Fahrenheit nr 56 - grudzień 2oo6
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 11>|>

Japońskie bajeczki dla (nie)grzecznych dzieci. O zwierzątkach.

 

 

TYTUŁEM WSTĘPU

 

Kultura japońska jest ostatnio dość popularna wśród fantastów. Szczególnie pasjonaci RPG lubują się we wcielaniu w żądnych krwi samurajów, rozprawiają o strojach dworskich i etyce japońskiej. Ta fala zainteresowania widoczna jest również na konwentach, w których programie zawsze można znaleźć spotkania dotyczące japońskich wojowników lub ich broni. Tak oto rysuje się obraz dość jednostronnej i jednowątkowej fascynacji katanamibushido. Jednak poznawanie japońskiej kultury i mentalności najczęściej dalekie jest od studiowania samurajskiego kodeksu.

W głębi japońskiej duszy koegzystuje wiele elementów. Część z nich to pozostałości epoki skostniałego społeczeństwa żyjącego według schematu narzuconego przez administrację szogunów. Inna część to goniąca wciąż naprzód nowoczesność, życie na wysokich obrotach w warunkach zabójczej (często dosłownie) konkurencyjności. A oprócz tego znajdziemy tam również to, co ludowe, magiczne i mistyczne. Baśnie z dzieciństwa, wiejskie wierzenia i przesądy, modlitwy do lokalnych bóstw i widok ryżowych pól. To właśnie nam umyka, kiedy koncentrujemy się tylko na japońskiej myśli technicznej, na japońskiej tendencji do przepracowywania się i samobójstw czy też na bushido, które już dawno odeszło. Na tym, co stanowi już jedynie folklor, bardzo widoczny i malowniczy, ale jednak tylko folklor. Mimo zainteresowania tym wszystkim nie jesteśmy w stanie komunikować się z Japończykami na poziomie podobieństwa odwołań kulturowych. Nie wiemy, co tkwi pod wierzchnią warstwą japońskości. Nie mamy nawet podstaw, żeby obejrzeć i zrozumieć niektóre japońskie filmy, głębiej osadzone w specyficznej kulturze tego kraju.

Chciałabym więc spróbować przybliżyć wszystkim baśniowy japoński świat, zamieszkiwany przez zwierzęta i bóstwa, rozmaite duchy i bohaterów. Będzie to próba przedstawienia wzorców, które japońskie dzieci wciąż otrzymują w domach, gdzieś pomiędzy kolejną rozgrywką w baseball a grą na konsoli. Jednocześnie omówię tu też wzorce i odwołania, które obowiązywały w latach dominacji kultury samurajów. W trakcie tego krótkiego cyklu postaram się wprowadzić Czytelników w świat popularnych japońskich bajek, a jeśli tego będzie za mało – zajmę się też japońskimi bóstwami.

Zacznijmy może od czegoś miłego i sympatycznego. Od potrafiących zmieniać swoje kształty puchatych przedstawicieli fauny japońskiej.

 

LISY (KITSUNE)

 

Lisy są szalenie popularnymi zwierzętami. Niekoniecznie jest to popularność w pozytywnym znaczeniu słowa, gdyż znane są jako istoty przebiegłe i gustujące w wywodzeniu ludzi w pole. W japońskiej kulturze spotykamy dwa rodzaje lisów: piękne i mądre zwierzęta związane z kultem bóstwa urodzaju, Inari, oraz lisy dzikie, żyjące w leśnych ostępach, płatające ludziom mniej lub bardziej groźne figle.

Podróżując po Japonii, natykamy się często na bardzo charakterystyczne świątynie dedykowane bóstwu urodzaju i płodności, czyli chramy Inari (Inari jinja). Wyróżniają się tym, że nawet na terenie najmniejszego obiektu kultu zobaczymy wiele czerwonych bram torii oraz posągi lisów. Mitologia tłumaczy ich obecność następująco: na wzgórzu Funaoka w Kioto mieszkały dwa białe lisy o przepięknym futrze. Żyły długo i szczęśliwie, dochowały się piątki dorodnych lisiąt. Pewnego dnia postanowiły udać się do największego chramu bóstwa Inari w Fuhismi (Fushimi Inari Taisha – Wielki Chram Inari w Fushimi, założony w 711 roku). Kiedy tam dotarły, stanęły przed obliczem bóstwa i poprosiły o przyjęcie na służbę, żeby swoją pracą i oddaniem przyczynić się do pomyślności tego świata. Bóstwo uznało prośbę za godną pochwały i lisy zostały jego sługami.

