Fahrenheit nr 58 - kwiecień-maj 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 15>|>

Karolus Gustavus Rex Poloniae

 

 

Czy Szwedzi mogli wygrać „potop”? Czy Jan Pasek mógł pisać w pamiętnikach nie o pogoni za Szwedami do Danii, a o pędzeniu Rosjan pod Moskwę albo Kozaków nad Don? Czy Polacy zaakceptowaliby władzę najeźdźcy? Odpowiedzi brzmią – tak, tak i tak. Jak było w rzeczywistości, wiadomo z lekcji historii i książek Sienkiewicza. Licząca półtora miliona mieszkańców Szwecja była w stanie pokonać i kontrolować Rzeczpospolitą, chociaż ta liczyła pięciokrotnie więcej ludności. I nic w tym dziwnego, wszak Wielka Brytania władała Indiami, choć proporcje były jeszcze bardziej niekorzystne dla Wyspiarzy. Więc co by było, gdyby Szwedom powiodło się? I co musiałoby się wydarzyć, żeby odnieśli sukces?
Pierwszą, i najistotniejszą, z punktu widzenia wszystkich historyków alternatywnych sprawą jest możliwość zaistnienia takiej wersji historii. Otóż, cała druga wojna północna, czyli nasz „potop”, została przez Szwedów podjęta bez konkretnych planów. Były tylko dwa założenia ogólne – stworzenie Dominium Maris Baltici i zarobek. Szwecja po wojnie trzydziestoletniej miała poważne kłopoty finansowe. Wobec braku szczegółowych planów mamy to, co wszyscy gdybolodzy kochają – niepewność. Wystarczyłaby drobna zmiana i historia wskoczyłaby w inne koleiny. Tematem spekulacji może być niemal cała wojna – w samym tylko „potopie” mamy kilka potencjalnych rozgałęzień. Dlaczego można rozważać zwycięstwo Szwedów? Z kilku powodów:

– Szwecja pod koniec 1655 roku faktycznie kontrolowała znakomitą część terytorium Rzeczpospolitej;

– Na stronę Szwecji przeszła większość polskiego wojska – w tym obaj hetmani koronni – i praktycznie całe wojsko litewskie;

– Opozycja przeciw Janowi Kazimierzowi była bardzo silna, rozważano detronizację króla, a Karol X Gustaw, w momencie swoich największych sukcesów, był bardzo poważnie rozważany jako kandydat do korony;

– Duża część szlachty uważała, że tylko sojusz ze Szwecją doprowadzi do pokonania Moskwy, która w wojnie 1654/1655 zajęła większość Litwy wraz z Wilnem i podporządkowała sobie Zadnieprze;

– W Karolu Gustawie widziano silnego króla, który zreformuje Rzeczpospolitą i przywróci jej blask.

