Fahrenheit nr 65 - styczeń 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Literatura

<|<strona 26>|>

Drugiego uśmiechu nie będzie

 

 

Rok pierwszy

Coraz częściej potykam się o słowo „śmierć”. A także o Nią samą. Uśmiecha się pod nosem, wiedząc albo przeczuwając jedynie, że ja wiem. Wiem, że Ona wie... Poplątane to trochę, lecz Ona zawsze uważała się za moją przyjaciółkę. Być może nawet najlepszą. Ja sama nigdy na Nią nie zważałam, sądząc, że jeszcze nie muszę, że kiedyś zrozumiem i zechcę sama, a jak już zechcę, to Ona przyjdzie i bez szemrania mi to wytłumaczy. A ja wtedy kiwnę głową, bo będzie to dla mnie rzeczą jasną i zrozumiałą. Wraz z Jej słowami uświadomię sobie, że ja TO zawsze wiedziałam...

Tak naprawdę już TO wiem. Być może trochę przed czasem, ale Jej to nie przeszkadza. Głaszcze mnie delikatnie po włosach, śpiewa cicho i się uśmiecha. Lubię ten Jej uśmiech. Ćwiczę sobie taki sam przed lustrem. Gdy jestem sama, gdy nikt nie może zobaczyć Jej błysku w moich oczach...

Rodzice nie lubią, gdy Ona jest ze mną. Mówią, że boli ich głowa, że robi im się niedobrze i żebym podała im ibuprom. Tak dokładnie to mamie, bo tata nie toleruje proszków na ból głowy. On właściwie nie toleruje niczego. Zaciska zęby, syczy przez nie: „Ja wiem” i wychodzi z pokoju.

Tata już ze mną nie rozmawia. On wie.

Powiedziałam Jej to. Nie zmartwiła się, tylko uśmiechnęła.

Trzy dni później mój tata miał wypadek samochodowy. Wpadł w poślizg. Walnął w mur. Tata zginął na miejscu.

Jedna chwila. Jedno życie.

Na pogrzebie było mnóstwo ludzi, którzy mówili o tym, że tata był miły. Pytali, jak sobie poradzimy. „To takie straszne” – szeptali. Mama milczała. Mama płakała. Mama posłusznie szła za trumną. Mama milczała.

Ja nie płakałam. Ojciec? Uczucia? Z każdą sekundą swojego życia pozbywam się uczuć. Skrupułów. Pamięci i wspomnień. Niedługo będę wszystkim i nikim zarazem. Z każdym dniem coraz mniej „ja”, z każdym dniem bardziej „Ona”...

 

Rok drugi

Mój uśmiech coraz bardziej przypomina Ją.

– Dziwnie się uśmiechasz – powiedziała mama.

– Jak to? – spytałam.

– Tak... nie wiem... Wcale nie przypominasz ojca albo mnie...

– Mamo, wydaje Ci się.

– Wychodzisz gdzieś wieczorem?

– Tak.

– O której wrócisz?

– Nie wiem.

– Nie zapominaj, że masz dopiero siedemnaście lat – westchnęła.

– Dwudziesta druga?

– Niech będzie. Baw się dobrze.

Nigdy nie bawiłam się dobrze. Właściwie nie umiałam się bawić. Inne nastolatki malowały się, umawiały na randki, były głośne, razem, wesołe. Ich problemy? Oceny z matematyki, bluzka na imprezę i oczy kolejnego chłopaka. A ja?

Czułam ich każdy krok, słyszałam każdą myśl, każdą obawę.

Czułam.

Byłam obok...

Nie żałowałam, bo czułam, że TO się zbliża. Ona była bliżej. Przestała mnie głaskać po głowie. Nie śpiewała. Uśmiechała się.

Moje oczy miały kolor Jej oczu.

– Masz ładne oczy – powiedziała moja ciocia. – Może powinnaś się zacząć malować?

– Czy ja wiem... – Wzruszyłam ramionami.

– Powinnaś spróbować. Z bliska ich kolor jest jeszcze bardziej niesamowity! – zawołała.

– Naprawdę?

– Są czarne... Niepodobne do oczu twojego ojca.

Nie pamiętam jego oczu.

