Fahrenheit nr 56 - grudzień 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 10>|>

Czekając na Supermana

 

 

Fantastyka miesza się z rzeczywistością. Nie da się tego uniknąć, ba! nawet bardzo dobrze. Stanisław Lem robił eksperymenty z czystą fantastyką; jak kto dobrze czytał, to wyczytał, że czysta fantastyka to czysta abstrakcja, bynajmniej nie w sensie niemożności zrealizowania, ale czytelności. Im coś bardziej fantastycznie czystego, tym bardziej wyprane z emocji i tym mniej powodów, by się tym zajmować. Fantastyka musi mieć domieszane bardzo dużo rzeczywistości, być prawie samą rzeczywistością z elementami fantastycznymi, żeby wciągała czytelnika. Otóż podobno nic tak nie wciąga, jak polityka i seks.

Bodaj w wywiadzie z profesorem Legutko wyczytałem stwierdzenie, że w polityce w czasach pokoju jest mnóstwo szumowin. Że to normalne. Muszę przyznać, że gdy rozgorzała kolejna afera, tym razem rozporkowa, modelowo niemerytoryczna, poziom moich emocji opadł dramatycznie. Pomyślałem sobie: popatrz, człeku, tak to wygląda. Tak wygląda prawdziwa demokracja. Po prostu dobrze. Dawniej portrety premierów wisiały w szkolnych klasach, dziś szczęśliwie obrzucają się kupami gnoju. Jak miło! Można zająć się tym, kto z kim spał, na przykład. Dwadzieścia pięć lat temu było to niemożliwe. Dwadzieścia pięć lat temu wzruszyłbyś ramionami, bo wtedy problemem było całkiem coś innego. Prasa nawet nie zakneblowana, zaorana, nieistniejąca, tylko wojenna propaganda jedynie słusznych idei. A nade wszystko rozpad ekonomii sięgający braku wódki.

Wszelako kombatanckie wspominki to na pewno nie to, co interesuje miłośnika fantastyki. Otóż, Drogi Czytelniku, pomyśl, że część z nas, bo już nie wszyscy, uczestniczyła w wielkim społecznym eksperymencie. Udowodnił on ponad wszelką wątpliwość, że księżycowe pomysły o nazwie soc(y)jalizm i komunizm na organizację życia społecznego są do bani. To science fiction.

Skoro emocje już opadły, możemy dojść do kolejnych wniosków, już bardziej niepokojących. Widać jak na dłoni, że pewne formy zarządzania gospodarką i ludźmi nadają się do realizacji pewnych celów, zawodzą zaś w przypadku innych. Tak, soc(y)jalizm fatalnie sobie radzi z organizacją handlu, zabija usługi, morduje innowacyjność w przemyśle. Dość nieźle szło mu w takich dziedzinach jak szkolnictwo i nauka. Dość nieźle, Drogi Czytelniku.

Wspominając tamtą rzeczywistość, bo to był naprawdę inny świat, trzeba umieć sobie powiedzieć bez emocji, że system zarządzania determinuje skuteczność przedsięwzięć i że ów system trzeba dobierać do rodzaju przedsięwzięcia. Otóż gdy na przykład zabieramy się za tak zwane badania podstawowe, z pewnością nie można liczyć na to, że uda się je załatwić z pomocą prywatnego biznesu. Albowiem, co już kiedyś pisałem, biznes nie ma żadnego interesu w tym, by wkładać kasę we wspólny interes społeczny. Nie ma interesu w rozwijaniu czegoś, co może posłużyć także konkurencji.

Cóż nam daje fantasy? Światy alternatywne. Można w nich przeprowadzać różne eksperymenty, choćby tylko myślowe. Wyobraź sobie, Czytelniku, że obok dużego miasta, za rzeką postawiono dwie karczmy. Dostać się można do nich czółnem, ewentualnie przez daleki most. Dlatego ruch w karczmach jest niewielki. Więc karczmarze umawiają się, że zbudują most. Początkowo inwestycja daje znakomite rezultaty. Ruch w obu karczmach rośnie, karczmarze liczą złote monety.

