Archiwum FiF
fahrenheit  on-line     -     archiwum     -     archiwum szczegółowe     -     forum fahrenheita     -     napisz do nas
 
Gregorio Cortez Literatura
<<<strona 18>>>

 

V-affair

 

 

"Lubię czytać stare opowiadania fantastycznonaukowe.

Takie sprzed 20 – 30 lat. Opisują rzeczywistość, w której przyszło mi żyć, moją rzeczywistość..."

 

Cytat z przyszłego opowiadania.

 

Ewa stała nad leżącym na schodach Troyem, który jak ryba wyjęta z wody desperacko próbował złapać powietrza. Poprawiła czerwony szal i wytarła chusteczką usta. Jeszcze raz obejrzała się na niego. Już się nie ruszał. Ze skroni spływały jej kropelki potu. Powolnym krokiem zeszła schodami pożarowymi na 44 piętro i stamtąd zjechała windą na sam dół. Kiedy wyszła przed wieżowiec w nozdrza uderzył ją smród gnijących gdzieś śmieci. A może to to miasto wydawało taki fetor? Horyzont zasłaniały czarne betonowe bloki i tylko gdzieniegdzie można było dostrzec błyszczące w słońcu wieże wewnętrznego miasta. Słońce prażyło niemiłosiernie. Z nieba lał się żar wysysając z ziemi ostatki wody, której już i tak brakowało na tej pożałowania godnej planecie. Każdy powiew wiatru wzbijał w powietrze tumany brunatnego pyłu. Nad metropolią unosiła się szara mgiełka smogu, spowijała wszystko i sprawiała, że człowiek czuł się w tym upale jakby wsadzono go do rozżarzonego pieca. Pomyślała, że ten świat przestał się już dawno nadawać do zamieszkania, niemal zamienił się w piekło. Tak... Była w piekle...

 

Raport policyjny był bardzo krótki. Ciało denata znaleziono o godzinie 3.45 nad ranem dnia 7 czerwca w poniedziałek, na klatce schodowej superjednostki mieszkalnej 264AC w sektorze trzecim zewnętrznego przedmieścia. Makabrycznego odkrycia dokonał przypadkiem technik, który został kilkanaście minut wcześniej wezwany do naprawienia awarii łącza światłowodowego na 45 piętrze wieżowca. Wchodząc na klatkę schodową na 44 piętrze aby wymienić koncentrator, znajdujący się w metalowej szafce na półpiętrze, dostrzegł leżącego na schodach mężczyznę. Kiedy podszedł bliżej okazało się, że mężczyzna nie żył. W raporcie stwierdzono tylko, że zgon nastąpił przed około 48 godzinami. Denat, mężczyzna rasy białej, wzrost około 180cm, włosy ciemne, krótko ostrzyżony, wiek z wyglądu około 30 lat. Udało się ustalić, że był mieszkańcem mieszkania nr 3986 na 45 piętrze superjednostki 264AC, po przeszukaniu znaleziono dokumenty na kilka różnych nazwisk – wszystkie fałszywe, nikt z jego sąsiadów nie był w stanie jednoznacznie go zidentyfikować. Sekcja zwłok nie wyjaśniła przyczyn zgonu. Przypuszczalnie śmierć nastąpiła bądź to w wyniku nagłego zatrzymania akcji serca, lub gwałtownego uduszenia nieznanym gazem.

 

***

 

Wstał od biurka i zgasił papierosa w popielniczce. Podszedł do okna i przeciągnął się. Już świtało. Spojrzał na zegar – była czwarta rano. Ziewnął przeciągle. Purpurowa zorza odbijała się w oknach sąsiedniego bloku. Najwyższy czas, żeby po całej nocy położyć się spać. Podszedł jeszcze do terminala i nakazał komputerowi, żeby zamówił mu pizzę na dwunastą. Zaprogramował budzik i położył się.

 

Ze snu wyrwał go dźwięk komputerowego budzika. Zaspany spojrzał na zegar i ze zdziwieniem stwierdził, że coś było nie tak. Komputer wskazywał szóstą wieczór, szóstego czerwca. Pomyślał, że pewnie coś pokręcił ustawiając rano budzenie bo zamiast wstać o dwunastej przespał prawie całe popołudnie. Wstał i przeciągnął się. W dołku poczuł głód. Pomyślał o pizzy.

-Cholera.- Zaklął. Miał ją zamówioną na dwunastą. Dostawca pewnie dobijał się przez ten czas kiedy on spał. Ciekawe czy zostawił ją pod drzwiami. Uchylił drzwi na korytarz. Była tam. Zimna, ale była. Podniósł pudełko i zamknął drzwi. Wstawił pizzę do mikrofalówki i usiadł przy komputerze. "You have new mail" w rogu ekranu migał napis.

