Fahrenheit nr 62 - styczeń-marzec 2oo8
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Brak Dzialu

<|<strona 10>|>

Recenzje (6)

 

  


O strukturze czasu

 

Kilka tygodni temu uczestniczyłam w pasjonującej dyskusji na temat struktury czasu. Adwersarze mieli ogień w oczach, a posługiwali się argumentami, które nie do końca były dla mnie zrozumiałe. Żaden z nich nie dał się przekonać. Wszyscy zakończyli burzę mózgów z takimi samymi poglądami, z jakimi ją zaczęli, po czym rozeszli się do swoich zajęć.

Przypomniałam sobie tę wymianę zdań przy okazji lektury nowej książki G.G. Kaya – „Ysabel”. Tam czas teraźniejszy przeplata się z przeszłym, a postaci zmarłe przed wieluset laty wędrują ulicami francuskiego miasta i szczują współcześnie żyjących psami, które tak naprawdę wcale nie są psami.

Kiedy mamy -naście lat, wszystko, co nas otacza, jest cudownie jednoznaczne, opinie formułujemy szybko i są one bezwzględne. Piętnastoletni Kanadyjczyk Ned Marriner ma zamiar spędzić beztroskie wakacje w Europie, korzystając ze wszystkich dobrodziejstw, jakie może zapewnić mu ojciec – znany fotografik, który wraz z kilkoma pomocnikami z ekipy technicznej robi zdjęcia do nowego albumu. Lato zapowiada się sielankowo: ojciec jest wiecznie zajęty, jego asystentka potrafi załatwić wszystko, a na dodatek na horyzoncie pojawia się urodziwa dziewczyna, od której można przepisać wypracowanie. I nagle...

I nagle okazuje się, że niektóre miejsca są zbyt mocno nasiąknięte historią i ludzkimi emocjami. Że kobieta, która przed tysiącem lat z okładem pozowała do rzeźby na katedralnej kolumnie, może powrócić do tego świata. Dawno zmarli artysta rzeźbiarz i jego odwieczny rywal znowu będą jej szukać – na ślepo, po omacku, kierując się wyłącznie tym, jak bardzo ją kiedyś kochali. Wzgórze, które za czasów rzymskich było miejscem krwawych ofiar, potrafi dzięki krytycznemu nagromadzeniu ludzkich emocji, jakie niegdyś miały tu miejsce, zwichrować strukturę czasu i sprawić, że pewien proces, pewien wybór powtórzy się jeszcze raz. A potem znowu.

Nie są to rzeczy, nad jakimi zwykł zastanawiać się nastoletni chłopak. Nie są to wydarzenia, w jakich do tej pory brał udział. A jednak nie ma innego wyjścia, bo zostaje wmanewrowany w trzydniowe poszukiwanie, w wyścig, który musi wygrać. Musi, bo stawką jest ludzkie życie, w dodatku życie osoby, bardzo przez niego lubianej i cenionej. A ponieważ nie ma procesów niepowodujących skutków ubocznych, poszukiwanie w odrobinę niecodzienny sposób wpłynie na jego życie osobiste, a także stanie się przyczyną zmian w stosunkach rodzinnych. Natomiast kiedy wszystko dobiegnie końca, oszołomiony Ned stwierdzi, że beztroskie dzieciństwo pozostało daleko za nim. Bo są wydarzenia, które zmieniają ludzkie życie. On doświadcza swojej próby dorosłości, wspinając się na prowansalskie wzgórze i obserwując transformację asystentki ojca w dawno nieżyjącą kobietę uwiecznioną na kamiennej kolumnie. To niemożliwe? Czyżby? Tylko przy założeniu, że czas biegnie jednorodnie i nigdzie nie zawraca...

Są miejsca, które mają własne legendy. Zazwyczaj traktujemy je z przymrużeniem oka, zwłaszcza jeśli są dramatyczne, pochodzą sprzed wieków czy mileniów albo brzmią zbyt nieprawdopodobnie dla naszych uszu. Dobrze byłoby pamiętać, że w każdej, choćby najbardziej niestworzonej opowieści może być nieco prawdy. Że postaci z historii, w którą nie wierzymy, mogą nagle zmaterializować się przed naszymi oczyma wtedy, kiedy nie będziemy się tego spodziewać. Przed Nedem Marrinerem stanęły, kiedy poleciał do Francji na zwykłe wakacje.

