Fahrenheit nr 58 - kwiecień-maj 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Para-nauka i obok

<|<strona 21>|>

Aparaty cyfrowe - prawda i mity

 

 

Już jakiś czas zastanawiam się, czy łamy „Fahrenheita” to właściwe miejsce na poruszanie tematów związanych z dniem dzisiejszym, ale po przeczytaniu artykułu Jacka Falejczyka „Kilka słów o fotografii” chciałbym się przyłączyć do głosu o fotografii cyfrowej.

Obok telefonów komórkowych jest to jeden z najbardziej jaskrawych przejawów rozwoju elektroniki i postępu technologicznego, z jakim stykamy się na co dzień. Pochodzę z pokolenia, które wyrastało na powieściach i filmach o lotach kosmicznych, gwiezdnych wojnach i walkach z potworami czy bojów toczonych przez szpiegów wyposażonych w najróżniejsze elektroniczne gadżety niedostępne zwykłym śmiertelnikom. W pamięci zresztą mam wciąż pierwsze kadry z filmu „Szpiedzy tacy jak my” (Spies Like Us), gdzie na ekranie pojawia się satelitarne zdjęcie samobieżnej wyrzutni międzykontynentalnego pocisku rakietowego z głowicą atomową. Dzisiaj bez trudu mogę takie, a nawet jeszcze dokładniejsze zdjęcie swojego domu ściągnąć z Internetu w piętnaście sekund. Nieco mniej dostępne niż telefony komórkowe, ale tylko z uwagi na cenę, są też lokalizatory GPS, korzystające z sieci satelitów, a komputerowe mapy poprowadzą nas prosto jak po sznurku (tylko czasem nieco zapętlonym) do celu. Co ciekawe, fotografia cyfrowa pojawiła się jakby nieco z boku rozwoju innych produktów współczesnej elektroniki. Przysłonił ją rozwój komputerów i cyfrowych usług bankowych, telefonów komórkowych i wspomnianych GPS-ów.

Historia cyfrowej fotografii sięga lat sześćdziesiątych zeszłego wieku. Jak podaje serwis www.digicamhistory.com, pierwszym aparatem z wbudowanych czujnikiem elektronicznym był TARON MARQUIS, który powstał w 1962 roku. W 1981 roku powstała natomiast pierwsza cyfrowa lustrzanka Pentax ME-F.

Tak naprawdę jednak rozwój popularnych aparatów cyfrowych rozpoczął się w latach dziewięćdziesiątych. Początkowo aparaty te były jednak bardzo drogie, a jakość obrazu nie najlepsza i trudno było się jej równać z aparatami analogowymi. Szybki rozwój elektroniki doprowadził jednak do spadku cen i osiągnięcia takiej jakości obrazu, że fotografii analogowej wróży się szybki kres, a wiele firm decyduje się na rezygnację z produkcji aparatów, które korzystają z kliszy filmowych.

Do naszego kraju fala zainteresowania aparatami cyfrowymi dotarła jakieś dwa, trzy lata temu. Obecnie sklepy komputerowe i fotograficzne zalane są olbrzymią ilością aparatów tego typu, wśród których trudno zorientować się osobom zaglądającym tam raz na kilka lat. Wybór właściwego aparatu jest zresztą utrudniony, bowiem spece od reklamy znajdują wiele argumentów, aby skłonić nas do nabycia oferowanych przez siebie produktów.

Tak się składa, że od dwóch lat mam możliwość testowania aparatów cyfrowych i wiele z modeli, które obecnie znajdują się w sprzedaży, przeszła przez moje ręce. Z poczynionych zaś obserwacji pozwolę sobie wysnuć wniosek, że parametry techniczne aparatów cyfrowych w żaden sposób nie odzwierciedlają jakości zdjęć, jakie można nimi uzyskać. Potwierdza się też twierdzenie, że zła moneta wypiera lepszą i na rynek co rusz trafiają aparaty, które jeszcze dwa lata temu nie miałyby szansy znaleźć kupca. Widać producenci wyznają zasadę, że koszt włożony w opracowanie nowego aparatu musi się zawsze zwrócić, nawet jeżeli jest to totalny chłam. Ważne, że uda się odpowiedniej liczbie ludzi wcisnąć prawdziwy kit, a najlepszym przykładem jest aparat Praktica DPix 530Z. Jakość zdjęć, jakie można nim wykonać, jest po prostu katastrofalna, podczas gdy inne modele aparatów tej marki potrafią się sprawować całkiem nieźle.



