– Co to jest? – Smok aż się cofnął.
– Panna. – Burmistrz uśmiechnął się z szacunkiem. – Dokładnie jak pan prosił.
– I to ma być panna?
– Najprawdziwsza! – Burmistrz podał smokowi kwit z pieczęcią. – Proszę, certyfikat lekarski.
– Hm...
Smok z niedowierzaniem pokręcił gadzią głową. Wszystkie smocze legendy jednogłośnie twierdziły, że panny są najsmaczniejszym jedzeniem. Ale z tychże legend wynikało, że danie owo powinno cieszyć oko. Zaś to, co dostarczył burmistrz, oka nie cieszyło. A nawet dokładnie na odwrót.
– I pan jest pewien, że to najpiękniejsza panna w całym mieście? – zapytał smok.
– Najbardziej doświadczona panna – wymijająco odpowiedział burmistrz. – Ma spory staż.
– A to dobrze?
– Oczywiście! Na przykład wino, im starsze, tym jest droższe.
– Ale to wino...
Panna uśmiechnęła się skromnie, obnażając nagie różowe dziąsła z pojedynczym zębem. Smokiem wstrząsnął dreszcz.
– Znaczy, tego, ja wiem, że niektóre delikatesy nie wyglądają za szczególnie. Ale to... Jest pan pewien, że to w ogóle można jeść?
– Łaski bez! – Burmistrz zrobił obrażoną minę. – My tu dla pana z całego serca, a pan...
Smok spuścił głowę, czując się winny. Fakt, nie najlepiej to wyglądało. Może jednak się zmusić i odgryźć kawałek na próbę...? Spod oka zerknął na skręconą jak krewetka pannę i tak samo szybko uciekł spojrzeniem. Nie, to jednak przesada, do czegoś takiego się nie zmusi.
– Wie pan, chyba nie mam apetytu – przyznał uczciwie. – Może się obejdziemy bez panien?
– Życzenie klienta jest dla mnie rozkazem. – Wzruszył ramionami burmistrz i klasnął. – Hej, wy tam, zabierajcie danie główne i dawajcie zimny deser!