 

Hanna Fronczak

 

Guy Gavriel Kay

Ysabel

Tłum. Agnieszka Sylwanowicz

MAG, 2007

Stron: 448

Cena: 29,90

 


Królowa nudziarzy

 

Niełatwo zabić kurę znoszącą złote jaja. Wielu autorów, którzy odnieśli sukces, staje przed dylematem kontynuacji popularnej serii, mimo iż nie mają za bardzo pomysłu, jak to zrobić. Efekty bywają jakościowo mierne, choć często komercyjnie zadowalające. Istnieje jednak przypadek jeszcze gorszy – gdy pisarz ma ideę kontynuacji i uważa ją za bardzo dobrą, podczas gdy w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.

Trzecia odsłona sagi o wampirach Anne Rice podpada chyba właśnie pod tę ostatnią kategorię – wątpię, by autorka miała ją zaplanowaną już podczas pisania „Wywiadu z wampirem”, ale wygląda na to, że po sukcesie pierwszej książki, druga („Wampir Lestat”) i trzecia stanowią dość naturalne – w sensie fabularnym – rozwinięcie historii. Co nie znaczy, niestety, że udane.

Autorka częściowo kontynuuje styl narracji znany z poprzednich części – jeden z wampirów (ponownie jak w części drugiej – Lestat) snuje autobiograficzną opowieść, i to głównie z jego perspektywy poznajemy wszystkie wydarzenia. W odróżnieniu od poprzednich części, mamy tu jednak konstrukcję wielowątkową – wiele rozdziałów opowiada o innych bohaterach i pisanych jest w narracji trzecioosobowej. Zawsze jednak w ten czy inny sposób siedzimy w czyjejś głowie i poznajemy wydarzenia z konkretnego punktu widzenia. W teorii brzmi to nawet całkiem nieźle, jednak praktyka pokazuje, że autorka nie do końca radzi sobie z tym wszystkim. W konsekwencji, mnóstwo informacji jest wielokrotnie powtarzanych, a czytelnik co chwilę ma wrażenie deja vu. Zadecydowanie najgorsze są momenty, gdy następny w kolejce bohater dowiaduje się potwornej rewelacji, która pierwszy raz pojawiła się ze sto stron wcześniej, i zmuszeni jesteśmy przeżywać jego ogromne zaskoczenie – tak jak przeżywaliśmy zaskoczenie wszystkich jego poprzedników. Bo autorka po prostu musi nam pokazać, jak to wszystko wpłynęło na Armanda, a jak na Mariusa, bo przecież oni są tacy cudowni...

Podobny zachwyt Anne Rice nad własną twórczością (zwłaszcza bohaterami, a tym bardziej zwłaszcza – Lestatem) widać w innych aspektach książki. Dobrym przykładem jest ukazana w powieści rzeczywistość. Jest podobna do naszej, z tą małą różnicą, że wszyscy o wiele bardziej zachwycają się Lestatem. Jest on najpopularniejszym piosenkarzem na świecie – do tego stopnia, że nawet Michael Jackson w swoich latach świetności wygląda przy nim jak podrzędny barowy grajek. Wszystkie muzyczne telewizje i stacje radiowe na świecie na okrągło puszczają muzykę zespołu naszego ukochanego wampira i dla wszystkich jest to całkowicie naturalne! Nawiasem mówiąc, nikt z pozostałych członków zespołu nie jest nawet nazwany – autorka nie poświęca ni cienia uwagi nikomu, kto nie jest wampirem lub wkrótce nim nie zostanie. Czyni to fabułę, a przynajmniej niektóre jej elementy, dość przewidywalną. Jako ciekawostkę należy wymienić fakt, że powieści Anne Rice także istnieją w jej książkowej rzeczywistości – w identycznej formie co u nas, tyko że ich autorami są – jakżeby inaczej – bohaterowie powieści. Głównie Lestat, oczywiście.

