Fahrenheit nr 61 - listopad-grudzień 2oo7
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Para-nauka i obok

<|<strona 19>|>

Czy fotografia cyfrowa to jeszcze fotografia?

 

 

Tendencyjny przyczynek do dyskusji

 

Trochę to jak wkładanie kija w mrowisko. Fotografujemy cyfrowo czy może... obrazujemy? Czy przetworzony cyfrowo obraz fotograficzny to jeszcze fotografia? Jakże często spotykamy się z osądami – za dużo Photoshopa, to już nie zdjęcie, bądź – ale fajna grafika. Próby obiektywizowania problemu z mojej strony byłyby nadużyciem. Będzie zatem tendencyjnie. Nie chcę mówić o przedmiotach, jakimi są odbitki, slajdy. Zjawisko jest problemem. Nazywam je twórczością, bo sztuka to zbyt mocne określenie. Twórczością fotograficzną w megawymiarze. Czy możecie sobie wyobrazić, ile osób na świecie posługuje się cyfrowymi lub tradycyjnymi aparatami fotograficznymi? Moja wyobraźnia jest w tym przypadku ułomna. Znakomita większość fotografujących nie zastanawia się, czy fotografują, czy może rejestrują bądź obrazują. Dla nich jest to oczywiste. Ale, ale... czy wujek Zbyszek, pstrykając w radosnym uniesieniu zdjęcia podczas ostatniego, wesela na którym był w miarę trzeźwy, uprawiał jakąś twórczość? Moim zdaniem tak. Tworzył na potrzeby zamkniętego grona odbiorców, rodziny i znajomych. Nie miało dla niego większego znaczenia, że część fotografii pokazywał jako odbitki z foto-labu, inne jako wydruki z atramentówki, a całą resztę na ekranie monitora. Nawet domalowane do kilku twarzy wąsy, w myśl powiedzenia „gdyby ciocia miała...”, nikogo nie dziwiły.

– Józek! Zobacz swoją podobiznę w gazecie. Zdjęcie twoje, jak śpisz na ławce.

– Tak, to jakby ja. Ty, Zenek, lepiej postaw mi piwo, bo jakoś niewyraźnie widzę. Może to nie ja?

– Co ty, Józek, swojej pilotki na takim dużym zdjęciu nie poznajesz? O, idzie pan inżynier. Zapytamy, co uważa.

– Ej, inżynierku! Popatrz no na to zdjęcie z naszej lokalnej. Poznajesz, kto tam smacznie przysypia po kilku głębszych?

– Widać Józka uszatkę i gumofilce na tej kiepskiej reprodukcji. Obok ławki powinna być jednak sterta śmieci. O, jest tutaj do dzisiaj.

– Repro co?

– Reprodukcji. To jest reprodukcja, a nie zdjęcie. Na dodatek jakaś przerobiona.

– Eeee, inżynierku. Pieprzysz coś. Daj lepiej na piwo.

Zakończony bezkonfliktowym piwem spór rozlał się miłym uczuciem ciepła po kościach Józka i Zenka. Inżynier miał sporo szczęścia. Spotkał zwyczajnych ludzi. Józek, zanim został menelem, też fotografował. Zenek kupił cyfrówkę wnuczce na komunię. Oni widzieli w gazecie zdjęcie, inżynier reprodukcję. Miał w piwnicy tradycyjną ciemnię.

Coraz więcej osób fotografuje aparatami cyfrowymi. Tradycyjni fotografowie coraz mocniej bywają przywiązani do obróbki ciemniowej. Piwo w wirtualnych dyskusjach raczej nie łagodzi obyczajów. Bywa, że wzmaga antagonizmy. Czym zatem jest fotografia? Teoretycznie obowiązujące definicje bardziej oscylują w określaniu przedmiotu, a nie zjawiska. Trzeba zatem i o tym.

