Fahrenheit nr 58 - kwiecień-maj 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 17>|>

Somnambulicznym pociągiem na drugi brzeg

 

 

Horror w literaturze polskiej zajmuje pozycję dość poślednią. Przez czytelników gustujących w twórczości, nazwijmy to, poważnej – wzgardzony ze względu na rozrywkowość i fantastyczność, natomiast przez takich, którym cechy owe nie wadzą, ceniony zwykle mniej niż fantasy lub SF (w zależności od preferencji). Zapotrzebowanie na literaturę grozy, kiedy już się pojawia, zaspokajane jest najczęściej przekładami dzieł obcych. Rodzimych autorów, specjalizujących się w strasznych klimatach, mamy niewielu. Spojrzenie w odmęt historii literatury sugeruje, że również w przeszłości dużo ich jakoś nie było. Albo też ci, którzy byli, okazali się niewarci zapamiętania. A może jedno i drugie?

Z pewnością jednak wart jest pamiętania Stefan Grabiński (1887-1936). Jego istnienie notuje kilka mądrych ksiąg, doczekała się także proza Grabińskiego paru mniej lub bardziej poważnych analiz (przede wszystkim trzeba tu wymienić obszerne opracowanie Artura Hutnikiewicza – Twórczość literacka Stefana Grabińskiego, oraz zawarty w książce Jerzego Płomieńskiego Twórcy bez masek tekst poświęcony życiu prozaika). Nie jest moją ambicją ściganie się na tym polu z rzetelniejszymi od siebie, pozwolę sobie jedynie pokrótce przybliżyć postać i dokonania pisarza czytelnikom, którzy z jakichś przyczyn o nim nie słyszeli lub słyszeli mało.

Książkowy debiut Grabińskiego – opublikowany pod pseudonimem zbiór opowiadań Z wyjątków. W pomrokach wiary (1909) – nie należał do udanych (m. in. z powodu przesadnej, młodopolskiej maniery ocierał się wręcz o grafomanię). Właściwy początek kariery literackiej wyznaczyła dopiero antologia o wciąż nieco pretensjonalnym tytule Na wzgórzu róż (1918). Natomiast sławę i uznanie przyniósł o rok późniejszy Demon ruchu (1919), do dziś uznawany powszechnie za życiowe dzieło pisarza.

Nowele, z których Demon ruchu się składa, łączy motyw kolei i klimat grozy. Odludne, jakby zawieszone gdzieś na granicy światów stacje, nawiedzone pociągi, zapomniane torowiska wiodące do miejsc tyleż tajemniczych, ile przerażających – wbrew pozorom trudno o wdzięczniejszy teren akcji strasznych opowieści. Bohaterowie tych tekstów to w większości ludzie naznaczeni piętnem bolesnych przeżyć, dręczeni przez rozmaite obsesje, zdziwaczali. Poddani mniej lub bardziej bezpośrednim wpływom tytułowego demona, rozumianego wielowymiarowo, między innymi jako idea, napędzający, ale i destrukcyjny czynnik rzeczywistości, ukryty motor działań, sprężyna przemian. Demona tym niezwyklejszego i oddziałującego na wyobraźnię, że związanego blisko z tak codziennym i odległym od wszelkich dziwów elementem rzeczywistości, jak kolejowy ruch.

Niedługo później Grabiński wydał kolejne zbiory – Szalony Pątnik (1920), Niesamowita opowieść (1922) i Księga ognia (1922). Teksty w nich zawarte utrzymują w przeważającej mierze wysoki poziom, choć nie są tak charakterystyczne jak nowele, którymi autor zdobył uznanie. Zarzucano mu wtórność, schematyzm, korzystanie z raz wytworzonych szablonów i chyba nie bez kozery, bo data ukazania się ostatniej z tych antologii wyznacza kres krótkiego okresu popularności twórcy. W 1924 wydana zostaje Salamandra – pierwsza powieść pisarza, stanowiąca swoisty popis jego ogromnej wiedzy z zakresu czarnej magii, demonologii, mediumizmu. Na uwagę zasługuje niezwykle śmiały, zważywszy na czasy powstawania utworu, opis orgii na sabacie czarownic. Niestety, powieść okazała się formą, w której Grabiński radził sobie wyraźnie gorzej. Potwierdziły to zresztą książki następne – niemal zupełnie zignorowany przez krytykę i czytelników Cień Bafometa (1926) oraz bardzo źle przyjęty Klasztor i morze (1928). Nie uratował sytuacji kolejny zbiór opowiadań – Namiętność (1930), ani tym bardziej ostatnia opublikowana powieść – Wyspa Itongo (1934).