Ale po roku na ich brzegu pojawia się trzecia gospoda. Znacznie większa. Karczmarze co prawda sporo do tej pory zarobili, dalej mają szansę na wielkie zarobki, ale przez swoją inicjatywę sprowadzili sobie na głowę konkurencję. Co gorsza, z nowym szynkarzem mają znacznie mniejsze szanse, bo utopili swe oszczędności w budowie mostu. Nie mają złota na remont pokojów, na atłasowe pościele, ledwie wystarczy, by zapłacić za połatanie dziur nad stajniami. Teraz grozi im także bankructwo. Obaj po nocach zaczynają przeklinać swój pomysł zbudowania mostu.

Tak to mniej więcej działa. A teraz wymyślmy rozwiązanie problemu. Most powinno postawić miasto. Na jego budowę (pamiętajmy, w dawnych czasach obowiązują podatki celowe) wszyscy solidarnie się zrzucają. I wówczas... będzie on kosztował ze trzy razy więcej. To już wiemy dzięki uczestnictwu w alternatywnym systemie zarządzania naszym krajem.

Eksperyment z budową kapitalizmu pokazał jeszcze coś innego. Okazuje się, że niemal dowolne przedsięwzięcie na wschód od Łaby wykazuje tendencję do tego, by pochłaniać znacznie więcej roboczogodzin niż identyczne, prowadzone na zachód od tej rzeki. Ów podział zaczyna stopniowo zanikać, lecz gradient pracochłonności jest wyraźnie zarysowany z zachodu na wschód.

Zamodelowanie owego zjawiska w światach alternatywnych jest cholernie trudne. Można je najwyżej tam „ręcznie włożyć”. Przyczyna tkwi w tym, że jest ono wynikiem trwającego wiele wieków rozwoju. Tymczasem światy alternatywne są niejako i z definicji, i z musu ahistoryczne. Nie występuje w nich upływ czasu, bo są wymyślane jednorazowym aktem wymyślania.

Ciekawe? Pewnie nie bardzo, za to przydatne. Taka garść pomysłów, jaka się rodzi z wędrówek pomiędzy rzeczywistością i zmyśleniem.

Niestety, prościej tego poskładać nie potrafię. Przypomnę, że kiedyś pisałem z Rysiem Krauze artykuł o miejscu liczby w naszym świecie. Liczba to rodzaj bytu alternatywnego. Liczba jest najpierwszym sposobem modelowania świata. W największym skrócie mogę powiedzieć, że obserwuje się zjawisko pomieszania świata rzeczywistego z wymyślonym światem liczb. Miesza się oczywiście w ludzkich głowach. W fizyce mówi się o nierozróżnianiu modelu układu i układu, który obmierzamy.

Kiedy odejdziemy od liczb, sprawy się jeszcze bardziej komplikują. Porozumiewając się między sobą, używamy całej kopy takich słów, za którymi stoją modele i założenia, które zdają się być swego rodzaju rzeczywistością. Diabli wiedzą w jakim sensie, lecz kiedy ktoś mówi, że oczekuje „sprawiedliwości”, to raczej nie przychodzi mu do głowy, żeby zastanowić się nad rozróżnieniem pomiędzy „sprawiedliwością” a modelem sprawiedliwości. Konia z rzędem temu, kto oddzieli model od rzeczywistego układu fizycznego.

Filozofuję? Być może, nie bardzo wiem, co to filozofowanie. Gdzieś w sieci odkryłem dyskusję filozofów na temat wspomnianego artykułu napisanego właściwie przez Rysia. Bardzo się początkowo stropiłem, bo była to bardzo krytyczna dyskusja, prowadzona z pozycji politowania. Jej uczestnicy co chwilę domyślali się, o co autorowi chodzi, załamywali ręce nad stylem, wreszcie wzywali Jowisza. Ale dlaczego, u czorta, żaden z nich nie napisał autorowi: durny jesteś? Czytałem, czytałem... No cóż, zdaje mi się, że wyczuli, że czegoś tu nie rozumieją. Rzeczywiście, odniosłem wrażenie, że umknęła im sprawa właśnie owego rozdziału na model i układ. Są rzeczy na tym świecie, o których nawet filozofom się nie śniło? Bez złośliwości, wniosek jest taki, że to zwyczajnie trudne.

