Fahrenheit nr 65 - styczeń 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Na co wydać kasę

<|<strona 31>|>

Zmierzch

(fragment opowiadania z antologii "Krwawe powroty")

 

 

O KSIĄŻCE
okladka

Pod napięciem, zaskakujące, jedne mroczne, inne zabawne – te opowiadania sprawią, że nie pomyślisz już jak przedtem ani o urodzinach, ani o wampirach.

Taki jest temat antologii „Krwawe powroty”. Zapraszamy więc na urodzinowy bal wampirów. I uprzedzamy! Możesz zapłacić własną krwią, choć byli tacy, którzy zdołali uniknąć losu smakowitego prezentu i wykreślili się z karty dań... Na tę imprezę nie wybieraj się bez osikowego kołka.

 

(Fabryka Słów)

 

Jakieś dziesięć minut po tym, jak weszłam do wanny, drzwi do łazienki otworzyły się z hukiem, tak że zachlapałam pianą podłogę. Wkroczył do łazienki i rzucił mi jakąś małą książkę. To był mój kalendarz.

– Znalazłem to na twoim biurku.

– Dobra praca detektywistyczna. Przygotowujesz się do swojego następnego śledztwa z ramienia rady?

– Naszego kolejnego śledztwa.

Sięgnęłam po gąbkę.

– Mój błąd. Nie miałam tego na myśli.

– A może jednak?

Spojrzałam na niego próbując zrozumieć, o co mu chodzi, ale w jego oczach widziałam tylko gniew. Był zdeterminowany, żeby dowiedzieć się, co się wydarzyło w tej uliczce i to była jego taktyka. Mój żołądek zacisnął się, jakby krew nadal się w nim zbierała. Nie odbędę tej rozmowy. Nie odbędę.

Pozornie sięgając po gąbkę, zaczęłam powoli unosić się, pozwalając, żeby bąbelki spłynęły po moim ciele.

Wzrok Aarona zjechał w dół z mojej twarzy. Podwinęłam pod siebie nogi. Dał mi się podnieść tylko do połowy, położył rękę na mojej głowie i delikatnie popchnął mnie w dół.

Znowu położyłam się w wannie i oparłam głowę o jej brzeg. Moje piersi i brzuch wystawały z wody. Aaron patrzył na nie przez chwilę, zanim odwrócił głowę.

– Przestań Cass. Nie ucieknę. Nie uda ci się mnie rozproszyć.

Chcę z tobą porozmawiać.

Westchnęłam.

– O moim kalendarzu jak mniemam?

Podjął temat.

– Zeszły tydzień, dzień zaznaczony jako „dzień narodzin”. Tego dnia musiałaś zaplanować swoje zabójstwo. Nie masz wpisanych żadnych zajęć.

– Oczywiście, że nie. Zawsze mam ten dzień wolny...

– Ale powiedziałaś mi, że byłaś zajęta i dlatego tego nie zrobiłaś.

– Nie jest to prawda. Powiedziałam, że coś mi wypadło.

– Na przykład?

Podniosłam nogę, położyłam ją na krawędzi wanny i przejechałam po niej gąbką. Oczy Aarona podążyły za ręką, ale po chwili zmusił się do spojrzenia na moją twarz.

– No dobrze. Dokładnie tego dnia była nocna wyprzedaż ubrań projektantów mody. Kiedy wyjeżdżałam z miasta, aby dokonać zabójstwa, zobaczyłam reklamę i zatrzymałam się. Kiedy wyszłam, było już za późno, aby zapolować.

Spojrzał się na mnie groźnie.

– To nie jest śmieszne.

– A ja wcale nie powiedziałam, że będzie.

Groźne spojrzenie zmieniło się w grymas niezadowolenia.

– Przeniosłaś swoje doroczne zabójstwo, żeby pójść na zakupy? Gówno prawda. Wiem, że lubisz ekstrawaganckie ciuchy, zwłaszcza za psie pieniądze, ale rozpraszać swoją uwagę wyprzedażą? – prychnął. – To tak, jakby policjant zatrzymał się podczas pościgu, żeby kupić pączki!

Znieruchomiałam na chwilę, a potem powiedziałam najspokojniej jak potrafiłam.

– Być może, ale to jest prawda.

Patrzył mi w oczy, usiłując coś z nich wyczytać.

– Coś jest nie tak. Bardzo nie tak, a ty zdajesz sobie z tego sprawę.

Zamknęłam oczy.

– A ja wiem, że ty za bardzo to roztrząsasz, tak jak zwykle. Bierzesz najmniejszy...

– Cassandra DuCharme odpuszcza swoje doroczne zabójstwo, żeby iść na zakupy? To nie jest nic wielkiego? To jest jak apokalipsa.

Podsunął otwartą książkę do mojej twarzy.

– Zapomnij o wyprzedaży. Wyjaśnij resztę. Nie miałaś nic zaplanowanego na cały tydzień. Nie miałaś żadnego wyjaśnienia, nie zapomniałaś, nic cię nie rozproszyło.

– Usiadł przy wannie. – Nie miałaś zamiaru odebrać nikomu życia.

– Wydaje ci się, że... wydaje ci się, że mam zamiar odebrać sobie życie? – Zaśmiałam się. Mój śmiech brzmiał prawie gorzko. – Czy zapominasz, jak zostałam wampirem? To był mój wybór. Zaryzykowałam wszystko, aby dostać to życie i jeśli sądzisz, że je tak po prostu oddam na chwilę przed jego końcem, to...