W kwestii fabuły, mimo jej wielowątkowości, nie za bardzo jest co omawiać. Całą historię, mimo że zapisano ją na gęsto zadrukowanych sześciuset stronach, można streścić jednym zdaniem (co prawda – złożonym). Powieść niby opowiada o przebudzeniu uśpionej od sześciu tysięcy lat pierwszej wampirzycy, matki całego krwiopijczego rodu. W praktyce jest to jedynie pretekst do karmienia nas kolejnymi porcjami informacji o uniwersum krwiopijców – książka jest zdecydowanie nastawiona przede wszystkim na rozwinięcie wizji świata i historii wampirów, nie na wartką i pełną zwrotów akcji opowieść. W praktyce oznacza to, że przez większość czasu jest potwornie nudno. Wielokrotnie musiałem przymuszać się do dalszego czytania i sądzę, że nie dokończyłbym lektury gdyby nie konieczność napisania recenzji. Ale zapewne są ludzie, którym właśnie takie tempo będzie odpowiadać.

Technicznie książka jest momentami dobijająca. Dialogów jest stosunkowo niewiele, jak już się pojawiają, to tak drewniane, że można by z nich zbudować stado koni trojańskich. Głównie musimy przebijać się przez wspomnienia i przemyślenia poszczególnych postaci – akapit po akapicie. A nie są to bohaterowie z krwi i kości (gra słów niezamierzona). Ich problemy i dylematy są dla czytelnika tak urojone – i co gorsza, tak mało ciekawe – że naprawdę ciężko się z nimi identyfikować (chyba że ktoś sam jest tragicznie romantycznym nieśmiertelnym). O czymś takim jak prawdopodobieństwo psychologiczne możemy zwyczajnie zapomnieć – nie ta bajka. Krwiopijcy generalnie kochają wszystkich – ludzi, siebie nawzajem oraz oczywiście siebie samych, co jednak nie przeszkadza im zabijać (ludzi, siebie nawzajem, oraz siebie samych), zarówno pojedynczo jak i setkami. Podobnych nielogiczności jest znacznie więcej – także w samej fabule. Autorka w ogóle nie zastanawia się nad ciągami przyczynowo-skutkowymi i prowadzi opowieść tak jak jej pasuje, często wywołując w czytelniku dezorientację. Momentami naprawdę trudno powiedzieć, dlaczego coś się dzieje.

Obrazu rozpaczy dopełnia poziom tłumaczenia, oględnie mówiąc – niski (konia z rzędem temu, kto wyjaśni mi co znaczy „wymiękać dwie noce przy cmentarzu”) oraz fragmenty wierszy Stana Rice’a (męża autorki) prezentowane przed każdym rozdziałem. Nie dość, że cytaty te są całkowicie niezwiązane z treścią książki, to jeszcze, o ile potrafię ocenić, jest to naprawdę kiepska poezja!

Książka z całą pewnością spodoba się tym, którzy są zachwyceni wampirzym uniwersum Anne Rice. Każdy z dotychczasowych bohaterów dostaje tu swoje pięć minut, a poza tym pojawiają się nowi, którzy idealnie wpasowują się w przedstawioną rzeczywistość i zapewne także zyskają sympatię fanów Lestata i spółki. Jeżeli jednak nie dzielicie z autorką poziomu zamiłowania do jej krwiopijców, omińcie tę książkę. Bardzo was proszę.

 

Wojciech Misiurka

 

Anne Rice

Królowa Potępionych

Tłum. Paweł Korombel

REBIS, 2007

Stron: 580

Cena: 37,90

 


Bajka uniseks

 

okladkaokladka

Dawno, dawno temu, za górami, za rzekami żona czarodzieja oczekiwała dziecka. Miał to być chłopiec, siódmy syn siódmego syna, obdarzony potężną mocą. Niestety, Septimus Heap – bo tak miał mieć na imię – zmarł przy narodzinach. Rodzina jednak nikomu o tym nie powiedziała – a to dlatego, że tej samej nocy oddano im pod opiekę nowonarodzoną dziewczynkę, przykazując strzec jej tożsamości, tak, aby wszyscy sądzili, że to właśnie ona była wyczekiwanym przez Heapów dzieckiem...

