Fahrenheit nr 50 - styczeń/luty 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 14>|>

Intertekstualność Kopciuszka

 

 

Kiedy pierwszy raz wskazano mi artykuł pani Anny Misztak „Andrzeja Sapkowskiego krótka historia zapożyczeń” w 47. numerze Fahrenheita, nawet nie doczytałem do końca. W historiach, takich jak o Mozarcie i Salierim, Mozart jest o wiele ciekawszy; a karykatury Salieriego bywają żałosne.

Po jakimś czasie zajrzałem do pliku, poniewierającego się wśród notatek. Przeczytałem. Przypomniał mi się członek mojej rodziny, pokazujący mi z dumą wysoko ocenioną, obronioną w czcigodnym UJ pracę magisterską na temat „Neologizmy w twórczości Stanisława Lema”. Już pod literą „F” figurowało jako neologizm słowo „funkcjonał”. Owszem, „antynomiał” jest neologizmem Lema, ale nazwa funkcji przyporządkowującej elementom przestrzeni wektorowej skalary występuje we wszystkich liczbach i przypadkach w podręcznikach algebry liniowej, analizy funkcjonalnej, rachunku wariacyjnego... długo by wyliczać.

I co z tego? – usłyszałem. – Słowa nie ma w encyklopedii, więc jest neologizmem i basta!

To też nie tak: w encyklopedii (WEP w 13 tomach) nie ma HASŁA „funkcjonał”; SŁOWO „funkcjonał” występuje w opisach haseł – nazw wymienionych wyżej dziedzin matematyki.

Jak widać, istnieje konkretny powód, dla którego twórczość Lema (i hard SF w ogóle) pozostaje poza polem widzenia literaturoznawców, bez względu na to, jak bardzo interesuje wydawców, tłumaczy i czytelników. Wydawałoby się, że próg możliwości percepcyjnych będzie niższy w przypadku literatury fantasy. Pani Anna Misztak udowodniła, że nie będzie. Chcę to wyraźnie pokazać. I chcę podzielić się refleksją, ubraną w formę opowieści.

 

(Anna Misztak) Już w pierwszym opowiadaniu tomu Miecz przeznaczenia natknąć się można na bazyliszka – postać z kręgu legend warszawskich, którego – jak pamiętamy – zabito przy pomocy lustra.

 

Bazyliszek wymieniany jest z nazwy w Biblii (Jeremiasz 8:17), pojawia się u Pliniusza Starszego („Historia naturalna” VIII, 33). Według Lukana narodził się z krwi Meduzy wraz z Aspidem, Amfisbeną i Amodytem („Pharsalia”, IX księga). Chaucer w XIV w. używał nazwy basilicock. Szkice ilustrujące „Serpentum et Draconum” Aldrovandiego pokazują go pokrytego łuską a nie piórami, i obdarzonego ośmioma nogami. X. Benedykt Chmielowski w swojej „encyklopedii” „Nowe Ateny...” poświęcił bazyliszkowi sporo miejsca. L. Siemieński („Podania i legendy polskie, ruskie i litewskie”, 95. Bazyliszek) przytacza opowieści o bazyliszku z Warszawy i z Wilna. Wileńskiego zabito bez użycia lustra. Siemieński podaje też przypis:

Dołączam tu ciekawy szczegół do wiary średniowiekowej o bazyliszkach wzięty z dzieła Theophili presbyteri et monachi libri III seu diyersarum artium schedula, które to dzieło odnoszą do X lub XI wieku. Powiada on, że poganie w ten sposób tworzą sobie bazyliszków: mają oni piwnicę w ziemi wyłożoną całkiem płytami kamiennymi i dwa tylko maleńkie zostawione są okienka. W taki loch sadzają dwa koguty dwunastoletnie, karmiąc je, aż się utuczą; wtenczas te koguty przez gorąco pochodzące z tłustości parzą się między sobą i znoszą jaja. Po czym zabierają koguty, a jaja dają wysiadać ropuchom, z których po czasie wyłażą małe kogutki; po dniach dziesięciu wyrastają im wężowe ogony gdyby owa piwnica nie była całkiem kamienną, natenczas niechybnie zaryłyby się w ziemię. W podaniach ludu smoki także się z takich jaj kogucich tworzą.

