Fahrenheit XLVIII - październik-listopad 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Na co wydać kasę

<<<strona 39>>>

Wybranka Kusziela (fragment)

 

 

O KSIĄŻCE
okladka

Fedra nó Dealunay urodziła się ze szka­r­ła­t­ną plamka w lewym oku i jako dziecko sprzedana została do jednego z Trzy­na­s­tu Domów, skąd wykupił ją pewien szlachcic. On pierwszy poznał się na jej naturze: osoba trafiona przez Strzałę Kusziela jest wybrańcem skazanym na jednoczesne do­świa­d­cza­nie bólu i roz­ko­szy...

Opowieść o kurtyzanie-szpiegu trafiła na listę bestsellerów New York Times a jej autorce przyniosła nagrodę LOCUS.

W barwnym świecie stworzonym przez autorkę istnieje kraj, gdzie osoby trudniące się tym zajęciem nie znajdują się na marginesie społeczności, a profesjonaliści z prawdziwego zdarzenia są otoczeni wielkim szacunkiem. Wyglądająca jak kropelka krwi plamka to symbol potężnego daru, który zarazem stanowi przekleństwo. Fedra jest anguisette, czyli wybranką trafioną Strzałą anioła Kusziela – Pana Rózgi i Pręgi... Dziwne oko objawia jej specyfikę – musi cierpieć, by przeżywać rozkosz. Dzięki temu kontrowersyjnemu darowi, Fedra staje się mistrzynią w swoim fachu.

Opowieść o Fedrze to znakomity erotyk, nie mający nic wspólnego z tym, co na ogół kojarzy się z pornografią. Nie znajdzie się tu wulgarnych określeń – wręcz przeciwnie, wszystko opisane jest sugestywne, błyskotliwie i bardzo poetycko. To się naprawdę rzadko zdarza.

Autorka jest postacią równie barwną jak jej bohaterka – Jacqueline Carey mieszka w zachodnim Michigan, gdzie jest członkinią najstarszego Mardi Gras (Mardi Gras to nazwa słynnego karnawału w Nowym Orleanie. Od jego nazwy wzięły swoje imiona inne karnawały organizowane w innych częściach Stanów Zjednoczonych, ale nawiązujące kostiumowo do tego najsłynniejszego) w stanie.

Drugi tom opowieści o Fedrze nosi tytuł “Wybranka Kusziela” i trafi do księgarń 4 listopada.

Nikt nie powie, że nie zaznałam w życiu trudów, choć trwały one krótko, zważywszy na ogrom moich dokonań w tym czasie. Sądzę, że mogę to powiedzieć bez cienia chełpliwości. Obecnie noszę tytuł hrabiny de Montreve i moje nazwisko zalicza się do najświetniejszych w Terre d’Ange, nie zapomniałam jednak, że wydarto mi wszystko, co miałam; po raz pierwszy w wieku zaledwie czterech lat, kiedy rodzona matka sprzedała mnie do terminu w Dworze Kwiatów Kwitnących Nocą, i drugi raz, kiedy po mój pan i mistrz Anafiel Delaunay został zabity, a Melisanda Szachrizaj oddała mnie w ręce Skaldów.

Przemierzyłam pustkowia Skaldii w środku srogiej zimy i stawiłam czoło gniewowi Pana Cieśniny na wzburzonym morzu. Byłam zabawką barbarzyńskiego wodza i straciłam najdroższego przyjaciela, który miał spędzić wieczność w samotności. Widziałam okrucieństwa wojny i śmierć towarzyszy. Poszłam, sama i w nocy, do wielkiego obozu wroga ze świadomością, że czekają mnie tortury i pewna śmierć.

Żadne z tych doświadczeń nie było takie trudne, jak oznajmienie Joscelinowi, że wracam do służby Naamie.

Zadecydował za mnie płaszcz sangoire, symbol mojego powołania oraz wyzwania rzuconego mi przez Melisandę; płaszcz, który oznajmiał, że jestem anguisette, Wybranką Kusziela, w sposób tak oczywisty jak szkarłatna plamka od urodzenia widniejąca w tęczówce mojego lewego oka. Płatek róży pływający po ciemnej wodzie, powiedział kiedyś jeden z moich wielbicieli. Barwa sangoire jest głębsza, to czerwień granicząca z czernią, czerwień rozlanej krwi w blasku gwiazd. Jest odpowiednim kolor dla kogoś takiego jak ja, skazanego na znajdywanie rozkoszy w cierpieniu. Co więcej, płaszcza sangoire nie wolno nosić nikomu, kto nie jest anguisette. D’Angelinowie uwielbiają takie poetyckie niuanse.