Prawdopodobnie powody powiązania lisów z kultem bóstwa urodzaju, uprawy ryżu i dobrych plonów są dużo bardziej prozaiczne. Przypuszcza się, że dawne społeczności rolnicze miały sporo problemów z lisami, które przybywały z lesistych gór i wchodziły w szkodę. W takiej sytuacji mieszkańcy wioski czy też członkowie plemienia postanowili wystawiać lisom pożywienia poza obrębem pól. Stopniowo mogły zacząć powstawać w tych miejscach kapliczki z wizerunkami lisów, tym bardziej, że lisy schodziły z gór – miejsca, które w kulturze japońskiej zawsze wiązało się z bóstwami.

Niezależnie od wyjaśnienia, jakie przyjmiemy, lisy już od VIII wieku są najpopularniejszymi zwierzętami na archipelagu. Czytając opowieści o lisach, znajdujemy kilka głównych motywów i cech im przypisywanych, które postaram się przybliżyć.

Lisy są zmiennokształtne (henge – zmienianie postaci) i doskonale posługują się magią iluzji. Najczęściej przyjmują postać pięknej, młodej kobiety, która sprowadza nieszczęścia na głowy mężczyzn, ale nie pogardzają przemianą w mężczyznę, mnicha czy mniszkę – zależnie od sytuacji i potrzeby. Japończycy wierzą, że lisy żyją bardzo długo i dopiero po stu latach ich futerko nabiera pięknego białego koloru. Z wiekiem i mądrością nabywają też bardziej fantastyczne cechy. Otóż im starsze i mądrzejsze jest zwierzę, tym więcej ma ogonów i tym silniejszą magią się posługuje. Podobno najwyższy stopień wtajemniczenia osiągnęły lisy o dziewięciu ogonach – nie dość, że mogą tworzyć rozmaite, bardzo skomplikowane i trwałe iluzje, to nie obca jest im także sztuka latania. Mówi się, że posiadają też umiejętność widzenia i słyszenia wszystkiego na świecie. Jako że opowieści o takich mędrcach są z założenia nudne i nieciekawe, to nie o dziewięcioogoniastych lisach najczęściej opowiadają przekazy ludowe. Zdecydowana większość to bajki o tym, jak lisy przechytrzyły ludzi.

