Fahrenheit XLIX - grudzień 2oo5
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 21>|>

Rozbudowany kwestionariusz osobowy

 

 

Imię: Rudolf

Nie należy się czepiać tego imienia, ani tym bardziej nie należy się z niego śmiać. Mama takie imię nadała Rudolfowi i takie właśnie imię przez całe swoje dotychczasowe życie nosi. Z dumą je nosi. Mimo że nie było łatwo, ponieważ w dzieciństwie inne dzieci często go szykanowały. Wiadomo, dzieci przez swoją szczerą i nieskrępowaną postawę wobec niektórych spraw potrafią być okrutne. Często mimo woli, a często z powodu wrodzonego czystego sadyzmu. O tym ostatnim należy rozmawiać z rodzicami tychże dzieci. A rodzice tychże dzieci, w razie trudności powinni rozmawiać ze specjalistą. Młodość również nie szczędziła Rudolfowi docinków. Często słyszał: „Valentino to ty nie jesteś”. Albo: „Wiesz, on był czarno-biały i mówił za pomocą plansz. Może też powinieneś”. Z biegiem lat, z biegiem dni, Rudolf nauczył się ignorować przytyki, a nawet puszczać riposty typu: „Jesteście aresztowani, macie prawo zachować milczenie, wszystko, co powiecie, może zostać użyte przeciwko wam. Masz prawo do wynajęcia adwokata, jeżeli ciebie nie stać, dostaniesz obrońcę z urzędu...albo stój, bo strzelam”.

Komentarz: często strzelał bez uprzedzenia. Nie należy dochodzić teraz, czym strzelał, do kogo, ani nie należy dochodzić, po co strzelał. To w końcu, kwestionariusz Rudolfa, a nie posiedzenie sejmowej komisji śledczej. Ależ nie, Rudolf nie jest policjantem ani żadnym z tego typu funkcjonariuszy. Choć, tak szczerze, był kiedyś ochroniarzem, obecnie jest asystentem Mikołaja. Świętego Mikołaja.

 

Nazwisko: Czerwononosy

To znaczy nie do końca. Z nazwiskiem Rudolfa jest tak, że na co dzień go nie używa. Inaczej: nie używa go w ogóle. Ani na co dzień, ani na co noc. Rudolf to po prostu Rudolf. Tak jak Cher to Cher. Albo Bono to Bono. Albo Madonna to Madonna. O piosenkarkę chodzi, a nie Matkę Boską. Pewnego pięknego dnia Rudolf stwierdził, że jego nazwisko (Czerwononosy – dla przypomnienia) zupełnie i bezwzględnie nie pasuje do osobnika, obecnie parającego się zawodem asystenta Świętego Mikołaja. Do jego (tego asystenta a wcześniej ochroniarza) wizerunku (imidżu) również nie pasowało. Zważywszy, że wizerunek zarówno Świętego jak i jego przybocznego na co dzień odbiega od czerwono-puchatego standardu bożonarodzeniowego. Owego pięknego dzionka Rudolf stwierdził również, że gdyby kiedykolwiek ktoś przyrównał jego osobę (z perspektywy imienia) do jakiegoś renifera i gdyby ktoś kiedyś zaoferował mu fuchę-przebierankę w tego renifera właśnie, to on – Rudolf zacznie używać swojego nazwiska (Czerwononosy) tylko i wyłącznie w momencie zreniferowania osobistego.

Bo do agenta a’la Matrix nazwisko takie nie pasuje.

A jako reniferowi faktycznie jego nos się świeci na czerwono. Nie wiadomo dlaczego. Widocznie tak musi być. Pierwszy renifer w zaprzęgu, to świeci.

Tylko dlaczego nosem, a nie na przykład oczami.

Komentarz: Może kwestia semantyki.