Z każdym dniem pamiętałam coraz mniej. Zdjęcia na komodzie w salonie przedstawiały nieznanych mi ludzi. Jakoś kojarzyłam bliską rodzinę, ale tylko dlatego, że widywałam ją prawie codziennie. Zaczęłam za to dostrzegać innych ludzi. Niektórzy bali się na mój widok, czułam w nozdrzach ich słony pot. Niektórzy wyciągali do mnie ręce i szeptali: „Błagam... szybciej...”

Chciałam pomóc. Ulżyć.

Chciałam...

Ona mnie powstrzymywała. Mówiła, że jeszcze nie czas. Że nie mogę. Uśmiechała się, a ja Jej wierzyłam.

Inni ludzie nie czuli przy mnie nic. To nie był ich czas. Bez oszukiwania, bez zbędnych spojrzeń. Ja, taka sama jak tysiące. Wszystko i nic. Dopóty, dopóki nie nadszedł ich czas. Pozostawało czekanie. Moje minuty stawały się Jej minutami. Mój czas zbiegał się z Jej czasem. Czekałyśmy obie. Powoli nasze uśmiechy stawały się jednym – w chwili gdy Ona przestawała się pilnować.

Zaczęła się bać.

Z każdym tygodniem uśmiechała się mniej... Z każdym miesiącem oddalała się... Z każdą minutą, z każdą sekundą, bardziej ja, mniej Ona...

 

Rok trzeci

Obudziłam się z kotem Pafnucym na głowie. Zepchnęłam go, klnąc. Mruknął cicho, majestatyczne wstał i wyszedł z pokoju.

Nie potrafiłam znów zasnąć, za oknem do życia budził się Londyn. Musiałam wstać razem z nim i poddać się jego rytmowi. Choć coś we mnie mówiło, że to będzie kolejny, normalny dzień, cieszyłam się, że miasto nie jest spowite mgłą i nie pada deszcz.

Po szybkim prysznicu weszłam do kuchni na śniadanie. Pafnucy siedział tyłem do mnie, ignorował mnie. Po raz kolejny zaczęłam się zastanawiać, co mnie podkusiło, żeby trzymać w domu kota. Jeszcze do tego takiego upartego. Mogłam mieć wszystko. Mam wszystkich. Tylko Pafnucy się nie słucha.

Anna.

Krzyknęłam cicho, upuściłam talerz z owsianką.

Anna.

Tak, już wiem. Czuję. Rozchodzi się po moim całym ciele. Pewność.

Anna. Lat trzynaście. Uczennica. Wpadnie pod samochód.

Wiem.

Czuję.

Zabiorę.

To ja ją popchnę pod samochód. Najpierw się uśmiechnę. Zawsze się uśmiecham.

A potem popchnę.

 

John. Lat osiemdziesiąt jeden. Zawał.

Uśmiech.

Zastukam do jego serca.

 

Pierre. Lat trzydzieści cztery. Zastrzeli go kochanka.

Uśmiech.

To ja pociągnę za spust.

 

Martin. Lat pięćdziesiąt. Spadnie z drabiny, a żebro przebije mu płuco.

Uśmiech.

To ja przebiję żebrem jego płuco.

 

Bezimienny. Lat dziewięć. Umrze z głodu.

Uśmiech.

To ja nie pozwalałam mu jeść.

 

Charlotte. Lat dwadzieścia cztery. „Złoty strzał”.

Uśmiech.

To ja nabiłam strzykawkę.

 

Pewność.

Owszem, czasem bywam niesprawiedliwa.

Uśmiech.

Lecz to nie ja wymyśliłam zasady tej gry. Jestem tylko narzędziem, jestem wolą, jestem bólem i spełnieniem, jestem końcem, jestem wszystkim i niczym, jestem ceną, którą ludzie płacą za życie.

Nie chodzę z kosą w ręku, nie jestem ubrana w czarny płaszcz i wcale nie mam bladej cery, a już na pewno nie wyglądam jak kościotrup. Wyglądam jak Ona. Jestem Nią. Mogę być wszystkim. Mogę mieć wszystko. Jestem wszystkim. Mnie się nie oszuka.

Ja będę zawsze.

 


< 26 >