J. Krzyżanowski („Mądrej głowie dość dwie słowie. Pięć centurii przysłów polskich i diabelski tuzin”, t. I „Od Abrahama do kleryka”) omawiając „Wzrok bazyliszka”, stwierdza:

Chodzi tu zaś o wyrażenie niewątpliwie przysłowiowe i stare, w innych językach rzadko zresztą spotykane. Być może, iż jego źródłem podstawowym była jedna z najgłośniejszych powieści średniowiecznych, Historia Alexandri Magni de proeliis, u nas w rękopisach łacińskich spotykana już w wieku XIV, przełożona na język polski w r. 1510, ponownie w r. 1550, przy czym wydanie to przedrukowywano nieskończoną ilość razy aż po schyłek w. XVIII. 1 Połowę jej stanowi opis fantastycznej wyprawy Aleksandra Wielkiego na podbój Indyj, wypełniony nadludzkimi czynami młodego króla, który w najtrudniejszych sytuacjach nie traci głowy i ratuje siebie oraz swe wojsko z najgroźniejszych opałów. Jeden z jej rozdziałów ma tytuł: Jako Aleksander wszedł w padoł ciemny, a tam nalazł bazyliszka... którego zabito za pomocą wypolerowanej tarczy (lustra). Bazyliszek pojawia się również w „Imieniu róży” U. Eco (Dzień czwarty, Kompleta). Szeroooki ten krąg legend warszawskich...

 

(AM) Żadnego problemu nie powinno być również przy rozszyfrowaniu archetekstu ballady o królewnie Vandzie, która utopiła się w rzece Duppie, bo nikt jej nie chciał.

 

Jak również archetekstu opowieści o królewnie Wiśle, która utopiła się w rzece Wędzie, żeby daleko nie szukać.

 

(AM) Bohaterka „Odrobiny poświecenia”, Syrenka, która zrzekła się ogona, na rzecz pary ludzkich nóg, aby móc być ze swoim ukochany księciem, to postać zapożyczona z baśni Andersena.

 

Opowiadanie nosi tytuł „Trochę poświęcenia”. Bohaterka z Andersena? Albo baśni „Undine” Friedricha de la Motte Fouqué, albo jej przeróbek W.A. Żukowskiego czy J. Giradoux, albo któregoś z licznych podań o najadzie, rusałce czy syrence, która zakochała się w człowieku.

 

(AM) Wyraz doppler bowiem posiada dwa odniesienia, z jednej strony nawiązuje do włoskiego wyrazu doppio lub niemieckiego doppel czyli podwójny, z drugiej zaś do efektu Dopplera. Ilu spośród Państwa tu zebranych wie, kim był Christian Doppler, XIX-wieczny fizyk i astronom i na czym polega zjawisko przez niego opisane?

 

Wie każdy, kto uważał w szkole na lekcjach fizyki. Natomiast doppler kojarzy się raczej z doppelgängerem.

 

(AM) Również nazwisko ofiary dopplera – niziołka Daintego Biberveldta – jest nazwiskiem mówiącym i to mówiącym podwójnie: Biberveldt nasuwa skojarzenie z łacińskim bibere czyli pić/ chlać i wskazuje na zamiłowanie niziołka do napojów alkoholowych. Z drugiej strony skojarzyć je można z nazwiskiem znanego barokowego kompozytora: Heinricha Ignaza Franza von Bibera.

 

A to przypomina miniaturową wieżę Babel z „Cicer cum caule” Tuwima: słowo „remacadamizing” (technologia budowy dróg) można pociąć na kawałki (re, mac, adam, iz, ing) i przypisać je do łaciny, gaelic, hebrajskiego, rosyjskiego, angielskiego... Za to imię „Dainty” oznacza po angielsku: delikatny; zgrabny; drobnej budowy ciała; filigranowy, lub gustowny; wykwintny, lub wybredny, a jako rzeczownik – przysmak, smakołyk. W słowniku Webstera można znaleźć etymologię.

 

(AM) Dodać jeszcze można, że postaci te występują w opowiadaniu zatytułowanym „Wieczny ogień”, które jako jedyne porusza temat religii w świecie przedstawionym.