Poza utworami prozatorskimi napisał Grabiński trzy dramaty (z których dwa pierwsze wystawiono) Willa nad morzem (1916), Zaduszki (1921) i Larwy (1928). Niestety, nie odniosły sukcesu. Podobnie zresztą, jak ekranizacja jednego z opowiadań, wyreżyserowana przez Leona Trystana w 1927 roku Kochanka Szamoty.

Pisanej u schyłku życia powieści Motywy docenta Ponowy nie dane było pisarzowi ukończyć.

Być może zabrzmi to dla kogoś zaskakująco, ale przyglądając się życiorysowi Stefana Grabińskiego i zestawiając ten życiorys z jego twórczością, musimy dojść do wniosku, że Grabiński z całą pewnością nie był tak zwanym rzemieślnikiem. Bynajmniej nie znaczy to, że miał kiepski warsztat, przeciwnie – był pisarzem sprawnym. Chodzi o zawarty w utworach światopogląd, światopogląd – zaznaczmy – traktowany przezeń ze śmiertelną (dosłownie) powagą. Tak, tak, teksty Grabińskiego, choć z powodzeniem mogą być czytane dla czczej li tylko rozrywki, są dziełami wielowymiarowymi, o wiele głębszymi, niż mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka.

Grabiński przyszedł na świat w Kamionce Strumiłowej nad Bugiem z matki – nauczycielki, i ojca – sędziego, po którym odziedziczył nieuleczalną wówczas gruźlicę. Dzieciństwo spędził na wsi, lecz kiedy ojciec umarł, rodzina przeniosła się do Lwowa. Nieśmiały, chorowity, nadwrażliwy młodzieniec nie czuł się dobrze w towarzystwie rówieśników. Już wtedy wprawiał się w samotności.

Był bardzo religijny, na szczególny, mistyczny sposób. Jak twierdził – związki pomiędzy zaświatami a ziemią były dla niego wyraźnie wyczuwalne (nawiasem mówiąc, tuż po osiągnięciu pełnoletniości zmienił wyznanie z greckiego rodziców na rzymskie). Miał pełną świadomość, że choroba może w każdej chwili zaostrzyć się i zabrać go na drugi brzeg. Na początku studiów (filologia polska i klasyczna) stan jego zdrowia był wręcz dramatyczny. Pewnego razu kolega ukłuł go w rękę brudną stalówką. Wdało się zakażenie, próchnica zaatakowała kości, lekarze podjęli decyzję – amputować. Znalazł się jednak pewien tajemniczy znachor, który przy pomocy soczewki wypalił ranę, i kończynę uratowano. Sam uzdrowiony uznał wyleczenie za świadectwo działania mocy tajemnych.

Po zakończeniu edukacji Grabiński wykonywał zawód nauczyciela języka polskiego. Przez całe życie pracował w prowincjonalnych szkołach, wyjąwszy jedynie lata 1914-1915, kiedy nauczał w polskim gimnazjum w Wiedniu. Praca pedagoga nie dawała mu satysfakcji, traktował ją raczej jako zło konieczne, mimo to był nauczycielem dobrym i sumiennym. Pośród współpracowników miał opinię człowieka odpowiedzialnego, skromnego i spokojnego.