Są perfumy uniseks, są ubrania uniseks, są też bajki uniseks – i dla dziewczynek, i dla chłopców. Takie, w których głównym bohaterem nie jest jedynie dzielny, mocno nieletni młodzian czy równie dzielna i równie nieletnia dziewoja. Akcenty są rozłożone idealnie po równo, fifty-fifty dla każdej z płci. Przykładem takiej bajki są właśnie powieści z cyklu „Septimus Heap” – mamy tu do czynienia z dwójką głównych bohaterów – płci dwóch odmiennych, z których każde jest postacią niezwykłą i interesującą, i każde przeżywa swoją część przygód. Ten banalny i bardzo zgrabnie przeprowadzony zabieg sprawia, że powieści nadają się doskonale dla małoletnich czytelników płci obojga. A to dopiero pierwsza z ich wielu zalet..

Nie przypadkiem zaczęłam od wspomnienia o bajce – sposób prowadzenia akcji, opisywania świata jest wybitnie bajkowy. Mało się dowiadujemy o zasadach rządzących światem Septimusa, w zasadzie podane są tylko informacje niezbędne dla fabuły, i to w formie uproszczonej. Ani świat przedstawiony, ani rządzące nim zasady nie są skomplikowane i u starszego, bardziej oczytanego osobnika mogą budzić niedosyt i chęć zadania serii pytań „a dlaczego tak? a dlaczego nie?”. Dociekliwcom tę książkę odradzam – tu wiele tego typu pytań nie znajduje odpowiedzi – jak to w bajce.

Dużym plusem jest to, że przy takim uproszczeniu autorce udało się stworzyć postacie, które nie są drętwe i stereotypowe. Nie oznacza to bynajmniej, że charakteryzują się wybitnie skomplikowaną psychiką – chodzi raczej o to, że „tą dobrą” może być i modnisia-egocentryczka, że czarodziej-fajtłapa może mieć na swoim koncie naprawdę olbrzymi sukces, a młodzian piękny, młody i kochający miłością wierną i szczerą może się w sytuacjach nie związanych z wybranką jego serca okazać zwyczajnym dupkiem. Przyznam, że byłam pod wrażeniem galerii stworzonych przez autorkę postaci i tego, jak w prostych słowach i poprzez proste opisy zdarzeń udało się wykreować tak realistycznych, wielowymiarowych bohaterów. Niestety, przy takim bogactwie postaci drugoplanowych dwójka głównych bohaterów wydaje się być odrobinę zbyt wyidealizowana – z drugiej strony, może właśnie tacy być powinni, dzielni, wspaniali i odważni – w końcu to przecież bajka.

Świat opisany przed Sage nie jest może zaskakujący ani specjalnie interesujący dla oczytanego fantasty, ale dla początkującego czytelnika wydaje się być w sam raz. Pełno w nim dziwów i ciekawostek, zgrabnie ze sobą połączonych, stanowiących tło dla wartko płynącej, pełnej przygód akcji. Poszczególne wątki splatają się płynnie ze sobą i widać, że autorka przemyślała konstrukcję fabuły i rozłożenie jej na poszczególne tomy.

Na ostatniej stronie okładki wydawca podaje, że książka jest przeznaczona dla dzieci od dziesięciu lat, ale sądzę, że spokojnie można ją też dać do czytania czy przeczytać samemu dzieciom o 2-3 lata młodszym. Fabuła nie jest „wycukrowana”, niektórzy bohaterowie giną, ale autorka nie epatuje brutalnymi opisami, raczej stwierdza fakt zgonu. Z pewnością przemoc w książce jest lżejszego kalibru niż np. obcinanie pięt i palców przez siostry Kopciuszka.

Podsumowując: dla dorosłego czytelnika tylko pod warunkiem, że lubi książki dla dzieci i jest skłonny przymknąć oko na to, że historie dla czytelników niedorosłych rządzą się odrobinę innymi prawami, dla czytelników małoletnich jak najbardziej, zdecydowanie i stanowczo tak.

 

Milena Wójtowicz

 

Angie Sage

Septimus Heap Księga Pierwsza: Zakazana Magia

Tłum. Jacek Drewnowski

Jaguar, 2007

Stron: 480

Cena: 34,90

 

Septimus Heap Księga Druga: Smoczy lot

Tłum. Jacek Drewnowski

Jaguar, 2007

Stron: 416

Cena: 34,90

 


<10 >