-Przysłała?- pomyślał. Szybko otworzył list. To od niej. Ucieszył się. Zawsze kiedy dostawał od niej listy ogarniało go jakieś dziwne uczucie. To było coś więcej niż zwykła znajomość online. Może się w niej zakochał? Nie mógł przestać o tym wszystkim myśleć. Dzwonek kuchenki wyrwał go z zamyślenia, oznajmiając, że pizza była już gotowa. Wziął kawałek i znów usiadł przy komputerze. Dwa razy uważnie przeczytał list od niej. Wewnątrz cały drżał. Układał w myśli słowa jakie do niej napisze. Ta cała znajomość trwała już parę miesięcy... Ona pisała do niego, on do niej. Nigdy się nie spotkali, a jednak oboje chyba czuli coś do siebie. Przynajmniej tak mu się zdawało. Sprawdził kanały chatów online, ale jej nie było. Cóż. Nie zawsze udawało im się spotkać. Zabrał się do pracy.

Dochodziła północ kiedy skończył odpisywać na jej list. Teraz mógł spokojnie zabrać się za pracę. Kazał komputerowi rozesłać przygotowane wcześniej dokumenty i otworzył edytor. Ten ostatni opis, który skończył wczoraj rano bardzo mu się podobał. Udało mu się chyba wydobyć pełnię tej sytuacji. Malowniczy zachód słońca, dwoje kochanków... Był z siebie dumny. Już miał gotową fabułę na kolejne kilkaset stron i już miał zabrać się do pracy kiedy na ekranie pojawił mu się napis. "Icka is online at #sunset". Natychmiast przełączył się na chat.

-<Troy> Monicka nareszcie ;) jesteś. Napisałem wczoraj ten zachód słońca. Chcesz przeczytać?

-<Icka> Witaj ;) Co się z Tobą dzieje? Śpisz w dzień... pracujesz w nocy...

-<Troy> Zmieniłem tryb życia. W nocy lepiej się koncentruję na pracy.

-<Icka> Ale ty wcale nie wychodzisz z domu... jak można opisywać takie pejzaże jak te z Twojej książki, skoro nigdy nie wychodzi się z domu.

-<Troy> Teraz mam dużo pracy. Musze skończyć książkę, więc siedzę po nocy. Potem sobie odpocznę. Poza tym i tak nigdzie już nie ma takich pejzaży, więc nic nie tracę siedząc tutaj.

-<Icka> Nie wierzę. Piszesz już tak od miesięcy. Nigdy tego nie skończysz. Jesteś uzależniony od tej książki, od sieci, od tego pokoju, z którego nie wychodzisz. Kiedy spotkałeś kogoś na żywo?

-<Troy> Przedwczoraj dostawcę pizzy. Tydzień temu posłańca z zakupami... Ja uzależniony? A ty? Jak długo siedzisz w domu? Praca online... wspaniała wymówka, żeby zamknąć się w pokoju i nie podsycać swej fobii i odrazy do świata.

-<Icka> Wiesz, że to nie tak... nie mogę. Po prostu nie mogę. Jak wyglądam przez okno to zbiera mi się na wymioty... Zostałeś mi tylko ty...

-<Troy> Nie bój się, wiem coś o tym, rozumiem cię... Jestem tu. Kocham cię ;)

-<Icka> Ja też ;)

Takie rozmowy potrafili toczyć godzinami. Zastanawiał się wtedy czy przypadkiem nie zakochał się w tej nieznanej mu kobiecie, której w życiu nie widział na oczy. Tak po prostu. Zakochał się. Dziwne... nie bardzo potrafił zdefiniować to słowo – "miłość". Wciąż o niej myślał. To było jak uzależnienie, wpadł z jednego w drugie. To dzięki niej przestał pić, kiedy odeszła Ewa. Rozwód. Koszmarne słowo. Pamiętał jeszcze jak usłyszał je od adwokata. Był rozbity. Icka pomogła mu z tego wyjść. To niezwykłe. Była gdzieś tam daleko, kilka tysięcy kilometrów stąd, a jednocześnie stała mu się tak bliska, że niemal czuł jej obecność. Wiele zawdzięczał ich wspólnym rozmowom. Przynajmniej tak mu się zdawało. Nie pił już od dwóch miesięcy. Zajął się książką, wrócił do pracy, opublikował kilka tekstów. Zrealizował kilka zleceń, które nadał mu Norm. Nie dostał dużo, ale wystarczało, żeby skromnie żyć w jednym pokoju z kuchnią, na czterdziestym piątym piętrze betonowego wieżowca o odrapanych ścianach i pomalowanej sprayem klatce schodowej. Nie przeszkadzało mu to bo niewiele się stamtąd ruszał. On żył w innym świecie. Świecie sieci. Z uśmiechem przypomniał sobie jak kilkanaście lat temu straszono ludzi zgubnymi skutkami korzystania z sieci. Dziwny świat.