Jestem Fedra nó Delaunay de Montreve, jedyna w swoim rodzaju. Strzała Kusziela uderza nieczęsto, ale trafia celnie.

Kiedy maestro Gonzago de Escabares przywiózł z La Serenissimy płaszcz, a wraz z nim opowieść, w jaki sposób wszedł w jego posiadanie, podjęłam decyzję. Tamtej nocy zrozumiałam. Tamtej nocy moja droga wydawała się jasna i prosta. W sercu Terre d’Ange jest zdrajca, który stoi dość blisko tronu, aby móc go dotknąć – tyle wiedziałam. Postępek Melisandy uświadomił mi, że mogę zdemaskować zdrajcę, że powinnam wziąć udział w grze. Nie miałam co do tego żadnych wątpliwości. W Dworze Nocy i w domu Delaunaya zostałam wyszkolona na niezrównaną kurtyzanę i równie dobrego szpiega. Melisanda wiedziała o tym – Melisanda, która zawsze pragnęła widowni albo przynajmniej godnego siebie przeciwnika. To było oczywiste, przynajmniej tak uważałam.

W świetle dnia, przeszyta niebieskim spojrzeniem Joscelina, uświadomiłam sobie, że moja decyzja doprowadzi go do rozpaczy. Z tego powodu ociągałam się i grałam na zwłokę, bo choć byłam pewna swoich racji, pękało mi serce. Maestro Gonzago bawił u nas jeszcze przez kilka dni, a ja starałam się ze wszystkich sił, żeby był zadowolony z gościny. Nie wątpię, że domyślał się mojej udręki, widziałam to w jego miłej, pospolitej twarzy. Wreszcie, nie próbując mnie wypytywać, wyruszył wraz ze swoim uczniem Camilem z powrotem do Aragonii.

Zostałam sama z Joscelinem i swoją decyzją.

Byliśmy szczęśliwi, oboje, a zwłaszcza on, wychowany w górach Siovale. Wiedziałam, jaką cenę płaci za związanie swego życia z moim wbrew kasjelickiej przysiędze posłuszeństwa. Niech dworacy się śmieją, jeśli taka ich wola, ale Joscelin poważnie traktował przyrzeczenia, a życie w celibacie nie było wśród nich najmniej ważne. D’Angelinowie przestrzegają przykazania Błogosławionego Elui, zrodzonego z krwi Jeszui ben Josefa zmieszanej w łonie Ziemi z łzami Magdaleny, który powiedział: Kochaj jak wola twoja. Kasjel jako jedyny pośród Towarzyszy nie podporządkował się temu nakazowi. Kasjel przyjął na siebie wieczne potępienie, byle tylko móc żyć w czystości i trwać przy Elui jako Towarzysz Doskonały, przypominając Bogu Jedynemu o uświęconym obowiązku, o którym nawet On zapomniał.

Joscelin złamał dla mnie wiele przysiąg. Pobyt w Montreve wielce się przyczynił do zagojenia tych duchowych ran. Mój powrót do służby Naamie, która chętnie kroczyła u boku Elui i przez wzgląd na niego kładła się z królami i wieśniakami, miał otworzyć rany na nowo.

Powiedziałam mu.

I patrzyłam, jak białe linie napięcia, tak długo nieobecne, żłobią jego piękną twarz. Wyłuszczyłam mu swoje racje, punkt po punkcie, jak zrobiłby to Delaunay. Joscelin znał moje dzieje niemal równie dobrze jak ja sama. Został wyznaczony na mojego towarzysza, kiedy moja marka wciąż należała do Delaunaya, i wiedział o roli, jaką odgrywałam w jego służbie. Był ze mną, kiedy Delaunay zginął z rąk siepaczy, a Melisanda Szachrizaj zdradziła nas oboje – i potem w tę straszną noc w Troyes-le-Mont, kiedy uciekła przed sprawiedliwością.

– Jesteś pewna? – Tylko tyle powiedział, kiedy skończyłam.

– Tak – szepnęłam, zaciskając w dłoniach fałdy płaszcza sangoire. – Joscelinie...

– Muszę pomyśleć. – Odszedł z miną człowieka mi obcego. Patrzyłam za nim z bólem w sercu i świadomością, że nie mogę dodać nic więcej. Joscelin od samego początku wiedział, kim jestem. Tylko że nigdy nie spodziewał się, że mnie pokocha, ani że ja pokocham jego.

