Fahrenheit nr 53 - czerwiec-lipiec 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 03>|>

Literatura

 

 

Jakby chcieć to wszystko opowiedzieć, w Wiśle piwa by zabrakło. Ale zacznijmy od początku...

A nie, od samego początku było ostatnim razem i nic dobrego z tego nie wyszło. Jak to z glutoplazmy. Wiem, co mówię, bo pamiętam, jak kiedyś Rzecznik (świeć Panie nad jego kolekcją relaksacyjnych fotografii dla dżentelmenów na siedemdziesięciu czterech płytach, którą udało nam się opchnąć w trzy godziny na aukcji internetowej) uparł się na upartego, że ze śledzi w oleju z cebulką też się da zrobić kisiel. Zrobić się dało. I na tym zakończmy tę retrospektywną dygresję eksplozyjno-gastryczną. Ze względu na zniesienie kary śmierci nie udało nam się do dziś znaleźć straceńca do umycia... Nie, naprawdę, zostawmy to.

A chodzi generalnie o to, że z tego upału ludzie i stwory dostają jakichś dziwnych sensacji na ciele, krowie i umyśle. Nawet wampir zadepeszował, że za morzem też gorąco, aż mu się skrzydełka pocą. Co on tam może wiedzieć... Przecież ogólnie wiadomo, że jak u nas jest upał, to za morzem zima. Pewnie studentki z akademika pielęgniarskiego pojechały na wakacje do domów i biedny stworek przechodzi syndrom odstawienia.

Tymczasem u nas, w Redakcji, to dopiero jest gorąco. Tygrysa zdjęła paski, Szefowa szpileczki, Sekretarz dzidę ze ściany, a OjZeta zdjął strach, że to na niego. Ale nie, bo Sekretarz postanowiła tylko w sposób naukowy walczyć z upałem i dźga w przelocie cząsteczki, które za szybko zapiździalają. Podobno demon Maxwella też była kobietą. W kiepskiej sytuacji jest Kudłaty, bo nie bardzo ma co z siebie zdjąć. Tak nam się w każdym razie wydaje. Niby wygląda toto jak kożuch, ale kto go tam wie, może to jego własny. Przejegrane ma jednak najbardziej z powodu bliskości kaloryfera, bo po tym, jak z poł roku temu zeżarł tę gałkę do regulacji, nie idzie bydlaka zakręcić. Kaloryfera, znaczy się.

Zaś Smoka z gorąca zieje. Byłoby chłodniej, gdyby przestała, ale brak chętnych, by zwrócić uwagę. Próbowałem ją kiedyś nakłonić do przeczytania takiej małej broszurki o zasadach BHP, to do dziś sobie muszę sztuczne rzęsy doklejać. Samo w sobie może i nie jest to takie najgorsze rozwiązanie, ale moje własne takie były ładniusie, blond, a w drogerii na rogu mieli tylko rude. W dodatku jakieś trefne i tusz się nie chce trzymać.

Do walki z upałem próbowaliśmy też otworzyć okno, ale panowie w czarnych kominiarkach i z gwintowanymi środkami perswazji nasłani przez Ministerstwo Ochrony Środowiska interweniowali jak grom z jasnego Sokoła i skończyło się na tym, że dalej oddychamy przez ciągi wentylacyjne.

Doszło nawet do tego, że w Redakcji pojawiły się pustynne haluny dwóch starszych panów w cylindrach i zagranicznego turysty, ale zneutralizowaliśmy je kulkami na mole. Cholernie skuteczna broń przeciwko halunom, te kulki. Tylko się po nich potwornie odbija. Aż ogórki kisną w warzywniaku na rogu. A Walii się ponoć rodzą owieczki w gumofilcach, ale tu już nie jestem tak do końca pewien, czy to też nasza wina. Jakaś granica gdzieś być przecież musi, na litość boską...

Jak więc można sobie łatwo wyobrazić, atmosfera nie sprzyja wytężonej pracy. Oczywiście, nie żebyśmy kiedykolwiek wytężenie pracowali, ale raz, że przynajmniej teraz mamy dobrą wymówkę, a dwa, że jak jest tak gorąco, to i Czytelnikom nie będzie się chciało czepiać. Oczywiście, nie ma też gwarancji, że w ogóle zechce się im czytać, ale od czego jest dzida... Tym bardziej, że jako klimatyzator sprawdza się raczej indyferentnie, choć z drugiej strony Sekretarz wygląda niczego sobie, jak tak dźga wokoło. Może jej dorobimy śmigiełka, będzie chociaż wiatrak.

Tymczasem wyjaśniła się nieco tajemnica W&W (Worka&Wirusa). Wirus okazał się być w gruncie rzeczy niegroźny, bo choć zaraża jak cholera, to do końca nie wiadomo czym, więc się nie ma czym martwić. Zresztą, na co dzień przejawiamy tyle najróżniejszych symptomów, że i tak nie szłoby odróżnić. A w dodatku ma fajne skrętki i podryguje, kiedy się go poleje wysokoprocentowym alkoholem, więc ogólnie daje się, zaraza, lubić. Znaleźliśmy mu wolne mitochondrium w tej komórce, co to ją jeszcze Naczelny zepsuł, niech sobie mieszka, bakcylek.

Z kolei Worek Cebuli to trochę większa zagwozdka. Nie wiemy jeszcze za dobrze, co toto robi, ale pachnie fiołkami i cichutko bzyczy. Przy bardziej szczegółowych oględzinach udało nam się odkryć, że generalnie, to jakaś wyższa technologia. Worek jest bowiem taktowany wrockiem i chłodzony herbatą. Jak zaczęliśmy omawiać możliwe zastosowania dla takiej konfiguracji, nasze poczciwe, redakcyjne komputery ze strachu przed złomowaniem zaczęły pluć dyskietkami. Na niektórych znalazło się nawet parę fajnych tekstów, z których wybraliśmy do bieżącego numeru: Johna Eversona, Magdalenę Kozak, Martę Kisiel, Rafała Dębskiego, Daniela Grepsa, Radosława Samlika i Pawła Pająka.

W odpowiedzi Worek zabzyczał i uraczył nas wonnymi bukiecikami oraz, na dokładkę, stosami wydruków z jakimiś strasznie uczonymi tekstami. OjZet przez chwilę udawał, że czyta, ale poddał się po paru linijkach i poszedł się bzdyczyć w kącie. Pewnie znowu będzie się znęcał nad saperem. Szefowa z kolei uznała przewrotnie, że jak coś jest za mądre dla niego, dla Czytelników będzie w sam raz, więc wrzuciliśmy to wszystko do numeru. W końcu jesteśmy czasopismem nad wyraz tolerancyjnym i jeśli chce dla nas pisać sztuczna inteligencja, nie będziemy jej rzucać firewalli pod bity. O!

 

Wasz Literaturoznawca

 

PS. Wirus zainfekował dzwonki w komórce i wszystkie melodyjki występują teraz w wykonaniu Chóru Alexandrowa. Trzeba go będzie karnie na tydzień przeinfekować do zegarka, co to został po Rzeczniku.

 


< 03 >