Fahrenheit nr 64 - lipiec-wrzesień 2oo8
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Publicystyka

<|<strona 18>|>

Głupie pytania

 

 

Kiwaczek & Taki Jeden Tetrix, Głupie pytania

 

Podobno głupich pytań – w odróżnieniu od głupich odpowiedzi – nie ma. Z drugiej strony każdy, kto czytał zapis czata z pisarzem bądź wywiad, kto bronił własnych upodobań przed rodzicami albo po trzech piwach popadł w nastrój sprzyjający introspekcji, z niejednym pytaniem wyglądającym na cokolwiek głupawe jednak się zetknął. Pozostaje więc przyjrzeć się temu zjawisku uważniej...

W zespole badawczym dwaj doborowi analitycy ze skrajnie odmiennych dziedzin. Trzymajcie za nich kciuki!

 

Kiwaczek: Ktoś musi zadać to pierwsze głupie pytanie. Losowaliśmy i wypadło na mnie. Pytam więc wprost – jaki jest wpływ sezonu ogórkowego na fantastykę?

Taki Jeden Tetrix: Innymi słowy: „Fantastyka... a, to te głupoty o ufoludkach?” Typ myślenia, który czasem ciąży niczym uwiązany do szyi młyński kamień. Bo weź tu wytłumacz takiemu pytającemu, że jednak niezupełnie, jeśli nie masz chęci ani czasu na wygłaszanie improwizowanego, półgodzinnego wykładu...

Z drugiej strony lista twórców, którzy mniej czy bardziej twórczo rozgrywają tematy wręcz żywcem wyrwane z nagłówków wakacyjnych brukowców, bynajmniej nie jest krótka, a trafiają się na niej naprawdę wielkie nazwiska.

K: Bo też i sam repertuar poruszany przez letnią prasę czy media elektroniczne jest zadziwiająco szeroki. Rodzi się jednak pytanie – czy to twórcy wzorują się na takiej tematyce, czy też tematyka owa pojawia się, bo ktoś już wcześniej coś podobnego napisał? Odwieczne pytanie o jajko i kurę – kto zaczął?

Może więc spróbujmy sobie przypomnieć i usystematyzować jakoś wiodące tematy. Zaproponuję taką systematykę: zdarzenia pochodzenia pozaziemskiego – to od UFO, przez planetoidy, wręcz czekające, by trafić w naszą planetę, do meteorytu tunguskiego – zdarzenia pochodzenia prehistorycznego: potwór z Loch Ness czy inne dinozaury – niewyjaśnione dziwy natury: Wielka Stopa, Yeti czy nasza swojska Paskuda – i na koniec zagrożenia jakie niesie za sobą cywilizacja: od wyginięcia wróbli, przez Szprotawiaczka Kasztanowiaczka do nieuniknionego, zdaniem dziennikarzy, buntu pralek automatycznych. Myśl przewodnia jednak w każdym przypadku jest jedna – dziwić i straszyć.

TJT: Khrrrm. Z racji pochodzenia i miejsca zamieszkania muszę poprawić: szrotówka kasztanowcowiaczka. No i brudnicę choinówkę też bym dopisał, i strzygonię mniszkę. Dobrze mnie ojciec wytresowali.

No i o sepsie zapomnieliśmy, i o pneumokokach. Chociaż tymi się zdecydowanie straszy, nie zadziwia.

Natomiast co do postawionego przez ciebie pytania, co było pierwsze, moja odpowiedź weźmie cię zapewne z zaskoczenia: myśliwi i marynarze! Ci pradawni, którzy po prostu nie mogli, o ile w ogóle chcieli, zadzwonić do tęskniących rodzin z wiadomością, że jednak nie wrócą na kolację. Weź takiego Odyseusza – jak już się wyrwał z domu, to wrócił tak późno, że potem w opowieść o przyczynach tej przedłużonej nieobecności trzeba było wplątać bogów, cyklopy, nimfy i co tam jeszcze. Myśliwi opowiadali o zaklętych miastach, gdzie czas płynie zupełnie inaczej, i jedno głupie popołudnie przy kartach trwa całymi latami, a na zadane przez Komisję Weryfikacyjną Z Patelnią W Garści I Dzieckiem Przy Spódnicy pytanie, to gdzie jest ten niezwykły gród, padała nieśmiertelna odpowiedź: „Pojawia się tylko raz na sto lat!” (więc jak ci się chce, babo, czekać w krzakach, to powodzenia).