Według Słownika PWN: Fotografia: 1. utrwalanie obrazów za pomocą aparatu fotograficznego, 2. obraz otrzymany w taki sposób.

Według Wikipedii: Fotografia (gr. φω?, phos, D. photós – światło; grápho – piszę, graphein – rysować, pisać – rysowanie za pomocą światła) – zbiór wielu różnych technik, których celem jest zarejestrowanie trwałego, pojedynczego obrazu za pomocą światła. Potoczne znaczenie zakłada wykorzystanie układu optycznego, choć nie jest to konieczne – fotografia otworkowa, rayografia.

Według Encyklopedii PWN: Fotografia [gr. phos, photós ‘światło’, grápho ‘piszę’], otrzymywanie trwałych obrazów na powierzchniach pokrytych substancją światłoczułą (promienioczułą); również gotowy obraz fot. pozytywowy na podłożu nieprzezroczystym

Ostatnia definicja często staje się bastionem negowania cyfrowości. Konkretnie powierzchnie pokryte substancją światłoczułą. To nie matryce! – krzyczą fotograficzni puryści. Kiedyś definicje były prostsze. Cytowana z takich się wywodzi. Nie przewidywała, a opisywała stan faktyczny. Zgodny z aktualną techniką dzisiaj jednak już historyczną. Twórczość fotograficzna może już wyglądać nieco inaczej.

Według Encyklopedii PWN: fotografia artystyczna, fotografia estetyzująca, fotografia rozumiana jako samodzielne dzieło sztuki; pojawiła się w końcu XIX w.; pocz. nacisk na malarskość, w opozycji do której rozwijała się, gł. w USA, straight photography; w latach 20. i 30. XX w. dominowały fotomontaż i fotokolaż, w latach 50. – fotografia subiektywna, w latach 60. i 70. – f.a. konceptualna, której przeciwstawiła się w latach 80. stage photography.

Jednak w sukurs purystom przychodzą (tak nazywane przeze mnie) wspólne worki. Szersze zbiory. Po co zastanawiać się, co jest czym, skoro łatwiej umiejscowić problem w dziedzinie o szerszym zakresie. W jakim celu zastanawiać się, czy fotografia cyfrowa bądź cyfrowo przetwarzana jest fotografią, skoro łatwiej utworzyć inny worek pojęciowy. Jednym z nich jest obrazowanie cyfrowe. Z czym to się je? Autorka artykułu „Obrazowanie cyfrowe” w BF nr 06/2006 Maja Herzog-Majewska (a zarazem redaktor naczelny BF) zaprezentowała pogląd, że bardziej prawidłowe będzie określenie „obrazowanie cyfrowe”, a nie „fotografia cyfrowa”. Powołuje się przy tym na wypowiedź B. Konopki: „bo fotografia to pisanie światłem”. Nie zwraca przy tym uwagi, że istnieje również „pisanie światłem” po matrycy. Tak jakby można było pisać teksty tylko gęsim piórem, a wiecznym już nie. Moim zdaniem nastąpiło tutaj znaczące pomylenie pojęć, wprowadzające nawet w błąd. Stwierdzenie, że za pomocą kamery cyfrowej uzyskujemy obraz zapisany matematycznie, a następnie reprodukowany, odnosi się moim zdaniem do techniki, a nie do istoty fotografii. Pozwoliłem sobie kiedyś na lekką próbę współczesnego określenia „fotografii”. Fotografia to obraz namalowany światłem i następnie zarejestrowany tradycyjnie lub cyfrowo. Autorka wspomnianego artykułu jakby zapomina, że zarówno w przypadku fotografii tradycyjnej, jak i cyfrowej mamy do czynienia z tymi czynnikami. Jednak najbardziej istotnym jest fakt, że określenie „obrazowanie cyfrowe” jest dużo szerszym określeniem niż fotografia cyfrowa. Obejmuje wiele innych dziedzin twórczości bądź tylko czynności. Tego typu poglądy są dość znamienne dla stosowania obrony fotografii tradycyjnej. Z tego też powodu stosowanie technik współczesnych o znamionach cyfrowości stanowi łatwy pretekst do wrzucania niewygodnych tematów do wspólnych worków. Wrzuciłem do wora – pozbyłem się tematu. Bo to nie będzie błędne. Ja bym dodał: nie błędne, ale niezbyt mądre. Wielki uczony (przysłowiowy) Pawłow zobaczył malutkiego, wędrującego kwiatuszka. Będąc nie lada skrupulantem, długo się zastanawiał, jakby można go sklasyfikować. Kwiatuszek – roślina. Porusza się – zwierzak. I nagle przebłysk geniuszu – PRZYRODA. Nie zauważył przy tym, że to mała niezapominajka przykleiła się do odwłoku ubabranego w gó...e żuczka. Problem fotografii jednak jest szerszy. I pewne jest tylko jedno. Że obecnie jesteśmy na etapie stawiania pytań. Odpowiedź da czas. Ale to w żaden sposób nie usprawiedliwia tworzenia kolejnych worków. Szczególnie że nawet śmieci staramy się segregować.

