Fahrenheit nr 53 - czerwiec-lipiec 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Zakużona Planeta

<|<strona 23>|>

Głos

 

 

Była gorąca, letnia noc. Powietrze stało w miejscu, dając dużo pracy mojemu, pamiętającemu dziecinne czasy wentylatorowi. Leżałem na wznak w mokrej od potu pościeli. Wsłuchiwałem się w odgłosy, dochodzące zza uchylonego okna. Myśli przeskakiwały mi w szalonym tempie, mieszając się w szaloną, niezrozumiałą mozaikę. Znowu byłem naćpany.

Obiecałem sobie kilka godzin wcześniej, że dziś tego nie zrobię. Nie mogę. Uległem jednak i po zachodzie słońca rozsypałem dwie równe ścieżki białego proszku. Wciągnąłem je szybko przez zwinięty dziesięciozłotowy banknot i poczułem w gardle znajomy, gorzki smak „białej damy”, wymieszany z zapachem drewnianego blatu biurka. Spędzałem bezsenną i samotną noc w swoim pokoju. Zwykle, nie mogąc się skupić oglądałem telewizor, przerzucając w kółko czterdzieści kanałów dostępnych w lokalnej kablówce, ale dziś działo się ze mną coś dziwnego. Byłem niespokojny. Nie było, tak jak zawsze. Czułem, że coś się stanie i czekałem na to przestraszony. Po kilku godzinach przyszedł. Głos.

– Jest nas teraz dwóch – odezwał się.

– Jakich dwóch ? Kim ty jesteś ?  – zapytałem.

– Jestem Tobą – stwierdził.

Rzuciłem się niespokojnie na łóżku. On siedział w moim umyśle i mówił do mnie. To nie może dziać się naprawdę – powtarzałem sobie patrząc bezmyślnie w ekran telewizora. Głowę zaczął rozrywać mi przerażający, rozsadzający od środka ból. Objąłem ją rękoma i mocno ścisnąłem w skroniach. To nie była zwykła amfetaminowa „jazda”. To było czyste szaleństwo. Nie wiedząc co zrobić, wybiegłem do łazienki. Namoczyłem ręcznik zimną wodą i zawiązałem go sobie wokół głowy. Stanąłem i spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądam jak „Rambo” – zaśmiałem się szaleńczo do swojego odbicia. Po kilku sekundach ulgi, ból znowu zaczął pulsować. Był straszny, rozrywał mnie niczym mechaniczna piła, na milion małych, kwadratowych kawałków. Spanikowałem i naprawdę się przestraszyłem. Poszedłem do kuchni i nerwowo wyjąłem z szafki kilka tabletek „paracetamolu”. Łyknąłem je wszystkie naraz, popijając zimną wodą z kranu i wróciłem z powrotem do pokoju. Po chwili ból odrobinę zelżał, a ja się trochę uspokoiłem. W telewizji zaczął się akurat pokaz damskiej bielizny, więc swoje lekko ukojone tabletkami zmysły skierowałem ku szczupłym modelkom, w butach na wysokim obcasie i czarnych, seksownych pończochach. Po godzinie spokojnego, narkotycznego „haju”, pomyślałem że to koniec. Przymknąłem oczy i oddałem się we władanie swym erotycznym wizją. On jednak nie dawał za wygraną.    

– Jesteś pedałem ! – usłyszałem Go ponownie, wytrącony z jednego, ze swoich najlepszych, chemicznych snów.

– Nie jestem żadnym pedałem – sprzeciwiłem się stanowczo.

– Jesteś pedałem, jesteś słaby i boisz się ! – atakował mnie.

Czułem przerażenie i wszechogarniający lęk. Był naprawdę silny i pożerał dokładnie każdą myśl, doprowadzając mnie do obłędu. Nie mogłem mu uciec, nie miałem gdzie. Czułem się słaby i bezbronny. Skuliłem się na łóżku jak dziecko. Nie wiedziałem co się dzieje i co mam z tym wszystkim zrobić. Chciałem już obudzić się z tego koszmaru. Zażyłem niewielką dawkę i niedługo powinien zacząć się już po narkotyczny „zjazd”. Jutro przecież muszę załatwić kilka ważnych spraw – tłumaczyłem sobie spokojnie.

– Jakich spraw ? Będę Ci towarzyszył ! – wykrzykiwał.

 

Szedłem energicznym krokiem przez deptak. Miejscami wydawało mi się nawet że biegnę, a ludzie się na mnie dziwnie patrzą. Ubranie kleiło mi się skóry, a na twarzy pojawiły się czerwone wypieki. Zupełnie nie zwracałem na to uwagi. Miałem umówioną wizytę na komisji lekarskiej, odnośnie odszkodowania za wypadek. Tydzień wcześniej, w pracy rozciąłem sobie rękę i dziś miała zapaść decyzja odnośnie odszkodowania. Wydawało mi się że gdzieś Go zgubiłem. Dotarłem spocony i zasapany.

