Fahrenheit nr 64 - lipiec-wrzesień 2oo8
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Wstępniak

<|<strona 02>|>

Wstępniak

 

 

Powinnam chyba zacząć od tego, że ja tu jestem od samego początku. Zasadniczo, to najpierw byłam ja, a dopiero potem przynieśli pierwsze biurko. Znaczy oni wszyscy moi są. Co oczywiście nie znaczy, że ich tak chciałam mieć od samego początku. Szczerze mówiąc, gdy dostałam ten przydział...

Sami powiedzcie: dziura jakich mało, nie ma tak, żeby ktoś pod oknami nie pikietował albo nie zrobił zasieków na klatce schodowej. Ale to jeszcze nic, najgorszy jest zespół. Sami idealiści, tfu!, na psa urok!, do tego pełni zapału! Nie wiem, jak to się dzieje, ale jeśli gdzieś jakiś gatunek wyda na świat popaprańca skażonego chęcią naprawiania świata, to jak nic przypełznie on w te zagracone progi. Nawet go specjalnie jajami nie obrzucą ani w wilczy dół nie wpadnie! No nic! Jakby go nietykalność jaka dotknęła palcem. Myk, myk i już taki jeden z drugim siedzą w redakcji!

Ostatnio przywiało... CHOMIKA! Nie wierzycie? Prawdziwy chomik, wszystko ma: futerko, wypchane jakimś świństwem policzki, zębiska wystające, zamiłowanie do marchewek. Chomik w pełnej krasie. Dziurę sobie w ścianie wygryzł i już jest. Można by pomyśleć, zrobi se gniazdko, będzie kradł marchewkę i produkował bobki. Ale nie w tej redakcji, żadnych bobków! Ten chomik, rozumiecie, pracuje! Do-bro-wol-nie. Na rzecz zmienionego świata, oczywiście, w którym zostali poprawieni wszyscy debiutanci. Oszaleć można!

Z Królikiem było podobnie. Powinnam była wiedzieć, że nie ma co ryzykować z gryzoniami. A Królik zrobiony został naprawdę dobrze, różowe psychodeliczne futerko, długaśne uszy, nieokiełznany temperament i zębiska tak wystające, że faflunił i nie do końca dawało się zgadnąć, co mówi. I co? Myślicie, że zdezorganizował pracę? Ależ! Przyłączył się! Zamiast bobków, robi przecinki. Dobrze, że się udało w końcu zwierzaka zakochać, to jakby mniej skupiony na pracy jest. No i temu drugiemu, Zielonemu, przeszkadza, bo Królik, wiadomo, nic tylko o karesach i o miłości. To Zielony jest taki zmęczony po tej całej miłości, że śpi do południa. Wciąż jednak, jak z kąta wylezie, to najpierw szuka czegoś do redakcji!

Tak naprawdę to najgorzej przeżyłam pojawienie się Uszatego. Oj... depresja była blisko i wcale nie jesienna. A już myślałam, że po Sekretarz mnie nic gorszego spotkać nie może. Ta to do roboty wszystkich goniła! Mamiło się ją, kusiło, bałamuciło i NIC! Zawsze wszystko wiedziała, niczego nie gubiła, no, nie szło z nią wytrzymać. W końcu gdzieś ją diabli ponieśli... a może anieli? Bo to ci drudzy chyba się lepiej organizują? No, w każdym razie wywiało tę ostoję porządku gdzieś w samym szlafroku i był spokój przez jakiś czas. Powinnam była pamiętać, że tu nigdy nic dobrego ze spokoju nie wynikło. Baba nie tylko wróciła, ale jeszcze z dzidą, którą nazywa pieszczotliwie „mobilizatorem”, a jakby tego było mało, raz-dwa po niej pojawiło się Uszate. Trzeba mieć niefart, żeby być jedynym w swoim rodzaju i do tego idealistą, czyż nie? Z tym, że ja mam gorzej, bo paskudztwo zaraz znalazło drogę do redakcji. Ani jednym jajem go nie trafili. Suchutki, radośniutki wpadł i zaczął co? Mobilizację! Powszechną! Na logikę, skoro miał takie zapędy, powinien do armii trafić, prawda? Jakieś pospolite ruszenie zorganizować, chłopstwu kombajny na okręty podwodne poprzerabiać. Ale nie, tu przylazł. Com się namęczyła... Słów brak. A ten nic, tylko praca i praca. Kamyki se w akwarium nawet uporządkował w czynie społecznym. Jak mu próbowałam tekstów do środka nasypać, to wziął, cholernik, na równe kupki poukładał i to z sensem jeszcze. Reszta nie mogła już się wykręcać i się wzięła do roboty.