Wyjrzał przez okno. Roztaczał się przed nim widok wielu podobnych obskurnych bloków. Mieszkali w nich tacy jak on. Usieciowieni. Kiedy budowano to osiedle nie zbudowano parkingów. Po co? Przecież ci, którzy się tu mieli osiedlić nie mieli zamiaru masowo ruszać do centrum po zakupy... To zakupy i całe centrum przybywało do nich jako setki terabitów danych tłoczonych przez światłowody. Nowy wspaniały świat. W oddali słońce odbijało się w szklanych wieżach miasta.

Napawała go obrzydzeniem myśl o spoconych tłumach przeciskających się w metrze. Choć mógł, to rzadko korzystał z możliwości wycieczki do centrum. Nie lubił tego. Właściwie to nie korzystał wcale, od miesięcy nie ruszał się z domu... Ten świat tam na zewnątrz napawał go jakąś nieokreśloną odrazą. Dusił się kiedy musiał wyjść z pokoju na dłużej niż kilkanaście minut. Na samą myśl o tym mieście robiło mu się niedobrze i przechodziły go dreszcze. Marzył o pięknych plażach i zachodach słońca nad morzem, ale kiedy uświadamiał sobie, że we współczesnym świecie pozostało z tego zaledwie marzenie, przechodził go dreszcz. Pięknych plaż i zachodów słońca po prostu już nie było.

 

Pisał książkę. Właściwie nie liczył nawet na to, że ktokolwiek zechce ją wydać. Internetowe księgarnie i wydawnictwa zawalone były milionami stron od równie marnych jak on pisarzy. Opisywał miłosne sceny na tle romantycznych zachodów słońca... Co z tego, że nigdy ich nie przeżył, ani zachodów słońca nie widział... Ice się podobało...

 

Może tamtego dnia usłyszał jakiś dźwięk na korytarzu, a może po prostu miał ochotę wyjrzeć przez wizjer. Podszedł do drzwi. Skradał się jak smarkacz próbujący podglądnąć co robią w sypialni rodzice. Zajrzał przez dziurkę. Korytarz był pusty. Już miał odejść kiedy usłyszał kroki. Serce podeszło mu do gardła. Przez korytarz przeszła kobieta. Miała na sobie coś czerwonego, nie bardzo miał okazję się jej przyjrzeć bo szła zbyt szybko. W pamięci utkwiły mu tylko jej ciemne włosy. Długie ciemne włosy.

 

Następnego dnia znów usłyszał te kroki. Dokąd ona mogła iść? Przecież windy są po przeciwnej stronie. Tam były tylko schody pożarowe i ... automat telefoniczny. Dzwoni? Pomyślał. Dlaczego z automatu... To bez sensu. Ostrożnie uchylił drzwi. Wyjrzał na korytarz. Stała przy telefonie. Z kimś rozmawiała. Nie słyszał słów. Obróciła się w jego stronę. Natychmiast schował się do mieszkania. Chyba go nie zauważyła. Postanowił dowiedzieć się z kim rozmawiała. Podszedł do terminala. Uśmiechnął się.

Pisarz. Oficjalnie pisarz. Niech będzie pisarz, dla reszty świata mógł być nawet pisarzem. Fakt. Był nim, ale nie tylko. Mógłby przecież pisać na starej wysłużonej maszynie, a nie tkwić bez przerwy w sieci. Jego NAS wynikał przede wszystkim z jego zamiłowania do tego czegoś co nazywano siecią, a nie z jego psychologicznych problemów. Network Addiction Syndrome – zdiagnozował go u siebie już dawno, wcale nie było mu z tym źle.

Nie bardzo mógł określić co w jego zachowaniu było skutkiem, a co przyczyną. Nawet nie starał się nad tym zastanawiać. Zgłębianie zaułków własnej psychiki porzucił już dawno. Przypominała labirynt bez wyjścia. Właściwie to nie dziwił się już teraz Ewie, że odeszła. Już dawno temu zaczął zamykać się w nieprzejrzystym kokonie, który odgradzał, go od tego odrażającego świata. Ale odejście Ewy przebrało czarę. To wtedy zamknął się na dobre. Zarówno w przenośni i dosłownie. Odwrócił się od świata tak samo jak świat odwrócił się od niego. Zamknął się w betonowym bloku rezygnując z bezpośrednich kontaktów z ludźmi. Właściwie to nie myśl o tych kontaktach tak strasznie go odpychała, co perspektywa spacerowania ulicami tego cuchnącego molocha, wdychania powietrza czarnego jak smoła od smogu i dymu. Odrzucała go myśl, że nie ma już na świecie piaszczystych plaż, nieskażonej przyrody, czystego powietrza, ptaków...