Szanse na zwycięstwo były. Karol Gustaw, mając poparcie dużej części szlachty, w pewnym momencie planował nawet zwołanie sejmu koronacyjnego. Być może detronizacja Jana Kazimierza przez sejm nie byłaby nawet potrzebna. Na początku wojny król, przekonany o porażce, rozważał możliwość odstąpienia korony i zajęcia się swoimi księstwami dziedzicznymi. Wszystko to, a zwłaszcza perspektywa zwycięstwa z Moskwą i wzmocnienia Rzeczpospolitej, było kuszące. Paradoksalnie – i część szlachty to rozumiała – Polska mogła z przegranej wyjść wzmocniona.
Zazwyczaj uważa się, że początkiem szwedzkiej klęski było nieudane oblężenie klasztoru jasnogórskiego. Jest to prawda tylko częściowa. Oblężenie było tylko epizodem w wydarzeniach, które rozgrywały się w całej Polsce. Szwedzi rabowali dobra szlacheckie i kościelne, czym skutecznie pozbawiali Karola Gustawa szans na objęcie korony. Nie była to jednak wojna religijna, lecz wynik powszechnej wówczas zasady (zresztą autorstwa króla szwedzkiego Gustawa Adolfa), że wojna żywi wojnę. Ale można było temu zapobiec. Kluczowym, moim zdaniem, punktem było zdobycie przez Szwedów Krakowa (19 październik 1655), a następnie poddanie się Karolowi Gustawowi obu hetmanów koronnych (13 listopad) – Stanisława Rewery Potockiego i Stanisława Lanckorońskiego. Karol Gustaw był wtedy tak zaskoczony skalą zwycięstwa, że zaprzepaścił olbrzymią szansę, którą sam stworzył. I to, w znanej nam rzeczywistości, był koniec łatwych szwedzkich sukcesów i zarazem decydujący moment w historii polsko-szwedzkiej. Gdyby wówczas Karol Gustaw postanowił zdobyć polską koronę i podjął niezbędne do tego działania, mógł wygrać.
Przede wszystkim musiałby opanować swoje wojska. „Wojna żywi wojnę” była zasadą dla Szwedów bardzo korzystną, umożliwiającą prowadzenie działań z dala od dróg zaopatrzenia, długo i bez obciążania własnego budżetu. Ale była też głównym powodem powstania konfederacji tyszowieckiej i buntu wojsk polskich przeciw Karolowi. Dlatego pierwszym zadaniem króla Szwecji musiałoby być utrzymanie armii w ryzach. Zadanie niełatwe, ale możliwe. Potrzebował tylko – albo aż – kilku miesięcy, do czasu zwołania sejmu koronacyjnego. Zdobywszy Kraków, kontrolując większość wojsk koronnych, mógłby zaplanować rozmieszczenie swoich wojsk w garnizonach. Stary i sprawdzony sposób na zachowanie karności. Oczywiście nie podoba się to żołnierzom, ale za obietnicę przyszłych zdobyczy są gotowi na to przystać. Jednocześnie Karol Gustaw wydałby ponowny zakaz, pod groźbą dania gardła, rabowania dóbr kościelnych i szlacheckich, traktowania katolików na równych prawach. Kilka pokazowych egzekucji w garnizonach na pewno by pomogło. W ten sposób zarówno Polacy byliby chronieni przed Szwedami, jak i Szwedzi przed Polakami. W momencie kapitulacji hetmanów podjąłby Karol Gustaw krok decydujący – zwołanie sejmu koronacyjnego do Warszawy. Prawdopodobnie odbyłby się on w styczniu lub lutym 1656. Zebrani na sejmie szlachcice nie mieliby powodów, by nie wybrać Karola na króla – wszak Szwedzi nie grabią, nie plądrują. Tym bardziej, że Jan Kazimierz nie był z punktu widzenia szlachty monarchą dobrym – przecież doprowadził do wyniszczającej wojny z Kozakami i nie potrafił jej zakończyć. Ważne stanowiska obsadzał swoimi ludźmi, a nie Panami Braćmi, którzy wszak powinni je zajmować. Niechybnie miał zapędy absolutystyczne. Sejm koronacyjny bez oporów przegłosowałby