Jakość zdjęć wykonana aparatem Praktica DPix 530Z bywa po prostu katastrofalna

 

Poważne, chociaż może nie aż tak spektakularne wpadki zdarzają się też renomowanym firmom, czego dowodzi aparat Lumix DMC-FX07 firmy Panasonic. Zwłaszcza gdy porównać je z dużo tańszymi modelami konkurencji. Tym bardziej to dziwi, bo przecież nieudana konstrukcja może znacznie zepsuć wizerunek solidnego producenta. To jednak nie nasze zmartwienie.



Nawet renomowanym firmom trafia się wpadka, jak w przypadku modelu DMC-FX07 Panasonica, zwłaszcza gdy jakość zdjęć porównać z ceną aparatu

 

Mit markowego aparatu

Przy okazji jedna, dłuższa dygresja, która dotyczy zarówno kompaktów, jak i lustrzanek (chociaż tych drugich w dużo mniejszym stopniu). Musimy zapomnieć o micie solidnego producenta. Każdej firmie trafia się wypuścić aparat, który – oględnie mówiąc – robi kiepskie zdjęcia. Zresztą na tym rynku nieco gorzej radzą sobie firmy od lat kojarzone z fotografią. Z trudem konkurują z producentami przyzwyczajonymi do rynku masowej elektroniki. Chlubnymi wyjątkami, zwłaszcza na polu lustrzanek cyfrowych, są firmy Canon i Nikon. W tej dziedzinie wręcz dyktują one reguły gry i do nich cała reszta producentów próbuje nawiązać. Z tych dwóch firm jednak tylko Canon dobrze radzi sobie z produkcją kompaktów. Konstrukcje tej kategorii oferowane przez Nikona nie wyróżniają się niczym szczególnym. Podobny, niezbyt wysoki poziom reprezentują też wyroby takich firm jak Olympus czy Kodak, a przecież są to w tej branży prawdziwi potentaci. Olympus próbuje sobie radzić, oferując prawdziwie pancerne konstrukcje, z którymi możemy nawet nurkować, co powinno zainteresować osoby odwiedzające Egipt i podziwiające tamtejsze rafy koralowe.

Wyraźnie widać, że firmy ściśle związane z fotografią analogową mocno spóźniły się z wejściem na rynek cyfrówek i nie doceniły ich potencjału oraz szybkości postępu technologicznego. Kilka lat opóźnienia wystarczyło, aby dystans dzielący je od liderów stał się trudny do nadrobienia. Najlepszym przykładem jest firma Leica (legenda branży), która dopiero w zeszłym roku wypuściła swoją pierwszą lustrzankę cyfrową, opracowaną zresztą do spółki z firmą Panasonic.

Firmy tradycyjnie obecne na rynku fotografii nie są chyba też przygotowane do walki, jaka toczy się na polu kompaktów cyfrowych, i do dynamiki rozwoju produktów elektronicznych. Nie są w stanie sprostać liczbie modeli oferowanych co kilka miesięcy przez koncerny związane od lat z branżą elektroniki użytkowej, takie jak Canon, Sony czy Panasonic (wyjątkiem jest tylko HP, którego aparaty, delikatnie mówiąc, rewelacją raczej nie są). Dowodzi tego decyzja o wycofaniu się z produkcji aparatów, jaką w 2005 roku podjęła firma Konica Minolta, cały swój dział związany z produkcją aparatów sprzedając koncernowi Sony. Notabene firma Konica Minolta powstała, jak sama nazwa wskazuje, przez nieco wcześniejsze połączenie się firm Konica i Minolta. Co ciekawe, kompakty cyfrowe tejże firmy reprezentowały sobą całkiem niezły poziom, a lustrzanki dorównywały konkurencji. Najlepiej jednak dowodzi to, jak trudno sprostać wymaganiom klientów.

 

Sprawdź, ile masz kasy

Zanim zabierzemy się za wyszukanie najlepszego aparatu, musimy określić kwotę, jaką możemy przeznaczyć na aparat, potem możemy ustalić, jaka grupa aparatów najbardziej nas interesuje. Aparaty cyfrowe możemy bowiem podzielić na trzy kategorie: lustrzanki, ultrazoomy i kompakty. Zacznijmy może od ustalenia, czym charakteryzują się te trzy grupy.

 

Lustrzanki

 



Amatorska lustrzanka Canon EOS 400D

 

Najdroższa i najbardziej zaawansowana kategoria to lustrzanki, czyli aparaty typu SLR (Single Lens Reflex). Ich podstawową cechą jest możliwość wymiany obiektywu, ale tak naprawdę od pozostałych aparatów dzieli je prawdziwa przepaść technologiczna. Zastosowane w nich rozwiązania pozwalają na bardzo szybką pracę i uzyskanie jakości zdjęć niewiele ustępującej aparatom analogowym. Niestety ich podstawową wadą jest, obok sporej ceny samego aparatu, również wysoka cena obiektywów.