Stworzył więc swój własny światek jednego pokoju i ekranu terminala. Światek własnych marzeń, kolorowy, piękniejszy, bez skażonego powietrza, bez gleby cuchnącej od toksycznych odpadów, bez kwaśnego oddechu ludzi, bez konieczności patrzenia w ich wykrzywione nienawiścią i żądzą zysku twarze. Jeśli próbował go opuścić, wyjść chociaż na kilkanaście minut ze swego bezpiecznego pokoju dusił się. Dosłownie. Kiedyś po przejściu kilku kroków na korytarzu swego bloku zwymiotował, nie mógł oddychać, miał zawroty głowy i ledwo doczołgał się do domu. Nie mógł i nie chciał wyjść ze swojej celi... Najśmieszniejsze było w tym wszystkim to, że on czuł się w tej celi szczęśliwy...

 

 

Po jakimś czasie udało mu się ustalić, że kobieta ta dzwoniła kilkakrotnie pod niezidentyfikowany numer. Znajomy hacker miał wtyk w centralnym rejestrze rozmów. To on pomógł mu dostać się do rejestru połączeń. Do niego też postanowił zwrócić się o pomoc.

-(Troy) Jesteś online Maxif? -wpisał na terminalu. Chwilę czekał, aż na ekranie pojawiła się wiadomość.

-(Maxif) Witaj Troy. Znów kłopoty?

-(Troy) Mam do ciebie sprawę.

-(Maxif) Coś ostatnio często masz do mnie sprawy...

-(Troy) Pamiętasz ten numer, o który cię pytałem? Potrzebuję nagrania rozmów z ostatniego tygodnia, między godzinami dwunastą i trzynastą.

-(Maxif) To będzie kosztować.

-(Troy) Wiem. Dostaniesz kasę tak jak ostatnio, przez posłańca, do naszej starej skrytki w centralnej dzielnicy.

-(Maxif) Tamta skrytka jest spalona. Kiedy ostatnio mój człowiek odbierał stamtąd kasę obserwował go jakiś gość. Dużo natrudziliśmy się aby go zgubić.

-(Troy) Ja jednak preferuję płacić w gotówce. Transakcje online można śledzić znacznie łatwiej, wiesz o tym tak samo dobrze jak ja. Wiem coś o tym bo, zwalczam twoich kolegów. – uśmiechnął się w myślach... robienie interesów z potencjalnym wrogiem, nie było nic bardziej podniecającego... no może oprócz sexu... online...

-(Maxif) I nie mam ci tego za złe. Każdy robi to co lubi. Jeśli jeszcze ci za to płacą... Z resztą mnie byś nie namierzył, te dzieciaki to nie ten poziom. Przyślij gotówkę przez posłańca na dworzec przy Sunset Square, numer skrytki jak zwykle według schematu. – Mieli opracowany system wiec nie musiał podawać numeru skrytki który co tydzień zmieniali. Maxif wydawał się być niezwykle pewny siebie, Troy zastanowił się, czy aby na pewno nie udałby mu się go namierzyć, ale zrezygnował. Ten kontakt był zbyt użyteczny...

-(Troy)Umowa stoi.

Maxif był jego starym znajomym. Do niego też miał pewne zaufanie. Nieduże ale większe niż do innych ze swoim pracodawcą włącznie. Wprawdzie kiedyś ich drogi się rozeszły i obecnie stali niejako po przeciwnych stronach barykady to obu łączył zapał do dwóch rzeczy: pisania i sieci. Czasem wyświadczali sobie przysługi... po promocyjnych cenach.

Obaj odczuwali też paranoiczny lęk przed byciem zidentyfikowanym. Ani Maxif, ani Troy nie chcieli, żeby ktokolwiek wiedział kim są. Troy nawet mieszkanie wynajmował anonimowo. Konspirował się – miał mnóstwo fałszywych dokumentów i w różnych miejscach występował pod różnymi nazwiskami. Siedząc w tym sieciowym szambie już dość długo doskonale wiedział, jak łatwo namierzyć tam człowieka i zrobić z nim co tylko się chce. Przecież też się tym zajmował...

 

Z nagrań dostarczonych mu przez Maxifa jedno szczególnie go zainteresowało. Było przerażająco kiepskiej jakości, tak jakby użyto jakiegoś sprzętu utrudniającego podsłuch. Brzmiało ono mniej więcej tak: "Pracuje nad tym... jeszcze nie, nie wiem kim jest, ale rozgryzamy go... to jeszcze za wcześnie... nie naciskaj na mnie, możemy go spłoszyć... poza tym... nie nic z tych rzeczy, ależ skąd, to byłoby nieprofesjonalne... pisze i robi coś jeszcze... nie wiem, ale się dowiem. Dostaniesz ten raport. Wkrótce." To był głos kobiety. Drugiego rozmówcy nie słyszał. Ale mimo fatalnej jakości nagranie jej głos wydał mu się dziwnie skojarzony z jakimś nieokreślonym przeżyciem w przeszłości. Zastanowił się... Szpiegowała go? Dziennikarka? Policja? Interpol? Ciekawe... Poczuł dreszczyk emocji... adrenalina... naturalny narkotyk...