Dobrym przykładem jest opowieść o drwalu Toku, który założył się z kolegami o beczułkę sake, że spędzi noc na lisim uroczysku i nie odniesie żadnego szwanku. Uroczysko znane było w całej okolicy z dziwnych przygód, jakie się tam przytrafiały ludziom. Wszystkie niewyjaśnione zdarzenia przypisywano oczywiście od razu działalności lisów. Toku nie wierzył jednak w ani jedno słowo z krążących po okolicy, mrożących krew w żyłach opowieści. Według jednych odważnie, a według innych po prostu głupio założył się, że przejrzy każdą chytrą sztuczkę. Udał się więc o zmierzchu do lasu i skierował na lisie uroczysko. Po drodze jednak dostrzegł kryjącego się w krzakach lisa, który nakładał sobie na głowę liść. Jeśli wierzyć mądrości ludowej, lisy czynią tak zawsze tuż przed przemianą w inną postać, więc drwal natychmiast zwiększył czujność. Chwilę potem dostrzegł samotną kobietę. Była to Sayo, córka chłopa z sąsiedniej wsi. Zapytana, co robi o tak późnej porze sama w lesie, odpowiedziała, że cały dzień spędziła u rodziny, pomagając, i nie zauważyła nawet, że się ściemnia, a teraz stara się dotrzeć do domu. Toku zaproponował pannie, że odprowadzi ją do domu rodziców, ale poprosił, by szła przodem. Myślał bowiem, że Sayo to tak naprawdę psotny lis, a idąc za nią, miał nadzieję ujrzeć lisi ogon wystający spod szat kobiety. Mimo podejrzeń Toku dotarli aż do domu Sayo bez problemów. I tutaj dopiero nasz drwal pokazał, na co go stać. Powiadomił po cichu rodziców Sayo, że kobieta, którą przyprowadził, nie jest tak naprawdę ich córką ani nawet kobietą – to tylko przemieniony lis! A lisa należy zdemaskować. Rodzice schowali się więc w wielkiej szafie, a Toku zawołał Sayo. Gdy tylko podeszła do niego, chwycił ją i zaczął bić, przypiekać na ogniu i wyczyniać różne rzeczy, próbując zmusić lisa do ujawnienia się. Niestety, w trakcie tego nakłaniania do zmiany postaci Sayo wyzionęła ducha. Tego rodzicom dziewczyny było już za wiele. Wyszli z szafy i zaczęli oskarżać Toku o zabicie dziecka i lamentować wniebogłosy. Drwal zaś stał oszołomiony, wciąż nie mogąc uwierzyć, że to jednak nie był lis. Słysząc lamenty i płacz, do domu zapukał wędrowny mnich buddyjski. Dowiedziawszy się, co zaszło, rzekł, iż niewątpliwie Toku zrobił źle, aczkolwiek działał w dobrej wierze. Musi jednak ponieść zasłużona karę za zabicie Sayo. Dostał więc wybór: oddać się pod sąd, co skończy się zapewne karą śmierci, albo wstąpić w stan mnisi. Postawiony przed taką alternatywą drwal nie zastanawiał się długo. Skoro rodzice Sayo uznali, że nawet zabicie go nie przywróci im córki, i zgodzili się, żeby odszedł z mnichem – postanowił jak najszybciej złożyć śluby. Ukląkł, a wędrowny mnich, obwiązawszy mu szarfą dłonie w modlitewnej pozycji, stanął za nim i zgolił mu głowę, intonując religijne pieśni. Gdy tylko ostatni kosmyk włosów Toku spadł na ziemię, rozległ się gromki wybuch śmiechu. Iluzja prysła, a drwal odkrył, że klęczy samotnie na środku uroczyska w świetle wschodzącego słońca. Najpierw pomyślał, że wszystko było tylko snem i że dał się po prostu nabrać lisom. Chwila ulgi skończyła się jednak, gdy dotknął głowy – łysej jak kolano.

Toku zawiązał sobie na głowie chustę i wrócił do kolegów zgromadzonych w pobliskim zajeździe. Wszyscy ucieszyli się, że wrócił żywy. Lecz gdy drwal opowiedział im całą historię i odwiązał chustę z głowy, śmiechom nie było końca. Uznano to za kapitalny dowcip, zaś nasz bohater faktycznie pozostał już mnichem.

Należy wspomnieć, że lisy zwodzą ludzi i wyprowadzają w pole głównie po zmierzchu, kiedy to pocierając łapkami o puszysty ogon, zapalają błędne ogniki, zwane kitsune-bi – lisie ognie. Lisy bardzo często płatały figle tym, którzy nie wierzyli w ich moc. Zdarzało się jednak, że zwierzęta te potrafiły wykorzystać swoje umiejętności, aby odwdzięczyć się człowiekowi, który wyświadczył im przysługę. Motyw lisiej wdzięczności był szalenie popularny w tradycyjnych teatrach japońskich. Opowiada o tym na przykład sztuka kabuki „Kuzunoha, czyli lisica z lasu Shinoda”, której akcja osadzona została w X wieku za panowania cesarza Murakami. Ocalona przez samuraja o imieniu Yasuna lisica w ukryciu przed wszystkimi przybrała postać kobiety i została jego żoną. Urodziła mu syna i żyli szczęśliwie do momentu, kiedy pięcioletnie dziecko dostrzegło lisi ogon pod szatą matki. Zdemaskowana Kuzunoha opuszcza rodzinę w dramatycznych okolicznościach, pisząc wzruszający poemat pożegnalny na papierowych drzwiach domu. Scena ta jest podobno niezwykle wręcz wzruszająca dla japońskiej publiczności, ale niezwykle komiczna dla Europejczyka. Aktor odtwarzający rolę lisicy musi napisać tekst pożegnania, trzymając pędzelek w zębach i pisząc od dołu do góry, ponieważ tak podobno piszą lisy. Mąż i syn oczywiście rzucają się na poszukiwania i odnajdują Kuzunohę w jej rodzinnym lesie Shinoda. Okazuje się ona być dobrym bóstwem lasu. Mimo długiego przekonywania do powrotu lisica decyduje się pozostać. Na pożegnanie ofiarowuje swemu synowi puzderko, dzięki któremu może on rozumieć mowę zwierząt, co pozwala mu zostać słynnym wróżbitą.

