Fahrenheit nr 66 - maj 2oo9
fahrenheit on-line - archiwum - archiwum szczegółowe - forum fahrenheita - napisz do nas
 
Para - nauka i obok

<|<strona 20>|>

Bóg Mamon

 

 

Jak świat światem ludzie zawsze chcieli wiedzieć, co się im się w życiu przydarzy. Prosty lud wsłuchiwał się w przepowiednie, chodził do czarownic, jasnowidzów, astrologów, kontaktował się z duchami. Pielgrzymował ochoczo do Delf, Dodony, Neczung czy Pochamac.

Tak jest poniekąd po dziś dzień: w końcu wróżka Aida, Agafia czy Elleni nie mogą przecież narzekać na małe obroty. Cała masa ich koleżanek obsługuje zainteresowanych nie tylko osobiście, ale też telefonicznie czy przez Internet. Wykształciuchy natomiast oficjalnie nie przyznają się do zabobonu, zapoznają się za to z prognozami futurystów (też takie w sumie przepowiednie tylko z trudnymi wyrazami).

A jak poczynają sobie ci farciarze, którzy – przynajmniej we własnym mniemaniu – znają przyszłość lepiej niż inni? Myślę, że najczęściej próbują tę wiedzę spieniężyć. I nie mam tu na myśli osobników z profetycznymi skłonnościami; to raczej zwykli śmiertelnicy usiłują przechytrzyć fortunę. Puszczają kupon w totka, chodzą do kasyna, obstawiają zakład u bukmachera, pasjonują się na szybkimi końmi albo psami. Niektórzy także (prze)grywają na giełdzie. Jak pewnie bez trudu, Czytelniku, zauważysz, wymieniłem te placówki w pewnym porządku, tj. wedle malejącej proporcji intuicji w decyzji gracza, uzupełnianej jednak coraz solidniejszą dawką opartej na faktach wiedzy.

Jest pewne szczególne miejsce, gdzie owa wiedza w szczególny sposób miesza się z chciwością. Są to tak zwane prediction markets, czyli rynki przewidujące. Obiektem obrotu jest tam pewien typ instrumentów pochodnych, mianowicie kontrakty. Ewentualny przyszły zysk uczestnika jest odwrotnie proporcjonalny do prawdopodobieństwa jakiegoś wydarzenia, którego tenże kontrakt jest przedmiotem.

A zatem parę wyjaśnień i konkretów. Najpopularniejszym rynkiem przewidującym jest Intrade. Można tam było na przykład obstawić wyniki ostatnich wyborów prezydenckich w Stanach, datę zamknięcia bazy w Guantanamo albo założyć się, czy Osama bin Laden zostanie (hmm...) zneutralizowany do marca 2009 roku. Kto postawił na Obamę tuż przed wyborami – zarobił niewiele, bo jego szanse wyceniono na 90%. Za to jeśli capną Osamę, obstawiacz zgarnie całkiem niezłą kasę. Szanse na rychły sukces amerykańskiego wywiadu szacuje się bowiem na 10%. Premię grającego obliczy się w tym wypadku następująco: 100% (co oznacza, że wydarzenie faktycznie miało miejsce) minus 10% równa się 90%. A to oznacza zysk dziewięciokrotny.

Twory te nazywane są też często rynkami informacji, bo kumuluje się tam wiedza wielu tysięcy graczy. Dzięki temu ich notowania mogą być bezcenną bazą danych do wytyczania strategii marketingowej przedsiębiorstw, instytucji, a nawet rządów. Można dzięki nim przewidzieć losy nowego produktu na rynku, przychody z dystrybucji filmów, obroty firm, realizację inwestycji. Ale to wszystko pikuś. Parę lat temu Amerykanie posłużyć się nimi, by określić zasięg epidemii grypy w zagrożonym regionie kraju. I tu zaczyna się robić interesująco.

Choć po prawdzie ciekawie było już wcześniej. Kiedy rynki przewidujące jeszcze raczkowały, już zdołały spektakularnie zaznaczyć swą obecność w mediach. Otóż w 1992 przewidziały one dokładnie wyniki wyborów prezydenckich w Ameryce. To znaczy rzeczywisty rozkład głosów pokrył się dokładnie z wyrażonymi procentowo szansami poszczególnych kandydatów. Przypomnę tylko, że startowali Bush senior (37,9%), Ross Perot (18,4%) i Bill Clinton (43,7%).

Było to tak niezwykłe wydarzenie, że natchnęło Rafała Ziemkiewicza do napisania opowiadania „Żywa gotówka” (Fantastyka 9/1998). Nie wchodząc w detale, ujawnię tylko sens objawienia, którego doznał główny bohater Rafał Aleksandrowicz, badając tajemnicę śmierci pewnego maklera. Otóż stwierdził, że pieniądze są formą życia. Ba! Formą życia świadomą i inteligentną, z którą w zasadzie można się komunikować. Trzeba tylko poznać jej język. Trzeba umieć zadać pytanie i zinterpretować odpowiedź.

Nie śmiałbym Ci, Czytelniku, zawracać głowy ekonomią, w końcu jesteśmy na portalu, gdzie promuje się fantastykę. Ale pomyśl tylko: pieniądze jako żywa, eteryczna istota. Giełda jako nowa wyrocznia kapitalizmu, a maklerzy jako jej kapłani. Czy to nie brzmi... fantastycznie?