 

Rasa:

No właśnie. To bardzo trudne do określenia. Przez większość swojego życia Rudolf był człowiekiem. Urodził się człowiekiem. Jest człowiekiem. Mama Rudolfa potwierdziła, pokazując zdjęcia tłustego bobasa leżącego na skórze owczej albo jakiegoś innego zwierzęcia, że jest człowiekiem. Takie kiedyś dziwne zdjęcia się robiło. Wysupływało się noworodzię z beta, odwracało na brzuch i ćwierkało mu nad głową, żeby ową głowę podniosło. Małe gołe dudu z trudem podnosiło głowę, kiwało nią, kiwało, robiło straszną minę wysiłkową (bo głowa ciężka, oj ciężka) i w tym właśnie momencie fotograf pstrykał zdjęcie, które po wielu latach stanowiło i stanowi dowód na okoliczność. Czyli potwierdzenie, że Rudolf urodził się człowiekiem. A nie na przykład reniferem. Nie wiadomo dlaczego akurat Rudolfa w pewnym momencie zaczęto mylić z reniferem. To pewnie sprawka telewizji... lub czasopisma.

Faktem jednakowoż niezaprzeczalnym jest, że przez całe swoje życie i przez prawie cały rok wyżej wymieniony Rudolf jest człowiekiem. Przez jeden tylko dzień i jedną tylko noc w roku przybiera postać renifera. Czyli przybiera renifera na dobę. Ktoś pewnie spyta, jak to się ma do jego relacji z przełożonym. Odpowiedź jest prosta, to do relacji ma się dobrze, ponieważ przybieranie renifera zaproponował mu właśnie Święty Mikołaj, który zresztą też uprawia ten proceder, znaczy przybierania. Przybiera się mianowicie w czerwoną piżamę. Albo coś piżamopodobnego, ale zawsze w kolorze czerwonym... z białymi dodatkami.

I gdyby Rudolfowi fakt przebieranek nie przypadł do gustu, to wiadomo, co by się stało.

Komentarz: Nic, Mikołaj nie miałby renifera (ze świecącym na czerwono nosem) prowadzącego zaprzęg. Z drugiej strony, już trochę za późno na zmiany albo dywagacje. Rudolf – Czerwononosy renifer wszedł tak bardzo do tradycji i tak bardzo się związał z Mikołajem, że dosyć dziwnie by wyglądało na zaproszeniach świątecznych: Zaprasza Święty Mikołaj i – na ten przykład – Waldemar Czerwononosy renifer.

Nie, żeby imię Waldemar albo Szczepan lub Lucjan nie pasowało do renifera.

 

Rodzina:

Jak już wiadomo, Rudolf posiada mamę. Mama Rudolfa mieszka do syna daleko i dlatego bardzo rzadko go widuje. Ostatnio nawet rzadziej niż zwykle. Ale o tym poniżej.

Posiada również tatę, brata oraz siostrę. Tata w domu bywa rzadko, ponieważ taką wybrał zawodową drogę życiową. Ale niniejszy kwestionariusz dotyczy drogi życiowej oraz elementów osobistych Rudolfa. Jeżeli zaistnieje potrzeba, zostaną skomponowane pytania oraz odpowiedzi dotyczące jego taty oraz tatowej drogi życiowej (lub czegoś w podobie).

Brat i siostra Rudolfa są od niego starsi, co daje prosty wniosek, że Rudzio jest w rodzinie najmłodszy.

Jak zareagowali na wybór jego reniferowej drogi życiowej? (o właśnie, tego dotyczy niniejszy punkt kwestionariusza)

Tata nic nie powiedział. To znaczy, mruknął coś znad gazety, że syn jest dorosły i wie, co robi. Ojciec, głowa domu, to i pierdołami się nie przejmuje. A głos swój zabiera tylko i wyłącznie w chwilach rozstrzygających rzeczy/problemy naprawdę ważne.

Komentarz: Słusznie. Mądry człowiek.