Chociaż obecnie najtańszą lustrzankę, a właściwie sam korpus bez obiektywu, można kupić już za niecałe 1700 zł (Nikon D70s, D50), to porządny obiektyw kosztuje kolejne 1000 zł. Co prawda najtańszy obiektyw znajdziemy za jakieś 600-700 zł, ale szkoda na niego pieniędzy, podobnie jak na firmowe zestawy z dość słabymi obiektywami. Chcąc wykorzystać możliwości lustrzanki, musimy się uzbroić przynajmniej w obiektyw szerokokątny i teleobiektyw. Łączny koszt zamyka się więc kwotą zbliżoną do 3500-4000 zł (tyle musimy też dać za całkiem niezłą lustrzankę K10D firmy Pentax). Inną wadą lustrzanek jest spory ciężar i duże rozmiary, chociaż konstrukcje przeznaczone dla amatorów są coraz mniejsze i lżejsze. Tym niemniej trudno je schować do kieszeni – konieczne jest więc użycie jakiejś torby, w której można przenosić całe wyposażenie (dochodzą jeszcze filtry, ładowarka, dodatkowe akumulatory itp.). Jednym słowem, lustrzanka jest aparatem dla osób, dla których robienie zdjęć jest celem samym w sobie i to ich interesuje przede wszystkim.

 

Ultrazoomy

 



Chociaż Nikon COOLPIX 8800 jest podobny do lustrzanki, to jednak ma stały obiektyw, za to o dużym zoomie

 

Nieco tańsze od lustrzanek są aparaty zaliczane do ultrazoomów. Są to aparaty kompaktowe, czyli z obiektywem wbudowanym na stałe w korpus. Jednak ich możliwości znacznie przerastają zwykłe kompakty. Podstawową zaletą jest duży zakres ogniskowych, który w zależności od modelu pozwala na uzyskanie od ośmiu- do dwunastokrotnego powiększenia (zoomu). Zazwyczaj pozwalają one też na uzyskanie dość dobrej albo i znakomitej jakości zdjęć. Co prawda nie do końca dorównuje ona nawet tanim lustrzankom, ale zazwyczaj nie powinna budzić jakichś specjalnych zastrzeżeń. Pod tym względem natomiast ultrazoomy zdecydowanie przewyższają zwykłe, nawet najdroższe kompakty. Dokonując więc wyboru w tej grupie, możemy skupić się na innych aspektach (takich jak zakres ogniskowych i czułości, rodzaj używanej karty pamięci, rozmiar itp.). Ich wadą jest natomiast nieco gorsza od lustrzanek praca, wskutek czego trudno liczyć na udane zdjęcia szybko poruszających się pojazdów, ludzi i obiektów, ale i tak są one szybsze od kompaktów. Niestety jakość ma swoje wymagania i aparaty te są też znacznie większe od kompaktów. Tak naprawdę niewiele ustępują rozmiarami najmniejszym lustrzankom, ale na upartego można je upchnąć w dużej kieszeni – jeżeli mamy dość obszerną kurtkę. Dzięki temu bez trudu możemy wybrać się z takim aparatem na narty i nie będzie nam zbytnio przeszkadzał. Oczywiście pod warunkiem, że umiejętności jazdy na nartach fotografa nie zagrażają przetrwaniu aparatu. Co ciekawe, wiele z tych aparatów nie jest wcale tak drogich, jak by można oczekiwać. Dobry aparat tej klasy, chociażby Fuji FinePix S5600, można kupić już za jakieś 800 zł, Panasonić DMC-FZ7 czy Sony DSC-H2 kosztują około 1100 zł. Są to konstrukcje sprzed roku czy dwóch lat i rozmiar ich matrycy nie jest zbyt duży, bo liczy sobie od 5 do 6 megapikseli, ale to już w zupełności wystarczy do celów amatorskich. Jakość zdjęć uzyskana tymi aparatami przewyższy zaś każdy kompakt, nie mówiąc o ich pozostałych możliwościach.

 

Kompakty

 



Sony DSC-T9 to przykład typowego kompaktu, o niewielkich wymiarach, a zwłaszcza małej grubości

 

Miejsce poczciwych aparacików, zwanych potocznie idiot-kamerami, zajęły konstrukcje wypchane po wrąbki najróżniejszymi funkcjami, z których i tak większość użytkowników w ogóle nie będzie korzystać. Wielu z nich przypuszczalnie nawet nie będzie wiedziała, że ich aparacik pozwala na ręczne ustawienie ogniskowej i balansu kolorów czy też skompensowanie ekspozycji. Pod tym względem aparaty te często przypominają mi inteligentne rakiety klasy „odpal i zapomnij”. Wystarczy zwykle dobrze wycelować aparat i nacisnąć spust migawki. Niestety wiele z nich należy zaliczyć do kategorii „odpal i zapomnij obejrzeć zdjęcia”, ale do tego tematu jeszcze wrócimy.