W roku 1917 Grabiński ożenił się i wiele wskazuje, że był to dobry okres w jego życiu. Trawiąca twórcę choroba zdawała się cofać, sukcesy literackie napawały optymizmem, a pożycie małżeńskie zaowocowało dwiema córkami. Etap ten nie trwał jednak długo – żona odeszła wraz z dziećmi już w 1921, a pisarz wrócił do matki (pozostał zresztą do śmierci człowiekiem samotnym). Wraz z klęskami osobistymi, spadkiem popularności i kondycji pisarskiej nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia.

W drugiej połowie lat dwudziestych krytyka zaczęła bądź to ignorować go, bądź wyrażać się o nim źle. Należy pamiętać, że czasy nie był dobre dla literatury przesiąkniętej duchem niesamowitości. Przypomnijmy sobie postulaty i manifesty artystyczne dwudziestolecia międzywojennego, powszechny kult codzienności, nowoczesności, zwyczajności, chorobliwą niechęć wobec tradycji romantycznych i młodopolskich, kosmopolityzm i umiłowanie konkretu. Sytuację Grabińskiego pogarszał fakt, że nie należał on do żadnej z ówczesnych grup literackich, nie był członkiem żadnego towarzystwa wzajemnej adoracji, w ogóle przyjaciół miał bardzo niewielu. Dla pisarzy-światowców (w rodzaju Iwaszkiewicza) Grabiński był przedstawicielem zapadłej prowincji, zacofanym reliktem minionej epoki, obciachem na tle postępowej prozy polskiej (czemu przytoczony światowiec dał wyraz w jednym z zachowanych listów). Tylko nieliczni krytycy, jak Karol Irzykowski, Jerzy Płomieński i Wilam Horzyca, byli mu przychylni, choć i oni odnosili się z rezerwą do pochodzących z późniejszego okresu działalności pisarskiej tekstów (co ciekawe, mimo niechęci pism literackich oraz rosnącej obojętności czytelników twórczość lwowskiego prozaika doczekała się grona naśladowców, okrytych dziś mgłą zapomnienia).

W początku lat trzydziestych sytuacja zdrowotna i życiowa Grabińskiego stała się naprawdę trudna (w 1931 nie był już zdolny do wykonywania pracy nauczyciela). Widząc to, przyjaciele – Irzykowski i Płomieński – pomogli mu wywalczyć nagrodę literacką miasta Lwowa (materialny jej aspekt – 7500 złotych – pozwolił pisarzowi na zakupienie lekarstw i spłatę długów). O pisarzu znów zrobiło się głośno, ale tylko na moment. Stan zdrowia bardzo utrudniał pisanie, tworzone teksty były coraz słabsze. Stefan Grabiński miał świadomość szybko nadchodzącej śmierci i przeczuwał, że jego sztuka nie zostanie nigdy należycie rozpoznana i doceniona. Jak wielu artystów w dziejach, umarł w nędzy i zapomnieniu.

Grabińskiego często nazywa się „polskim Edgarem Allanem Poe”. Z pewnością jest tu coś na rzeczy, bo nasz prozaik bardzo Poego podziwiał. Jednak źródła specyfiki tego pisarstwa są znacznie liczniejsze i bardziej złożone.

Świadomość śmiertelnej choroby, wątłe zdrowie, osamotnienie i nieśmiałość potęgowały u twórcy Demona ruchu filozoficzny zwrot ku zaświatom, jakby zawczasu chciał oswoić się ze śmiercią, być gotowym na jej przyjęcie. Literatura była dla niego (między innymi) sposobem na ujęcie szczególnego światopoglądu w atrakcyjnej, przykuwającej uwagę formie. Światopogląd ten zamyka się z grubsza w trzech, wyodrębnionych przez Artura Hutnikiewicza punktach.

Pierwszym z nich jest przekonanie o prymacie myśli nad materią. Oszczędnie rzecz ujmując – dla Grabińskiego cała rzeczywistość była tworem myślowych aktów bliżej nie zidentyfikowanej, potężnej Inteligencji. Podobna koncepcja nie jest naturalnie niczym nowym, Grabiński zaczerpnął ją między innymi z platonizmu, genezyjskiej filozofii Słowackiego, romantycznego realizmu magicznego oraz z zaskakujących teorii niektórych ówczesnych fizyków (Jeans, Eddington). Implikowała ona możliwość wpływania myślą na rzeczywistość, kreowania jej mocą samego umysłu, tłumaczyła zarazem intrygujące, a trudne do wyjaśnienia zjawiska, jak telepatia, telekineza, materializacja.