Niektóre lisy nie były tak cywilizowane i potrafiły pokazać mniej przyjemną stronę swej natury, doprowadzając niektórych ludzi na skraj szaleństwa. Prześladowani przez demoniczne zwierzęta musieli walczyć z dziwnymi i niezrozumiałymi przeciwnościami losu. Złe duchy czerpały radość z wpędzania ludzi w choroby i doprowadzania do śmierci. Dwa najbardziej popularne motywy opisujące działanie demonicznych lisów to kitsune-tsukikitsune-mochi.

Kitsune-tsuki, czyli opętania przez lisy, to dość rozpowszechnione wierzenie, według którego lis jest w stanie posiąść ludzkie ciało. Znakomity obserwator XIX-wiecznych japońskich obyczajów Lafcadio Hearn opisuje fenomen opętania w pierwszym tomie „Japanese Fairy Tales”:

„Przedziwne jest szaleństwo tych, w których wstąpił demon lisa. Czasami biegają oni nadzy po ulicach, krzycząc wniebogłosy. Czasami kładą się i toczą pianę z pyska, i skowyczą tak, jak robią to lisy. A na jednej z części ciała opętanego pojawia się pod skórą przemieszczający się guzek, wydający się żyć własnym życiem. Ukłuj go igłą, a natychmiast prześliźnie się w inne miejsce. Nie ma chwytu tak silnego, żeby go utrzymać w miejscu i uniemożliwić wyślizgnięcie się spod palców. Opętani podobno potrafią też pisać i mówić w językach, których wcale nie znali przed opętaniem. Jedzą tylko to, co uważa się powszechnie za jedzenie lisów: tofu, abura age (potrawy przyrządzane na głębokim oleju), azuki (słodka czerwona fasola). I jedzą mnóstwo, twierdząc, że to nie oni są głodni, ale lis, który ich opętał.”

Hearn zauważa też, że po ostatecznym wypędzeniu demona-lisa poprzez zastosowanie egzorcyzmów ofiara nie może patrzeć na wszystkie wymienione przysmaki.

Ciekawe jest również to, że nawet znany japoński wódz Toyotomi Hideyoshi pozostawił świadectwo głębokiej wiary w lisią moc. Profesor Jolanta Tubielewicz zapisała w swojej „Mitologii Japonii” anegdotę, która ma poparcie w dokumencie przechowywanym w jednej z japońskich rodzin związanych z chramem Inari. Jest to list napisany przez Hideyoshiego do bóstwa Inari w intencji odczynienia złego uroku na córce przybranego syna wodza. Autor grozi bóstwu, że jeśli dziki duch nie zostanie zmuszony do opuszczenia ciała dziewczyny, to konsekwencją będą polowania na lisy w całym kraju. Ultimatum musiało odnieść pożądany skutek, skoro Hideyoshi ufundował w chramie Fushimi Inari dwupiętrową bramę torii.

Kitsune-mochi to rodziny posiadające niewidzialne lisy. Podobno niektóre rodziny mają władzę nad całymi lisimi klanami (najczęściej mowa o siedemdziesięciu pięciu sztukach). Niewidzialne dla postronnych oczu zwierzęta towarzyszą im wszędzie, dbają o pola i domy, a także mszczą się okrutnie na każdym, kto wyrządzi krzywdę członkowi rodziny. Jak zostać kitsune-mochi? Można urodzić się w odpowiedniej rodzinie lub wżenić w takową. Ewentualnie poprzez zakup ziemi lub inną transakcję przeprowadzoną z dziedzicznymi posiadaczami lisów. Świadome wejście do takiej rodziny można jednak przyrównać do podpisania cyrografu z diabłem – kitsune-mochi są zawsze izolowani od reszty społeczności, ponieważ każdy obawia się choćby omyłkowego zaszkodzenia rodzinie.