Podstawowym problemem, z jakim będziemy się borykać przy wyborze aparatu tej kategorii, będzie przede wszystkim olbrzymia liczba modeli. Trudno początkowo zorientować się, na co w ogóle zwracać uwagę, a że każda pliszka swój ogonek chwali, w sklepie raczej nie dowiemy się o wadach aparatów, a tylko o ich nieprawdopodobnych zaletach. Na początek więc garść faktów o podstawowych cechach kompaktów oraz o tym, na ile warto zwracać na nie uwagę przy zakupie.

 

Matryca obrazu – bez przesady

Za jedną z najważniejszych cech aparatów cyfrowych uznaje się rozmiar matrycy, która rejestruje zdjęcia. Minęły czasy, w których tanie aparaty zaskakiwały wielkim rozmiarem matrycy, który po bliższym przyjrzeniu okazywał się rozmiarem uzyskiwanym przez interpolację, czyli cyfrowe powiększenie obrazu. Uczciwość jednak okazała się bardziej opłacalna i w przeważającej większości podawany rozmiar matrycy odpowiada jej fizycznym parametrom. Zazwyczaj podaje się też maksymalny rozmiar matrycy oraz faktyczną liczbę pikseli wykorzystywanych podczas rejestracji zdjęć, który jest zwykle nieco mniejszy. Bardzo ważne jest jednak, by nie wiązać rozmiaru matrycy z jakością zdjęć. Obecnie wiele kompaktów może się pochwalić matrycami o rozmiarze 10 MP, ale wykonywane nimi zdjęcia wcale nie muszą być wyraźne czy prawidłowe kolorystycznie. Poza tym w codziennych, domowych zastosowaniach w zupełności wystarczy matryca o wielkości 5 MP, a 6 MP to już luksus. Wystarczy to bowiem do wydrukowania zdjęcia na kartce A4 i to bez pogorszenia jakości, a mało kto będzie decydował się na kosztowne powielanie zdjęć w większym rozmiarze. Okazuje się więc, że nieraz lepiej kupić aparat, który w sprzedaży jest od roku i ma niezbyt już imponującą matrycę, a za to potrafi zapisać udane zdjęcia i kosztuje znacznie mniej niż jego nowe odpowiedniki.



Rozmiar matryc może się bardzo różnić

 

Obiektyw

Najpoważniejsza pięta achillesowa kompaktów to mały i ciemny obiektyw. Jego nie najlepsze parametry najczęściej niweczą zastosowanie zaawansowanych funkcji. Dotyczy to większości aparatów tego typu, niezależnie od producenta. Niestety, decydując się na zakup tego typu aparatów, raczej nie będziemy mieli zbytniego wpływu na rodzaj zastosowanego obiektywu. Można co najwyżej poszukać konstrukcji wykorzystujących nieco większy obiektyw niż podstawowy gros aparatów tego typu. Warte w tym przypadku zainteresowania są chociażby modele Panasonica z serii LZ (np. Lumix LZ3 lub LZ5), a zwłaszcza LX (np. DMC-LX2).

 



Duży obiektyw w dużej mierze gwarantuje uzyskanie niezłej jakości zdjęć

 

Zoom – wielkiego wyboru to nie mamy

Zoom – jaki jest, każdy chyba widzi. Musimy tylko pamiętać, że ważny jest zoom optyczny, a nie cyfrowy. Ten drugi polega bowiem na cyfrowym powiększeniu wycinka zdjęcia. Niemal ten sam efekt możemy uzyskać za pomocą dowolnego programu graficznego. Na szczęście producenci już dawno przekonali się o tym, że na dłuższą metę nieopłacalne jest wprowadzanie w błąd użytkowników, i obecnie uczciwie podają zarówno wielkość zoomu optycznego, jak i cyfrowego. Przeważająca większość kompaktów oferuje tylko trzykrotny zoom optyczny. Bardzo nieliczne są modele o większym zoomie, do 5x. Aparaty o zoomie przekraczającym 8x zalicza się już do kategorii ultrazoomów. Zoom cyfrowy waha się zazwyczaj od 3 do 5x.

 

Ekran LCD – o nim warto pamiętać

Ponieważ większość kompaktów pozbawiona jest wizjera, użycie ekranu LCD to jedyny sposób na skadrowanie zdjęcia. Dlatego im ekran jest większy, tym lepiej, ale jego rozmiar decyduje w dużym stopniu o cenie całości. Ważna jest też jakość obrazu i minimalny kąt, pod jakim widać jeszcze coś na ekranie LCD. Większość nowych kompaktów wyposażona jest obecnie w ekrany dwuipółcalowe, co w zupełności wystarcza. Ekrany dwucalowe to już rzadkość, choć jeszcze się trafiają w najtańszych konstrukcjach. Najdroższe modele mogą się pochwalić trzycalowymi ekranami, ale te znowu zabierają mnóstwo miejsca na ściance aparatu, co sprawia, że przyciski sterujące stłoczone są na małej powierzchni.