Mama... A to należałoby i należy przytoczyć fragment dialogu, jaki odbył się między osobą zbierającą dane do niniejszego kwestionariusza, a wyżej wymienioną mamą.

Osoba: Czy mogę zadać pani pytanie dotyczące Rudolfa?

Mama: Oczywiście dziecko, oczywiście. Herbatki się napijesz?

Osoba (w skrócie O): Bardzo chętnie... Chciałabym jednakowoż wiedzieć, jak zareagowała pani na wiadomość, że syn raz do roku stanie się reniferem i będzie przewodził zaprzęgowi Świętego Mikołaja.

Mama (nalewając herbatki z dzbanka): Tak, tak pamiętam dokładnie, kiedy to się stało. Wiesz, mogę ci mówić po imieniu? Oczywiście, że mogę, taka jesteś młoda. Któregoś razu Rudek przyszedł do mnie. Stanął w drzwiach. On ma taki nawyk dziwny, staje w drzwiach i nie wchodzi dalej. Za każdym razem się pytam, dlaczego. A on za każdym razem mówi coś, że już osiemnaście milionów razy mi powtarzał. Ciasteczko?

O: Słucham?

M: Czy do herbaty chcesz ciasteczko? Upiekłam pyszną szarlotkę.

O: Nie, dziękuję, jestem na diecie.

M: Dziecko, czyś ty zdurniała? Z czego chcesz się odchudzać? Kobieta powinna mieć trochę miękkości, zaokrągleń... Wiesz, o czym mówię, prawda?

O: Tak, wiem. Wolałabym jednakowoż wrócić do pytania.

M: No właśnie, chcesz ciasteczko?

O: Ale ja pytałam o Rudolfa.

M: On też chce ciasteczko?

O: Nie wiem, czy on chce. Ja w takim razie poproszę.

Komentarz: Mama podreptała do kuchni. Czas nieobecności mamy pozwoliło Osobie zbierającej dane do niniejszego kwestionariusza odetchnąć troszkę, uspokoić się i przy okazji oddalić wizję zawału serca spowodowanego napięciem związanym z rozmową.

Mama (kiedy wróciła, oczywiście z wielkim talerzem z jeszcze większą porcją szarlotki): Papusiaj, słoneczko, a ja ci wszystko opowiem. Na czym skończyłam? Stanął w drzwiach. Tak, tak. I mówi do mnie tym swoim słodkim głosem. Rudolf ma piękny głos. To znaczy jako człowiek. Nie wiem, czy jego głos w wydaniu reniferowym mi się podoba. Tak czy inaczej, pięknie również Rudolf śpiewa. Och, zakochać się można. Wiele kobiet zakochało się w Rudolfie, oj wiele. Ty też się zakochasz, dziecko. Serce matki mi to mówi.

Komentarz: Osoba zbierająca... (i tak dalej) nic nie mówiła, tylko czym prędzej wepchnęła sobie do ust największy kawałek szarlotki. Z trudem wepchnęła, musiała pomóc sobie palcem, i usta następnie zakryć dłonią, ponieważ kawałek ciasta był naprawdę największy.

Mama: I jeszcze jedno powiem, nie dość że ma piękny głos, to w ogóle jest przystojny, nieprawdaż?

Komentarz: W tym momencie mama przerwała i nie wiadomo skąd wyciągnęła album ze zdjęciami. Przepastne albumisko. Położyła Osobie (zdziwionej) zbierającej dane do niniejszego kwestionariusza na kolanach i otworzyła na jakiejś stronie.

M: Widzisz dziecko, jaki przystojny?

Komentarz: Osoba zbierająca dane do niniejszego kwestionariusza spojrzała na zdjęcie i o mało nie zakrztusiła się szarlotką. A tylko dlatego, że zdjęcie przedstawiało uśmiechniętego renifera. O ile renifer w ogóle może się uśmiechać.

M: O, przepraszam. Pomyliłam zdjęcia.