Czasami spotkanie z lisami jest fascynującym przeżyciem. Niektórzy Japończycy jeszcze w XIX wieku wierzyli, że widzieli kitsune no yomeiri, czyli lisie wesele. Kiedy pada deszcz, ale słońce przeziera już zza chmur, tworzy się odpowiednia aura do zawierania lisich związków. Tak musiało być również w przypadku pewnego młodego białego lisa, Fukuemona. Gdy tylko osiągnął dorosłość, zgolił lok nad czołem i postanowił się ożenić. Osiągnięcie dojrzałości przejawiało się wówczas w Japonii zmianą fryzury. Ojciec Fukuemona przeszedł na zasłużoną emeryturę, czyli usunął się z pozycji głowy domu i zostawił dziedzictwo synowi. Wdzięczny Fukuemon ciężko pracował, aby pomnażać majątek rodziny, zaś znalezienie odpowiedniej panny powierzył swatom. Miał szczęście, ponieważ w pewnej znanej i szanowanej rodzinie żyła piękna lisica, znana wśród okolicznych adoratorów ze swego lśniącego futerka i niezwykłego wdzięku. Fukuyemon uznał ją za odpowiednią kandydatkę na żonę. Swaci zaaranżowali spotkanie, na którym młodzi przekonali się, iż są dla siebie wręcz stworzeni. Rozpoczęto więc przygotowania. Z domu panny młodej do domu pana młodego ruszył niekończący się korowód prezentów ślubnych, a posłańcy dokonywali cudów inwencji, wygłaszając delegowanym do odebrania prezentów płomienne mowy okolicznościowe. Kiedy wreszcie ceremoniał został dopełniony, wybrano pomyślny dzień dla przejścia panny młodej do domu pana młodego. Gdy słońce zaczęło przezierać w deszczu, piękna lisica została przeniesiona w lektyce do domu męża. Po ceremonii picia sake lisica przebrała się i małżeństwo zostało zawarte pośród tańców i radosnych śpiewów. Fukuemon żył z żoną szczęśliwie, urodziły im się urocze lisiątka, uwielbiane przez dziadka. Gdy maleństwa podrosły, zaniesiono je do chramu Inari, aby przedstawić je bóstwu – opiekunowi lisów, a rodzice i dziadkowie modlili się, żeby psy i choroby trzymały się od lisków z daleka.

Ten idylliczny opis lisiego wesela to oczywiście jedna z baśniowych interpretacji. Istnieją jednak przesądy, według których na głowę człowieka, który widział lisie wesele, spada następnie tysiące nieszczęść. Lisy podobno bardzo nie lubią intruzów na weselach. Całe szczęście rzadko miewa się okazję ujrzenia na własne oczy takiego zjawiska.

 

TANUKI

 

Tan tan tanuki no kintama wa

Kaze mo nai no ni, bura bura bura

 

Złote kule tan tan tanuki

Bujają się, mimo że wiatru nie ma

 

Tanuki, czyli japoński podgatunek jenota, często mylony z borsukiem, jest zwierzęciem o brunatnym futerku i białym brzuszku. Ma też puszysty ogon w białe prążki. Trudno go zauważyć, ponieważ jest aktywny głównie nocą. Wyrusza wtedy na żer, zjadając prawie wszystko, co jest mniejsze od niego samego. Cóż więc niezwykłego w tym, wydawałoby się, najzwyklejszym zwierzęciu?

Tanuki jest wszechobecny w japońskiej kulturze jako bohater wielu legend, bajek, przedstawień teatru kabuki. Ale także jako maskotka oraz totem i talizman, przynoszący szczęście. Będąc w Japonii, najprawdopodobniej nigdy nie zobaczycie go żywego w naturze, ale za to z całą pewnością ujrzycie przed większością restauracji, knajp i barów. Wielka figurka tanuki stojącego na dwóch łapkach i prezentującego światu okrągłe brzuszysko oraz inne walory ma ponoć przynosić szczęście w interesach. W łapkach trzyma flaszkę sake (japońskiej wódki ryżowej) i weksel, którego podobno nigdy nie spłaca, a na głowie ma wielki słomiany kapelusz.