Drugim filarem światopoglądu lwowskiego pisarza jest przekonanie o istnieniu wielu rzeczywistości, jak dziś byśmy powiedzieli, równoległych. Rzeczywistości te krzyżują się, przenikają, granice między nimi są płynne. Koncepcję tę zaczerpnął prawdopodobnie z geometrii, zrewolucjonizowanej w 1859 roku przez Georga B. Riemanna, który zapoczątkował nowożytne rozważania na temat czwartego wymiaru (i całej ich reszty).

Trzecim elementem konstruującym wizję świata Grabińskiego jest wariabilizm – dynamiczna teoria bytu, przekonanie, że nic nie „jest”, a wszystko „płynie”. Myśl wywodząca się już od Heraklita, obecna też w filozofii staroindyjskiej, a w czasach bliższych autorowi podchwycona i kontynuowana między innymi przez Nietzschego, Bergsona oraz liczne szeregi rozmaitych teozofów.

Grabiński interesował się psychologią, psychopatologią i psychiatrią, które to nauki otwierały wówczas przed człowiekiem nowy, niezbadany wymiar nieświadomości. Wiedza z tego zakresu jest zresztą zauważalna – wielu bohaterów omawianej prozy można zdiagnozować jako klasyczne przypadki rozmaitych zaburzeń i chorób psychicznych. Znał Grabiński doskonale nowoczesne opracowania parapsychologiczne, teozoficzne, spirytystyczne, a także klasyczne podręczniki demonologii, magii, alchemii. Był zafascynowany wskazanym po raz pierwszy przez Cesarego Lombroso faktem obecności czynnika psychopatologicznego w jednostkach uzdolnionych twórczo. Zagadnienie płynnych i nieuchwytnych granic pomiędzy geniuszem, szaleństwem a tak zwaną normalnością stanowiło jeden ze stale powracających w jego dziełach problemów.

Niezwykle wyrazistym, obsesyjnym wręcz elementem twórczości Grabińskiego jest erotyzm. Odnajdujemy tu wiele kobiet złych, pięknych, diabelsko niebezpiecznych i skorych do bezlitosnego zniewalania mężczyzn mocą wdzięków. To śmiałe, częste eksponowanie groźnej, mrocznej strony ludzkiej seksualności bywało niekiedy podstawą złośliwych zarzutów pod adresem zarówno dzieł, jak i samej osoby pisarza. Sugerowano, że samotnik przenosił frustracje na teren literatury i wystawiano psychoanalityczne diagnozy – wszak Grabińskiego znakomicie czyta się Freudem. Nie zawsze brano przy tym pod uwagę, że w świadomie eksplorującej psychiczne zaburzenia literaturze grozy rezygnacja z tej sfery byłaby co najmniej podejrzana.

Stefan Grabiński, autor kunsztownych, wielowymiarowych i bogatych w znaczenia nowel, twórca erudycyjnych powieści, artysta od urodzenia naznaczony piętnem śmierci, stojący na granicy życia i tego, co potem. Pisarz kojarzony z literaturą ściśle rozrywkową, a w istocie awangardzista, stojący w opozycji wobec nurtów literackich epoki, w której przyszło mu żyć. Człowiek obdarzony rzadkim darem dostrzegania i wyodrębniania tajemnicy tam, gdzie inni widzieli jedynie pospolitość i nudę. Doprawdy, szkoda, że jego kariera literacka nie przebiegła w optymistyczniejszy sposób. Być może horror nie byłby dziś w Polsce gatunkiem zaniedbanym. Być może nie określano by go w kategoriach produktu użytkowego. Być może dostrzeżono by czekający na wykorzystanie potencjał, zawarty w niesamowitych historiach.

 


< 17 >