Mogła być agentką, którą podesłano aby go rozpracowała, albo zwyczajną dziewczyną, która w jego paranoicznej wyobraźni urosła do rangi szpiega. Czyżby przesadzał?

 

Kiedy tak zastanawiał się nad tym któregoś z kolei dnia znów usłyszał jak szła. Wyjrzał przez wizjer. Powoli zaczynała stawać się kolejną jego obsesją, obok Monicki, która była nierealna. Ale do tej kobiety coś go pchało. Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Kiedy przeszła przez korytarz dostrzegł, że zachowywała się jakby była roztrzęsiona. Szła powoli, rozglądając się na boki. Dostrzegł drgający kącik ust, mimowolne gesty dłonią. Po plecach przeszedł mu dreszcz... Ewa też miała taki tik...

Tym razem udało mu się przysłuchać lepiej rozmowie, którą prowadziła. Brzmiała wyraźnie jakby była zdenerwowana. Głos jej się trząsł, co chwila się unosiła. Drugiej osoby nie słyszał, tylko jakiś bełkot. Z jej słów niewiele rozumiał.

"Co to znaczy, że nie potrzebujesz już tego raportu?!... Co?... Siedzę nad tą sprawą już trzy miesiące, poświęcam się, a ty... Co? To po co była ta operacja plastyczna?... Kiedy!?... To zbyt wcześnie!... Nie naciskaj... Dlaczego w ogóle mam to zrobić?... Musicie... Wy nic nie musicie... Dobrze, tylko daj mi czas. Może uda mi się... Tak zdobędę te informacje... Wiem... A potem... rozumiem. Tak... Z największą przyjemnością."

Na początku rozmowy wydawała się być roztrzęsiona, ale potem uspokajała się, a jej głos nabierał pewności. Ostatnie zdanie brzmiało jakby wypowiedziała je niemal z uśmiechem...

Zastanawiało go jedno. Dziś lepiej ją słyszał i uderzył go jej głos i sposób mówienia... Brzmiała jak... Ewa... Obruszył się na siebie. To było niemożliwe... Musiało mu się wydawać.

 

 

Akurat tego dnia miał wielką ochotę się upić. Od dwóch dni nie dostał od Monicki listu. Nie było jej online. Nie wiedział co się dzieje. Przez mózg przemykały mu najgorsze myśli. Pocieszał się, że to mógł być efekt jakiejś awarii, że może ona też ma mnóstwo pracy. Z zamyślenia wyrwał go odgłos dzwonka do drzwi. Zdziwiony podszedł i zerknął przez wizjer. Na korytarzu było ciemno. Otworzył drzwi i stanął jak wryty. Jego oczom ukazała się długonoga brunetka o brązowych oczach... Ona... Pani "szpieg"... To dziwne, ale nie wiedział jak się zachować. Stanął jak wryty.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale czy ma pan może pożyczyć... cukier. – Jej głos zdradzał zdenerwowanie. Zająknęła się przy "cukier". Pomyślał, że przecież nikt w dzisiejszym świecie nie przychodzi do sąsiada pożyczać cukru, skoro może go normalnie kupić z dostawą do domu. Spojrzał na nią. Zmieszała się. Chyba wpadła na to samo, bo powiedziała.

-Właściwie, to nikt dziś nie przychodzi pożyczać cukru, ale... ja nie bardzo mogę kupić...

-Proszę wejść. -Zaprosił ją do środka. Zamknął za nią drzwi i poszedł do kuchni. Nerwowo zaczął otwierać wszystkie szafki po kolei... Zastanawiał się przy tym po co tak naprawdę przyszła. Wciąż nie mógł dojść kim była. Maxif nic nie był w stanie mu pomóc, ostatnimi dniami kilkakrotnie próbowali szukać razem ale bez skutku. Nie wiedział nawet do kogo wtedy dzwoniła. Tymczasem ona stała w drzwiach i głupiutko się uśmiechała tak jakby starała się za wszelką cenę ukryć zmieszanie. A może rzeczywiście trochę się zmieszała?

-Gdzieś tu miałem cukier... -zawiesił głos- chyba – dodał po chwili orientując się, że nie miał w domu ani grama cukru. Skończył się dwa dni temu i przez te myśli o Monice, na śmierć o tym zapomniał. Ona chyba zauważyła jego zmieszanie, bo zaczęła się tłumaczyć.