Wiara w rozmaite magiczne umiejętności naszego bohatera jest dość rozpowszechniona w Japonii. Szczególnie na południowej wyspie Shikoku i małej północnej wysepce Sado, gdzie nie występują lisy, tanuki zajmują poczesne miejsce w ludowych opowieściach, przejmując całkowicie cechy przypisywane gdzie indziej lisom. Przede wszystkim potrafią zmieniać postać i przybierać kształty przedmiotów, roślin, innych zwierząt, wreszcie zmieniać się w ludzi. Posługują się bowiem bardzo sprytnie magią iluzji. Głównie służy im ona do płatania figli i psikusów, ale przydaje się też, kiedy trzeba zapłacić fałszywymi pieniędzmi za jedzenie i ulubiony trunek tanukisake. Niektóre źródła przypisują im również pociąg do zabaw w towarzystwie kobiet – za to także płacą liśćmi zmienionymi w pieniądze. Niewątpliwie jednak lepiej już przyjąć fałszywą zapłatę, niż dać się zaprosić na stawianą przez tanuki smakowitą kolację, która przeważnie okazuje się być końskimi odchodami.

Ze swej natury tanuki jest zwierzęciem życzliwym i reprezentuje raczej typ wesołka. Dlatego też pomimo podobnego lisom sprytu figle tanuki nie wynikają z chęci czynienia krzywdy. Wspomniałam już jednak o regionach, gdzie lisy nie występują – tam właśnie tanuki nabierają czasami złowieszczych cech. Potrafią podobno opętać człowieka – fenomen ten nazywa się tanuki-tsuki, aczkolwiek nie da się go porównać do skali problemu wynikającego z wiary w lisie opętania.

Czas najwyższy przybliżyć jednak najbardziej znaczącą i dość niezwykłą cechę tanuki. Otóż zwierzę to ma posiadać niesamowicie duże jądra, tak cenne, że potocznie zwane są „złotymi kulami” (kintama). Zapewne jest to związane z wierzeniami dotyczącymi płodności, ale w przypadku wizerunku tanuki jądra stały się cechą dominującą. Podobno potrafią je powiększać do imponującej powierzchni ośmiu mat tatami, czyli około 13 m2. Po co im takie rozłożyste jądra? Po pierwsze – do zastosowań praktycznych. Mogą przecież posłużyć jako płaszcz przeciwdeszczowy, kocyk albo łódka. Można się w nie owinąć jak w kimono albo dla żartu zarzucić na szyję myśliwemu spotkanemu w lesie i poddusić go odrobinkę. Niektóre tanuki gustują w przemienianiu swych klejnotów w demony lub inne groźne zwierzęta, żeby postraszyć kompanów. Jeszcze inne potrafią pod przebraniem zaprosić człowieka w interesach do fałszywego domku stworzonego z rozciągniętych walorów. Wystarczy wtedy upuścić zapalonego papierosa na „podłogę”, żeby zwierzak się ujawnił i zwiał, wrzeszcząc z bólu.

Czasami tanuki przejawiają przesadne skłonności do wojaczki i konfliktów. Spośród dwóch najbardziej znanych historii dotyczących zwierzęcych wojen jedna to opowieść z okolic miasta Matsuyama o zuchwałym tanuki o imieniu Inugami-gyoubu, który zebrał bandę liczącą podobno osiem setek swoich pobratymców i planował zaatakować zamek. Wielka armia tanuki została jednak pokonana przez zapewne równie wielkiego bohatera, posiadacza magicznego drewnianego młotka. Bohater ten podobno zamknął bojowe zwierzęta w norze, którą zapieczętował. Drugą i bardziej znaną opowieścią jest legenda o wojnie tanuki z wyspy Shikoku. Wojna ta tak zagnieździła się w świadomości mieszkańców tego regionu, że jeszcze dziś można zobaczyć pomniki protagonistów i przebyć szlak miejsc związanych z ich życiem w prefekturze Tokushima (dawniej – rejon Awa). A było to tak...

