Fahrenheit nr 53 - czerwiec-lipiec 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 13>|>

Ile nauki w fantastyce

 

 

Stała się rzecz, której się od dawna obawiałem. Od lat, podczas przedburzowych nocy męczyły mnie senne koszmary, że stoję na czymś w rodzaju ambony i głoszę prawdy krytycznoliterackie, a później okazywało się, że były to – jak siłą rzeczy w dziale krytyki – semi-prawdy, prawdy równoległe, unterprawdy i prawdy ortodoksyjne (wszak do zdroju czystej prawdy dostęp ma tylko Szwedzka Akademia Nauk, przyznająca Nagrody Nobla). W snach tych koledzy po pisarskim fachu patrzyli na mnie rozmaicie, nieraz także z odrobiną współczucia. Bo wiadomo i we śnie, i na jawie, że uprawianie działek: naukowej, literackiej i publicystycznej najzupełniej mi wystarcza, i – z oczywistych powodów – nie mam ochoty na dalsze terytorialne aneksje.

Ale pewnego dnia stało się: w stuprocentowej rzeczywistości, w jaskrawym realu, poproszono mnie o wypowiedź krytycznoliteracką, a ja, o zgrozo – zgodziłem się.

Ludzie tak już mają, że jedną ręką biją się w piersi, a drugą piszą usprawiedliwienie. Takoż i ja: przecież nie poddawałem krytyce, jeno eksponowałem, na dodatek in plus; przedstawiłem garść subiektywnych obserwacji i wrażeń, nie zaś ogólnie słusznych opinii czy osądów; odnosiłem się do wybranych wątków naukowych w angielskim rozumieniu science, a więc dotyczących tylko nauk ścisłych. Zmierzchało, był POPLIT 2006, w tle pojękiwała kocio-kosmiczna muzyka, a pytanie dotyczyło wątków naukowych w prozie Dukaja i Huberatha. Prawda, że piękna kakomorficzna forma?

Moi drodzy, po tym wstępnym kokietowaniu mogę już uchylić drzwi i wykrzyczeć rzecz straszną: fantastyki naukowej nie ma! Zostało puste miejsce, które na razie zapełnia się bardzo powoli. Epoka sf skończyła się wraz z Lemem, z Mistrzem Lemem, bo zarówno dla mnie, jak i – mam nadzieję – dla wielu czytelników, Lem był i pozostanie Mistrzem. Prognozowanie oparte na realiach naukowych, przedstawione w konwencji literackiej – oto co robił Lem. Cóż robią Dukaj i Huberath?

Posłuchajmy:

„Usiedli na pniu miedzianej ryby. Pod koroną gazowej palmy wisiał ognisty hipopotam, z pyska kapały mu przezroczyste kamienie, musieli się przesunąć na pniu, po rozbiciu wybuchały przepalającym skórę śniegiem”.

Albo:

„Głowa kobiety, tułów szakala, skrzydła nietoperza, łapy (kilkanaście łap) krokodyla, mały, pająka, geparda, ogon-nie ogon, wielka kiść paproci, na grzbiecie łańcuch kwarcowych skał, na barkach szare termitiery, we włosach liany; wszystko to pomnożone przez dziesięć i wściekle fioletowe”.

To były cytaty z „Innych pieśni” Dukaja, a opisane stwory bynajmniej nie stanowiły psychodelicznych zwidów po ciężkim przedawkowaniu marihuany, bo potrafiły zabijać w fabularnym realu – przez takiego zginął Abel, syn głównego powieściowego bohatera.

Co do Huberatha, to nie jestem w stanie przedstawić podobnego cytatu – ten autor stąpa mocniej po ziemi, jego proza wydaje się bardziej realistyczna – ale czy przez to jest bardziej naukowa? Chyba nie.