K: Nie mam zamiaru negować pochodzenia fantastycznych bajań – według mnie są stare jak ludzka zdolność myślenia abstrakcyjnego. Ciekawi mnie jednak bardziej sam dobór tematów. Bo zgodzisz się chyba ze mną, że jednak sepsa czy pneumokoki są jak najbardziej realnym zagrożeniem (chociaż może nie na taką skalę jak chcieliby tego dziennikarze). Więc tutaj fantasta ma niewiele do powiedzenia. Ale oprócz straszenia niedoborami ropy, głodem ogólnoświatowym, wojnami czy zarazami mamy wyraźny i nieustający trend straszenia zjawiskami lub stworami wyglądającymi jak żywcem wzięte ze stron powieści fantastycznych. Stąd moje dociekanie – czy spotkałeś może się z tematem w prasie, mediach, który byłby wyraźną kopią, rozwinięciem zjawiska wcześniej opisywanego na kartach powieści SF?

TJT: Jeśli pamięć służy, kiedyś na okładce świętej pamięci Skandali pod tytułem „Prawdziwe zdjęcia kosmitów!” zamieszczono paskudnie wyretuszowany kadr z „Nagiego lunchu” Cronenberga. Ogólnie rzecz biorąc, brukowców jest jednak na świecie tyle, że prawo wielkich liczb daje im przewagę nad biednymi fantastami – te tysiące szpalt do zapełnienia co tydzień wymuszają specyficzną kreatywność. Sławetny amerykański National Enquirer z artykułami typu „Wielka Stopa urodziła dziecko Elvisa na pokładzie UFO” to nawet nie najbardziej skrajny przykład.

By wreszcie odpowiedzieć na zadane przez ciebie pytanie, wydaje się, że najczystszym tego typu przypadkiem byłby meteoryt tunguski i to w znacznej części dlatego, że rąbnął na zapadłej rosyjskiej prowincji. Przed wyprawami Kulika temat właściwie nie istniał, a i potem niewiele się wokół niego działo, dopóki Aleksander Kazancew nie zasugerował w swoim opowiadaniu „Wybuch”, że eksplozja nad Podkamienną Tunguską była skutkiem katastrofy obcego statku kosmicznego. Potem już poszło z górki...

Natomiast wszystkich dziennikarzy straszących katastrofą w elektrowni jądrowej wyprzedził Lester del Rey – jego powieść „Nerves” wciąż jest genialnym dreszczowcem SF, choć jej pierwotna wersja powstała jeszcze zanim Fermi i Szilard uruchomili pierwszy reaktor w dziejach. Naturalnie del Rey potraktował ekstremalną sytuację w typowym dla Złotego Wieku stylu, żeby pokazać, że nie ma sytuacji, z której nadludzko zręczny w posługiwaniu się suwakiem logarytmicznym inżynier nie wyjdzie zwycięsko.

K: Można zatem przyjąć tezę, że autorzy fantastyki inspirowali dziennikarzy. Spróbujmy teraz w drugą stronę. Czy fantaści korzystają z sezonu ogórkowego? Tu powinno być łatwiej, wszak wiadomo nie od dziś, że pisarze fantaści wyczuleni są na pewne trendy oraz zjawiska i starają się szukać w nich tematów. Przez ekstrapolację, wyolbrzymianie, wydzielanie jednego problemu. Jednak czym innym jest lektura poważnych periodyków naukowych, a zupełnie innym wzorowanie się na tekstach z brukowców.