Usiadłem na drewnianym, niewygodnym krześle, a pani doktor spojrzała na mnie przeszywającym wzrokiem.

– Proszę pokazać rękę – odezwała się szorstko.

Grzecznie, unikając jej wzroku podałem rękę.

– No tak – zamruczała i zaczęła coś pisać. Wyprostowałem się na krześle, chowając okaleczoną rękę. Czułem się wycieńczony i chciałem jak najszybciej wrócić do domu. Po chwili kobieta przestała pisać i spojrzała prosto w moje oczy.

– Bierze pan narkotyki ? – zapytała.

Co za wścibska baba. – pomyślałem i grzecznie odparłem, że nie biorę, tylko jestem nie wyspany. Spojrzała na mnie jeszcze raz, a na jej twarzy pojawił się grymas niedowierzania.

– Dobrze, to wszystko – odparła w końcu, gdy skończyła pisać.

Wyleciałem stamtąd jak oparzony. Gnałem do domu. Chciałem się położyć i spróbować zasnąć, bo noc mnie wykończyła.

 

Znów leżałem na łóżku. Zażyłem dwie, ziołowe, uspokajające tabletki. Przymknąłem oczy i próbowałem odpocząć. Spokój jednak nie nadchodził. Wciąż czułem zmęczenie, ale nie miałem jeszcze szans na zwykły sen. On ciągle był ze mną.

– Jesteś pedałem !

– Jakim pedałem ? Przecież nie lubię chłopców !

– Jesteś pedałem, wszyscy Cię nienawidzą !

Złapałem się za głowę i zacząłem ją ściskać, ale On mówił do mnie dalej.

– Musisz stąd wyjechać ! Musisz jechać !

– Nie , nie mogę – krzyczałem i przewracałem się na łóżku.

 

Po kilku godzinach uległem. Pojechałem.

 

 

Gdzie, Drogi Autorze? Gdzie pojechał naćpany bohater? W ogóle – o co chodzi?

Podstawowa zasada pisania: opowiadanie musi mieć sens. Tu go zabrakło. Bo co my tu mamy? Jest bohater, naćpany, przeżywa narkotyczne wizje po amfetaminie (o tym niżej), słyszy Głos, który wyzywa go od pedałów. Następnego dnia gdzieś biegnie, okazuje się, że do lekarza. Wraca do domu, znowu coś łyka, tym razem ziółka, ponownie słyszy Głos, ten go kolejny raz bez sensu wyzywa. Bohater ulega i jedzie...

Przyznam, że nie dotarło do mnie, „co autor chciał przez to powiedzieć”. I właściwie na tym można by zakończyć „Zakużoną Planetę”, jednak chciałabym coś Autorowi poradzić:

* Pierwsza rzecz: musisz znaleźć sensowną historię do opowiedzenia.

Pisanie dla samego pisania jest lekko nie na miejscu. Zasilisz tylko szeregi grafomanów, składających do kupy literki w wyrazy, wyrazy w zdania, a zdania w bełkot.

* Druga rzecz: musisz wiedzieć, o czym piszesz.

Nie znam się na narkotykach wcale, ale znalazłam dzięki przeglądarce internetowej przynajmniej dwie nieścisłości (znawcy tematu mogą mnie poprawić): „białą damą” nazywają kokainę, a nie amfę. Dalej: po amfie nie przeżywa się narkotycznych wizji. Amfetamina działa pobudzająco, nie ma zjazdów, a wręcz przeciwnie – podnosi się poziom wszystkiego i jesteś „nakręcony”. Tak naprawdę zgadza się tutaj chyba tylko jedno: nie można zasnąć, a potem śnią się koszmary.

* Trzecia rzecz: opowiadanie powinno mieć głębię.

W historii o ćpaniu jest tak wiele miejsca do popisu: choćby koszmary, choćby plastyczne opisy halucynacji, poczucie odrealnienia. A bohatera tylko trzęsie lęk i potwornie napier*ala łeb.

* Czwarta rzecz: dialogi muszą mieć chociaż pozorny sens.

Opowiadanie zatytułowałeś „Głos”. I co ten Głos robi? Wyzywa bohatera od pedałów. Halo?

Żadnych problemów egzystencjalnych? Żadnych dylematów moralnych? Jestem tobą, a ty jesteś pedał... Bełkot i tyle.

 

I tradycyjnie już: spojrzenie od strony „technicznej”. Sporo powtórek, błędy ortograficzne, interpunkcyjne. Unikaj w narracji tak zwanych „potocyzmów” – bohater nie powinien „wylatywać jak oparzony” tylko „wybiegać”. W tekstach, które nie są kierowane do konkretnej osoby, zaimki osobowe (ty) piszemy małą literą.

 

Nie wiem, czy coś jeszcze z Ciebie będzie, Autorze. Przemyśl sobie to, co powyżej, postaraj się znaleźć jakiś dobry punkt wyjściowy i napisz opowiadanie jeszcze raz. I podeślij. I – jak w znanej reklamie – zaskocz mnie!

 

Karolina Wiśniewska

 


< 23 >