 

Hmmm... Porusza temat teokracji. Na wszystkich bogów morza! – że zacytuję „Kwestię ceny”. Już w „Wiedźminie” wspominany jest garbaty eremita (teraz mówi się: pustelnik). W „Granicy możliwości” występuje Święta Księga, w której nawet p. Misztak rozpoznała Apokalipsę, i kult smoka w Zerrikanii; w „Ziarnie prawdy” jest mowa o karze za zniszczenie świątyni i zgwałcenie kapłanki Coram Agh Tera, Lwiogłowego Pająka. Zamiast relacjonować, polecam lekturę. Akcja „Głosu rozsądku” dzieje się w świątyni Melitele, Bogini-Matki świata przedstawionego. Polecam lekturę. Akcja „Ostatniego życzenia” zawiązuje się wokół „egzorcyzmu”, który Geralt poznał od kapłanki chramu Chuldry (czy muszę wyjaśniać, co to chram?), a w jej toku ważny staje się stosunek instytucjonalnej religii (w osobie kapłana o imieniu Krepp) do bractwa czarodziejów. Polecam lekturę. W „Krańcu świata” wreszcie bohaterowie spotykają boginię (Żywię) we własnej osobie. Polecam lekturę. W „Mniejszym źle” wspominana jest czczona na wschodzie Lilit czyli Niya. Druidzi i ich wierzenia pojawiają się w wielu miejscach, również polecam lekturę.

 

(AM) Zamiast swojskiej Vandy, mamy Condwiramurs – bohaterkę Pani Jeziora – postać z legend arturiańskich, żonę Persivala.

 

Żona Parzivala (u Wolframa von Eschenbach) nosiła imię Condwiramur. Autor (jak sam powiedział) raczej odwoływał się do źródłosłowu.

 

(AM) Część imion i nazw własnych zapożyczona zostaje z języków obcych: np. Dijkstra – królewski szpieg, to wyraz pochodzenia holenderskiego, oznacza rów lub nasyp nie dopuszczający do zniszczenia terenu.

 

O, Dijkstra to często spotykane nazwisko holenderskie: najbardziej znany jest niewątpliwie Edsger Wybe Dijkstra, 1930-2002, informatyk holenderski; profesor uniwersytetów w Eindhoven i w Austin (USA), twórca nowoczesnych metod programowania, 1972 Nagroda Turinga; znajomy zna holenderskiego odonatologa E. Dijkstrę i entomologa R.V. Dijkstrę; Sjoukje Dijkstra to złota medalistka olimpijska w łyżwiarstwie figurowym; można w Polsce spotkać cysterny z napisem Dijkstra, ciężarówki z napisem: Dijkstra Orchestral Transport, sos sojowy z nalepką: Importer: Dijkstra.

Jako nieoczytanemu prymitywowi ceniącemu Sapkowskiego do głowy mi nie przyszło, że np. Norwid, Morstin i Shaw, napisawszy swoje wersje historii Kleopatry, reprezentują „postmodernistyczną estetykę przyjemności” i „intertekstualność dla ubogich”. Liczę, że na zasadzie precedensu p. Anna Misztuk usunie wymienionych literatów z Parnasu „prawdziwej literatury”, godnej zainteresowania rasowego, przepełnionego pychą zawodowej ignorancji literaturoznawcy czy filologa.

Pani Anna Misztak wychwyciła kilka motywów z opowiadań Sapkowskiego. W „Granicy możliwości” dostrzegła bazyliszka, smoka wawelskiego, Świętą Księgę i Borcha Trzy Kawki, a przegapiła np. feniksa, Cairngorm (góry w północno-wschodniej Szkocji i występujące tamże kryształy), Brâ – miejscowość na Półwyspie Jutlandzkim, mantikorę, eliksiry z mandragory, miejscowość Bocholt (ok. 50 km na północny zachód od Dortmundu i jakieś 6 km na południe od granicy niemiecko-holenderskiej), czy Loholta (syna króla Artura w Erec and Enid Chretiena de Troyes), rybę o nazwie niszczuka, kanclerza Nilsa Gyllenstiernę, golema, króla Sambuka (typ statku lub łacińska nazwa bzu czarnego i koralowego), wyglądanie jak kania dżdżu, propozycję „Uprzyjemnij mi dzień” („Make my day, punk”, również u Pratchetta – „Straż! Straż!”), czy pochodzenie nazwy Igni.

W „Okruchu lodu” dostrzegła Królową Śniegu Andersena, ale przegapiła zeuglodona (Basilosaurus cetoides), znaczenie słowa ’aed’ w irlandzkim gaelic, Dziki Gon, rośliny toinowate, dziewięciogłową hydrę, elfy i wozaków, czyli Żydów i cyklistów, samorództwo, miasto Roskilde w Danii, Baal-Zebutha (inny przykład religii...), chędożenie u Fredry.