Jeden z klasyków polskiej fotografii, autor wielu książek o technikach fotograficznych, Witold Dederko potrafił inaczej spojrzeć na twórczość fotograficzną. Jego spojrzenie pozwala nam uzmysłowić sobie, że problemy czystej i nieczystej fotografii istniały od dawna. W swojej książce „Elementy kompozycji fotograficznej” wydanej w roku 1960 ujął to następująco:

Zagadnienie formy w fotografii artystycznej jest od dawna przedmiotem dyskusji. Szczególnie w okresie międzywojennym rozwodzono się dużo na temat fotografii tzw. „czystej” i „tej drugiej”, której nadawano różnego typu epitety. Powstały dwie grupy zwalczające się: „purystów” i „neodekadentów”. „Puryści” wychodzili z założenia, że tylko to, co daje obiektyw, jest fotografią, ich przeciwnicy uważali, że wolno fotografii dopomagać sposobami niefotograficznymi, a nawet bardzo śmiałym, byle odpowiednim retuszem. Zdawałoby się, że zagadnienie jest proste. Należy opowiedzieć się za „czystą” lub „nieczystą” fotografią w przeświadczeniu, że jeden z tych kierunków jest słuszny. Czy jest możliwe wyznaczenie ścisłej granicy pomiędzy fotografią „czystą” i „nieczystą”? Czy mamy zdecydować się na fotografię z jej wszystkimi błędami, mającymi swe źródło w niedoskonałości narzędzia – aparatu? Chyba nie, bo celem naszym jest pokazywanie prawdy ludzkiej, a nie prawdy mechanicznej. Wbrew zatem „purystom” będziemy stosowali materiały światłoczułe panchromatyczne, obiektyw o odpowiednim kącie widzenia. Jeśli mamy wybierać właściwy kąt widzenia kamery zbliżonej do kąta widzenia oka ludzkiego, będziemy musieli zastosować specjalne obiektywy. Oko ludzkie widzi ostry obraz ograniczony kątem 2° do 6°. Obraz zawarty kątem 30° wydaje się oku nieostry. Ale oko dostrzega w jego granicach kształty przedmiotów. Przedmioty objęte kątem 80° widzimy już tylko jako plamy, nie rozróżniając kształtów. Zbudowanie obiektywu o takich właściwościach, jakie przejawia oko ludzkie, nie stwarzałoby w zasadzie wielkich trudności, lecz czy uzyskany z jego pomocą obraz byłby prawidłowy? Oko ludzkie posiada zdolność zwaną „pamięcią pantograficzną”. Polega ona na tym, że człowiek oglądający przedmiot, widziany pod dużym kątem, „rysuje” jak gdyby w swym mózgu kształty oprowadzone ruchem oka. Obraz taki powstaje w pewnym czasie, nie od razu, jest jednak jako całość utrwalony. Utrwalone zostaną przy tym nie wszystkie szczegóły, lecz jedynie „ogólny pokrój” przedmiotu. A więc oko ludzkie dokonuje pewnej syntezy oglądanego przedmiotu. Jest to słuszne z punktu