Fahrenheit nr 55 - październik-listopad 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
451 Fahrenheita

<|<strona 02>|>

451 Fahrenheita

 

 

List-opad. Opadają liście, opada temperatura, opady też opadają, a co najgorsze nastroje też wykazują tendencję spadkową. Opadającą. Nic w zasadzie dziwnego, skoro miesiąc zaczyna się wyjątkowo melancholijnym świętem w roku, Świętem Zmarłych czy jak kto woli Dniem Wszystkich Świętych. Wśród opadających listopadowo liści wędrujemy na cmentarze z odświętnie refleksyjnymi twarzami, zaopatrzeni w znicze, nagrobne kwiaty i smutne myśli. Idziemy celebrować przemijanie.

Być może to listopadowe opadanie budzi w nas smutki i melancholie. Być może to wiatr sypiący na nasze głowy pożółkłe liście i drobne łzy jesiennego deszczu. Być może w słońcu świętowalibyśmy Día de los Muertos. Meksykanie też wędrują na cmentarze, powolni tradycji sięgającej czasów azteckiego imperium. Palą ognie i układają kwiaty, częstują się czaszkami z cukru i tańczą. Wierzą, że ci, którzy odeszli, w to święto wracają do domów i rodzin. Wracają, by posłuchać opowieści o swoim życiu snutych przez tych, którzy zostali, przez żywych. Bo Día de los Muertos to święto życia.

A może to nie aura? Nie opadające liście? Może to nam w duszy gra melancholia i nawet w pełni lata wyciągalibyśmy z dna szuflad stosownie zadumane miny? Odwracamy się skrzywieni na dźwięk słowa Halloween. To amerykańskie, to bezsensowne, to złe. To komercja. Te ich kostiumy, te kretyńskie lampiony z dyni, wyłudzanie słodyczy, to nie dla nas.

A my protestujemy. Przeciwko list-opadowym smutkom. Przeciwko melancholii i okolicznościowym wyrazom twarzy. Nawet przeciwko jesiennej depresji, która stała się nową świecką tradycją i która usprawiedliwia nieustanne przygnębienie. Wiadomo, przecież listopad. Z czego można się cieszyć? Nawet liściom się nie chce zwisać i lecą na łeb na szyję, zupełnie jak nastroje.
No więc nie, nie ponurakom i marudom, nie zniechęceniu, nie wszelkim okazjom do tego, by pogrążyć się w splinie. Pospadały liście? Powieśmy girlandy. Na dworze zimno i ponuro? Zapalmy lampiony, niech się szczerzy do nas uśmiechnięta dynia. Po kątach się czai melancholia? To idźmy do sąsiadów, może trafi się nam coś słodkiego. Niech przyjdzie czas Halloween i Día de los Muertos. To nie komercji nam nie potrzeba, nie głupich kawałów, a smutku.

No bo czym my się właściwie martwimy? Paskudną pogodą? Biorąc pod uwagę cykliczność przyrody, powinniśmy się już chyba przyzwyczaić do słotnej jesieni, która jest przecież słodką zapowiedzią białego puchu, co świat wkrótce odkryje. Przecież te paskudne, ponure dni to czas oczekiwania na święta, z ich jedyną niepowtarzalną atmosferą, dreszczykiem emocji, zapachem choinki i rozświetlonymi buziami dzieci i bardziej niż kiedy indziej pogodnymi twarzami dorosłych. Boże Narodzenie to zresztą nie tylko radość z prezentów, spotkań z rodziną, odwiedzanie magicznych miejsc z dzieciństwa, to również wspominanie tych, którzy odeszli, jednak zupełnie inne niż to listopadowe. Te padające przy stole „a pamiętasz...”, ten śmiech, czasem łza, wspomnień czar. Więc tak jak nasi bliscy nie odeszli, póki my żyjemy, tak lato wkrótce powróci.

 

Dominika Repeczko

Dorota Pacyńska

 


< 02 >