Jeśli tak, to idźmy dalej w tę stronę. Co zrobić, by się z Pieniądzem komunikować? Na próbę można spytać, jak to zrobili Amerykanie – o wyniki przyszłych prezydenckich wyborów.

Popuśćmy zatem wodze fantazji.

Załóżmy, że do wyborów prezydenckich w 2010 roku zgłasza się trzech kandydatów. Mamy trzy komitety wyborcze: Krzych Kananowicz, Prezydentka z Pcimia i Kanadyjski Czarny Koń. Aby zaistnieć na giełdzie, komitety przekształcają się w spółki prawa handlowego i rozpoczynają działalność gospodarczą. Polega ona na sprzedawaniu książek, broszurek zawierających program kandydata, znaczków, plakatów, proporczyków i innych gadżetów. W ten sposób oczywiście zarabiają na kampanię wyborczą. Dochodów nigdy dosyć, więc w pewnym uroczystym momencie wchodzą na Giełdę Papierów Wartościowych. I wypuszczają akcje.

Ilość i cena akcji w zasadzie nie mają w tym wypadku znaczenia. Obroty kształtuje tylko popularność kandydatów. I dlatego uwielbiany Krzych zgarnia najwięcej. Wtedy jednak Czarny Koń kontratakuje, oferując dywidendy posiadaczom akcji. Jego akcje natychmiast skaczą. Ale i Prezydentka nie zasypuje gruszek w popiele. Niedwuznacznie sugeruje, że posiadacze jej akcji będą się cieszyć specjalnymi przywilejami, ale dopiero w momencie, gdy to ona właśnie obejmie najwyższy urząd RP. Ma ona na myśli stanowiska w spółkach skarbu państwa i innych urzędach, a może nawet forsowanie specjalnego ustawodawstwa, by zaspokoić jak największą rzeszę zwolenników. Pozostali kandydaci też nie pozostają dłużni i równie szczodrze szastają obietnicami przywilejów dla swoich. Rzucają coraz to nowe emisje akcji, na parkiecie wrze, emocje sięgają zenitu.

Wtedy akcjonariusze zauważają, że nie da się uszczęśliwić całego narodu naraz. Ot, na przykład: cła zaporowe na zboże są dobre dla rodzimych latyfundystów, ale hodowcy świń wolą karmić trzodę jak najtańszą paszą, choćby nawet zagraniczną. Co rozsądniejsi gracze pozbywają się zatem akcji nieodpowiedzialnych populistów. Najpierw po cichu, ale wnet coraz bardziej ostentacyjnie.

I wbrew wysiłkom rywali już po miesiącu rozsądny i umiarkowany Krzych osiąga zdecydowaną przewagę: jego akcje spektakularnie zwyżkują. Akcjonariusze na gwałt pozbywają się akcji pozostałych kandydatów.

Wreszcie nadchodzą wybory. Krzych dostaje 62% głosów, Prezydentka – 31%, a Czarny Koń – marne 7%.

Okazuje się, że Pieniądz wszystko przewidział. Otóż wartość akcji wszystkich trzech kandydatów na ostatniej sesji przed wyborami wynosiła 100 mln zł. Akcje Kananowicza – wyceniono łącznie na 62 mln, pani z Pcimia – 31 mln, a Czarnego Konia – 7 mln. I to wszystko niezależnie od wszelkich manipulacji ceną i wielkością emisji.

Wielki Mamon ocknął się z letargu.

Wszyscy czują nowy klimat. Podnieceni maklerzy wpatrują się tablicę świetlną i główkują intensywnie, czy da się z niej wyczytać jakieś nowe przesłanie. Na razie jednak Mamon milczy. A może tylko czeka na zapytanie?

Aż wreszcie nadchodzi moment debiutu paru spółek naftowych. Wszyscy patrzą z niepokojem na pierwszy dzień ich wspólnej sesji. Przez długi czas nic się nie dzieje, aż w końcu pewna marna spółczyna drążąca odwierty w jałowych piaskach na wyeksploatowanym obszarze, otóż ta firma staje się bohaterką dnia. Nikt nie dawał jej szans na udany start, aż tu nagle jej akcje rosną o 100% w ciągu paru godzin.

Czy to kolejny znak od Mamona? Tak jest! W ciągu paru dni wiertła grzęzną w czarnej masie i lepka ciecz bluzga raźno jak w jakimś Kuwejcie.

Przecież jednak nie tylko ludzie biznesu dostrzegają korzyści współpracy z Pieniądzem. Może nowo odkryty wirtualny twór zna się na filozofii? Albo na nauce? Może wyrasta ponad skumulowaną mądrość wszystkich czasów i ludów? Trzeba z nim nawiązać kontakt, bo jest przecież tyle ważnych pytań. Jak leczyć HIV, nowotwory, żółtaczkę typu C. Ale po co się ograniczać, wystrzelmy ponad banalną przyziemność i spytajmy o kosmicznych braci w rozumie. Zadajmy fundamentalne pytanie o życie po śmierci. I raz na zawsze rozstrzygnijmy, czy istnieje Bóg.

Oby tylko Mamon się nie rozochocił i sam nie zajął jego miejsca.

 


< 20 >