Fahrenheit nr 64 - lipiec-wrzesień 2oo8
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 24>|>

Mały krok człowieka

 

 

Gwiazdy rozświetlały wędrowcowi drogę powrotną z układu tak odległego, że nawet jego nazwa nie wytrzymała znojów podróży i rozpadła się najpierw w niezrozumiały bełkot, a potem zaginęła gdzieś w nieskończoności uniwersum niewiele znaczących dźwięków. Do jej destrukcji mogła się również przyczynić prędkość, z jaką sunął podróżujący Khark. Prędkość ta była standardową prędkością, z jaką zwykle pokonują odległości Kharki, powiększoną jeszcze o element zniecierpliwienia właściwy temu osobnikowi.

Gharghtz Arganhtg 1902 był Kharkiem bardzo niecierpliwym. A przy tym skąpym, samolubnym, złośliwym egocentrykiem i ksenofobem. Cechy te, tak charakterystyczne dla Kharków, jak również dla wielu innych ras, u niego rozwinęły się nadzwyczaj bujnie.

Khark Gharghtz wracał właśnie od swoich krewnych z odległego krańca wszechświata1. Wracał w wielkim zadziwieniu, że w ogóle się do nich wybrał. Krewni byliby dla Gharghtza kamieniem u szyi, gdyby takową posiadał, niemniej jednak pokonywał lata świetlne, aby podzielić się z nimi wszystkimi swoimi problemami, a nawet część z nich – to znaczy tyle, ile się da – zrzucić na ich barki. Radością zapewne tak ochoczo by się nie dzielił, chyba że tym jej rodzajem, który u innych budzi zawiść i zazdrość2. Jest to typowy objaw życia rodzinnego Kharków. U innych ras spotyka się on często z odrazą albo śmiechem i drwinami, ale, jak pokazują obserwacje, Kharki nie są odosobnione w takim sposobie wyrażania uczuć. Gdzieniegdzie powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach, zyskało status mądrości życiowej.

Kharki, świadome swej odmienności i wyjątkowości w świecie obleśnych, oślizłych, mdląco miłych tworów różnych odgałęzień ewolucji, zachowują kamienną twarz w obliczu niepochlebnych żartów na swój temat. Zresztą niewiele było okazji do podobnych drwin, gdyż Kharki są z natury samotnikami.

Gharghtz zwykł przesiadywać kamieniem u krewniaków, póki nie wyżalił się do końca i nie uzyskał potrzebnych informacji, co następowało zapewne z uwagi na przyszłe wizyty krewnych u Gharghtza, podczas których dla odmiany to oni dzielili się z gospodarzem swoimi bolączkami. Notabene Gharghtz zaplanował bardzo długi pobyt poza domem.

Teraz jednak wracał, dostąpiwszy oczyszczenia, swoistego katharsis, właściwego oczywiście tylko Kharkom i rasom z nimi spokrewnionym. Tych drugich było niewiele, bo choć Kharki są na ogół bardzo kochliwe, to cechuje je ten zaborczy rodzaj miłości, który nie uznaje sprzeciwu. Alternatywą dla skoligacenia się z Kharkiem było bardzo często samobójstwo. Może właśnie dlatego tak trudno znaleźć w kosmosie inteligentne życie?

Po drodze Gharghtz postanowił przeprowadzić szybką inspekcję swoich włości, co, zapewne ze względu na wrodzoną podejrzliwość i nieufność, zdarzało mu się raz na kilka męd3, a więc bardzo często. Zgrozą przejmowała go myśl, że ktoś mógłby zagarnąć jego ukochane światy. Miał ich wiele. Były bardzo różnorodne, począwszy od planetoid, księżyców i asteroid (tych większych oczywiście).

Gharghtz leciał w ogonie jednej z komet, ale wbrew pozorom nie dla jej towarzystwa – był to po prostu zwykły, często praktykowany sposób podróżowania Kharków. Dla przypadkowego obserwatora taki ukryty wśród warkocza gazów Khark, z jego kamienistą powłoką czy strukturą, bo słowo „ciało” nijak tu nie pasuje, pozostawał właściwie niewidoczny.

Khark jest tworem kontemplacyjnym. Nie je, nie pije i nie oddycha, żyje wyłącznie dzięki kontemplacji. Pasuje to wspaniale do jego dość skąpej, pazernej natury. Ów medytacyjny charakter w połączeniu z raczej kamienistą powłoką czyni z niego istny kamień filozoficzny. Gharghtz rozmyślał uporczywie podczas długotrwałej podróży, żarząc się z mentalnego wysiłku i wskutek tarcia towarzyszącego pokonywaniu przestrzeni. Szkoda tylko, że głównie myślał o sobie.

W tej chwili oderwał się od komety i popłynął w kierunku jednego ze swoich księżyców, ulubieńca, którego nie wizytował od kilku dobrych męd. Kiedy dotarł na miejsce, uderzył z impetem o powierzchnię na znak, że oto zawitał pan i władca, a potem długo toczył się od krateru do krateru, skąpany w obłokach księżycowego pyłu; jego cząsteczki unosiły się spokojnie, po czym opadały tak wolno, jakby na chwilę przystanął tutaj czas.