– Właśnie sposób, w jaki weszłaś w to życie, jest powodem, dlaczego tak cholernie głupio chcesz je oddać – spotkał moje spojrzenie i wytrzymał je. – Ty oszukałaś śmierć. Nie, ty ją pokonałaś siłą swojej woli. Powiedziałaś, że nie umrzesz i teraz, kiedy ona znowu po ciebie przychodzi, nie będziesz tak sobie siedzieć i czekać aż się to zdarzy. Raz już wybrałaś. Wybierzesz więc i drugi raz.

Odwróciłam wzrok, ale po chwili spojrzałam na niego.

– Dlaczego tutaj jesteś Aaron?

– Przyszedłem naprawić twój mur...

– Nie było z mojej strony żadnych podpowiedzi, żadnych ponagleń. Przyszedłeś tu z własnej woli. Zgadza się?

– Tak, ale...

– W takim razie, jeśli podjęłam decyzję o śmierci, najprawdopodobniej nie zobaczyłbyś mnie nigdy więcej – nasze spojrzenia spotkały się. – Czy sądzisz, że zrobiłabym to? Czy wydaje ci się, że spośród wszystkich osób na całym świecie, odeszłabym bez pożegnania z tobą?

Zacisnął szczęki, ale nic nie powiedział. Podniósł się i wyszedł z łazienki.

 

***

 

Leżałam w łóżku rozciągnięta na poduszkach i gapiłam się w ścianę. Aaron miał rację. Kiedy nadejdzie czas, pożegnam się ze swoim wampirzym życiem tak samo, jak do niego przystałam – z wyboru. Ale czas jeszcze nie nadszedł. Nie miałam już wątpliwości, że podświadomie staram się zakończyć swoje życie. To było niedorzeczne.

Nie miałam w planach samobójstwa. Może czułam strach, ale był to inny strach niż przed samą śmiercią.

Kiedy czas nadejdzie, to tak. Ale nigdy nie będę tak nieodpowiedzialna i nie zakończę życia, zanim nie ułożę swoich spraw. Będę musiała wydać dyspozycje odnośnie nieruchomości i przekazać je tym, którym przyniosą korzyści. Równie ważną rzeczą była kwestia ciała. Pozostawienie tej sprawy przypadkowi byłoby wysoce nieodpowiedzialne. Pogodziłabym się z Aaronem i wynagrodziłabym mu swoją zdradę, a w najgorszym wypadku sprawiłabym, że zrozumiałby, jaki był jej powód i że wina leży tylko po mojej stronie.

Była też sprawa rady. Aaron był już moim współdelegatem, ale musiałam go jeszcze przygotować do zajęcia mojego miejsca oraz sprawić, żeby społeczność wampirów zaakceptowała tę zmianę. Kolejnym obowiązkiem było przekazanie całej mojej wiedzy Paige, która była archiwistką. Było to coś, co odkładałam, bo nie byłam w stanie przyjąć do wiadomości, że mój czas się kończy.

Kończy.

Mój żołądek skurczył się na samą myśl o tym. Zamknęłam oczy i zadrżałam.

Nigdy nie brakowało mi siły charakteru i nigdy nie tolerowałam jej u innych, ale teraz musiałam zachować twarz i zaakceptować to, co przynosi rzeczywistość.

Umierałam i nie byłam na początku drogi, ale raczej na jej końcu.

Teraz wiedziałam już, jak wampir umiera. Nadchodzi rocznica narodzin i zdaje sobie sprawę, że nie jest w stanie wypełnić swojej części umowy. Nie, że nie chce, ale po prostu nie może.

Jeśli tego nie przezwyciężę, to umrę. Nie za dziesięć czy piętnaście lat, ale za kilka, może kilkanaście dni.

Zalała mnie fala paniki mieszająca się z porywami dzikiej furii. Ze wszystkich sposobów żegnania się z tym światem ten był chyba najbardziej upokarzający i ośmieszający. Nie umrzeć gwałtownie. Nie zostać ściętym przez wroga, nie zachorować i nie marnieć w oczach, nawet nie umrzeć we śnie. Od takiego rodzaju śmierci nie było odwołania. Ale umrzeć, bo nie chciałam zrobić czegoś, co robiłam setki razy?!

Nie, to nie było możliwe. Nie pozwolę, żeby to się stało.

Wstanę z tego łóżka, znajdę ofiarę i zmuszę się do wypicia całej krwi, nawet gdybym miała zwymiotować każdy łyk. Wyobraziłam sobie, że wstaję, zakładam ubranie i przechodzę przez pokój... A jednak się nie ruszyłam. Członki miałam jak z ołowiu. W środku szalałam ze złości, przeklinałam siebie, ale ciało leżało spokojnie, tak jakbym była już martwa.

Odpędziłam od siebie powracającą panikę.

Rozpatrując tę sprawę z logicznego punktu widzenia, powinnam była wziąć ofiarę Aarona, kiedy nadal miałam dość siły, ale straciłam swoją szansę. Teraz nie miałam już czasu. Poczekam godzinkę czy dwie, aż Aaron uda się na spoczynek.

Lepiej, żeby nie wiedział. Nie pozwolę, żeby się nade mną użalał, bo w jego naturze nie leżało pomaganie chorym, słabym i potrzebującym. Ja nie będę potrzebująca.Nie zasnę, dopóki w domu nie będzie cicho. Później zrobię to, ale sama.

Skupiłam wzrok na lampie i wpatrywałam się w nią, żeby nie zasnąć. Minuty dłużyły się niemiłosiernie. Oczy mnie piekły, a ciało domagało się snu, którego mu odmawiałam.

Powiedziałam sobie, że zamknę na chwilę oczy, a potem pójdę.

Zamknęłam oczy i wszystko pokryła ciemność.

 


< 31 >