W „Wiecznym ogniu” zauważyła efekt Dopplera, Biberveldta i królewnę Vandę, przegapiła Vespulę (łac. osa), Novigrad w Chorwacji, sylfidy Paracelsusa, kwiat passiflorę, firmę Tellico od turbin, motyla mieniaka, Chapelle, którego nazwisko nie tylko oznacza kaplicę, ale też jest nazwą miejscowości, w pobliżu której w 1908 r. w jaskini dwaj księża odkryli prawie cały, dobrze zachowany szkielet neandertalczyka; hrabstwo Powyss w Walii, Thyssenów/ Thyssenidów, nazwisko Vivaldi i krainę Psiogłowców.

W „Trochę poświęcenia” dostrzegła Andersena w zakochanej syrence, a przegapiła Aglovala – syna króla Pellinore i Królowej z Wysp, brat Lamoraka, Dornarda, Percevala i Elain z „Le Morte Darthur Sir Thomas Malory’s Book of King Arthur and of his Noble Knights of the Round Table”, zabitego przez Lancelota, krakena od Erika Pontoppidana, trytona (nie traszkę, a stwora mitycznego), nocnicę, rozwolnienie obyczajów od Kazimierza Brodzińskiego, czeskie znaczenie imienia Veverka (wiewiórka), raroga, salamandrę, ptaka Rok („Baśnie 1001 nocy”, „Opisanie Świata” Marco Polo), miasto Ys pochłonięte przez fale, topce, magiczne filtry, werbenę u Alberta Wielkiego.

W „Mniejszym źle” dostrzegła królewnę Śnieżkę od braci Grimm i obyczaje dzierzby srokosza, ale przegapiła walijskiego Yspaddadena i Yspaddena Penkwara, ojca Olwen, do której zalecał się Kulhwch, Libusze – legendarną założycielkę Pragi, słynny czar Alberta Wielkiego, zamieniającego dla gości zimę w lato, amfisbenę, Niję (Długosz), Lilith (Gilgamesz i Enkidu tylko na początek), miejscowość Narok (w Olsztyńskiem i koło Opola), której nazwa pochodzi od czynszu narok, „Jagódkę” braci Grimm (lina z warkoczy), celtycką boginię Nehalennię, pochodzenie imienia Renfri od nazwiska John Renfrew (według autora), miasto Angren w Uzbekistanie, syreny, nawiązanie do „Kupca weneckiego” i księżniczki na ziarnku grochu.

Dostrzeżenie tych i innych nawiązań sprawiło niekłamaną przyjemność i mnie, i innym czytelnikom. Tacy jesteśmy płytcy i niedouczeni: czytamy to, co sprawia przyjemność, zamiast czytać teksty nudne, męczące, niegramatyczne i nieortograficzne, bez polotu i bez oparcia w kulturze. Takie już z nas prymitywy.

Jak na mój prymitywny i nieoczytany gust, studiowanie intertekstualności w literaturze równa się w zasadzie studiowaniu literatury. Nie wierzycie? To posłuchajcie intertekstualności... na przykład Kopciuszka.

Za VI Dynastii per-aa Merire Antemsaf nie mógł znaleźć odpowiedniej małżonki wśród córek wielmożów Kisz.

Nie rozumiecie? No cóż... Na północy, za morzem, wyspy i wybrzeża zamieszkiwał dziki lud, zwący się Ionami lub Hellenami. Zajmowali się głównie piractwem, potem coraz częściej handlem. Jakoś tak się składa, że ci Helleni, którzy u nas nie tylko handlowali, ale i próbowali się nauczyć tego, czego kandydat na skrybę uczy się w pierwszym roku szkoły, po powrocie za morze zostawali wielkimi uczonymi, mędrcami, nauczycielami – Tales, Pitagoras, Demokryt, wielu innych...

I jakoś tak się dziwnie składa, że hiperborejowie za twórców nauki, ojców kultury uważają tych właśnie pół piratów, pół kupczyków... I nie rozpoznają imienia Imhtp – ale rozpoznają imię Asklepios czyli Imhotep; nie rozpoznają imienia „Błyszcząca Neit” – Ntikrt, ale rozpoznają imię Nitokris; nie rozpoznają imienia Merire Antemsaf, ale rozpoznają imię Mentezufis; nie rozpoznają nazwy per-aa, ale rozpoznają nazwę faraon... Już rozumiecie?