Opisując świat, uciekamy, z pewnym wahaniem użyję słówka „się”, do modeli. Zazwyczaj są to tak zwane uproszczenia, a bardzo często mistyfikacje. Otóż żyjemy w światach alternatywnych. Na przykład, o czym już pisałem, ludzie bardzo chętnie załamują ręce nad utratą prywatności. Tak się składa, że z racji doświadczeń z tym alternatywnym sposobem zarządzania gospodarką zwanym soc(y)jalizmem mam nieco doświadczeń w dziedzinie możliwości kontrolowania działania jednostki. Niekoniecznie konspira, ale coś takiego. Przechlastane mieli ludzie za cara. Mniej więcej na tym poziomie zaludnienia industrializacji i rozwoju technologii. Wówczas przekazanie wiadomości choćby na dystansie kilkuset kilometrów było sporym zadaniem. Dziś, w dobie powszechnej kontroli, nie miałbym najmniejszych trudności, by zupełnie niezauważony dotrzeć choćby z Wrocławia do Warszawy. Wystarczy wsiąść do pociągu byle jakiego, na dworcu Wrocek nawet Główny. Kamery? Pójdziesz do lumpeksu, nadziejesz kaptur na głowę. Przy średniej znajomości rozkładu tych kamer albo po prostu przy konsekwentnym gapieniu się w podłogę na taśmie zostanie zarejestrowany zgarbiony osobnik w ubraniu, którego może się pozbyć przy najbliższej okazji. Można po prostu wsiąść do samochodu. Jeśli nawet zamierzamy średnio się stosować do ograniczeń prędkości, to jadąc bocznymi drogami, owszem, klnąc na dziury i oznakowanie, dojedziemy praktycznie bez przeszkód i bez ryzyka, że zostaniemy zatrzymani przez policję. I to przy założeniu, że policja wie, kogo szukać. Gdy mówimy o zbieraniu haków „na zapas”, wyobraźmy sobie przeglądanie taśm z ostatniego roku z kilku dworców, na których mogliśmy być. W czasie stanu wojennego został wykonany swego rodzaju pomiar skuteczności kontroli społeczeństwa. Wyszło, że gdy liczba kontrolowanych przekracza kilka procent ogółu mieszkańców kraju, jest to już daleko poza możliwościami aparatu policyjnego.

Wyobraźmy sobie teraz sytuację konspiratora czy kombinatora sto lat wcześniej. Ma do dyspozycji ledwie kilka linii kolejowych. Musi znaleźć się w jakichś zajazdach, gdzie ludzi jest niewielu w porównaniu z dzisiejszymi dworcami. Każdy obcy zostanie zauważony. Ubranie jest charakterystycznym wyróżnikiem, bo każdy ciuch w porównaniu z dzisiejszymi czasami jest koszmarnie drogi. Ponadto ubranie jest przypisane do określonej klasy społecznej. Od razu wiemy, z kim mamy do czynienia. Na dodatek w swoim miejscu zamieszkania wszyscy wiedzą, kto kim jest, z czego się utrzymuje czy wreszcie jakie ma poglądy. Wystarczy zajrzeć do mieszkania i zobaczyć, jakie ma książki. Książki i gazety są drogie. Wystarczy zapytać kioskarza, co delikwent kupuje.

Niewielu posiada maszyny do pisania. Wszyscy praktycznie piszą ręcznie. W razie przejęcia informacji dość łatwo na podstawie charakteru pisma dojść, kto jest autorem.

Dziś ludzie bywają zaskoczeni moimi poglądami, choć mają przed oczami regał z książkami. Jest ich zbyt wiele, są zbyt różne, by wyciągnąć z nich jakieś wnioski. Programy realizujące niesymetryczne szyfrowanie pozwalają przesyłać przez sieć informacje w sposób zupełnie nieczytelny dla postronnych osób. Jeśli dodamy do tego steganografię, ogromny ruch w sieci, możliwości kontrolowania przepływu informacji pomiędzy ludźmi raczej dramatycznie maleją.