 



Trzycalowy ekran przydaje się przy kadrowaniu zdjęć oraz ich przeglądaniu, ale zajmuje wiele miejsca

 

Zasilanie

Większość kompaktów wykorzystuje akumulatory litowo-jonowe o niewielkich rozmiarach, które łatwo upchnąć w niedużej obudowie. Znacznie praktyczniejszym rozwiązaniem jest stosowanie akumulatorów o rozmiarze typowych baterii, tak zwanych paluszków. Dzięki temu, gdy akumulatory się wyczerpią, możemy dokupić zwykłe baterie i nadal korzystać z aparatu.

 

Szybkość pracy

Generalnie kompakty nie należą do demonów szybkości. Chociaż większość nowych modeli uruchamia się dość szybko, to jednak autofocus, czyli system automatycznego wyostrzania, potrzebuje chwilę, aby ustawić właściwą ostrość obrazu. Dlatego, mimo szumnych deklaracji producentów, nie należy liczyć na to, że uda nam się zrobić zdjęcie spacerującym przyjaciołom czy biegnącemu psu albo kotu. Na to mogą liczyć tylko właściciele lustrzanek. Musimy jednak sprawdzić, jak szybko wybrany aparat wyostrza obraz, a zwłaszcza ile czasu zajmuje mu zapisanie zdjęcia na karcie pamięci. Okazuje się, że mimo sporego postępu, jaki pod tym względem się dokonał, można nadal trafić na konstrukcje, i to nowe, w których zapisanie wykonanej fotki potrafi zająć nawet dziesięć sekund.

 

Wizjer

W niektórych kompaktach, zwłaszcza tych nieco droższych, spotkać można wizjer. Nie jest źle, gdy jest on optyczny, mimo występowania zjawiska paralaksy (przesunięcia osi widzenia wizjera w stosunku do obiektywu). Zwykle wizjer taki bywa też sprzężony z zoomem, więc można go użyć zamiast ekranu LCD. Mimo małych rozmiarów przydaje się on przy silnym słońcu, gdy niewiele widać na ekranie, a zwłaszcza wówczas, gdy wyczerpuje się akumulator. LCD-ki zżerają koszmarne ilości energii, podobnie zresztą jak flesze, więc ich wyłączenie i używanie wizjera pozwala znacznie wydłużyć czas pracy aparatu bez konieczności doładowania akumulatora. Gorzej, gdy wizjer też jest elektroniczny, bowiem w tym przypadku oszczędność energii nie jest już taka duża. Małe rozmiary wbudowanych ekraników sprawiają natomiast, że możemy co najwyżej z grubsza zorientować się, co fotografujemy. Zaletą jest brak paralaksy, ponieważ widać w nich obraz rejestrowany przez matrycę aparatu.

 

Karty pamięci

Wielki bój wśród najróżniejszych typów kart pamięci wygrał chyba ostatecznie format Secure Digital, czyli karta SD. Jej zalety to niewielkie rozmiary, mała grubość i szybki zapis oraz odczyt danych, a przede wszystkim niska cena – która zresztą szybka spada (za 1 GB zapłacimy nieco ponad 30 zł – trudno w to nawet uwierzyć). Większość kompaktów, a ostatnio nawet tańszych lustrzanek, pozwala na jej wykorzystanie. Niestety jak na razie Sony i Olympus kurczowo trzymają się kart opracowanych na swoje potrzeby.

W przypadku Sony są to karty typu Memory Stick, które na dodatek występują w kilku odmianach różniących się długością i szerokością. Olympus stosuje zaś karty typu xD-Picture Card. Są one tak małe, że czasem trudno je wygrzebać z aparatu i łatwo zapodziać. Zazwyczaj przedstawiciele obu tych firm wychwalają swoje karty, podkreślając znacznie lepsze czasy zapisu i odczytu danych. Tymczasem czas ten zależy w dużej mierze od samego aparatu i typ karty nie ma na to jakiegoś zauważalnego wpływu.

Natomiast oba te rodzaje kart są znacznie droższe od kart SD, o czym należy pamiętać, kupując jakikolwiek aparat Sony czy Olympusa. Za kartę 1GB typu Memory Stick lub xD-Picture trzeba zapłać około 95 zł, czyli dwukrotnie więcej niż za SD.