widzenia potrzeb życiowych. Ważne może być dostrzeżenie np. drzewa, natomiast widzenie wszystkich jego listków jest zbędne. Dochodzimy więc do wniosku, że należałoby posiadać obiektyw syntetyzujący obraz, gubiący zbędne szczegóły, podkreślający przedmiot jako konkretną, zwartą całość. Taki obiektyw można zbudować. Znamy szereg obiektywów miękko rysujących, syntetyzujących. Istnieją również inne metody zmiękczania rysunku. Ale i ta droga nie jest rozwiązaniem, gdyż oko ludzkie zasadniczo widzi przedmioty ostro i posiada znaczną „głębię ostrości”. Musimy więc, nie negując całkowicie celowości zmiękczonego rysunku obrazu, szukać drogi syntetyzowania gdzie indziej – w technice odtwarzania tonów obrazów. Stosownym doborem emulsji negatywowej i pozytywowej, składem wywoływacza, dozowaniem czasu naświetlania i wywoływania możemy w pewnych granicach osiągnąć tonalną syntezę obrazu. Jest to jednak trudne zadanie. Drogą ściśle fotograficzną niełatwo jest jednak otrzymać syntezę totalną obrazu. Toteż każdy fotograf, niekoniecznie artysta, stosuje w procesie pozytywowym przy powiększaniu skuteczny sposób częściowego doświetlania obrazu. Ale przecież ten zabieg nie jest niczym innym, jak świadomym, celowym i niefotograficznym wpływaniem na wygląd ostatecznego obrazu, poprawianiem błędów, które popełnia surowa technika. Bardziej sceptycznie odnoszą się niektórzy krytycy do technik tonorozdzielczych, takich jak – „Person”, „izohelia” itp. Jeszcze surowiej traktują technikę „inwersji” (pseudosolaryzacji), mimo że jest ona prawie całkowicie automatyczna i zasadniczo przypadkowa. Nie będę wspominał o takich zabiegach, jak częściowe osłabienie pozytywu, wtórnik i inne techniki pokrewne retuszowi. Przyczyną tych wszystkich negacji jest niezrozumienie istoty fotografii artystycznej. Czy istnieje jednak „fotografia czysta”? Moim zdaniem istnieje. Ale jest nią jedynie amatorskie zdjęcie pamiątkowe, wywoływane i odbijane przez laboratoria fotograficzne, nieciekawe, prymitywne, pozbawione jakichkolwiek wartości artystycznych.

Jak łatwo dzisiejsi dyskutanci zapominają, że techniki komputerowe są tylko technikami. Łatwo przychodzi im podważanie sensu obróbki cyfrowej, a jednocześnie nie kwestionują efektów specjalnych uzyskanych w ciemni fotograficznej. Podejście dość proste, jednak niemające wiele wspólnego z postępem technicznym.

Pedro Meyer, autor książki „Prawda i rzeczywistość w fotografii”, która niedawno zasiliła nasze półki księgarskie, trafnie ujął omawiane kwestie:

Pojęciowo obraz fotograficzny znalazł się już w zupełnie nowym świecie, podczas gdy krytycy ciągle patrzą na niego według zasad starego modelu konstrukcji. Z drugiej strony, nazbyt dużym uproszczeniem jest spoglądanie na fotografię jako na bardziej wyrafinowany proces „wycięcia i wklejania”. Po raz kolejny problem tkwi w braku doświadczenia, który utrudnia krytykom zrozumienie możliwości, jakie dają nowe narzędzia. Opisywanie ich jako bardziej wyrafinowanych jest jak opisywanie samochodu jako bardziej wyrafinowanego konia. Owszem, i samochód, i koń zabiorą nas z jednego miejsca do drugiego, ale samochód może zrobić tyle rzeczy, których nie potrafi koń, że staje się jasne, dlaczego to samochody zastąpiły konie jako środek transportu. Cyfrowe narzędzia umożliwiają nam uzyskanie takiej kontroli nad tym, co i jak możemy zmienić w obrazie, o jakiej w epoce fotografii analogowej nie można było nawet zamarzyć... Mógłbym w nieskończoność wyliczać tego typu przykłady... Wystarczy, że na koniec dodam, iż to nie takie ważne, co mogą zrobić narzędzia, bo liczy się to, co jest za ich pomocą stwarzane... Jak długo krytycy będą dochodzić do tego, że liczy się przede wszystkim fotografia? Ile czasu zajmie im zrozumienie cyfrowej fotografii? Musimy pamiętać, że krytycy dysponują amboną, dzięki której mogą szeroko rozgłaszać swoje opinie, nawet jeśli ich przypuszczenia są błędne. Krytycy zwykle niechętnie przyznają, że nawet oni muszą przejść przez okres intensywnego przekwalifikowania się; że piszą o sztuce, z którą jeszcze nie są obeznani. Pogódźmy się z tym, że żyjemy w trudnych czasach, kiedy nie ma niczego, czego by nie można poddać w wątpliwość – ani fotografii, ani krytyków.

Nie mógłbym ująć tego lepiej własnymi słowami. Zastanawiam się, skąd czerpią swoją wiedzę krytycy piszący „tu już grafika, a nie fotografia”. Wątpliwości moje budzi sam fakt posiadania tajemnej wiedzy pozwalającej na wyrokowanie, jak i mniemanie o własnej nieomylności. Poszukując źródeł, trafiłem na definicje grafiki.

Według Wikipedii: Grafika – jeden z podstawowych obok malarstwa i rzeźby działów sztuk plastycznych. Obejmuje techniki pozwalające na powielanie rysunku na papierze lub tkaninie z uprzednio przygotowanej formy.
Zależnie od funkcji rozróżniamy grafikę artystyczną, zwaną też warsztatową, oraz grafikę użytkową, zwaną też stosowaną.

Grafika artystyczna (warsztatowa) wyróżnia się skupieniem w rękach artysty całego procesu twórczego od projektu, przez wykonanie matrycy do wykonania odbitek – rycin, które mają wartość oryginalnych dzieł sztuki. Ilość odbitek uzyskanych z jednej płyty zależy od techniki. Podstawowe techniki graficzne dzielą się na: wypukłe, wklęsłe i płaskie.

Grafika użytkowa, dziedzina grafiki i drukarstwa artystycznego służąca celom użytkowym, związana z rynkiem wydawniczym i reklamą. Grafika użytkowa obejmuje plakat, ilustracje, druki okolicznościowe, znaczki pocztowe, banknoty, ekslibrisy i liternictwo.

Według Słownika PWN: grafika to 1. dział sztuk plastycznych obejmujący dzieła wykonane techniką powielania na dowolnym podłożu odbitek z uprzednio wykonanej formy; też: dzieło wykonane tą techniką, 2. grafika artystyczna „grafiki niemające określonego charakteru użytkowego poza oddziaływaniem estetycznym, 3. grafika użytkowa „projektowanie plakatów, ilustracji książkowych, reklam, znaczków pocztowych, banknotów itp.

Cóż – powiedzą moi adwersarze – dzisiejsze fotografie to przeważnie grafika komputerowa. Pewnie nie są świadomi, że właśnie zawłaszczyli pojęcie tejże.

Według Wikipedii: Grafika komputerowa – dział informatyki zajmujący się wykorzystaniem komputerów do generowania obrazów oraz wizualizacją rzeczywistych danych. Grafika komputerowa jest obecnie narzędziem powszechnie stosowanym w nauce, technice, kulturze oraz rozrywce.