W ogrodzie, który z wielką troską pielęgnowała Richelina Friote, żona mojego rządcy, stał ołtarzyk z niewielkim posążkiem Elui. Wokół w wielkiej obfitości rosły kwiaty i zioła, a Elua uśmiechał się dobrotliwie, patrząc na nasze dary – płatki rozrzucone u jego marmurowych stóp. Dobrze znałam ten ogród, spędziłam bowiem wiele godzin na ławce, zastanawiając się nad wyborem drogi. Tam Joscelin poszedł medytować i teraz klęczał przed Eluą w kasjelickim stylu, z opuszczoną głową i skrzyżowanymi rękami.

Przebywał tam długi czas.

Pod wieczór zaczął siąpić deszcz, a Joscelin wciąż klęczał, milcząca postać w szarym zmierzchu. Jesienne kwiaty zwiesiły ciężkie od wody główki, bazylia i rozmaryn nasycały aromatem wilgotne powietrze, a on klęczał. Strumyczki deszczu spływały po jego złotym jak pszenica warkoczu, spoczywającym nieruchomo na plecach. Zapadła noc, a on klęczał.

– Lady Fedro. – Drgnęłam, słysząc zatroskany głos Richeliny. Nie słyszałam, jak weszła, co w moim przypadku było nie do pomyślenia. – Jak myślisz, pani, jak długo tam będzie?

Odwróciłam się od okna, które wychodziło na ogród.

– Nie wiem. Podaj kolację, nie czekając na niego. To może potrwać. – Joscelin kiedyś czuwał przez długą skaldyjską noc, klęcząc na śniegu, posłuszny jakiemuś niejasnemu dla mnie aspektowi kasjelickiego honoru. Tym razem został zraniony głębiej. Popatrzyłam w szczerą, przejętą twarz Richeliny. – Powiedziałam mu, że zamierzam wrócić do Miasta Elui, aby służyć Naamie.

Richelina odetchnęła głęboko, ale jej mina nie uległa zmianie.

– Zastanawiałam się, czy to zrobisz, pani. – W jej głosie brzmiała nuta współczucia. – To będzie dla niego trudne.

– Wiem, Richelino – odparłam z pewnością większą od tej, jaką czułam. – Mnie też decyzja nie przyszła łatwo.

– Tak, pani. – Pokiwała głową. – Wiem.

Jej zrozumienie podniosło mnie na duchu bardziej niż mogłam przypuszczać. Spojrzałam przez okno na niewyraźną, klęczącą postać Joscelina, i łzy zapiekły mnie w oczy.

– Purnell nadal będzie zarządcą, oczywiście, a ty razem z nim. Montreve potrzebuje twojej ręki, tutejszy lud wam ufa. W przeciwnym wypadku nie zostawiłabym posiadłości.

– Tak, pani. – Z trudem znosiłam jej życzliwe spojrzenie, gdyż w tej chwili nie lubiłam siebie zbyt mocno. Richelina przyłożyła zaciśniętą rękę do serca w starożytnym geście poddaństwa. – Zaopiekujemy się Montreve dla ciebie, Purnell i ja. Możesz być tego pewna.

– Dziękuję. – Z trudem przełknęłam ślinę, walcząc z dławiącym mnie smutkiem. – Wezwiesz chłopców na kolację, Richelino? Trzeba im powiedzieć, będę potrzebowała ich pomocy. Skoro mam zrobić to przed zimą, musimy zacząć przygotowania.

– Naturalnie.

„Chłopcy”, czyli Remy, Fortun i Ti-Filip, byli moimi kawalerami z oddziału zwanego Chłopcami Fedry. Ci trzej waleczni marynarze admirała Kwintyliusza Rousse po wyprawie do Alby i bitwie pod Troyes-le-Mont zgłosili chęć przejścia do służby u mnie. Sądzę, że królowa spełniła ich prośbę nie bez sporego rozbawienia.

Powiedziałam im przy kolacji, podanej na białym obrusie w salonie oświetlonym licznymi świecami. Z początku panowała cisza, potem Remy wrzasnął z radości i zwrócił na mnie roziskrzone zielone oczy.

– Do Miasta, pani? Słowo?

– Słowo – zapewniłam. Ti-Filip, niewysoki blondyn, radośnie wyszczerzył zęby, podczas gdy ciemnowłosy Fortun popatrzył na mnie z zadumą. – Dwóch z was powinno wyruszyć wcześniej, żeby poczynić przygotowania. Muszę mieć przyzwoity dom, dość blisko pałacu. Dam wam listy polecające do mojego faktora w Mieście.

Remy i Ti-Filip zaczęli sprzeczać się o udział w przygodzie. Fortun patrzył na mnie niewesoło.

– Wybierasz się na łowy, pani?

Przesuwałam po talerzu gruszkę zapiekaną w tartym serze, żeby ukryć brak apetytu.

– Co o tym wiesz, Fortunie?

Patrzył na mnie niewzruszenie.