Dowód? A choćby rozpaczliwa walka z tak zwanym piractwem komputerowym, z wymienianiem plików multimedialnych. Jak na razie, jeśli są sukcesy, to chyba w ograniczaniu bezczelności, a nie wielkości zjawiska.

Tak więc mamy dwa zjawiska: z jednej strony przekonanie o rosnących możliwościach Wielkiego Brata i z drugiej faktyczna utrata kontroli nad przepływem informacji, faktyczne ograniczenie możliwości kontrolowania społeczeństwa. We wszystkich dziedzinach.

Inny przykład. Wiadomo, że przestępczość rośnie. Tylko że jak spojrzeć do statystyk, to stwierdzimy, że maleje. Zjawisko jest poniekąd oczywiste, gdy wybierzemy skalę czasu rzędu stuleci. Owszem, wcześniej stali zbójcy na drogach i łupili. Potem chodzili zbójcy ciemnymi ulicami. Teraz rozbój jest zjawiskiem wyjątkowym. Sukces państwa i policji? Pomyśl, Czytelniku. Sięgnij do świata alternatywnego. Powiedzmy, że jesteś zbójcą z owego świata i znalazłeś się w naszym. I co, udasz się na rozstaje dróg, by czatować? Marne szanse, bo tam, gdzie łupy potencjalnie obfite, ruch z kolei zbyt wielki, jak choćby w okolicach Węzła Bielańskiego we Wrocku.

Otóż złupienie pojedynczej osoby nic nie da. Ze mnie można ściągnąć ubranie za najwyżej kilkadziesiąt złotych, buty, zegarek, może stówę by się udało przekroczyć. Stówę w stratach, ale jak to sprzedać? Za ile? Włam do mieszkania? Jedyna cenna rzecz, jaką zauważyłem, to stół. Reszta: telewizor, komputery, nawet sprzęt fotograficzny, to rupiecie. A stół jest wielki i ciężki.

Jeszcze niedawno dość modne były skoki na całe tiry z towarem. Dziś i ten z pozoru bardzo intratny interes zanika. Powód?

Ekonomiczny. Wyprodukowanie towaru to już najczęściej mniejszy kawałek jego wartości. Kupuje się komfort posiadania gwarancji, komfort bycia obsługiwanym w niezłym sklepie. Samochód po wyjechaniu za bramę sklepu na dzień dobry traci na wartości. Właśnie z powodu tego komfortu, ceremonii kupowania. Dlatego, żeby zarobić na „skrojeniu” tira, potrzeba mieć tak zwane wejścia. Generalnie wejście w posiadanie towaru to początek długiej i skomplikowanej drogi do jego spieniężenia.

Dlatego zjawisko rozboju zanika. Zapewne z powodu braku znaczenia siły fizycznej zanika także popularna za mojej młodości rozrywka na zabawach, czyli udział w mordobiciu. Któż dziś pamięta, jak się rwie sztachety? Po prostu umiejętność okazała się nieprzydatna. Ongi warunek przetrwania, dziś, w miejskim środowisku, z powodu drucianych płotów – nie do zastosowania.

Owszem, pojawiają się nowe rodzaje przestępczości. Na przykład handel narkotykami. To się opłaca. Ale, powiedzmy sobie szczerze, czy to aby nie na życzenie społeczeństwa? Doświadczenia krajów, w których narkotyki albo kiedyś nie były ścigane, albo obecnie dostęp do nich jest znacznie zliberalizowany, pokazują, jakie są ewentualne skutki. Jak twierdzą władze Holandii, śmiertelność z powodu narkotyków spadła tam kilkunastokrotnie w porównaniu z krajami typu Niemcy czy Francja, liczba narkomanów ma być nieznacznie niższa. A więc gangi narkotykowe stworzyliśmy tymi ręcami. Podejrzewam, że gdyby „dragi” były w aptekach „po kosztach”, nie byłoby chętnych do „dilerki” w szkołach. Bo kompletnie by się nie opłacało. Na pewno nie byłoby gangów, nie byłoby sprzedaży pomiędzy dorosłymi, bo tak, jak ze skoku na Cebulę, z tego też żadnej kasy wydusić by się nie dało.