-Jestem pana sąsiadką. Nie znamy się, ale ja mieszkam obok. Kupiłabym cukier, ale... mam drobną awarię sieci... pojechałabym do sklepu, ale... – zawiesiła głos- mój e-card jest pusty i nie mam jak go podładować. Więc jestem odcięta. Dopiero jutro ma przyjść technik...

-Obawiam się, że nie mam cukru.- starał się być uprzejmy, zastanawiał się, czy jej zachowanie było tylko wybiegiem taktycznym, czy też rzeczywiście...- Ale mogę zamówić. Za godzinę przywiozą i tak miałem zrobić zakupy. – jak dziwnie brzmiały te słowa "zrobić zakupy", znaczyło teraz tyle co kliknąć kilka razy myszą wysyłając standardowe zmówienie.

-Właściwie...-znów zawiesiła głos- właściwie to nie chodzi o cukier. Czy mogłabym...- była wyraźnie zdenerwowana- czy mogłabym... musze wysłać pewien ważny list.

-Oczywiście. -uśmiechnął się, podjął grę, postanowił się z nią trochę pobawić- a cukier i tak zamówię. Proszę usiąść- wskazał jej terminal. Pomyślał w tej chwili, że zamiast naskoczyć na nią i wygarnąć jej wszystko. Zamiast wrzasnąć, że wszystko wie, że go szpieguje.. on starał się być dla niej miły... Uśmiechnął się wewnątrz, nawet nie wiedział, że ma taki talent aktorski...

-Dziękuję. Uratował mnie pan. – jej uśmiech był szeroki i szczery. Jego szczerość zastanowiła go.

-Troy. Mów mi Troy. Cała przyjemność po mojej stronie.- W tym momencie przeszedł go dreszcz, uświadomił sobie jak wielkie głupstwo palnął. Przecież nie powinien był podawać jej tego nicka. Jeśli więcej niż jedna osoba miała go poznać... Desperacko starał się uspokoić. Odwrócił się, nie chciał, żeby dostrzegła jego zmieszanie.

-Troy? – w jej głosie słychać było wyraźne zdziwienie. Zbladła, aby zaraz się zaczerwienić. – Pewnie cię to zdziwi, ale czy mógłbyś... jaki jest twój adres e-mail? – Jej reakcja jeszcze bardziej go zastanowiła. Nie pasowała do reakcji femme fatale, szpiega nasłanego przez Interpol. Wyglądało raczej, że rzeczywiście jest trochę zagubiona. tylko dlaczego zbladła jak powiedział Troy? Przecież ten nick znała tylko... Icka... a jeśli była szpiegiem... powinna wiedzieć skoro się nim interesowała.

-troy@sunset.nordnet.npr.i4.us- powiedział, akcentując wyraźnie każdy element adresu. W tym momencie złapał się na drugim najbardziej kardynalnym błędzie swojego życia. Podał prawdziwy adres. Nie ten mapowany, z którego wysyłał artykuły, czy załatwiał formalności i który mogła znać szpiegująca go osóbka, ale ten prawdziwy. Ten, który znała tylko... Monicka. Miał chyba zły dzień. Definitywnie. Popełnienie dwóch największych odsłon w ciągu pięciu minut.... Złapał się na tym, że mimowolnie gapił się bezczelnie na jej biust. Czyżby aż tak dał się podejść jakiejś... kobiecie...

-Troy? -Wypowiedziała to powoli, jakby z niedowierzaniem. – To ty? -Mówiła jakby miała zaraz wybuchnąć radością. On tymczasem stał jak wryty próbując pozbierać myśli.

-Ja? – Nie wiedział o co chodzi. Jej reakcja kompletnie go zaskoczyła. Czyżby ona... też znała ten adres? Ale co w takim razie do cholery znaczyła jej reakcja? A może to... o Boże Monicka? Przeaził się? Wizja Monicki szpiegującej go na zlecenie jakiejś gazety, czy co gorsza policji nie przypadła mu do gustu. Kim była ta kobieta? Jego sąsiadka? Dziennikarka? Szpieg? Monicka? Więc Monicka nie istniała? Więc była tylko ułudą? To niemożliwe. Pewnie dotarli do jego adresu. W takim razie świetnie grała.- No tak to ja, ale o co...

-Monicka! Ja jestem Monicka! Icka! To do ciebie miałam słać ten list!