Zdarzyło się to w okresie Tenpo (1833-1840) nad rzeką Katsuura. Rozegrała się tu wielka i krwawa bitwa pomiędzy Kinchou z Higaino i Rokuemonem z Tsudaura. Tanuki z rejonu Awa podzieliły się na dwie frakcje i starły w walce, a wiele z nich odniosło rany i zginęło.

Kinchou początkowo zamieszkiwał norkę w Nakata. Pewnego dnia jego domostwo znalazły miejscowe dzieciaki, które próbowały go stamtąd wykurzyć. Zwierzak o mało co nie postradał tam życia, ale został ocalony przez niejakiego Moemona od farbiarzy „Yamatoya” z miejscowości Higaino. Wdzięczny za ocalenie Kinchou złożył obietnicę przeniesienia się do Yamatoya i pomagania rodzinie. Został ich bóstwem opiekuńczym, a interesy rodziny farbiarzy rozkwitły.

W późniejszych latach Kinchou zaciągnął się jako uczeń do Rokuemona z pobliskiej miejscowości Tsuda. Wielce się wyróżniał na służbie odwagą i sprytem, więc Rokuemon zaproponował mu rękę swej córki. Chciał, by dzielny tanuki został jego zięciem ku chwale rodu. Jednakże Kinchou był związany więzami wdzięczności i odpłaty z rodziną Yamatoya i odmówił. Rokuemon źle zrozumiał intencje swego ucznia, odmowę uznał za afront i najwyższą niewdzięczność. Zebrał swoje wojska i wypowiedział Kinchou wojnę.

Nasz bohater musiał również zebrać stronników i stawić się do walki. Obie armie spotkały się nad rzeką Katsuura, która spłynęła krwią podczas tej gwałtownej i krwawej bitwy. Ciężko ranny Rokuemon zginął w boju, lecz zwycięskiemu Kinchou również nie było dane żyć dużo dłużej. Ostatkiem sił zdołał wrócić jeszcze do Higaino i pożegnać się z Moemonem, po czym zmarł od ciężkich ran.

Niestety, śmierć głównych bohaterów nie zakończyła konfliktu pomiędzy ich zwolennikami. Kres walce położył dopiero wielki generał tanuki, Yashimano Tasaburouhage, który dowiedziawszy się, jak wielkie straty w populacji zwierząt przyniosła, zarządził rozejm i zakończył wojnę.

W sztuce tanuki są bardzo często przedstawiane w przebraniu mnicha. Siedzą i grają na czymś, co powinno być świątynnym bębenkiem, lecz jest oczywiście wybrzuszonymi jądrami. Trzeba bardzo uważnie przyglądać się fakturze używanych przez tanuki przedmiotów, żeby nie dać się oszukać. Z bębnieniem wiąże się jedna z najbardziej znanych piosenek o tanuki, czyli dziecięca pioseneczka zacytowana poniżej. Opowiada o jednej z ulubionych rozrywek tanuki. Zwierzęta zbierają się nocą, bębnią na brzuchach (wersja łagodna) lub na „złotych kulach” (wersja ostrzejsza), śpiewają, tańczą, piją i jedzą. Zapis „ponpoko pon” oddaje dźwięk, jaki powstaje, gdy tanuki bębnią. Jest to autentyczna piosenka zapisana na podstawie różnych przekazów regionalnych.

 

tabela

 

Według przekazów o demonicznych tanuki dźwięk „ponpoko pon” służy zwierzętom do wprowadzania słuchaczy w trans i zwabiania ludzi w groźne pułapki po zmierzchu.

Na koniec chciałabym przytoczyć jedną z najbardziej znanych bajek o tanuki, świetnie ilustrującą ich zmiennokształtność i skłonność do zabawy: „Szczęśliwy czajniczek” (Bunbuku chagama).