Ostatnim typem kart stosowanych w aparatach jest Compact Flash, ale obecnie korzystają z niego tylko lustrzanki i przy ich omawianiu napiszę kilka słów na temat tych kart.

 







Karty Memory Stick są dość drogie, a na dodatek Sony co jakiś czas wprowadza kolejne odmiany

 



Karty xD-Picture firmy Olympus są najmniejsze, ale też należą do najdroższych

 



Karty SD (Secure Digital) wykorzystuje większość producentów i są stosunkowo tanie. Niektóre można podłączać bezpośrednio do gniazda USB

 



Karty CF (Compact Flash) stosowane są obecnie w lustrzankach

 

Nietypowe możliwości

Niektóre z kompaktów mogą się pochwalić dodatkowymi możliwościami, które mogą zaważyć na naszym wyborze. Oczywiście stabilizacja obrazu to już powoli standard, chociaż zazwyczaj realizowana jest na drodze cyfrowej. Ważna natomiast może się okazać kwestia odporności na zamoczenie. Oznacza ona, że aparat zabezpieczony jest przed zachlapaniem deszczem czy śniegiem. Możemy więc liczyć na to, że przetrwa lądowanie w zaspie śniegu czy fotografowanie w obfitym deszczu. Nie radziłbym jednak moczyć go w wannie czy w kałuży wody. Znacznie ciekawsza jest możliwość nurkowania z niektórymi aparatami, w czym celuje szczególnie Olympus. Co prawda nie możemy się zbyt mocno zanurzać, bo najwyżej na głębokość 2-3 metrów (choć model mju 770 SW wytrzymuje nawet do 10 m) albo i jeszcze mniej, ale to już wystarczy do wykonania ciekawych zdjęć w basenie czy na rafach koralowych w Egipcie.

 

Wybór kompaktu czas zacząć

Wśród kompaktów zarysowuje się podział na trzy podgrupy, różniące się ceną, a także zakresem funkcji i rodzajem materiałów, z których są wykonane. Pierwsza, najtańsza grupa obejmuje aparaty w cenie do około 600-700 zł, druga to aparaty w cenie około 600-1300 zł, a do trzeciej zaliczymy oczywiście aparaty kosztujące więcej niż 1300 zł, przy czym górna granica sięga nawet ponad 2000 zł.

Chcąc dokonać wyboru, musimy przede wszystkim określić, czego będziemy oczekiwali od aparatu. Część osób będzie stawiała na jakość zdjęć, część na zakres dostępnych funkcji, dla innych ważny zaś będzie bajerancki wygląd. Generalnie bardzo trudno znaleźć aparat, który fajnie wygląda, ma sporo możliwości i jeszcze pozwala na uzyskanie ostrych, wyraźnych zdjęć. Producenci najwyraźniej stawiają albo na wygląd aparatu, albo na jakość. Na szczęście ostatnio coś drgnęło w tym względzie.

 

Wygląd przede wszystkim

Wydaje mi się czasem, że producenci aparatów, stawiając na ich wygląd, nieraz w ogóle zapominają o pozostałych elementach. Okazuje się, że bardzo wiele aparatów o atrakcyjnym kształcie i wykonaniu robi nie najlepsze zdjęcia, chociaż wiele z nich kosztuje całkiem sporo. Zazwyczaj obudowy tych aparatów wykonane są z metalu, dzięki czemu są dość wytrzymałe, ale oczywiście bez przesady. Może się okazać, że rzucając takim aparatem o ściany, nie zarysujemy obudowy, lecz zniszczymy obiektyw czy matrycę albo inne układy we wnętrzu aparatu. Jeżeli zależy nam głównie na tym, aby pochwalić się aparatem podczas różnych spotkań ze znajomymi, warto zainwestować w model o dużym ekranie LCD, przynajmniej o przekątnej 2,5”, a najlepiej o trzycalowym ekranie. Dzięki niemu wspólne oglądanie zdjęć może być dodatkową atrakcją.

Jeżeli ktoś chciałby jednak takim aparatem wykonać udane zdjęcia, warto zainteresować się modelami z serii T firmy Sony. Charakteryzują się one ruchomą klapką, która osłania obiektyw aparatu. Po jej opuszczeniu następuje włączenie aparatu i możemy wykonywać zdjęcia, których jakość jest dość zaskakująca. Trudno tak niewielki aparacik podejrzewać, że potrafi wykonać zdjęcie jak znacznie większe kompakty.

Ostatnio również firma Samsung wypuściła aparat L70. Nawiązuje on atrakcyjnym wyglądem do aparatów z serii NV i mimo niezbyt wysokiej ceny pozwala na wykonanie zdjęć o naprawdę dobrej jakości.