Był w szoku. Nie spodziewał się czegoś takiego. Chciał się śmiać, tańczyć, skakać z radości. Serce podeszło mu do gardła. Jednocześnie cieszył się, bał, klął. Więc to była Monicka? Więc to dlatego bała się powiedzieć mu czym się zajmowała. Nie chciała zdradzić się, że szpieguje jakiegoś pismaka, informatyka, człowieka podającego się za Davisa, o adresie dave@olphart.externat.jur jego znała jako Troya... Przez przypadek okazało się, że romansowała i szpiegowała tę samą osobę... W tym wszystkim nie potrafił znaleźć sensu... Stał jak wryty i usiłował wydusić z siebie jakiś dźwięk. Niestety jedyne co wydobywało mu się z krtani to nieartykułowane bełkotanie...

 

Był kompletnie rozbity. Tego się nie spodziewał. Nawet nie marzył o czymś takim i było to dla niego zaskoczeniem tak wielkim, że jeszcze teraz nie był w stanie pozbierać myśli. W środku cieszył się, ale bał się. Jakieś nieokreślone uczucie strachu paraliżowało go i krępowało tok jego myśli. Nie mógł przestać się zastanawiać jak to się dziwnie złożyło. Powoli wszystko mu się klarowało. Ona szpiegowała faceta za którego się podawał. Wydawca pewnie chciał napisać jakiś sznsacyjny artykulik. Nie wierzył,że mogła być jakąś tajną agentką... I jednocześnie romansowała przez Internet z... nim samym. Nie mogła o tym wiedzieć. Nie mogła połączyć tych dwóch rzeczy... Siedział na łóżku, wpatrywał się w jeden punkt i palił papierosa. Wydawało mu się to tak niesamowicie niedorzeczne, jak z koszmarnego snu.

Przypominał sobie jak to było na początku. To ona do niego napisała. Chciała dowiedzieć się czegoś na temat jego artykułu, chwaliła go za ujęcie tematu... Tak się "poznali". Może ona jednak wiedziała, że Troy i Dave to ta sama osoba tylko pojawiająca się w różnych miejscach pod różnymi tożsamościami. gubił się w tym. Te kilka miesięcy wirtualnej znajomości było czymś niezwykłym. Ale nigdy by się nie spodziewał, że to... ona. Na początku obiecali sobie, że poprzestaną na kontaktach przez sieć. Nie pytali się gdzie mieszkają, skąd są. Nie naciskali, ani on ani ona na prawdziwe spotkanie. Monicka miała problemy natury psychologicznej, przynajmniej tak twierdziła, bezpośredni kontakt z ludźmi był dla niej nie lada wysiłkiem. Jednocześnie zastanowiło go to... Chciało mu się śmiać kiedy uświadomił sobie abstrakcyjność i groteskowość ich znajomości. Ale on ją kochał. Podszedł do terminala. "Icka is online at #sunset" napis mrugał miarowo na dole ekranu.

-(Troy) Mogę wpaść? – Zapytał. Coś w środku ściskało mu się z wrażenia. Modlił się, żeby się zgodziła. Ona przecież też pewnie była przytłoczona tą sytuacją. Choć tak w głębi duszy sam zapytywał się co robi. To wszystko było zbyt irracjonalne, ale pomimo tylu wątpliwości czuł nieodparte pragnienie ujrzenia jej. Choćby była nawet samym szatanem...

-(Icka) Tak. Trafisz?

-(Troy) Nie wiem. Nigdy u Ciebie nie byłem. Który to numer?- Uśmiechnął się do siebie.

-(Icka) Drzwi obok. Przyjdź ;)

Powoli przestawał w to wszystko wierzyć. Z trudem podszedł do drzwi...

 

Stał pod jej drzwiami i zastanawiał się co powiedzieć kiedy otworzy. Postanowił jednak przestać się zastanawiać i nacisnął dzwonek. Drzwi otwarły się niemal natychmiast. Stała w nich Monicka. Miała na sobie czarny szlafrok i bambosze. Jej włosy swobodnie spływały na ramiona. Zmieszał się trochę. Miał olbrzymią ochotę rzucić się jej na szyję i mocno ucałować, nie puszczać jej już nigdy. Pragnął jej ust, zapachu jej włosów, dotyku jej dłoni. Aż sam dziwił się swoim myślom. Paraliżował go jakiś nieokreślony lęk, że jeśli zrobi niewłaściwy ruch to wszystko straci, że okaże się, że to był tylko sen. Był na siebie wściekły za to wahanie. Podszedł do niej i objął ją. W tej chwili zbeształ się, że przecież robi głupstwo, że dalej nie wie kim ona jest, że...

-Jesteś realna. -Kiedy jego słowa zadźwięczały mu w uszach nie wiedział, czy zadał pytanie czy stwierdził fakt. Sam zdziwił się, że coś takiego powiedział.

-Ty istniejesz. -Ona też wydawała się nie wierzyć w cały ten zbieg okoliczności. Takie przypadki przecież się nie zdarzały. – Ty naprawdę istniejesz. Nie wymarzyłam sobie ciebie... – Zawiesiła głos. Miała taki słodki głos. Gdy po raz pierwszy go usłyszał przeszło przez niego coś dziwnego Jakieś odczucie, którego nie potrafił określić. Nieprzeparte pragnienie bycia z nią i słuchania jej głosu...