Komentarz: Faktycznie pomyliła. Czym prędzej przełożyła stronicę albumu i z widoczną czułością puknęła palcem w duże zdjęcie mężczyzny stojącego w drzwiach. Osoba zbierająca dane do niniejszego kwestionariusza od razu zorientowała się, że to był właśnie Rudolf. Trudno było się nie zorientować. W ogóle nie wiadomo, po co to zdanie powyżej. Mężczyzna na zdjęciu stał w drzwiach, miał czarne ubranie, czarne okulary przeciwsłoneczne. Nie wiadomo, czy miał neseser, bo trzymał ręce z tyłu.

Mama: I wtedy powiedział mi właśnie, że prowadzi podwójne życie. Na początku nie wiedziałam o co chodzi. Myślałam, wiesz, jak to na filmach amerykańskich. Podwójne życie, podwójna tożsamość. W dzień dobry jest dobry, a w nocy... zabrakło mi rymu. I powiedział, że się przebiera.

Komentarz: To, co powiedziała Osoba zbierająca dane do niniejszego kwestionariusza jest trudne do przytoczenia, nawet fonetycznie. Nie dlatego, że coś powiedziała brzydko, albo w obcym języku. Zabulgotała coś, wyleciało jej z ust stado okruszków, zakryła usta i przestała mówić. W odpowiedniej artykulacji przeszkodziła jej nagromadzona w ustach przepyszna szarlotka. Wciąż nagromadzona, należałoby napisać. A to daje do myślenia, jak bardzo owa szarlotka była przepyszna, skoro przez gardło Osoby zbierającej dane do niniejszego kwestionariusza przejść nie była skłonna. Albo była skłonna, ale Osoba nie była skłonna do połknięcia.

Mama: Wiadomo, z czym kojarzą się przebieranki dorosłego mężczyzny. Z damskimi ciuszkami. Wiesz (mrugnęła do Osoby zbierającej dane...) o czym mówię. Przychodzisz pewnego dnia do domu wcześniej i zastajesz twojego mężczyznę wystrojonego w sukienkę. Pół biedy, że w twoją sukienkę. Gorzej, jak zacznie chodzić po sklepach i kupować damskie ciuchy dla siebie. I gorzej, kiedy te ciuchy będą ładniejsze od twoich. To było gdzieś na jakimś filmie amerykańskim... (przerwała mama na chwilę i widocznie się ciężko zastanowiła, albo popadła w zadumę – jak kto woli).

Komentarz: Osoba zbierająca dane do niniejszego kwestionariusza chciała powiedzieć, że to było między innymi w filmie pod tytułem „Tootsie”, ale nie powiedziała. Bo szarlotka jej przeszkodziła.

Osoba w takim razie zaryzykowała połknięcie mokrej jabłkowej paćki.

Mama: No nie pamiętam, trudno. Rudolf powiedział również, że nie cały czas się przebiera, tylko raz do roku. I nie w sukienki, tylko w renifera. Owszem, chciałam zemdleć, ale mnie powstrzymał. Tłumaczył, że fakt jego zwierzęcych przebieranek nie ma nic wspólnego z preferencjami seksualnymi, które u Rudolfa są niezmienne, bo on lubi kobiety. I żebym się nie obawiała jakiejś zeo... zao... zoofilii. Bo on tego do domu nie przyniósł. Grzeczny chłopiec, prawda? Mój synuś, mój.

Komentarz: Nie ma komentarza. Po czymś takim być komentarza nie może.

A co powiedziała siostra Rudolfa?

Pokręciła głową i stwierdziła, że kocha brata nad życie. I że nie będzie się wypowiadała na temat jego przebieranek. Jego sprawa, jego sanie. Chce ciągnąć, to niech ciągnie.

Komentarz: Mądra siostra, każdemu „Rudolfowi” życzyć takiej.