 









Niektóre z aparatów to prawdziwe cacuszka, jednak należy uważnie przyjrzeć się ich możliwościom i jakości zdjęć

 

Dla maniaków fotografii

Wiele kompaktów wyposażonych jest w rozbudowane możliwości, które – przynajmniej na papierze – niewiele ustępują lustrzankom. Potrafią one działać w różnych, mocno zaawansowanych trybach pracy. Sporo z nich pozwala na tak zwaną preselekcję czasu naświetlania lub rozmiaru przysłony. Oznacza to, że możemy na sztywno ustawić chociażby czas naświetlania, zaś aparat zmierzy natężenie światła i dopasuje do tego czasu przysłonę albo uprzejmie poinformuje nas, że „to se ne da”. Podobnie możemy też ustawić przysłonę, zaś aparat dopasuje do niej czas naświetlania. Niestety przydatność tych trybów jest dość wątpliwa, bowiem inne, niezbyt wygórowane parametry zniweczą efekt, jaki chcemy uzyskać, chociażby płytką głębią ostrości. Dość często okazuje się, że mamy do wyboru, na przykład, dwie albo trzy wartości przysłony czy czasu migawki. Podobnie bywa z czułością.

Wiele z aparatów może się co prawda pochwalić bardzo wysokimi czułościami, nawet rzędu 1600 czy 3200 ISO. W praktyce możemy jednak takie parametry włożyć między bajki, bowiem na przeszkodzie staje wysoki poziom szumów. Najlepsze aparaty (mowa o typowych kompaktach) z trudem i dużą dozą dobrej woli pozwalają na użycie czułości 800 ISO. Zwykle już przy czułości 400 ISO dochodzi do pomarańczowego przebarwienia kolorystki i znacznego nasilenia szumów. W niektórych kompaktach nawet do tego stopnia, że całkowicie dyskwalifikują one zdjęcie. Tylko nieliczne modele, na przykład Sony W70, potrafią przy wysokich czułościach zachować szumy w ryzach. Wielu producentów próbuje sobie poradzić z szumami poprzez zastosowanie elektronicznej obróbki zdjęcia przed jego zapisaniem. Daje to jednak efekt silnego rozmycia szczegółów. Na większych fragmentach zdjęć o dość jednolitej kolorystyce i niewielkiej różnicy w odcieniach kolorów dochodzi też do pojawienia się dużych plam o ujednoliconej barwie, co razi sztucznością. Generalnie musimy się liczyć z koniecznością stosowania niskich czułości (50-100 ISO) jeżeli chcemy uzyskać niezbyt zaszumione zdjęcie.

Nie mamy też co liczyć na zbyt krótkie czasy naświetlania czy możliwość stosowania trybu bulb, w którym aparat rejestruje obraz do chwili zwolnienia spustu migawki. Przydaje się to przy zdjęciach nocnych, na przykład wówczas, gdy chcemy uzyskać obraz świetlnych smug pozostawionych na drodze przez samochody. Zapomnieć należy również o zdjęciach sportowych, bowiem z uwagi na długi czas pracy autofocusa trudno kompaktem zrobić wyraźne zdjęcie spacerującej osobie. Również nie na wiele przydadzą się zdjęcia seryjne. Jeżeli nawet możemy je wykonać, aparat zwykle potrafi zapisać niewiele więcej jak trzy zdjęcia w serii z uwagi na niezbyt duży bufor pamięci i długi czas zapisywania zdjęć na karcie. Jeżeli planujemy tego typu użycie aparatu, pozostaje nam tylko lustrzanka.

 



Podstawowa wada kompaktów to wysoki poziom szumów. Sprawiają one, że na jednobarwnych obszarach pojawiają się liczne punkty o różnorodnych kolorach.

 

Głębia ostrości

Kilka osobnych słów warto poświęcić tematowi tak zwanej głębi ostrości. Bardziej rozbudowane aparaty, a zwłaszcza lustrzanki, pozwalają na jej regulowanie. Operując przysłoną, mamy bowiem wpływ na rozmiar obszaru, w którym obraz na zdjęciu jest wyostrzony. Pozostałe fragmenty są coraz mocniej rozmyte. Dzięki temu możemy skupić uwagę na wybranym fragmencie zdjęcia. Przydaje się to przy portretach oraz fotografowaniu przyrody. Niestety w przypadku kompaktów raczej należy zapomnieć o tego typu sztuczkach. Po prostu ich obiektywy są skonstruowane tak, aby zapewnić uzyskanie ostrości w całym kadrze, niezależnie od długości ogniskowej. Pewne szanse na uzyskanie płytkiej głębi ostrości mamy stosując tryb makro, w którym elektronika aparatu próbuje wyostrzyć obraz na wybranym obiekcie. Należy jednak wcześniej sprawdzić, czy w trybie makro aparat pozwala na fotografowanie bardziej odległych obiektów. Wiele konstrukcji, na przykład Canon IXUS 900 Ti, potrafi wyostrzać obraz w tym trybie tylko przy odległościach nie przekraczających pół metra. Jeżeli jednak w trybie makro możemy robić zdjęcia bardziej odległym obiektom, można podjąć próby wykonania zdjęć z płytką głębią ostrości.