detronizację Jana Kazimierza, tocząc jednocześnie ostatnie negocjacje z Karolem Gustawem. Dochodzi do porozumienia – Szwed przejdzie na katolicyzm, co dla szlachty jest niezmiernie ważne, a dla króla nie jest bardzo istotne, w Szwecji nadal może być protestantem. Karol ma zapewnić wolność wyznania w Polsce, zagwarantować wolności szlacheckie i przeprowadzić niezbędne reformy. W zamian otrzyma – oczywiście – koronę, sejm uchwali podatki na wojnę z Moskwą i odda pod jego bezpośrednie dowództwo polskie wojsko. Król zobowiązuje się przeprowadzić reformy po zakończeniu wojny na wschodzie. W zamian sejm spełnia jego żądania.
Następnego dnia rozbrzmiewają okrzyki – Karolus Gustavus Rex Poloniae!
Z całą pewnością pierwszym ruchem Karola Gustawa, króla Szwecji i Polski, byłoby zakończenie wojny z Moskwą. W 1654 wojska moskiewskie wkroczyły na Litwę i Ukrainę zajmując Kijów i niemal całe Wielkie Księstwo wraz z Wilnem. W 1655 roku wycofały się jednak z części terenów Rzeczpospolitej – zniszczenie Polski nie było celem cara, a jednoczesne zwycięstwo Szwecji i Rosji niechybnie do tego by prowadziło. Szwecja zajęłaby gęściej zaludnione i bogatsze tereny kraju, wobec czego wzmocniłaby się stosunkowo bardziej od Moskwy. W interesie Moskwy było jednocześnie zwycięstwo nad Polską – przy zachowaniu kluczowych miast, Smoleńska i Kijowa – i uniemożliwienie Szwecji odniesienia korzyści z wojny. Dlatego car zawiesił wojnę z Rzeczpospolitą.
Przez pierwsze miesiące „potopu”, Rosja jedynie obserwowała przebieg zdarzeń. Jednak w momencie tak wielkiego sukcesu Karola Gustawa, jakim byłaby koronacja na króla Polski, musiałaby interweniować. Wznowiłaby działania zbrojne jeszcze w zimie 1655/1656. Wobec tych wydarzeń sejm koronacyjny bez oporów oddałby Karolowi bezpośrednie dowództwo nad wojskiem, z pominięciem hetmanów. Król pierwsze oddziały wysłałby na wojnę jeszcze w lutym, będąc już pewnym koronacji. Pozostałe wojska, na których czele szedłby sam, wyruszyłyby już po uroczystości, czyli w marcu lub kwietniu. Prawdopodobnie polsko-szwedzka armia liczyłaby około siedemdziesięciu pięciu lub osiemdziesięciu tysięcy ludzi. Główne siły polsko-litewsko-szwedzkie, w sile około czterdzieści tysięcy ludzi, ruszyłyby na Litwę w kierunku Smoleńska, wspomagane przez kilka tysięcy Szwedów z Inflant. Miałyby przeciw sobie około osiemdziesiąt tysięcy Rosjan i Kozaków, ale jakość armii i wyszkolenie były zdecydowanie po stronie Karola Gustawa. Mniejsza, około trzydziestotysięczna armia, złożona głównie z Polaków wspomaganych przez Szwedów, skierowałaby się na Ukrainę. Jej celem byłoby zdobycie Kijowa i odzyskanie Zadnieprza. Pierwszą dowodziłby Karol Gustaw, drugą zapewne któryś ze szwedzkich generałów, wspomagany przez Polaków – być może Czarnieckiego, który, odstąpiwszy od Jana Kazimierza, wsparłby nowego króla. Wówczas, zamiast gonić Szwedów do Danii goniłby Rosjan i Kozaków nad Don. Połączone armie Rzeczpospolitej i Szwecji nie miałyby większych problemów z pokonaniem przeciwnika. Zakończyłyby się wygranymi w polu, a następnie oblężeniami Smoleńska i Kijowa. Wobec przegranej, coraz większych problemów wewnętrznych, a dodatkowo działalności polskich zagonów, które niczym lisowczycy zapuszczałyby się głęboko w Rosję, car musiałby uznać narzucony przez Karola Gustawa pokój.