TJT: Owszem, ten medal ma też drugą stronę: jeden z najważniejszych redaktorów Złotego Wieku fantastyki, John Campbell, podsuwał pisarzom jako źródło inspiracji książki Charlesa Forta, takiego amerykańskiego pre-Daenikena, który swoją kolekcję zdarzeń dziwnych i niesłychanych uskładał właśnie z wycinków prasowych. Zresztą przez wzgląd na autentyczny walor literacki dzieł Forta do dziś pozostaje on natchnieniem dla wielu autorów, czego najlepszym dowodem jest wieloletnie istnienie czasopisma Fortean Times (obecnie około 27.000 nakładu – nie w kij dmuchał!).

K: Czyli sprzężenie zwrotne. No cóż, należało się tego spodziewać, wszak ani pisarze fantaści, ani dziennikarze z brukowców nie żyją w próżni. Może więc czas na odrobinę prywaty. Czy masz jakiś swój ulubiony temat wałkowany na przemian przez autorów fantastyki i tekstów z sezonu ogórkowego?

TJT: Naturalnie! Ten najbardziej „iksfajlowy”, czyli spiski na najwyższych szczeblach ziemskich władz, ale z udziałem kosmitów. W rękach zdolnego autora to wręcz samograj – świętej pamięci Algis Budrys obarczył ufoków odpowiedzialnością za wywołanie afery Watergate, Patricia Anthony przypucowała im zamach na Kennedy’ego, a już zupełnie na całość poszedł John McDonald, u którego przybysze z kosmosu wspierali Krzyżaków w bojach z templariuszami. W dwudziestym pierwszym wieku. I to templariusze byli tymi dobrymi. A jakie są twoje preferencje w tym względzie?

K: No cóż. Ja cenię sobie wielce regularność i trwałość. A takimi cechami poszczycić się może bez wątpienia saga o potworze z Loch Ness. Od dzieciństwa, co roku, atakowany jestem nowymi sensacyjnymi wiadomościami z frontu tej dziwnej wojny, w której Nessie walczy o pozostanie anonimowym w naszym zbyt ciekawskim świecie. Kto zaczął w tej sytuacji – trudno wskazać. Pierwsze bowiem pisane wzmianki o dziwnym stworzeniu pojawiającym się w szkockim jeziorze datowane są na rok 700 naszej ery. Zaś od roku 1896 sprawą tą zajęła się pierwsza gazeta – czyli Glasgow News. I tak to się toczy do dzisiaj.

Z drugiej strony, możliwość przetrwania do naszych czasów reliktów jury czy wczesnej kredy interesowała też pisarzy fantastyki. Trudno mi ustalić, kto zaczął, jednak wskazałbym bez zastanowienia dwie pozycje, które przez długie lata wpływały na wyobraźnię młodych ludzi. „Podróż do wnętrza Ziemi” Julesa Verne’a z 1864 i „Zaginiony świat” Artura Conan Doyle’a z roku 1912. O sile rażenia tego mitu (czy jak niektórzy by woleli – faktu) świadczyć też może popularność filmu Stevena Spielberga „Park Jurajski”. Pomijając zupełnie, że jest to jeden z najbardziej dochodowych filmów w historii kina, zwróciłbym uwagę na to, że właśnie dinozaury wybrano jako temat na obraz, który miał zrewolucjonizować światową kinematografię. Wszak to w nim po raz pierwszy, wykorzystano na tak wielką skalę komputerowe efekty specjalne. Animacje biegnącego stada prehistorycznych gadów zapierały dech w piersiach i ściągały do kin następne setki tysięcy widzów. Ale to chyba temat na zupełnie inną pogawędkę.

 

Tu zapadła złowieszcza cisza. Uświadomiliśmy sobie, że „ogórkowe” sensacje, czy się to nam podoba, czy nie, są już nieodrodną częścią fantastyki. Z drugiej strony na pociechę zostaje niezaprzeczalny fakt, że bez twórczego wkładu pisarzy z naszego poletka, bulwarówki miałyby nieco skromniejszy zasób „newsów” do odgrzewania co lato. A wydawało się, że to takie głupie pytanie...

 


< 18 >