 



Przy dużej głębi ostrości widać wyraźnie obiekty znajdujące się zarówno blisko aparatu, jak i oddalone na dużą odległość

 



Płytka głębia ostrości sprawia, że elementy znajdujące się bliżej i nieco dalej niż fotografowana postać lub uwieczniany na zdjęciu obiekt będą rozmyte

 

Aparat to czy kamera

Warto zaznaczyć pokrótce, że chyba wszystkie aparaty cyfrowe (z wyjątkiem lustrzanek) pozwalają na kręcenie filmów. Nie zastąpią one kamery cyfrowej, ale w niektórych aparatach niewiele do tego brakuje. Jeżeli kogoś interesuje taka funkcja, powinien sprawdzić, czy filmy zapisywane są w maksymalnej rozdzielczości (640x480 punktów), wraz z dźwiękiem. Ważna jest także możliwość zmiany zoomu w trakcie filmowania, aby uzyskać efekt najazdu i odjazdu kamery. Należy pamiętać, że chodzi o zoom optyczny (niektóre aparaty pozwalają na zmianę zoomu cyfrowego). Dobrze też sprawdzić, na ile hałasuje sam aparat, aby dźwięki te nie zagłuszały innych odgłosów. No i koniecznie należy sprawdzić jakość obrazu w nagranych filmach. Niekiedy producenci stosują zbyt wysoką kompresję zapisu, co negatywnie odbija się na wyglądzie obrazu.

 

Podstawowe wady i zalety

Zazwyczaj każdy aparat kompaktowy ma swoje wady i zalety, ważne tylko, aby ilość wad nie przekraczała ilości zalet i aby w efekcie kompakt dobrze nam służył. Większość konstrukcji tego typu może zresztą pochwalić się podobnymi zestawami negatywnych i pozytywnych właściwości, krótko więc je wymienię. Dzięki temu możemy uniknąć bezowocnego poszukiwania aparatu idealnego. Listę taką można też skonfrontować z marketingowymi sloganami, jakich pełno przy opisach aparatów cyfrowych.

 

Podstawowe wady kompaktów:

– wolne wyostrzanie obrazu – zwykle trzeba zaczekać 2-3 sekundy;

– spore szumy, zwłaszcza przy wyższych czułościach (od 400 ISO w górę);

– niska jakość zdjęć przy słabym oświetleniu (np. przy niepogodzie);

– dość ciemny obraz na ekranie LCD;

– słaba lampa błyskowa i niska jakość zdjęć wykonywanych we wnętrzach;

– długi czas zapisywania zdjęć na karcie pamięci;

– nietypowe rodzaje kart pamięci w aparatach Sony i Olympusa.

 

Podstawowe zalety kompaktów

– niewielkie wymiary;

– ogólnie niezła jakość zdjęć wykonywanych przy dobrej pogodzie;

– prosta obsługa;

– wytrzymałe obudowy;

– spore ilości programów tematycznych;

– w większości nowych modeli obsługa w języku polskim;

– zazwyczaj trzykrotny zoom (niekiedy do 5x);

– możliwość rejestracji filmów.

 

Post Scriptum

Ponieważ tworzenie tego tekstu zajęło trochę czasu, więc kilka uwag z ostatniej chwili. Okazuje się bowiem, że aparaty cyfrowe, które pojawiły się na wiosnę tego roku, w wielu przypadkach poprawiają reputację ich producentów. Dotyczy to chociażby nowych modeli Kodaka z serii V (na przykład V1003) czy aparatu mju 770 SW Olympusa. Pozwalają one przede wszystkim na uzyskanie zdjęć o przyzwoitej jakości, a przy tym mogą się cechować dodatkowymi zaletami, jakimi w przypadku aparatu Olympusa jest możliwość zanurzania się na głębokość dziesięciu metrów. Świadczy to o tym, że w branży co chwila się coś zmienia i szukając aparatu dla siebie, nie możemy się opierać na opiniach sprzed nawet pół roku. Inna sprawa: tak się zastanawiam, czy zauważalna poprawa jakości zdjęć, widoczna w nowych aparatach, to czasem nie sprawka zwykłej poprawy pogody. Z pewnością lepiej wyglądają zdjęcia wykonywane w pełnym wiosennym słońcu niż zimowe – nawet jeśli w tej porze roku widać na niebie słońce, to stoi ono nisko i słabo oświetla fotografowane obiekty.

 


< 21 >