Powrót z wojny oznaczałby początek reform. Król, mając za sobą armię i zdobywszy ogromną popularność, mógłby pozwolić sobie na wiele, nawet na złamanie niektórych umów ze szlachtą. Zapewniłby więc Wazom szwedzkim sukcesję w Polsce. Ponieważ szlachta zapewne nie przebolałaby dziedziczenia tronu wprowadziłby rozwiązanie pośrednie – elekcję vivente rege. Jeszcze za życia króla gromadziłby się sejm koronacyjny i wybierał następcę. Taki system oczywiście wzmacniał pozycję panującego, który miałby duży wpływ na wybór następcy. Zapewniłby też tron Wazom – szlachta, niczym za Jagiellonów, musiałaby wybrać na tron jednego z królewskich potomków. Inną, niezmiernie ważną reformą byłoby wprowadzenie podatków. Nawet nie naruszając wolności szlacheckich można było to wykonać – rozwiązaniem były akcyzy, nałożone na wszystkie towary. Już Jan Kazimierz rozważał takie rozwiązanie. Nie zabolałoby to szlachty tak bardzo, jak podatki bezpośrednie, a zapełniłoby królewską kasę, rozwiązując jeden z największych problemów w dziejach Rzeczpospolitej. Mając pieniądze, Karol Gustaw nie musiałby polegać na uchwałach sejmu i mógłby rozbudować stałą armię, która rozrosłaby się do około trzydziestu pięciu tysięcy w Koronie i dwudziestu tysięcy na Litwie. Było to jak najbardziej wykonalne – w okresie „potopu” armia francuska przekraczała już sto tysięcy ludzi, a w czasie wojen Ludwika XIV dochodziła do czterystu tysięcy.
Rzeczpospolita zmieniłaby się także wewnętrznie. Wazowie zapewne nie spędzaliby w Polsce zbyt dużo czasu, byli wszak przede wszystkim królami Szwecji. Pod nieobecność króla, władzę musiałby sprawować jego zastępca – idealnym rozwiązaniem byłoby pozostawienie w Warszawie dziedzica tronu, wcześniej wybranego przez sejm koronacyjny. Byłby jednocześnie następcą tronu i namiestnikiem. Litwa i Ukraina rozluźniłyby więzy z Koroną, zarządzaliby nimi mianowani przez króla urzędnicy. Rzeczpospolita przemieniłaby się w federację. Zarządców Polski, Ukrainy i Litwy ograniczałaby władza sejmów, jak i kadencyjność (z wyjątkiem Korony). Kozacy, którzy podczas wschodniej kampanii 1656 przeszli na polską stronę, uzyskaliby więcej wolności niż przed powstaniem Chmielnickiego. Zmieniłyby się też granice Rzeczpospolitej. Karol Gustaw zadbałby o włączenie do Szwecji księstw kurlandzkich. Prusy Królewskie zostałyby księstwem podległym bezpośrednio królowi szwedzkiemu.
Wolniej przebiegałyby zmiany społeczne. Dominującą pozycję w Rzeczpospolitej zachowałaby szlachta. Jej status doganiałoby – chociaż powoli – mieszczaństwo, które uzyskiwałoby niektóre prawa dotychczas zarezerwowane dla szlachty, między innymi możliwość nabywania ziemi. Pozycje szlachty i mieszczaństwa wyrównywałyby się powoli, ale jeszcze wolniej polepszałaby się sytuacja chłopstwa. Na pewno polscy chłopi nie uzyskaliby pozycji, jaką mieli chłopi w Szwecji. Nie otrzymaliby wolności, nadal pracowaliby dla szlachty, która przez długi jeszcze czas nie przerzuciłaby się na pracę najemną. Jest wątpliwe, by ich pozycja poprawiła się znacząco przed XIX wiekiem.