I kiedy tak podróżnik cieszył się swoim mojstwem4 i turlał w księżycowym kurzu, przelatując z ciemnej strony na jasną i znowuż z jasnej na ciemną, nagle jego wzrok padł na coś, czego nigdy wcześniej tam nie widział. Chociaż był twardy jak skała, jego kamienne serce zadrżało. Na chwilę zamarł i ze stężałą twarzą spojrzał na obcy ślad, owalny odcisk poprzecinany liniami. Nieopodal zauważył drugi, potem trzeci i następne. Nie przypominały naturalnych tworów, jakie znał, szydziły z niego swą regularnością. Pamiętał przecież każdy centymetr swego księżyca. Ślady, które widział, nie pochodziły stąd, były obce. Na domiar złego chwilę później dostrzegł przedmiot sterczący z ziemi, który – o czym nie wiedział – na niektórych światach określano jako chorągiewkę.

Jego księżyc! Jego ogródek! Chociaż bez jakiejkolwiek roślinności, bez atmosfery, w ogóle bez czegokolwiek, co mogłoby być wzięte za cokolwiek, gdyby tylko było. Jednak potencjalnie, gdyby miał atmosferę, krzewy, kwiaty, jakże piękny byłby to ogródek! Takim widziałby go w swej kontemplacyjnej naturze Gharghtz... gdyby tylko chciał! Ale on nie chciał. Księżyc podobał mu się taki, jakim był. Jego skalniaczek. Ukochany przylądek, zdrój dla skołatanej duszy. Bo Kharki mają dusze, jak wszyscy zresztą.

Gharghtz zbliżył się ostrożnie do chorągiewki. Przypatrywał się jej z uwagą, kontemplował jej kształt, wysuwał kolejne koncepcje dotyczące jej rodowodu i kolejno je odrzucał. Czy aby ta rzecz jest prawdziwa? To znaczy, materialna? Możliwe, że ona tylko mu się zdaje, zapewne w wyniku męczącego lotu. Może tarcie było zbyt silne, zagrzał mu się trochę mózg i stąd te zwidy?

Poddanie w wątpliwość istnienia chorągiewki nie poprawiło mu jednak humoru. Zwłaszcza że ta nadal uparcie sterczała. Zapewne gdyby mogła, powiewałaby radośnie na wietrze wzorem innych na różnych światach, ale nie mogła, niestety. Sterczała jakby na złość Kharkowi. I jeszcze te ślady... Do okolic, gdzie zwykle winna się znajdować głowa, przyszła Gharghtzowi myśl, że może te dziwne rzeczy zawsze tu były, tylko on tego nie pamięta. Ale też nie pamiętał, żeby kiedykolwiek nie pamiętał o czymś, co miał pamiętać. A to na pewno by pamiętał! A więc chorągiewka istnieje naprawdę... i to od niedawna. Zaczął przeliczać, kiedy ostatnio odwiedził ten księżyc. Trzy, cztery, no, góra sześć męd temu! To w końcu nie tak wiele. Nie! Trzeba z tym skończyć! Ta rzecz tu jest, czy się to komuś podoba, czy nie. Komu się to podoba, trudno na razie orzec, ale komu się nie podoba, wiadomo na pewno – Kharkowi. A tym, którym się podoba, zaraz przestanie się podobać! Kim jednak byli ci intruzi, którzy zakłócili spokój jego księżyca? Szukać, szukać śladów... No tak, ślady są i to dosyć wyraźne! Ale do kogo należą?...

Nagle Khark Gharghtz uniósł głowę (metaforycznie, albowiem fizycznie nie miał takiej możliwości) i spojrzał z zadowoleniem na wyłaniającą się zza horyzontu niebieską planetę, spowitą białymi obłokami gazów. Gharghtz już wiedział kto zostawił te ślady, kto naruszył jego terytorium. Pokiwał tym, co mogłoby być głową, gdyby u Kharków stanowiła ona standardowe wyposażenie, a pełen jadu uśmiech wykrzywił coś, co można by poczytać za jego oblicze. Teraz już wie, komu złoży następną wizytę. Już niedługo, gdzieś w niezmierzonych otchłaniach kosmosu, pewna niebieska planeta będzie miała ciężki kamień do zgryzienia.

 

 

1 Chociaż niektórzy twierdzą, że to, co wydaje się krańcem, jest zaledwie początkiem czegoś, co końca nie ma.

2 Jak na przykład wygrana na loterii – Szczerze ci gratuluję i bardzo się cieszę, że wygrałeś. (Ale dlaczego, do cholery, to nie mogłem być ja?!)

3 Męda – kharcka miara czasu; 1 męda = ok. 40.000 lat ziemskich.

4 Mojstwo – popularny idiom kharcki, można to tłumaczyć jako coś, co jest moje.

 


< 24 >