Podsumujmy najpierw Dukaja. Przez większość jego utworów przebija rodzaj semirealizmu unifikacyjnego – przecież nie odważę się użyć określenia realizm. Chodzi o futurologiczną unifikację wątków naukowych, filozoficznych, społeczno-psychologicznych i jednak magicznych, przy czym ta trochę surrealistyczna magia dociera po spekulacyjnym kołowym obiegu z powrotem gdzieś w okolice nauki, w którą – jak należy mniemać – może się kiedyś przekształcić. Jest to więc zupełnie inna magia niż ta typowa dla fantasy. Z Dukajowej eksplozywnej nadmiarowości, która przypomina młodą gwiazdę formującą w nuklearnym ogniu całe spektrum coraz bardziej złożonych pierwiastków, wyłaniają się przyszłe cywilizacyjne dylematy, dotykające kwestii być albo nie być. Czy pozostać sobą, archaicznym i niedoskonałym, czy podjąć nieodwracalną decyzję przystąpienia do Nowej Jakości („Extensa”)? Jak ludzki byt białkowy może współistnieć z doskonalszym – ale wciąż ludzkim – bytem wirtualnym? Czy wirtualna superistota może posiąść atrybuty boskości („Perfekcyjna niedoskonałość”)? Czy ze swej natury krótko żyjące cywilizacje kosmiczne, których było i będzie wiele, mogą sporządzić wspólny testament, a z niego wyniknie wspólna nadcywilizacja, w pewien sposób łącząca je wszystkie ponad nieubłaganym upływem czasu („Córka łupieżcy”)? Ten ostatni utwór jest moim ulubionym, między innymi dlatego, że pozwala zachować nadzieję na pokojową koegzystencję kosmicznych cywilizacji. To proste: nie żyją w tym samym przedziale czasu, a więc nigdy nie będą mogły się spotkać.

Huberath natomiast reprezentuje w większości utworów realizm mityczny albo teologiczny, jego filozofia obraca się także pod innymi gwiazdami, wokół spraw doczesnych, na których bardzo wyraźnie odciska się obecność Istoty Wyższej. Jeśli więc nawet pojawiają się jakieś antycypacje cywilizacyjno-technologiczne, nie o nie w tej prozie chodzi. Huberath jest naukowcem, fizykiem, i trudno mu się dziwić, że w swojej twórczości literackiej jak diabeł od święconej wody ucieka od scientycznej analizy w stronę filozoficznej syntezy.

Być może moja opinia nie usatysfakcjonuje tych, którzy spodziewali się drobiazgowego wyliczenia i naukowej analizy „wynalazków” obu autorów, na przykład u Dukaja sztucznych kłów zawijających czasoprzestrzeń, a u Huberatha kosmicznych wielorybów, będących w biochemicznej symbiozie z ludźmi. Jednak w tej literaturze nie jest ważna relacja między hipotezą „kłów” a ogólną teorią względności czy między pomysłem symbiotycznych „wielorybów” a biochemicznymi procesami obu gatunków. Wszak nie mamy do czynienia z antycypacją wynalazków naukowych, bo autorzy z góry zakładają – inaczej niż Lem – że nauka kiedyś zrealizuje diametralnie inne rozwiązania. U nich są to hasła, alegorie i rekwizyty, niewątpliwie zasługujące na analizę, ale w zupełnie innym niż naukowy kontekście.

Reasumując: dziś zawartość nauki w fantastyce jest niewielka i obserwuje się stałą tendencję malejącą. Istnieje fantastyka spekulatywna, filozoficzna, teologiczna, społeczno-polityczna, historyczna (historia alternatywna), historyczno-uzupełniająca (wypełnianie białych plam), baśniowa, baśniowo-alegoryczna, strasząca (horror), ale brak fantastyki naukowej – jeśli taki utwór się pojawia, nie wiadomo, co z nim robić, bo wygląda jak skrzyżowanie białego kruka z czarną owcą. Proza zarówno Dukaja, jak i Huberatha mieści się na górnych półkach w bibliotece wymienionych bieżących trendów. Jednakże dominacja tych trendów nie oznacza, że dzisiejsza literatura jest gorsza od tej, którą czytaliśmy wczoraj. Z pewnością jest inna.

 


< 13 >