Szwedzkie zwycięstwo bardzo poważnie odmieniłoby stosunek sił i sytuację geopolityczną w całej Europie Środkowej i Wschodniej. Unia Rzeczpospolitej i Szwecji stanowiłaby zbyt dużą siłę dla Rosji, która po przegranej w 1656 roku na długie lata zostałaby wypchnięta na wschód i znajdowała się w defensywie. Wśród Kozaków nastąpiłby rozłam, przeciwnicy ugody perejesławskiej z Rosją zwyciężyliby, i wraz z Iwanem Wyhowskim powróciliby do Rzeczpospolitej, co zakończyłoby wojnę na kresach wschodnich. Wzrost siły Rzeczpospolitej, przy jednoczesnym osłabieniu i kryzysie wewnętrznym Moskwy (który zresztą miał miejsce w rzeczywistości, po wojnie z Rzeczpospolitą) stanowiłby olbrzymie zagrożenie dla Chanatu Krymskiego, który istniał dzięki równowadze sił między Moskwą a Polską. Siłą rzeczy, Tatarzy zwróciliby się przeciw Polsce, być może w sojuszu z Rosjanami. Natomiast Turcja, pogrążona wówczas w kłopotach wewnętrznych i ciężkiej wojnie z Wenecją nie mogłaby zareagować dość szybko, by przeszkodzić umocnieniu się Karola Gustawa na tronie. Być może nawet nie chciałaby, gdyż Unia byłaby naturalnym wrogiem dla Austrii, największego przeciwnika Turcji. Sama Austria znalazłaby się w trudnej sytuacji, zamknięta z trzech stron przez przeciwników – Francuzów, Turków i Szwedów z Polakami, którzy byli sojusznikami Francji. W jeszcze gorszej sytuacji byłaby Brandenburgia. Wobec potęgi Unii byłaby bezsilna, a któryś z królów szwedzkich (jeśli nawet nie Karol Gustaw, to na pewno wojowniczy Karol XII) przypomnieliby sobie o prawach Polski do Prus Książęcych i podjęli sprawę. Stałym wrogiem byłaby też Dania, wspierana przez Holandię, której zależało na duńskich cieśninach. Szwedzka dominacja, nieustanna perspektywa wojny, mogła doprowadzić do zamknięcia cieśnin, a tym samym zagrażała holenderskiemu handlowi na Bałtyku. W mniejszym stopniu Danię popierałaby Anglia, której bardzo zależało na doskonałym szwedzkim żelazie. Jedynym dużym sojusznikiem tak potężnej Unii byłaby Francja, już wcześniej powiązana zarówno z Rzeczpospolitą jak i Szwecją, i sojusz ten zacieśniałby się z czasem.
Próbując sięgnąć dalej w alternatywną historię, wszelkie przewidywania są coraz mniej pewne. Polska odcisnęłaby dość duży wpływ na Szwecję – była od niej kulturalnie silniejsza. Dzięki dostępowi do polskich uniwersytetów Szwecja dołączyłaby z czasem do reszty Europy pod względem cywilizacyjnym. Wydaje się też pewne, że musiałaby wybuchnąć wielka wojna północna. Jednak jej przebieg byłby zupełnie inny. Unia byłaby zbyt potężna dla koalicji małych krajów (Dania, Brandenburgia, Saksonia) i Rosji. Wojna zakończyłaby się zwycięstwem Unii, Lew Północy, Karol XII, triumfowałby zupełnie, umacniając tym samym pozycję Szwecji i Rzeczpospolitej wśród europejskich potęg. Z kolei nie byłoby zapewne wojen z Turcją – Turcy nie zaryzykowaliby ataku na tak silny kraj (w tym miejscu trzeba przypomnieć, że w momencie oblężenia Wiednia 1683 Austria była pochłonięta wojną z Francją, która związała większość jej sił). Jednak idąc dalej napotykamy już same nierozwiązywalne zagadki, próba przewidzenia dokładnej historii Szwecji, Rzeczpospolitej i Europy od połowy XVIII wieku graniczy już z czystą fantastyką. Jedynym pewnikiem jest brak rozbiorów. Wydaje się, że wojny napoleońskie, choć ich przebieg byłby nieco inny, niż w rzeczywistości, zakończyłyby się podobnym wynikiem. Państwo Polsko-Szwedzkie przetrwałoby je, a prawdziwym zagrożeniem byłaby dopiero Wiosna Ludów. Wówczas Unia mogłaby się rozpaść, dzieląc na dwa, a być może nawet cztery państwa lub tworząc luźniejszą federację, podobną do Austro-Węgier.
W każdym razie Polska, przegrywając „potop” miała szansę pozostać znaczącym w Europie krajem. Być może w ten sposób losy Rzeczpospolitej potoczyłyby się znacznie lepiej, niż po pyrrusowym zwycięstwie nad Szwecją.

 


< 15 >