Jeśli dopuścimy taką alternatywną sytuację, że handel narkotykami nie jest karalny – dodajmy, że „po kosztach” i zgodnie z zasadą „jak chcesz, durniu, to się truj” – możemy sobie wyobrazić społeczeństwo mniej więcej tak nieszczęśliwe jak holenderskie i do tego pozbawione zjawiska mafii narkotykowej. I ze współczynnikiem przestępczości wyraźnie niższym od naszego. Owszem, jego członkowie mogą opowiadać i wyrzekać, że moralność upada, a liczba molestowań seksualnych rośnie, lecz wobec naszej rzeczywistości ta przestępczość będzie wyraźnie mniejsza.

Owszem, rozwija się problem przestępczości sieciowej. Sęk w tym, że o tych prawdziwych przekrętach cisza. Nie piszą o nich żadne gazety. Nie piszą nawet, jak to się robi. Jak? A na przykład poprzez obserwację ruchu na wyjściu firmy „wyczesuje się” adresy klientów. Ile może być warta baza takich adresów? Tyle na przykład, ile warte jest zbankrutowanie konkurencyjnej firmy. Nie, niestety nie mam żadnej gotowej afery do zapodania. Domysły. Nie wiem nawet, czy taka działalność zahacza o jakiekolwiek paragrafy. Być może da się to wszystko tak przeprowadzić, że nie. Nie ma żadnych komputerowych włamów, nie ma złamania tajemnicy korespondencji. Nie ma też żadnych śladów w papierach. Co państwo może zaradzić?

Państwo zabiera się za pedofilów sieciowych. Działalność, i owszem, chwalebna. Tyle że, obawiam się, równie chwalebna, co nieskuteczna. To znaczy można zameldować o sukcesie, natomiast w kwestii meritum, czyli zapobieżenia nieszczęściom dzieci, chyba nie tędy droga. No, ale jeśli chodzi o pedofilów, meldujemy o sukcesach. Chciałbym się mylić, ale coś mi się zdaje, że główną przyczyną jest techniczna słabość potencjalnego enpla.

Na własnej skórze można się przekonać, choćby po ilości spamu, jaki do nas dociera, że z bezczelnymi gospodarczymi sieciowymi rozbójnikami, którzy powodują rzeczywiste straty, państwo nie potrafi nic zrobić. Trudno opędzić się od wrażenia, że ludzie, którzy dokonują ataków typu DOS, grają na nosie tak zwanym policyjnym specjalistom.

Coś mi się zdaje, że do alternatywnej rzeczywistości należy sprawa misji w Iraku. Rzecz można ująć inaczej: osoby, które zaplanowały i poparły, miały w głowach wyraźnie niezgodny z fizycznym układem model tego państwa. Teraz nastąpiła weryfikacja założeń. Political fiction zderzyło się z wynikami eksperymentu.

Tak się jakoś dziwnie składa, że o rzeczywistości całkiem sprawnie mówi się dzięki temu, co się wykluło na gruncie science fictionfantasy. Bo na przykład do napisania tego wszystkiego zainspirował mnie, prócz profesora Legutko, Rafał Ziemkiewicz. On to stwierdził, że PiS ma zasadniczą przewagę nad PO, bo PiS może zaoferować ludziom IV RP i że to jest wyraziste, zaś PO niby nie. Więc pomijając, że IV RP wymyślił facet z PO, rzecz się niestety sprowadza do stwierdzenia: oni, czyli – powiedzmy – PiS, mają bardziej chwytliwe hasła.