W świątyni Morinji (obecnie prefektura Gunma) żył stary mnich, który był wielkim smakoszem herbaty. Idąc pewnego dnia przez wioskę, spotkał Jinbeia – biednego zbieracza złomu. Wśród licznych metalowych rzeczy znalazł u niego czajniczek, który tak mu się spodobał, że natychmiast go kupił. Mnich wrócił do świątyni i postanowił od razu zaparzyć sobie herbaty, gotując wodę w nowym czajniczku. Postawił go więc na ogniu, ale wtedy czajniczek, zamiast stać spokojnie, zaczął się ruszać. Wysunął się z niego ogon, potem pyszczek i łapki, całość zaś przypomniała jako żywo tanuki. Czajnik wrzasnął i zaczął biegać po całym pomieszczeniu, a młodsi mnisi próbowali go złapać. Narobili razem mnóstwo hałasu i zdemolowali kilka pomieszczeń. Gdy wreszcie udało im się złapać niesforny czajniczek, zapakowali go do pudła, a stary mnich poszedł odszukać zbieracza złomu. Znalazłszy go, oddał mu „diabelski” czajnik jak najszybciej, zabierając biedakowi zapłacone pieniądze.

Jinbei nie zagrzewał długo miejsca w jednej wiosce, wyruszył więc zaraz w drogę. Zatrzymał się na nocleg w lesie, a wtedy zobaczył przy swojej głowie dziwny czajnik. Ten najpierw stał spokojnie, po czym nagle wyrosły mu nogi, głowa i ogon. A potem znów zamienił się w zwykły czajnik. Zbieracz nie mógł uwierzyć, że nie śni, ale dziwny przedmiot przemówił do niego. Powiedział, że jest nieszczęśliwy i że chciałby nieść ludziom radość, pokazywać rozmaite sztuczki. I poprosił, żeby znaleźć w mieście objazdowy teatrzyk, który przyjąłby go na występy. Kiedy tylko Jinbei dotarł do miasta, znalazł taki mały teatrzyk. Uzgodnił z właścicielem, że pokaże niezwykły czajnik, który chodzi po linie i tańczy z parasolką przy akompaniamencie muzyki. I już od pierwszego występu tanuki wzbudził wielkie zainteresowanie. Wszyscy chcieli zobaczyć coś tak niezwykłego, nawet książęta i damy dworu zapraszały Jinbeia na specjalne pokazy akrobacji w wykonaniu czajnika do herbaty. Możemy domyślać się, że zarówno zbieracz złomu, jak i właściciel teatru objazdowego zarobili fortunę na popularności tanuki „zaklętego” w czajnik. A i zwierzak był bardzo szczęśliwy, że może dokazywać, popisywać się i bawić publiczność.

Trwało to aż do dnia, kiedy tanuki stwierdził, że wystarczy mu już występów i że nadszedł czas rozstania. Jinbei, dawny biedny zbieracz złomu, przepełniony wdzięcznością odniósł czajniczek z powrotem do świątyni Morinji, gdzie powierzył go mnichom wraz z sowitą ofiarą dla Buddy. Dziwna kombinacja tanuki i czajnika pozostała już w Morinji jako lokalna atrakcja i maskotka świątyni, przynosząca wszystkim szczęście.

 

W Japonii nie tylko lisy i tanuki potrafiły przybierać cudzą postać. Bardzo często zdarzało się to kotom, wężom i innym potworom. Właśnie koty bardzo często uważane były za najgorsze demony. Żeby rozwiać Wasze wyobrażenia o tych miłych, mruczących zwierzątkach, w kolejnym artykule pozwolę sobie zapoznać Was z opowieściami o złych i demonicznych kotach. A przy okazji również o wszelakich duchach i upiorach, nawiedzających japońską wyobraźnię.


_______________

Do opracowania artykułu korzystałam z następujących źródeł:
Jolanta Tubielewicz, „Mitologia Japonii”, Wyd. Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1986;
Helena Adamczewska, „Baśnie i legendy Dalekiego Wschodu”, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000;
A.B. Mitford, „Tales of Old Japan”, Tuttle Publishing, 2002;
Stephen Addiss, „Japanese Ghosts and Demons”, George Braziller, 2001;
Lafcadio Hearn, „Japanese Fairy Tales”, Peter Pauper Press, 1961.

 


< 11 >