 

To była kolejna noc, którą spędzili siedząc w milczeniu. Nie patrzył nią. Wystarczała mu świadomość jej obecności. Od jakiegoś czasu w ten właśnie sposób spędzali ze sobą czas... mnóstwo czasu. Trwało to już długo. Od czasu ich spotkania minęło trochę czasu, wiele się od tamtego dnia zmieniło. Nigdy nie odważył się zapytać, czy naprawdę wtedy go szpiegowała. Ona nigdy więcej już nie dzwoniła z tamtego telefonu. On porzucił pisanie książki, zerwał z dawnymi zajęciami, przestał wykonywać w sieci "prace zlecone", których autorów nie chciał znać... Spędzali tak ze sobą długie godziny, albo milczeli, albo kochali się. Kiedy nachodziła ich ochota potrafili też godzinami rozmawiać... to dziwne, ale nic z tych rozmów nie pamiętał...

Wstał i podszedł do niej. dotknął jej skóry, zatopił rękę w jej włosach. Świat zawirował...

 

Ocknął się. Była szósta wieczór szóstego czerwca. Trochę skołowany nie mogąc pozbierać myśli leżał przez chwilę wpatrując się w sufit. Nagle jego wzrok padł na migający na ekranie komputera napis "You have new mail". Deja vu? Skamieniał. Przez myśl przemknęło mu coś przerażającego... Coś co poderwało go na równe nogi... Myśl, która niemal zmroziła mu krew w żyłach... SEN!

Wybiegł. Biegł zdezorientowany przez korytarz. Nie wiedział gdzie jest, ani co się z nim stało. Odbił się od ściany i nie czując bólu zaczął zbiegać po schodach. Kręciło mu się w głowie. Obraz przed nim rozmazywał się i wirował. Widział na dole jej czerwony szal. Słyszał jej oddech. Chciał ją dogonić. Wyciągnął ręce, poczuł jak opada, to opadanie trwało i trwało, a świat zamazywał się coraz bardziej. Czuł w ustach słodkawy smak jej pocałunku.

 

Zachód słońca był chyba najpiękniejszym zachodem jaki kiedykolwiek oglądał. Na stalowoszarym niebie ktoś niezwykłą paletą przeróżnych odcieni żółci, czerwieni, fioletów i bieli namalował wielką ognistą kulę, która monumentalnie zanurzała się w wodach oceanu. Podświetlone promieniami zachodzącego słońca chmury mieniły się odcieniami od sinego fioletu aż po krwawą czerwień.

Na twarzy poczuł lekki powiew morskiej bryzy. Wciągnął głębiej w płuca wilgotne morskie powietrze. Odwrócił się. Ujął dłoń Monicki i przyciągnął ją do siebie. Poczuł zapach jej włosów, koniuszkiem nosa dotknął jej policzka. Zamknął oczy. Ich wargi odnalazły się w przestrzeni i zespoliły w pocałunku. Pocałunku co do którego był niemal pewien, że trwał całą wieczność. Był w raju...

Okładka
Spis Treści
Tomasz Agurkiewicz
Tomasz Agurkiewicz
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Jacek Andrzejczak
Tomasz Bąkowski
Shigor Birdman
Ryszard Bochynek
Dawid Brykalski
Dawid Brykalski
Charms
Sebastian Chosiński
Paweł Ciemniewski
Paweł Ciemniewski
Gregorio Cortez
Gregorio Cortez
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
EuGeniusz Dębski
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Andrzej Drzewiński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Tomasz Duszyński
Łukasz Dylewski
Mateusz Dymek
Ryszard Dziewulski
Ryszard Dziewulski
Piotr Ferens
Michał Fijał
Michał Fijał
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Aleksander Fiłonow
Jurij Gawriuczenkow
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Grzegorz Gortat
Jakub Gruszczyński
W.Grygorowicz
Agnieszka Hałas
Agata Hołuj
Agata Hołuj
Agata Hołuj
I.Ilf i J.Pietrow
I.Ilf i J.Pietrow
Jacek Inglot
Jacek Inglot
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Dariusz S. Jasiński
Maciej Jesionowski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Marcin Jeżewski
Daniel 'Beesqp' Jurak
Daniel 'Beesqp' Jurak
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Maciej Jurgielewicz
Irena Juriewa
Irena Juriewa
KAiN
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Hubert Kolano
Tomasz Kolasa
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Mariusz Koprowski
Marcin Korzeniecki
Rafał Kosik
Kot
Kot
Kot
Kot
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska
Justyna Kowalska

Archiwum cz. II
< 18 >