Fahrenheit nr 52 - kwiecień-maj 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
451 Fahrenheita

<|<strona 02>|>

451 Fahrenheita

 

 

„Fahrenheit” jaki jest, każdy widzi. Między innymi nie bardzo jest polityczny. Można by nawet powiedzieć, że z polityką jest mocno na bakier i bynajmniej nie byłoby to stwierdzenie nieprawdziwe. Tak się składa, że ci upolitycznieni, zaangażowani w partie i trendy jakoś do drzwi nie pukają. Może odstrasza ich napis, który ktoś z dużym zaangażowaniem wyskrobał w świeżej farbie? „Porzućcie nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie”. Kto napis wykonał, nie wiadomo, śledztwo prowadzone w redakcji nie przyniosło żadnych rezultatów, więc może to nie nikt z nas, a któryś z sąsiadów? Taki bardziej ucieszony naszym towarzystwem? Nie wiadomo, w każdym razie na polityków napis działa. Nie wchodzą, nie agitują, nie zaczepiają. Płynie więc sobie „Fahrenheit” przez przestworza literackich odmętów i z polityką pozostaje na bakier. Konkurencji nie ma, bo przecież każdemu wolno się bawić w tworzenie internetowego pisma – jaka poza tym to konkurencja? Żadna! To bracia dotknięci tym samym rodzajem szaleństwa. Bracia i siostry, oczywiście. Imperatyw taki mają. „Czasami człowiek musi, inaczej się udusi”, jak śpiewał jeden wielki bard. Może powinniśmy ten cytat wydrapać na drzwiach sąsiadów? W ramach wyjaśnienia oczywiście. Brońcie bogowie odwetu. Bo jako nieobznajomiony z politycznymi zasadami wzajemnych relacji, o akcjach odwetowych też mamy niejakie pojęcie. Chociaż akurat tego by się przyszło nauczyć dość łatwo. Taki jeden, co to piętro wyżej rezyduje, jest ponoć specjalistą. Dowiedzieliśmy o tym zupełnie przypadkiem, sprzątając z wycieraczki dowody odwetu, którego celem tak naprawdę był zupełnie kto inny. Nie wiadomo kto. Ale zakładamy, że wycieraczkę miał podobną. Jednak, jako się rzekło, nie bardzo ten światek wydaje się być zachęcający, jeśli za punkt odniesienia przyjmiemy stołek w redakcji. Ale, jak też się rzekło, czasem efekty działania owego światka trafiają na wycieraczkę. Czyli zyskujemy w redakcji nieoczekiwaną wiedzę o świecie politycznym. Wiedzę szczątkową, niedokładną, często uciążliwą, jednak zyskujemy. Dotąd nie udało się wprawdzie wprowadzić jej w życie, bo tak na zdrowy rozum, jak się trzymać kurczowo stołka, skoro nikt go nie próbuje spod zadka wykopać? Toż to strata czasu czysta. Zamiast się zająć czymś pożytecznym, to człowiek (albo i nie) siedzi cały dzień, zaciskając ręce (albo szpony) w okolicy pośladków. Krępujące i bezsensowne. Dalej jest tylko gorzej. Jak wyżynać konkurencję, skoro nikt dokładnie nie wie, gdzie ona rezyduje i czym się zajmuje? Nie wspomnę już, że narzędzi do wyżynania brakuje na składzie. Jak się pchać do koryta, skoro każdego z redaktorów co innego nęci? Wampira na ten przykład żeński akademik dwie ulice dalej. A Tygrysę to tarcza na strzelnicy co najwyżej. Najprostszym rozwiązaniem wydaje się usunąć wycieraczkę, żeby się nikomu nie myliła. Napis na drzwiach zostawić, niech działa, i robić co dotąd.

A wstępniaka w tym miesiącu nie będzie, bo powinien być zaangażowany, polityczny i tym sposobem trendy, a nikt nie wie, jak to napisać, więc nie będzie.

 


< 02 >