Brat:

– Nie, no ziom jest spoko. Żeby się przebierał i po klubach chodził, chlał na umór, zarywał panny na te damskie ciuchy, albo kogoś innego zarywał, to wtedy bym może się i wkur...zdenerwował na niego. A skoro daje się smyrać batem po plecach tylko dlatego, że sanie po rozgwieżdżonym niebie ciągnie i dzieciakom w wigilijny wieczór prezenty pomaga rozdawać, to chyba dobrze.

Komentarz: No pewnie, że dobrze.

 

Kolor nosa:

Normalny albo czerwony. Zależy wiadomo od czego. Zresztą ten punkt kwestionariusza pozostanie bez opisu, ponieważ ten punkt kwestionariusza jest bez najmniejszego sensu. Kolor nosa... Jakby nie było wiadomo.

Komentarz: Co za dureń wymyśla te pytania? Co za dureń wymyśla te odpowiedzi?

 

Kolor oczu:

Brązowo-zielone. Piękne oczy ma Rudolf. Na co dzień i prawie bez przerwy zakrywa je oczywiście czarnymi okularami przeciwsłonecznymi. Jak na agenta-asystenta przystało. Czarny garnitur, czarna koszula, czarne buty, czarne okulary, obowiązkowy neseser (oczywiście czarny)... Dziecko mroku? Nie, tym razem to Rudolf.

Imponujące, prawda?

W chwili zreniferowania oczy Rudolfa zmieniają się w oczy renifera. Też brązowo-zielone. Cóż za niesamowity zbieg okoliczności.

Komentarz: Cóż za beznadziejny punkt kwestionariusza.

 

Kolor włosów albo sierści:

Popielate vel pieprz i sól, ewentualnie biało-szaro-brązowe (w zależności od natężenia przyrostu sierści na centymetr kwadratowy skóry i w zależności od stopnia surowości zimy.) W chwilach człowieczeństwa Rudolf posiada czarne włosy. Na głowie takie włosy posiada. O reszcie owłosienia w momencie kiedy Rudolf jest człowiekiem nic nie wiadomo, albo Osoba zbierająca dane do niniejszego kwestionariusza nie wkroczyła z pytaniami na rewiry owłosienia intymnego, na przykład. Zresztą ten kwestionariusz jest osobowy a nie osobisty i nie przewidziane jest w nim pytanie o rodzaj owłosienia w rejonach intymnych ciała Rudolfa.

Komentarz: Co innego włosy pod pachami albo w nosie. Obrzydlistwo, ale przynajmniej szczerze.

 

Rodzaj poroża:

Własne, nie mocowane, najwyżej po dwa rozgałęzienia. Typowo reniferowe poroże, charakterystyczne raczej dla młodego osobnika niż osobnika w wieku niemłodym lub podeszłym ewentualnie oraz wręcz starym.

Rudolf-człowiek rogów nie posiada. Jako człowiek nie posiada, to znaczy i ponieważ żadna kobieta mu takich nie przyprawiła. Jeżeli nawet by mu przyprawiła, to byłyby to rogi jelenia i na stałe. Ewentualne do zrzucenia lub następnego przyprawienia. A wiadomo, że między jeleniem a reniferem jest widoczna różnica. Zresztą nie ma o czym gadać. Rudolf jest grzeczny, jak powiedziała Osobie zbierającej dane do niniejszego kwestionariusza mama Rudolfa, i nie ma powodów do posądzania go o posiadanie rogów własnych, nie reniferowych. Poza tym i dla wyjaśnienia trzeba dodać, że od pewnego czasu Rudolf nie jest związany z żadną kobietą. To oczywiście może wyjaśniać fakt jego corocznych przebieranek. Na pewno istnieje jakieś rozbudowane naukowe wyjaśnienie, jakaś głęboka analiza behawioralna albo na przykład jakiś doktorat pod tytułem: Ile w człowieku jest Rudolfa, a ile w Rudolfie człowieka, biorąc pod uwagę perspektywę, w której rzeczony Rudolf widoczny jest jako renifer. Podtytuł: I jak to wszystko powyżej wpływa na relacje rzeczonego Rudolfa z osobnikami płci przeciwnej (dotyczy również momentu metamorfozy).