Wg Słownika PWN: Grafika komputerowa „dział informatyki zajmujący się tworzeniem za pomocą komputera rysunków, a także realistycznych obrazów obiektów rzeczywistych i wyimaginowanych”

Narzędziem zatem jest grafika komputerowa. Nie produktem. Natomiast cechy grafiki w rozumieniu ogólnym również nie pozwalają na uprawnione używanie tego określenia do fotografii obrabianej cyfrowo. Nie sposób przytoczyć mnogości przykładów prac współczesnych nam twórców posługujących się różnymi metodami warsztatowymi.

W „Roczniku Historii Sztuki” (PAN 2006, tom XXXI) dr Piotr Zawojski opublikował tekst pod tytułem „Daniel Lee, czyli hybrydyczność fotografii cyfrowej. Teoria i praktyka”:

Sam Lee wyznaje, iż związane to było z pojawieniem się programu graficznego Adobe Photoshop, z którego korzysta zresztą do dnia dzisiejszego, jednej z najważniejszych rzeczy, jakie wydarzyły się w fotografii od wynalezienia aparatu.

Jakże znamienne to słowa. Z wielką chęcią dedykowałbym je wszystkim wątpiącym. Jak również i dalsze fragmenty:

Porzucenie tradycyjnej technologii fotograficznej (kiedy mówię tradycyjnej, mam na myśli rzecz jasna fotografię analogową) i zwrócenie się w stronę technologii cyfrowej wyzwala wyobraźnię artysty z pewnych ograniczeń właściwych dla fotografii posługującej się starymi metodami kreacji, utrwalania i prezentacji. Nowe medium (fotografia cyfrowa) silnie uzależnione jest od technologicznych determinant, ale tak jak w przypadku każdej twórczej aktywności, tylko od siły wyobraźni artysty zależy, jak te ograniczenia, ale jednocześnie zupełnie nowe możliwości, zostaną wykorzystane. W istocie bowiem to nieskrępowana wyobraźnia (chociaż regulowana przez  szereg technicznych parametrów) jest elementem najważniejszym.

Cóż jeszcze można dodać? Opracowania dotyczące historii fotografii, dostępne na naszym rynku księgarskim, nie oganiają się od fotografii cyfrowej. Ona istnieje w nich jako ciągłość. Zainteresowani mogą sięgnąć po takie pozycje, jak:

Anne H. Hoy, „Wielka księga fotografii”, Boris von Brauchitsch, „Mała historia fotografii”, Naomi Rosenblum, „Historia fotografii światowej”.

Argumenty, cytaty przytaczane przeze mnie nie są pozbawione tendencyjności. Przestawiają mój punkt widzenia. A że nie umiem grać sam ze sobą w szachy... Zenkom i Józkom będzie wszystko jedno. Inżynierowie, jeśli są myślący, znajdą kontrargumenty bądź uznają słuszność odmiennych poglądów. Mnie na zakończenie wypada przytoczyć rękopis znaleziony w wannie. Ach... raczej tekst niewiadomego pochodzenia znaleziony w Internecie:

Fotografia jest jak jaskółka dostrzeżona przez wąskie romańskie okienko. Jeśli kiedykolwiek wyglądaliście przez takie okienko, to wiecie, że nie służy ono oglądaniu świata. Ono budzi naszą ciekawość tego, co pozostaje poza zasięgiem wzroku. Każde ujęcie jest kadrowaniem, każdy kadr jest odrzuceniem większej części rzeczywistości i większej części czasowego continuum. To, co pozostaje, nazywamy fotografią i ma to często niewiele wspólnego z okolicznościami, w jakich zrobione zostało zdjęcie.

Słowa te są dla mnie wyznacznikiem idei fotografii. Więcej znaczą niż wszelkie dywagacje bez rozwiązania. Są ponad.

 

Częstochowa, 24 XI 2007

 


< 19 >