O, te zmarchy tu, o, i te siwe włosy to przez niego!

Tylko radość z OjZeta pozwoliła mi się nie załamać, bo on jeden, jedyniutki jest mi skończenie powolny. Siedzi sobie w składziku i NIC, zupełnie, absolutnie NIC nie robi. Ostatnio się nawet rozczuliłam, bo patrzę, a mu się pająki o dość oryginalny tupecik postarały.

Kiedyś myślałam, że z Kudłatego też będą radość i pożytek, ale nie, nie ma lekko, proszę państwa. Czasem uda się go zepchnąć z raz obranego toru i wtedy przestaje wypisywać te swoje wskazówki dla młodocianych barbarzyńców i sam idzie coś podpalić, ale... Coś ostatnio popodpalał, może nawet i pogwałcił, bo przylazł jakiś blady, z brodą obsmyczoną na „tyfus” i zasiadł cicho w kącie, zza pazuchy wyciągnął podduszoną gęś i od tego czasu siedzi w kącie i skrobie gęsim piórem, aż ciary przechodzą. Na moje sugestie i podszepty, że może by tak co innego, jakiś kościółek czy coś – brodaty zdrajca burczy tylko: Edda. I skrobie dalej!

Najpierw myślałam, że Edda to ta bladziuchna, stargana, co to nie wiadomo kiedy się do redakcji wślizgnęła i teraz jest. Ale nie, żadna ona Edda. Czort w ogóle znajet, jak stworu na imię. Blade to, małomówne, za to tak paskudnie pracowite, że zaczynam podejrzewać, że się musiało zalęgnąć w tym przeklętym akwarium Uszatego, bo skąd indziej by wylazło takie? Z drugiej strony, jest jakieś podobieństwo do Kudłatego, bo ożywia się na widok trunków. Szczególnie wino lubi, osobliwie czerwone. Jak nic ma anemię od tego wgapiania się w teksty. No i słusznie, przynajmniej ją kara spotkała za nadmiar zaangażowania.

Ha! Żeby tak jeszcze coś zrobić z Workiem Cebuli, bo nawet Wirusu dało się radę. Co Wirus napisze, co poprawi, to ja mu myk, prąd wyłączę – dla zniechęcenia. Albo do uszka szepczę, że Margoś znów zapomniała okruchów rozsypać i do redakcji wrócić nie może, to Wirus zaraz leci i szuka. Albo Uszatemu mówię, że Wirus to coś by chciał poukładać, posprzątać i Uszaty zaraz się do pomocy zabiera. Zanim się Wirus opędzi, termin wisi nad karkiem.

Ale Worek Cebuli... Oj nie, leży, mruczy cicho, niby nic nie robi, a cały dział sam napędza, a co mu zadadzą, zrobi i jeszcze od siebie coś doda i to zawsze sens ma!

Pracować się nie daje w takich warunkach!

Skarżę się? E, nie. Tylko tak wspominam sobie, bo jak raz raport piszę i wniosek o pomoc zawodową. A bo zaliczyłam ostatnio sukces. Udało mi się Wąpierza zniechęcić w ramach obowiązków zawodowych.

Szefowa? Ależ skąd, jaka Szefowa?! Nie przedstawiłam się, przepraszam: Niechęć-Do-Roboty jestem. A do tej redakcji to przydział mam od początku, mówiłam już. No i wiecie, ten Wampir to i sukces, i zgryz zarazem. Czemu? A bo tu tak jest, że za sukcesem zaraz się porażka czai. Wampir na wakacje poleciał do Transylwanii, to mi pewnie ze ściany Szczur wylezie i powie, że on teraz pisać będzie.

 

Niechęć Do Roboty

 

P.S. Czy ktoś ma może jakieś informacje na temat libido chomików? Bo ten nasz cięgiem ku akwarium grawituje... Cieszyć się?

 


< 02 >