moja wyobraźnia. Szalałam ze szczęścia i błogosławiłam los, który mnie tu przywiódł. Jedynie jego małomówność nieco mi wadziła, ale pretensje o niedoskonałość listy zalet, jakimi go obdarzyłam, mogłam mieć tylko do siebie.

Mój pobyt na zamku trwał już kilka miesięcy, gdy uznałam, że sympatia, jaką Gotard mi okazuje, to zbyt mało. Wiedziałam oczywiście, że jest człowiekiem szlachetnym i wrażliwym. Sądziłam, że szacunek wobec mojej osoby, a także niepewność wzajemności powstrzymuje go przed gorętszą manifestacją uczuć. Pewnego dnia postanowiłam poruszyć ten temat po kolacji.

Tego dnia Gotard był jeszcze bardziej milczący niż zwykle, a i ja się nie odzywałam, układając w myślach to, co mu powiem. Po skończonym posiłku wstał i dwornie skłonił się przede mną.

– Pani – przerwał nieoczekiwanie ciszę w chwili, w której miałam rozpocząć rozmowę. – Chciałem ci podziękować za twoje zacne towarzystwo, które przez kilka ostatnich miesięcy umilało mi moją samotność. Nigdy nie zapomnę tego, co dla mnie uczyniłaś – pozwoliłaś mi bowiem zrozumieć me pragnienia. Twoja obecność otworzyła mi oczy na to, czym jest kobieta. To dzięki tobie stworzyłem w marzeniach istotę doskonałą, utkaną z najdelikatniejszej materii, jaką jest tęsknota i nadzieja. Zanim przybyłaś, mieszkałem sam w tym odludnym zamku i nawet mi się nie śniło, że poza mną może istnieć ktoś inny! Ale teraz jest jeszcze ona. Jest piękna. I mądra. Dobra, czuła i wyrozumiała. Mógłbym mnożyć jej zalety w nieskończoność, ale to donikąd nie prowadzi. Najważniejsze, że pozwolono mi przenieść się do zamieszkałej przez nią krainy, tworzonej tak misternie przeze mnie w ciągu ostatnich miesięcy... Widzimy się więc po raz ostatni i chciałbym, abyś przyjęła ode mnie wyrazy najszczerszej wdzięczności. A teraz pozwól, że...

– Nie! – krzyknęłam przeraźliwie, widząc, jak moje marzenia obracają się w nicość. – Proszę, nie odchodź! Nie zamykaj oczu!

Lecz jego nie było już w komnacie.

 




 
Spis treści
451 Fahrenheita
Literatura
Bookiet
Recenzje
Spam (ientnika)
Galeria
Ludzie listy piszą
Permanentny PMS
Wywiad
W. Świdziniewski
Andrzej Zimniak
Andrzej Pilipiuk
M. Kałużyńska
Adam Cebula
Adam Cebula
Piotr A. Wasiak
Adam Cebula
Tomasz Pacyński
M. Koczańska
Magdalena Kozak
Adam Cebula
Tomasz Zieliński
Tomasz Pacyński
Zuska Minichova
Magdalena Popp
Natalia Garczyńska
Paweł Paliński
K. Ruszkowska
PS
Miroslav Žamboch
Anna Brzezińska
Robin Hobb
Marcin Wolski
 
< 28 >