Gdy więc per-aa Merire Antemsaf nie mógł wybrać godnej małżonki wśród córek wielmożów całego Kisz, jego boski przodek i jego boski byt Hr, Horus, sam wskazał mu właściwą kandydatkę. Pojawił się w swojej materialnej postaci – sokoła – i zrzucił na ziemię przed Merire Antemsafem sandałek, zgubiony przez dziewczynę. Merire Antemsaf natychmiast zaczął szukać dziewczęcia, na którego stopę pasował ten sandałek. I znalazł. I żyli szczęśliwie, ale krótko. Bo zawiedzeni dostojnicy, wcześniej zawzięcie konkurujący ze sobą o miano teścia boga, gotowi oczy sobie nawzajem powyłupywać, teraz się porozumieli. A że w tych pradawnych czasach końca Starego Państwa magiczne krainy kontaktowały się z zamieszkanymi, o hike, moc magiczną, właściwą bogom, per-aa i w mniejszym stopniu magom, było łatwo. Nie wiem, czy to była nowa, czy stara sztuka: sporządzili z wosku podobiznę władcy i niszcząc ją, sprowadzili na niego śmierć. Merire Antemsaf połączył się ze swoją boską częścią i przodkiem Hr. Nie wiem, jak Ntikrt dowiedziała się, kto i w jaki sposób zgładził jej ukochanego. Ale dowiedziała się. Wydała wielką ucztę w podziemnym pawilonie i zaprosiła na nią wszystkich winowajców, kusząc ich perspektywą wyboru nowego władcy. Kto wie, czy bardziej pociągała ich perspektywa tronu i podwójnej korony, czy perspektywa dzielenia łoża z Ntikrt – nie na darmo Manetho, ten sam kapłan, który upamiętnił rachubę dynastii, opisywał ją jako najszlachetniejszą i najpiękniejszą z kobiet jej czasów... Ale zeszli się wszyscy i zasiedli do uczty. A wtedy Ntikrt otworzyła upusty i zalała pomieszczenie wodami Hpy, Ojca Rzek. Hapi, Nilu, jeśli wolicie. Nie chciała dłużej żyć bez tego, kto jak R3, Ra, opromieniał jej dni. I nie mogła pozwolić, by stopy królobójców kalały ciało Gb, Ziemi. Geb. Oddała więc i siebie, i zbrodniarzy oczyszczającym wodom Hpy.

Mineły tysiąclecia, nikt już nie składa ofiar na ołtarzach Neit, najwyższej bogini państwowej dynastii z Sais, choć Arystokles, zwany „Barczysty” (nie znacie? – Platon, jeśli wolicie) na samym początku swojego „Timaiosa” ogłosił jej tożsamość z Atana Potnia. Ateną. A opowieści o Błyszczącej Neit, o Ntikrt przetrwały, jak przetrwały piramidy Chufu, Hapre i Menkaure. Przetrwały w formie literackiej: prawdziwa Ntikrt była królową VI Dynastii; Herodot zapisał historię jej samobójstwa po dokonaniu zemsty na Egipcjanach, którzy zabili jej brata, aby wprowadzić ją na tron. Tylko opowieści nie stały w miejscu wyznaczonym im porządkiem świata. Wędrowały z ust do ust. Trafiły do ludów, które nie nosiły sandałów, bo ich ziemie pokrywa przez pół roku woda zmrożona w biały, zimny puch. Które nie czciły Dh.wti, Thota, bo używały zapożyczonego pisma, którego pochodzenia nie znały. Które helleńskich piratów-kupczyków uznawały za ojców nauki i kultury. U nich Ntikrt nie została wskazana przez boga, a tańczyła dla władcy swej krainy w czarodziejskim stroju. Tańczyła ubrana! W głowie się nie mieści... I uciekając zanim czar zaniknie, zgubiła to, co tam noszono zamiast sandałów. A władca szukał dziewczyny, na której stopę pasuje zgubiony przedmiot – i znalazł. W tych dzikich krajach władca jest co prawda wcieleniem boga (od którego pochodzi władza), ale jest daleki, abstrakcyjny. Jeśli nikt nie umie liczyć, a mało kto pisać, to obywatele nie znają oczu i palców władcy – urzędników. Więc w tej opowieści nie ma spiskujących wielmożów. Są złe siostry przyrodnie i zła macocha. Zamiast tragedii władzy i namiętności – kłótnie i swary domowe. Nie ma zemsty, tragizmu, jest coś, co hiperboreje określają nazwą „happy end”.

Tak mit uczciwy, starodawny zmienia się w tanią bajędę, wyrosłą w jakiejś głowie niedowarzonej...

 


< 14 >