Komentarz: Nikt jeszcze, a przynajmniej nic o tym nie wiadomo, nie stworzył takowego doktoratu/pracy naukowej innego rodzaju/rozprawki filozoficznej... Co oczywiście stwarza głębokie wody, na które można się rzucić z pracą twórczą w poruszonym temacie.

I oczywiście należy sobie zadać pytanie (najlepiej jeszcze przed przystąpieniem do ślamazarnego pisania) któż, ach któż, ową pracę ślamazarną będzie czytał.

Albo nie. Nie zadawać tego pytania.

 

Zawód wyuczony:

Z tym też jest różnie. Najpierw Mikołaj Święty zatrudnił rosłego młodego Rudolfa jako swojego ochroniarza. Wiadomo, ochrony nigdy za wiele, sanie pełne prezentów, prezenty, każdy jakiejś wartości, piękne renifery z pięknym futrem... Co tu dużo mówić, bodyguardem Rudolf był. Następnie pewne czynniki sytuacyjno-personalne stworzyły pewien ciąg zdarzeń, które to zdarzenia wymusiły na Mikołaju przekwalifikowanie. Ale lekkie (trochę). Chodziło głównie o to, że siły nie sprzymierzone wręcz wrogie zaczęły mącić w całym ludzkim świecie. Istotą mącenia było istnienie Świętego Mikołaja. Raczej jego nieistnienie. Albo lepiej: Mikołaj niczym UFO. Czyli: wszyscy wiedzą, o co chodzi, przecież praktycznie nikt prawdziwego Świętego Mikołaja nigdy nie widział.

Prawda li to?

Prawda li to nie??

Oczywiście można się czepnąć innych UFO: elfów, krasnoludków, aniołów, diabłów, zmor, duchów, potwora z Loch Ness, Yeti, malejącej akcyzy na benzynę, czy też samego UFO. Dlaczego akurat Święty Mikołaj?

Komentarz: Bo taka tematyka odgórnie została przydzielona do niniejszego kwestionariusza. Ogólnie świąteczna.

Cd. odpowiedzi: Zawód wyuczony Rudolfa, jak widać, ewoluował. I nadal ewoluuje. To znaczy, że obiekt kwestionariusza cały czas się uczy (uczestniczy, bierze udział w szkoleniach. W końcu rynek pracy ....zresztą wiadomo.)

A czego się Rudolf uczy obecnie? Pełnym zdaniem: Obecnie Rudolf uczy się manewrów na placu manewrowym przeznaczonym dla mikołajowych sań. Nauka owa potrzebna jest, ponieważ rok temu nastąpiła niewielka kolizja owych sań z kominem. Specjalna komisja do spraw wykroczeń zaprzęgowych (z naciskiem na zaprzęgi latające, bez znaczenia jakie zwierzęta zaprzęgnięto) oszacowała straty na niewielkie (odpadł tylko metalowy kogut i kilka cegieł), ale w przejawie prewencji wysłała Rudolfa na przymusowe szkolenie.

Wypadek zdarzył się ponieważ Mikołaj (mimo ostrzeżeń, że przekrój komina jest za mały) chciał wskoczyć (vel spuścić się... ale to raczej nieładnie brzmi) przez komin właśnie i przez ten sprytny, aczkolwiek niebezpieczny fortel znaleźć się w bezpośrednim sąsiedztwie choinki. Rudolf pokierował zaprzęg na łuk okołokominowy, renifery zataczały coraz to mniejsze kręgi. Byłby Mikołaj wskoczył do komina, ale w ostatnim momencie się potknął o jakiś prezent leżący na podłodze sań i normalnie spadł na dach domostwa. Mikołajowe gibinięcie spowodowało kołyszący ruch pojazdu latającego i takim to sposobem sanie zahaczyły płozą o komin. Oficjalna wersja zdarzeń jest trochę inna. Komisja usłyszała tylko, że Mikołaj chciał wrzucić prezenty do komina, ale nie wrzucił, bo nagły podmuch wiatru zakołysał saniami... Ogólnie Rudolf wziął winę na siebie. Wiadomo, kierowca odpowiedzialność za pasażerów uskutecznia.

