Fahrenheit nr 54 - sierpień-wrzesień 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
451 Fahrenheita

<|<strona 02>|>

451 Fahrenheita

 

 

Po upalnym lecie gorąca jesień nastała i to zasługą jest nie tylko meteorologów, którzy szczęśliwie w kalendarz nie patrzą, ale przede wszystkim z powodów, hm, nazwijmy to niezależnych. Niezależnych od nas oczywiście. Gdyby klimat „nieprzyrodniczy” zależał na przykład od redakcji periodyku literackiego, obywatele mogliby w przerwach między oganianiem się od natarczywych grzybów a nostalgicznym zbieraniem kasztanów... Właśnie, kasztany. Sama magia. Takie małe, niepotrzebne coś, a tak niewiarygodnie wielką ma moc przyciągania. Nie znam człowieka, który widząc leżący, lśniący kasztan nie schyliłby się, choćby niósł wielki ciężar, choćby kręgosłup miał sztywny, a na głowie kłopot wielki jak Eurazja z Afryką razem wzięte. Popatrzcie któregoś jesiennego dnia na ludzi w parku, zobaczcie, jak błyszczące mają oczy i jak żwawe ruchy, kiedy odkrywają na ziemi, której nie zaszczycają zwykle nawet przelotnym spojrzeniem, „swój sssssskarb”. Naprawdę, niektórzy z nich mogą przypominać Wam Goluma. Nie dlatego, że tacy brzydcy, wręcz przeciwnie: są piękni, kiedy koncentrują się na lśniącym przedmiocie pożądania. Spójrzcie na nich, jak wpatrują się w znalezisko, które w tym momencie stokroć cenniejsze dla nich jest od wygranej w lotto, jak je głaszczą, jak rozglądają się w poszukiwaniu kolejnej zdobyczy. Są oczywiście i tacy, którzy się tego wstydzą, uważają, że nie wypada, że są na takie głupoty zbyt poważni. Ci zabierają ze sobą dzieci lub wnuki w charakterze alibi i mogą hasać do woli, pod „płaszczykiem”, że niby oni nie, że wcale, tak tylko się poświęcają. Zupełnie niepotrzebnie, przecież wszyscy to robimy. Niezależnie od wieku, stanowiska, każdy z nas potrzebuje czegoś, co, choć bezużyteczne, ot, zwykły śmieć, który po jakimś czasie, matowy i pomarszczony wyląduje na śmietniku, da nam przez chwilę uczucie wielkiej radości. Takiej połączonej z dreszczykiem emocji, której nie zapewni ani majątek, ani władza, choćby ta najwyższa. To akurat żaden skarb, nie warto schylać się po niego, nawet mając wygimnastykowany kręgosłup, wolne ręce i spokojną głowę. Zwykły zeszłoroczny kasztan, matowy, pomarszczony, zero magii, zero mocy. Zadziwiające jest, że są ludzie, którzy mając dookoła tyle piękna, schylają się po brzydotę. Żeby tylko się schylali, przepychają się, kłócą. Co gorsza, w pogoni za tym... czymś nie dostrzegają nawet, ba! nie chcą dostrzec, że miażdżą butami rzeczy, które dla innych są czymś cennym. Niszczą czyjeś kasztany. Zabawa w remizie. Choć nie, w remizie to był porządek a jak ktoś chciał się tłuc, to wychodził na zewnątrz. I ja bym chciała, w tak pięknych okolicznościach przyrody, no właśnie, żeby tak na zewnątrz, najlepiej na zewnątrz rzeczywistości. Byłoby po prostu miło. Z kieszeniami pełnymi kasztanów, z książką w ręku mogłabym usiąść gdzieś w zacisznej parkowej alejce i, chwytając promienie słońca, którego przecież niedługo będzie tak brakować, napawać się spokojem. Od czasu do czasu wyjęłabym z kieszeni „mój sssssssssskarb” i byłoby pięknie. Byłoby naprawdę pięknie, gdyby wszyscy zbierali kasztany.

 

Dorota Pacyńska


< 02 >