Otóż Rafał prowadzi nas do stwierdzenia, że nastąpił trwały rozdział rzeczywistości od alternatywnej przestrzeni politycznej. Zasadniczą rolą polityków nie jest wymyślanie sposobów na problemy z gospodarką, z hakerami zasypującymi nas spamem. Ale wymyślanie haseł. Możliwie wyrazistych. Nic to (Baśka), że nic nie mających wspólnego z tym, co nazywamy fizycznym układem, za to dobrze funkcjonujących w modelach rzeczywistości. W światach alternatywnych.

Na dobitkę jeszcze jedna informacja. Otóż podobno w Anglii powstał projekt zapobiegania zawczasu przestępstwom w ten sposób, że będzie się śledzić stale około setki wytypowanych specjalnym programem psychologicznym czy psychiatrycznym przestępców. No cóż, jakoś nie widzę ani psychiatrii, ani tym bardziej psychologii jako nauk eksperymentalnych. Niestety, to właśnie tego typu pomysłów dotyczył wykład Feynmana o naukach cargo. To nie działa. Ja wiem, że z mojej strony to ryzykowna bezczelność – narażać się psychologom, ale... Pomysł polega na tym, że skuteczności metody nie da się zweryfikować. Wytypowani śledzeni znajdą się w warunkach zmienionych eksperymentem. Jeśli nie dokonają żadnych przestępstw, to będzie zasługa policji, jeśli dokonają, to ich wina i sukces psychiatrii. Ja to już słyszałem w Przedborowie, że to, że nie ma pożarów, to zasługa naszej dzielnej OSP, a że sfajczyła się jedna stodoła, to nie nasza wina. Przy czym trzeba zaznaczyć, że we wsi Przedborowa wygłoszenie owej tezy nie spotkało się ze zrozumieniem.

Jakakolwiek literatura, nie tylko fantastyczna, ma to do siebie, że powinna pomagać zrozumieć świat. Jak się wydaje, nie da się ruszyć tej porąbanej rzeczywistości bez choćby pamiętania o tym, że istnieje świat alternatywny.

Otóż wygłosiłem tezę, że diabli biorą system gospodarki towarowo-pieniężnej. Nie wiem, czy wezmą, lecz na pewno wiem, że gdy politycy i dziennikarze mówią o kosztach, o pieniądzach, mają na myśli złote monety, jakimi płaci się w średniowiecznych karczmach w alternatywnym świecie fantasy. Gdy mówi się o wzroście przestępczości, myśli się o bezwzględnych zbójach mieszkających w lesie i napadających na rozstajach dróg. Gdy mówi się o strasznym komunizmie, myśli się o tym, co opisali naśladowcy Orwella w książkach typu „Wir pamięci”, a nie o tym, co pokazywał Bareja.

Wygłosiłem tezę, że diabli biorą państwo jako sposób zarządzania społeczeństwem. Nie wiem, czy wezmą, ale słowo się rzekło, akurat w tych czasach pokoju nie tylko ja zauważyłem, że porządni ludzie stronią od polityki. Porządni to na przykład tacy, co potrafią się zastanowić, co tym czerwonym wyszło ze szkołami i dlaczego liczba publikacji na pracownika naukowego była całkiem niezła albo co zrobić, żeby utrzymać stan infrastruktury w energetyce. Tacy, co potrafiliby poradzić sobie z tym paskudnym faktem, że to bardzo nudne tematy, że przegrają jak amen w pacierzu w konkurencji z cyrkowymi popisami na rozporku. Niestety, poziom tego cyrku spadł poniżej poziomu zebrania OSP we wsi Przedborowa, i to nie tylko w Polsce. Po prostu zasadniczym problemem polityka na świecie jest, jaki by tu frazes wymyślić o czwartej czy piątej choćby i Brytanii. Wyborca został przyzwyczajony do tego, że się go zabawia, kokietuje, wręcz łaskocze po piętach i chroni przed urażeniem szarych komórek.

Nie, ten świat nie wariuje. Ludziom jest po prostu zbyt dobrze. Dlatego mogą się zajmować światami alternatywnymi. Tak sobie jednak myślę, że czas najwyższy, by pojawił się jakiś facet w koszulce Supermana. Nie po to, żeby uratował świat, tylko żeby wreszcie ktoś zajął się tym rzeczywistym.

 


< 10 >