Tylko pozostaje pytanie: gdzie zamontować w saniach owiewki.

No takie plastikowe wyprofilowane daszki naszybowe, sugerowane przez Komisję, coby saniami już więcej nie bujało nagle i na wietrze.

Komentarz: Bzdura trochę. Mikołaj powinien użyć swoich możliwości teleportacyjnych. Odciążyłby przez to sanie i nie powodował bujania w momencie skoku do komina. Rudolf jest dobrym reniferem prowadzącym i zna wszelakie sztuczki z saniami. Umie nawet parkować tyłem przy pełnym załadunku. To jest bardzo trudne, zważywszy brak lusterek bocznych i tylnego. Gdyby się Rudolf wygadał, że Mikołaj sobie „skacze”, to trzeba by było szukać nowego Świętego. Oczywiście pełno jest atrap, stoją na ulicach, w supermarketach, łażą po domach i smętnie śpiewają, albo naśladują słynne „ho-ho-ho-ho”... No i właśnie chodzi o to, że Mikołaj Święty Prawdziwy jest jeden. I się z Rudolfem kumpluje. I vice versa. Kryją się panowie.

Komentarz: Oczywiście nie w znaczeniu dosłownym. Dziwni ludzie, o czym wy myślicie?

 

Zawód wykonywany:

No, a poza tym tak, tak. Rudolf jest agentem SSM. Specjalnych Służb Mikołajowych. Niełatwa to praca, niełatwa. Czasami i niewdzięczna. Wszystko zależy, na jakich ludzi się trafi. A ludzie, jak wiadomo, są różni. Czasami na przykład nie chcą odebrać przyznanego prezentu. „Ubrany jak debil w tą debilną piżamę” (a to są słowa samego Świętego) za przeproszeniem wali do drzwi, a kiedy już dotrze do Drzewka i zamówione listownie prezenty złoży między i pod gałązkami... chodzi o to, że czasami w nocy o północy rodzina cała się zbiegnie do choinki, nie pozwoli Mikołajowi dokończyć dzieła, tylko komentuje. Że na przykład nie takie miały być te prezenty, że nie takie, jak w listach wysyłanych na biegun, że nie to i nie tamto. Że kto zjadł ciastka i wypił mleko, a czy broda Mikołaja jest prawdziwa, a czy Mikołaj też chodzi do łazienki, a czy podczas ciągnięcia sań reniferom chce się puścić bąka. A jeżeli puszczą to, w którą stronę ten bąk poleci. Pewnie prosto Mikołajowi w twarz.

Przytoczone powyżej pytania pochodzą głównie od dzieci, aczkolwiek bywały wyjątki. W takich przypadkach wkroczenie służb ochrony, czyli Rudolfa, jest nieuniknione. Rudolf wkracza, swoimi sposobami pacyfikuje rodzinę (strzela tylko w skrajnych zaognieniach...) po czym konflikt zostaje zażegnany. W określonych sytuacjach Mikołaj zatrzymuje czasoprzestrzeń oraz przeprowadza interwencję perswazjonalną. Tak jak w przypadku Gucia.

Ale z Guciem, to zupełnie inna historia.

 

Podsumowanie:

Osoba Rudolfa czy Rudolf renifer...? Co to za różnica. Mówiąc ogólnie: jeden pies. Ale fajnie tak czasami podywagować.

 

Wesołych Świąt

 


< 21 >