– Byłem w Troyes-le-Mont. Wiem, że ktoś spiskował, aby uwolnić lady Melisandę Szachrizaj. I wiem, że jesteś anguisette wyszkoloną przez Anafiela Delaunaya, którego poza granicami Montreve niektórzy nazywają Kurwimistrzem Szpiegów.

– Tak – szepnęłam i przebiegło mnie drżenie, zniewalające i niezaprzeczalne. Podniosłam głowę, czując ciężar włosów ujętych w aksamitną siatkę, i wypiłam miarkę wybornej brandy z sadów L’Agnace. – Czas, żeby Strzała Kusziela uderzyła na nowo, Fortunie.

– Kasjelita nie będzie zachwycony, pani – przestrzegł Remy, przerywając sprzeczkę z Ti-Filipem. – Siódmą godzinę klęczy w ogrodzie. Teraz chyba wiem, dlaczego.

– Joscelin Verreuil to moja sprawa. – Odsunęłam talerz i przestałam udawać, że jem. – Potrzebuję waszej pomocy, kawalerowie. Kto pojedzie do Miasta i znajdzie mi dom?

W końcu postanowiono, że Remy i Ti-Filip pojadą pierwsi, aby zapewnić nam lokum i uprzedzić znajomych o moim powrocie. Nie byłam pewna, jak Ysandra przyjmie wiadomość. Nie powiadomiłam jej o darze Melisandy ani o moich obawach dotyczących ucieczki. Nie wątpiłam, że mogę liczyć na wsparcie królowej, ale potomkowie Elui i jego Towarzyszy potrafią być kapryśni, dlatego uznałam, że na razie lepiej działać w tajemnicy. Niech zainteresowani myślą, że uciekłam ze wsi, bo kłuje mnie Strzała Kusziela. Im mniej będą wiedzieli, tym więcej ja zdołam się dowiedzieć.

Tego nauczył mnie Delaunay i była to dobra rada. Nie wszyscy są godni zaufania.

Trzem kawalerom ufałam, bo w przeciwnym wypadku nie wyznałabym im swoich zamierzeń. Delaunay próbował mnie ochronić – mnie i Alcuina, który zapłacił za to najwyższą cenę – każąc nam żyć w niewiedzy. Nie chciałam powtórzyć błędu swego pana, ponieważ dziś uważam, że popełnił błąd.

Ale był tylko jeden człowiek, któremu ufałam całym sercem i duszą, i człowiek ten klęczał w zalanym deszczem ogrodzie Montreve. Nie spałam długo w noc, czytając jeszuicki traktat przywieziony przez Gonzago de Escabaresa. Nie przestałam marzyć, że pewnego dnia uwolnię Hiacynta z terminu u Pana Cieśniny. Hiacynt, mój najdawniejszy przyjaciel, towarzysz z dzieciństwa, przyjął los przeznaczony dla mnie: miał żyć wiecznie na samotnej wyspie, chyba że wymyślę, jak złamać wiążące go geis. Czytałam, aż zaszkliły mi się oczy, a myśli zaczęły błądzić. W końcu zapadłam w drzemkę przed ogniem w kominku, podsycanym o równej godzinie przez dwóch poszeptujących chłopców służebnych.

Zbudziłam się, czując czyjąś obecność. Otworzyłam oczy.

Joscelin stał przede mną, woda ściekała z jego ubrania na dywan. Skrzyżował ręce i ukłonił się.

– W imię Kasjela – rzekł głosem lekko ochrypłym po godzinach milczenia – chronię i służę.

Znaliśmy się zbyt dobrze, żeby udawać.

– Coś jeszcze?

– Nic więcej – odparł niewzruszenie – i nic mniej.

Siedziałam na krześle, spoglądając w jego piękną twarz, w błękitne oczy zmęczone po długim czuwaniu.

– Czy nie możemy dojść do porozumienia, Joscelinie?

– Nie. – Z powagą pokręcił głową. – Fedro... Elua świadkiem, że cię kocham, ale jestem zaprzysiężony Kasjelowi. Nie mogę robić dwóch rzeczy na raz, nawet dla ciebie. Dotrzymam przysięgi, będę chronić i służyć. Do śmierci, jeśli zajdzie taka potrzeba. Nie możesz żądać więcej. A jednak to robisz.

– Jestem wybranką Kusziela i zaprzysiężona Naamie – szepnęłam. – Szanuję twoje śluby. Nie możesz uszanować moich?

– Tylko na swój sposób. – On też szeptał. Wiedziałam, ile kosztowało go to ustępstwo, i zamknęłam oczy. – Fedro, nie proś o więcej.

– Zgoda – odparłam.

Kiedy otworzyłam oczy, już go nie było.

 


< 39 >